Co naprawdę myślę o…FEMINISTKACH?

Myślę, że feminizm jest (podobnie jak zresztą różne inne „izmy”) jakąś formą szowinizmu – polegającą na tym, że jedną z płci (w tym wypadku żeńską) uważamy za LEPSZĄ, mądrzejszą i szlachetniejszą od drugiej.

 

Swego czasu rozbawił mnie do łez Antonio Banderas (ten czołowy „macho” światowego kina!), który publicznie oświadczył, że w głębi duszy zawsze czuł się…kobietą! No, cóż, teraz po prostu WYPADA tak mówić…

 

Mam wrażenie, że kobiecie w dzisiejszych czasach „uchodzi” wszystko, każde zachowanie – mężczyzn zaś w pewnych kręgach akceptuje się tylko pod warunkiem, że nie będą czuli, myśleli i zachowywali się JAK MĘŻCZYŹNI…

 

Tymczasem płeć nie jest – jak głoszą niektórzy – kwestią „przypadku”, wynikającą w dużej mierze z wychowania (biedni ci wszyscy chłopcy, którzy bywali w imię tej teorii eksperymentalnie „przerabiani” w laboratoriach na dziewczynki!), ani też drobnej różnicy biologicznej w obrębie organów rozrodczych. Przeciwnie, całe nasze ciało (a także nasz mózg), każda jego komórka jest od początku kodowana jako męska lub kobieca. A twierdzić, że mężczyźni są gorsi (lub lepsi) od kobiet, to tak, jakby sądzić, że kolor czerwony jest zasadniczo lepszy od zielonego…

 

Nigdy też nie mogłam pojąć, dlaczego feministki z takim entuzjazmem odnoszą się do idei klubów, a nawet środków transportu przeznaczonych „tylko dla kobiet”, tymczasem gdyby ktoś gdziekolwiek próbował stworzyć podobne miejsca tylko dla mężczyzn – natychmiast podniosłyby krzyk o „dyskryminacji.”  Zamiast więc obiecywanej równości płci mamy tu raczej pewną nowoczesną formę segregacji płciowej

 

Nie jestem również (co zrozumiałe) entuzjastką tancerzy erotycznych i innych tego typu uciech. Widok pijanych, rozhisteryzowanych bab, rzucających się na faceta (dosłownie!) z pazurami  i zębami budzi mój głęboki sprzeciw. Przecież te wszystkie „wyzwolone” lekarki, artystki i biznesmenki zachowują się jak nastolatki, które nigdy wcześniej nie widziały mężczyzny!

 

Czyżbyśmy naprawdę uważały, że najlepszym sposobem zademonstrowania naszej równości z mężczyznami jest traktowanie ich teraz z równym lekceważeniem i pogardą, jak niektórzy z nich przez lata traktowali kobiety? To żenujące.

 

I kiedy słyszę te wszystkie hasła w rodzaju: „PATRIARCHAT SKONA!”, aż chce mi się zapytać: „Dobrze…Ale co POTEM?” Czy zastąpi go z kolei matriarchat, czy może jakaś oszalała „dyktatura równości” w której ktoś nie będzie mógł do własnego dziecka zatrudnić np. niani (płci żeńskiej!) bez oskarżenia o „seksizm”?

 

Myślę, że feminizm (zwłaszcza w swoich skrajnych postaciach) jest wiernym spadkobiercą dawnego, marksistowskiego sposobu postrzegania świata.

 

Oto bowiem mamy tu grupę „wyzyskiwaczy” czyli mężczyzn – oraz wieczne uciskane kobiety, które koniecznie należy „wyzwolić.” Jeżeli już zdarzy się coś, co udawadnia, że i kobiety nie są wolne od odwiecznych przywar rodzaju ludzkiego, takich jak okrucieństwo, zwykle próbuje się szukać dla nich usprawiedliwienia w „patriarchalnym modelu życia”, który zmusza je np. do mordowania własnych dzieci. Chciałabym się mylić, ale sądzę, że dla mężczyzny w analogicznej sytuacji nie byłoby wytłumaczenia ani litości…

 

Wszak wiadomo, że on, samiec, jest okrutny i zły „z natury” – i można go co najwyżej reedukować. (Jakiś czas temu czytałam o pomysłach szwedzkich feministek, postulujących, aby nakazać mężczyznom siusianie w „jedynie słusznej” pozycji czyli na siedząco – albo podawać chłopcom hormony niwelujące złowrogi wpływ testosteronu, rzekomo odpowiedzialnego za agresję – i zastąpić destrukcyjną rolę ojca w rodzinie postępową instytucją „współmatki…”) 

 

Poza tym wydaje mi się, że – wbrew bardzo głośno wykrzykiwanym sloganom! – organizacje feministyczne nie przyczyniły się (poza lansowaniem nieograniczonego prawa do aborcji) do rozwiązania ŻADNEGO  z realnych problemów kobiet na świecie. Czy występowały wprost przeciwko nędzy, maltretowaniu, kamieniowaniu i paleniu żywcem kobiet w krajach Trzeciego Świata? Czy gdziekolwiek przyczyniły się bezpośrednio do zaostrzenia kar za przemoc domową i molestowanie seksualne? Czy protestują przeciw pornografii i prostytucji? Czy naprawdę obchodzi je los kobiet zwalnianych z pracy, wychowujących wiele dzieci, mających dzieci niepełnosprawne? Albo tych, które całe życie spędziły „przy mężu”?

 

Postscriptum: Czy wiecie, jak „neutralnie” należy opowiadać dzeciom bajkę o Czerwonym Kapturku? „Czerwony Kapturek powiedział…lub powiedziała…” A „poprawna” wersja modlitwy Ojcze Nasz powinna brzmieć: „Ojcze nasz  i Matko nasza…”

 

W ogóle wydaje mi się, że feministki to kobiety, które często mają jakiś straszny „kompleks ojca.” Mnie tam nie przeszkadza, że Bóg jest moim Ojcem…

 

Byłam naprawdę zszokowana, kiedy dowiedziałam się, że jedna ze znanych feministek rozpowiadała po całej Warszawie, jakoby jej ojciec, ceniony prawnik, maltretował matkę – co oczywiście okazało się potem nieprawdą. Ale czegóż to się nie robi dla idei, prawda?

Postscriptum 2 (z dn. 27.05.2008): Z wielkim zdziwieniem dowiedziałam się wczoraj – notabene od pani opisanej powyżej – że rzekomo „wszystkie polskie feministki” – aż chciałoby się rzec: „jak jeden mąż” 😉 – „wierzą Anecie K.” Nie usprawiedliwiam tutaj wcale tych, którzy ją ponoć molestowali – ale wydaje mi się, że kobieta, która nie jest nawet pewna, kto jest ojcem jej dziecka, raczej kiepsko nadaje się na „nieszczęsną ofiarę samczych zbrodni.” Tym bardziej, że uważam, że MOGŁA po prostu odmówić niemoralnym propozycjom swoich szefów… 

 

58 odpowiedzi na “Co naprawdę myślę o…FEMINISTKACH?”

  1. A ja się tak do końca nie zgodzę… Nie jestem feministką i nigdy nie byłam, choć fakt faktem po części proklamuję równość między mężczyzną, a kobietą, przynajmniej w swoich własnych czterech ścianach. Feministki mają o co walczyć, a walczą przede wszystkim o równouprawnienie, a to jest potrzebne, zwłaszcza w miejscach pracy, gdzie kobiety na tym samym stanowisku, co mężczyzna, nadal zarabiają mniej… Pytam: dlaczego? Kobiety są często traktowane, jak słodkie idiotki, postrzegane tylko przez pryzmat swojego własnego ciała, kobiety inteligentne są niedoceniane, mężczyźni się często ich boją. Mężczyźni, to często dominanci, którym się wydaje, że kobieta jest stworzona do prowadzenia domu i wychowywania dzieci, że to nasz kobiecy obowiązek. Gdy kobieta zdradza, to chętnie mężczyźni spaliliby ją na stosie, a mężczyźnie WOLNO, jemu się gratuluje, gdy ma kochankę. Jest o co walczyć, zwłaszcza, że według definicji: feminizm, to ruch dążący do politycznego i społecznego równouprawnienia kobiet, a nie do zniszczenia mężczyzn, bo feministki, to nie mitologiczne amazonki, a jeśli któraś nienawidzi mężczyzn, to jest równie głupia, jak dominanci, bo obie płcie są równie ważne i powinny mieć takie same prawa.Pozdrawiam i dziękuję za wizytę.(nakozetce.blog.onet.pl)

    1. Moja droga, do tego, aby głosić równość między mężczyznami a kobietami nie trzeba wcale być feministką – mnie wystarczy np. być…chrześcijanką. 🙂 „Albowiem u Pana ani mężczyzna nie jest bez kobiety, ani kobieta bez mężczyzny. Jak bowiem kobieta powstaje z mężczyzny, tak też mężczyzna rodzi się przez kobietę.” Niemniej jednak „równy” niie musi oznaczać „identyczny”. Jesteśmy równi ale różni! I to właśnie jest piękne! Jeżeli chodzi o postulaty typu „równa płaca za równą pracę” to wydaje mi się, że wystarczy w tej kwestii być uczciwym człowiekiem. (Natomiast mój spowiednik jest tu „feministką do kwadratu” bo twierdzi, że pracujące kobiety wychowujące dzieci powinny otrzymywać za 6 godzin pracy taką pensję, jak mężczyźni za osiem. :)) Czy kobiety są „stworzone” do wychowywania dzieci? Owszem, ale…mężczyźni tak samo. Pan Bóg nie powiedział do mężczyzny: „czyń Ziemię sobie poddaną!” a do kobiety: „Bądź płodna!” – mówił o obydwu sprawach do obojga. Jestem córką „bizneswoman” i widzę po sobie, jak bardzo poświęcenie się karierze może przeszkodzić kobiecie w zbudowaniu prawdziwej, głębokiej relacji z dziećmi.

      1. Mimo wszystko nie radziłabym powoływać się na Stary Testament: „Do niewiasty [Bóg] powiedział: «Obarczę cię niezmiernie wielkim trudem twej brzemienności, w bólu będziesz rodziła dzieci, ku twemu mężowi będziesz kierowała swe pragnienia, on zaś będzie panował nad tobą». To tak, a propos równouprawnienia. Albo z Mądrości Syracha: „Początek grzechu przez kobietę i przez nią też wszyscy umieramy” plus cały wywód na temat dobrej i złej kobiety, nie będę cytować, ale odsyłam do źródła. Kobiety w większości krajów nie mogą być kapłanami, ani nawet ministrantkami (o takim przykładzie słyszałam w Niemczech), Chrystus również nie uczynił żadnej kobiety Apostołem. W Nowym Testamencie z jednej strony św. Paweł broni kobiet, z drugiej je piętnuje, traktując gorzej niż mężczyzn, nie miały na przykład prawa głosu. Niestety doktryna chrześcijańska nie idzie na rękę kobietom, chyba, że komuś odpowiada siedzenie w domu i wychowywanie dzieci, albo niższa pensja tylko ze względu na płeć.

        1. Proszę Cię, nie ucz orła latać! 🙂 Ja jestem historykiem kobiet w starożytności, a specjalizuję się w starożytnym Izraelu i historii chrześcijaństwa właśnie. 🙂 I wiem, że niezależnie od wszystkich uwarunkowań społecznych i kulturowych, chrześcijaństwo stanowiło ( i w wielu krajach Trzeciego Świata nadal jeszcze stanowi – np. w porównaniu z islamem) dla kobiet wielką szansę na awans. A ten fragment o „trudzie brzemienności” i „poddaniu”, zwracam ci uwagę, dotyczy sytuacji ludzkości będącej skutkiem grzechu – tzn. nie jest czymś, co Pan Bóg aprobuje. Św. Paweł, obok wielu tradycyjnych poglądów na „poddanie” kobiet mężczyznom, wypowuiedział też kilka genialnych zdań w rodzaju: „bądźcie sobie WZAJEMNIE poddani w bojaźni Chrystusowej.” W Kościele katolickim kobiety zasadniczo mogą służyć do mszy, zależy to od decyzji lokalnego biskupa. W strożytnym Kościele funkcjonowała też instutucja diakonis, która, jak sądzę, zolstanie przywrócona. Zwracam też uwagę, że: 1) pastorki w Kościołach protestanckich nie są kapłankami, raczej kimś w rodzaju rabinek (bo rabinki są też!) – zasadniczo nauczają, głoszą Słowo Boże i administrują parafią, co katoliczki mogą robić także (zwłaszcza na terenach misyjnych). W Wrrszawie i Krakowie są nawet siostry – duszpasterki akademickie, 2) Nie sprawowanie przez kobiety kapłaństwa można uznać za przejaw dyskryminacji tylko przy założeniu, że w Kościele kapłan jest czymś lepszym („ważniejszym”) od nie-kapłana. Jest to typowo feministyczne podejście, sprowadzające wszystko do kwestii: „kto ma nad kim władzę.” Tak jednak nie jest. Chrześcijański kapłan nie jest tym, który ma „rządzić” lecz tym, który ma służyć całej wspólnocie. 3) Kapłan sprawujący obrzędy liturgiczne ma niejako „wyobrażać” i przypominać Chrystusa, który przecież (jednak!) przyszedł na ten świat jako mężczyzna. Czy ten znak byłby tak samo czytelny, gdyby na jego miejscu stała kobieta?Jan Paweł II w encyklice (bodajże) Redemptoris Mater napisał, że na Kalwarii Bóg postawił Kobietę niezwykle blisko samego centrum tajemnicy zbawienia – jednak nie Ona jest w tym centrum. Współczęsty feminizm natomiast chce, aby to kobieta była w centrum uwagi – zawsze i wszędzie. A ja się pytam: dlaczego?

          1. ad2) służba czy zaszczyt, to nie ma znaczenia dyskryminacja jest dyskryminacją ad3)Że pojadę argumentem rasistowskim. Łatwiej mi sobie wyobrazić jak mógł wyglądać Chrystus patrząc na kobiety z Izraela czy Palestyny niż na czarnoskórych czy skośnookich księży. Jeśli czytelność się nie zatarła się od różnicy rasowej czy kulturowej nie zatrze się od różnicy płciowej.

          2. A jednak się zaciera, Marto. Najlepszy dowód, że te Kościoły, które zastąpiły Jezusa-Kapłana- Mężczyznę abstrakcyjną „(bezpłciową) „Osobą ludzką” nie tylko nie przeżywają napływu wiernych, zachwyconych taką „równościową Ewangelią” (zastanów się przez chwilę, czy aby NA PEWNO najważniejszym, co Jezus chciał nam przekazać jest – „jeśli jesteś kobietą, możesz robić to samo co mężczyźni” (inaczej mówiąc: płeć jest kwestią bez znaczenia, jeszcze inaczej: Bóg się POMYLIŁ pragnąc ,mieć ludzi w dwóch „wersjach”płciowych – płeć nie stanowi żadnej wartości, lecz jedynie przeszkodę, ograniczenie:)) -ale i popadają w coraz głębsze odchylenia doktrynalne. Bo tu już nie jest ważne, czego chciał i czego nauczał historyczny Jezus, tylko, czego MY byśmy chcieli nauczać w dzisiejszych czasach. A co do „zaszczytu” i „służby” – to wybacz, ale myślę, że to właśnie ma pierwszorzędne znaczenie. Feministki (za co ich najbardziej nie lubię;)) bardzo często rozpatrują wszelkie zjawiska (nawet tak złożone, jak relacje międzyludzkie, czy wiara) w kategoriach WŁADZY – liczy się tylko ten, kto ma władzę, jeśli jej nie masz, nie liczysz się jako człowiek. Wydaje mi się że Jezus (mężczyzna!:)) miał jednak zupełnie inną optykę: „Kto by między wami chciał być wielki, niech będzie SŁUGĄ wszystkich.” Gdybym miała sporządzić ranking słów, których feministki używają z największym obrzydzeniem, z pewnością słowo „służba” znalazłoby się na jednym z czołowych miejsc (zauważ, że na Manifach regularnie pojawia się szyderczy plakat „Wymawiamy SŁUŻBĘ!” – i to nie zmienia się od lat…) Pamiętam, jak w programie TVN24 jedna z tych pań kpiła z pracy s. Małgorzaty Chmielewskiej, stwierdzając, że w Kościele ma ona jeszcze dużo… podłóg do umycia (wniosek: mycie podłogi jest poniżej godności kobiety, sprawowanie władzy jedynie się liczy). Siostra odgryzła się inteligentnie, że owszem, chętnie umyje i tę podłogę i starego ojca tej pani, jeśli zajdzie taka potrzeba… Która z nich, Twoim zdaniem, zaprezentowała postawę bliższą Ewangelii? A jeszcze jedna kwestia jest taka, że mężczyznom na ogół łatwiej przychodzi sprawowanie WŁADZY niż spontaniczne okazywanie miłości. I, moim zdaniem, zamiast domagać się by podzielili się tą władzą z kobietami w sutannach (a skąd pewność, że sprawowałyby tę władzę LEPIEJ, niż mężczyźni?:) – doświadczenia tych Kościołów, które mają kobiety-biskupki, pokazują raczej, że tak samo pozwalają sobie na ekscesy w rodzaju prowadzenia samochodu po pijanemu – i inne takie…), należy raczej przykładać wszystkie siły do tego, by zrozumieli, że w ten sposób to oni właśnie mają się stawać”sługami sług”, także KOBIET – na wzór Jezusa – Mężczyzny, który stał się Sługą wszystkich – choć On Jeden był właśnie godzien tego, aby to Jemu służono – nie zaś ich „panami.”Może dajmy im tę szansę, co?:)

        2. Nie prawda. Autorka pisze bardzo słusznie .Feministki są to kobiety godne pożałowania. Mężczyźni tworzyli różne dziwne ideologie ale żadna z nich nie była taka groźna jak stworzony przez radykalne feministki gender. Z feministek nie ma żadnego pożytku ,jak autorka niniejszym słusznie napisała że nie rozwiązały żadnego z realnych problemów kobiet .A to że w chrześcijaństwie kobiety nie były np. kapłankami nie wynika z braku równożednoći .Nie. Pan Bóg już tak zrobił że mężczyźnie wyznaczył konkretne zadania a kobiecie dokładnie tak samo :-). I każdy z nich jest do czegoś innego przeznaczony .To nie chrześcijaństwo ale takie religie jak np islam dyskryminuje kobiety. Ale najłatwiej krytykować chrześcijan bo muzułmanie od razu by się oburzali. Chrześcijaństwo jest moim zdaniem religia która kobietę i mężczyznę traktuje z taka samą godnością .

  2. Zupełnie się nie zgadzam 🙂 Chociaż, to może kwestia definicji, bo to, co opisałaś, w moim mniemaniu zupełnie nie ma nic wspólnego z feminizmem. To jakieś skrzywienie w stronę kobiecego szowinizmu. Co do Boga-Ojca, tu akurat rozumiem te kobiety, którym w religii chrześcijańskiej brakuje równorzędnego(!) pierwiastka kobiecego. Mi go również brakuje, dlatego chrześcijaństwo pod tym względem wydaje mi się nienaturalne. Natomiast, w wieku kwestiach, które poruszyłaś, sporo organizacji feministycznych podejmowało aktywne (i poważne) działania.

    1. Daj spokój, ona w ogóle nie wie, o czym pisze. Nie zna definicji feminizmu i pewnie wiedzę czerpie z jakże ambitnych źródeł, jakimi są Internet i telewizja. Te wszystkie ekstremalne zachowania, które tu opisała to przejawy szowinizmu, którego definicji też nie zna. Doucz się, autorko, zamiast pisać bzdury.

      1. Dzięki za tak przychylną recenzję – jednakże, może zechciałabyś mnie oświecić, jaka jest ta poprawna definicja szowinizmu – skoro o nim piszę, a jednak jej nie znam. I myślę, że jak dotąd dobrze nam się rozmawiało, mimo różnic poglądów Ps. Masz doktorat ze studiów nad społeczną tożsamością płci? Bo tylko w takim wypadku możesz mnie nazywać niedouczoną (i dlaczego?tylko dlatego że nie pieję bezkrytycznie peanów pod adresem całego ruchu feministycznego, który nas kobiety wyzwolił, wyzwala i nadal wyzwalać będzie z okowów patriarchalnego barbarzyństwa? Do końca świata i jeden dzień dłużej!:)). Jeśli zaś czegoś nie wiem lub nie rozumiem – zawsze miło dowiedzieć się od Was w czym błądzę i skorygować swój pogląd. Prawda?

      2. Nawiasem mówiąc, skarbnico wiedzy wszelakiej, w dzisiejszych czasach NIE ISTNIEJE jedna spójna definicja feminizmu – w literaturze (którą, wyobraź sobie, czytam…) mówi się raczej o wielu różnych nurtach feministycznych. Czy mogłabyś mnie zatem oświecić, KTÓREJ z tych definicji nie znam?:)

  3. I żeby Ci się tu nie rozpisywać ;), moją zwerbalizowaną po długich przemyśleniach 😉 definicję feminizmu wymalowałam u siebie na blogu 🙂 Wiem, że już do mnie zajrzałaś, tym niemniej zapraszam raz jeszcze 🙂

    1. Oczywiście, że jest to kwestia definicji. Nie jestem przeciwniczką feminizmu jako takiego, ale jego pewnych wynaturzeń, które właśnie opisałam. Nie wiem czy słyszałaś, ale pewne grupy tego typu szwedzkich „feministek” postulują nawet żeby podawać chłopcom odpowiednio dobrane hormony, które miałyby powodować, że mieliby oni „kobiece” mózgi w męskich ciałach. Przecież to dla nich gorsze od śmierci!!!

      1. To równie idiotyczne, jak zabijanie dziewczynek w Chinach czy Indiach. Przykładowo. Ale przecież to nie feminizm, tylko jakiś idiotyzm.

  4. Same uogólnienia i pytania co by było gdyby?Szkoda,że nie doceniasz kobiet -jesteś kobietą .Pewnie pasuje ci wzorzec sprzed 100 lat, gdzie kobieta była dodatkiem do faceta, który nie miał praw, oprócz tych nturlnyc ,czyli rodzenia i upiększania życia facetowi.

    1. Ależ doceniam kobiety – więcej, cieszę się, że jestem jedną z nich. Przeciwna jestem jedynie idealizowaniu kobiet i demonizowaniu mężczyzn. Natomiast co do stanu sprzed stu lat, to cieszę się oczywiście, że możemy dziś uczyć się, studiować, pracować i w ogóle decydować same o sobie (choć z tymi sprawami dzisiejsze feministki nie mają już nic wspólnego) – niemniej i w tym dostrzegam dobre i złe strony. Obecnie kobieta musi koniecznie być „kimś” bo jeśli np. „tylko” wychowuje dzieci i spełnia się w tym, to jest NIKIM, nawet w oczach innych kobiet. Emancypacja dała nam równe z mężczyznami prawa (i chwała jej za to!), ale i równe obowiązki, często zupełnie zdejmując odpowiedzialność z mężczyzn, którzy mogą teraz z czystym sumieniem sobie „bimbać”, bo przecież: „Ona tak świetnie sobie poradzi beze mnie!”

  5. Droga Albo,przyznam szczerze że mi przykro. Masz kilka dobrych artykułów, otwartą głowę i to co dotychczas u ciebie przeczytałam świadczy o tym, że jesteś katoliczką myślącą, a to prawie jak oksymoron. Ale o feminizmie chyba masz pojęcie standardowe, jak większość ludzi w tym kraju. To znaczy: feministka to taka wredna baba nienawidząca mężczyzn, w dodatku jakaś bizneswoman co trzy razy w roku robi sobie skrobankę. Mężczyzn programowo nie znosi, uważa za zło wcielone i kretynów totalnych, ale wykorzystuje do celów seksualnych, w dodatku jak modliszka. Poza tym chodzi na manify i pali staniki. Nienawidzi dzieci, kur domowych i bałaganu, czepia się słówek i wrzeszczy że jest uciśniona. Na domiar złego jest babochłopem wygolonym na jeża w rozciągniętym dresie.No więc: nie.Czuję się feministką, i czuję, że pisząc takie teksty, piszesz też o mnie. Nie uważam się za szowinistkę. Nie sądzę aby mężczyźni jako ogół byli gorsi od kobiet. Jest to zresztą pogląd lansowany w pewien sposób przez patriarchat, nie przez feministki! Przecież to dziewczynkom nie wolno kląć, nie powinny kłamać, powinny być zawsze czyste (także w kwestii czystości seksualnej), spokojne, miłe i lubić porządek. Może nie przyzwala się na to chłopcom, ale nie zaprzeczysz, że na wiele rzeczy przymyka się oko stwierdzając że „to przecież chłopcy”. Nie sądzę, abyśmy różnili się aż tak bardzo, jak tego chce ten tradycyjny model wychowania.Nie da się zaprzeczyć różnicom płci. Teoria „tabula rasa” o możliwości wychowania chłopca na dziewczynkę była popularna kilkadziesiąt lat temu, i dziś chyba nikt przy zdrowych zmysłach się za nią nie opowiada. Zresztą obalają ją wystarczająco osoby transseksualne. Płeć ma swoje naturalne uwarunkowania, oczywiście, rzecz w tym, żeby nie warunkować bezmyślnie dzieci. I jeśli kupujesz synkowi kubek, a on chce akurat ten różowy w serduszka, to czemu wciskać mu że niebieski jest ładniejszy?Naturalne różnice chyba się w ten sposób nie zatrą, prawda? Jednak trzeba pamiętać że są różne typy ludzkie i jakiś procent dziewczynek będzie się spełniać w „męskich” zawodach i na odwrót. Po prostu pozwólmy rozwijać się każdemu według własnego klucza, nie nakazując chłopcu być twardzielem, a dziewczynce posłuszną szarą myszką. Osobiście czasem czuję się trochę jak mężczyzna. Nie wiem czy to coś złego, dziwnego może, mnie się to wydawało naturalne. Zawsze wydawało mi się, że wszyscy tak mają i że zaprzeczanie tego „obcego” pierwiastka w sobie pozbawia nas jakiejś części siebie. Jestem w związku z mężczyzną, który też przyznaje się do żeńskiej części swojej natury. Spotkałam kilku „stuprocentowych” mężczyzn, i żaden z nich nie był tak męski. (; Zresztą co to znaczy zachowywać się jak mężczyzna/kobieta? O tancerzach erotycznych nie wiem o co chodziło. Nie słyszałam nigdy o powiązaniu miedzy byciem feministką a upodobaniem do striptizu i płatnego seksu. „Te wyzwolone” mogą być i po jednej i po drugiej stronie barykady. Nie bardzo też rozumiem kluby i środki transportu tylko dla kobiet. Ja nie widziałam, raz słyszałam o kawiarni dla kobiet, ale wpuszczani są tam też mężczyźni. Zwyczajowo zakładają wtedy jedną z dyżurnych jajcarskich peruk, ale za niezałożenie nikt nie wyrzuca. O postulowaniu wagonów wyłącznie kobiecych w pociągach indyjskich słyszałam – ale to raczej względy praktyczne, nie fanaberie. Tam po prostu kobiety w pociągach, w strasznym ścisku są bezczelnie i chamsko molestowane, i nie ma na to innego sposobu.Szwedzkie feministki to jest jak dla mnie temat – porażka. Chyba przespały nadejście feminizmu drugiej i trzeciej fali, które stawiają nie na RÓWNOŚĆ (bo niby czemu mamy równać do mężczyzn albo oni do nas), ale kolejno RÓŻNOŚĆ i RÓŻNORODNOŚĆ. Różnorodność, czyli jak ze starej reklamy l’Oreal: każdy inny, każdy wyjątkowy. Więc patriarchat skona, a później każdy będzie sobą, a nie manekinem z etykietką. (:Na koniec: tak, feminizm działa na rzecz kobiet z krajów trzeciego świata. Walczą o pozycję kobiety w rodzinie i społeczeństwie, zmiany prawne, uruchamiają pomoc w wielu aspektach. Istnieją organizacje przeciwdziałające przemocy, gwałtom, oferujące pomoc materialną i prawną poszkodowanym; pomagają też w kształceniu kobiet bezrobotnych. To nie są puste slogany, tylko praca wielu osób, bardzo lekko i bezrefleksyjnie pomijana. Niemedialna, więc w społeczeństwie informacyjnym nieistniejąca.Zresztą: feminizm to nie monolit, jak sama wiesz. A to, że jakaś pani która nazywa się feministką chlapnie coś bezmyślnie, to mniej więcej ma takie przełożenie, jak wypowiedź przypadkowego przechodnia miałaby być opinią wszystkich Polaków.

    1. No, cóż, Doris – mogłabym teraz powiedzieć, że masz takie samo pojęcie o katoliczkach, jak ja o feministkach, skoro dla Ciebie „być kobietą wierzącą” i „myślącą” to niemal przeciwieństwa. 😛 Jednakże nie będę złośliwa i odpowiem – 1) do wielu przedsięwzięć „nur fur Damen” (także w Polsce) mężczyźni nie są dopuszczani (no, chyba, że to transseksualiści). A to już uważam za zwykły szowinizm. 2) mężczyźni są ewidentnie dyskryminowani np. w kwestiach związanych z wychowaniem dzieci. Już nie mówiąc o tym, że w imię „wyłącznego prawa kobiety do decydowania o własnym ciele” niejednokrotnie odmawia im się prawa do ojcostwa – rozumiem zatem, że te panie wierzą w dzieworództwo? Albo, że ciąża to tak „straszliwe brzemię” które kobiety (oczywiście, zawsze WBREW swej woli, bo jakże by inaczej) noszą z narażeniem własnego zdrowia i życia – że współsprawcy tego strasznego „gwałtu na kobiecej wolności” słusznie powinni siedzieć cicho i przepraszać?Przykro mi, ale NIE ZGADZAM SIĘ na taki feminizm, w którym prawo do aborcji bezie „podstawowym prawem KOBIETY” i tylko kobiety.3)Odnoszę wrażenie, że kobietom w dzisiejszych czasach „uchodzi” już prawie wszystko, dowolne zachowanie – to raczej od chłopców i mężczyzn wymaga się, by nigdy, w żadnej sytuacji (no, może poza areną sportową) nie zachowywali się jak mężczyźni. Czytałam ostatnio wywiad z pewną feministycznie nastawioną panią psycholog, która się CIESZYŁA ze wzrostu agresji wśród młodych dziewczyn – bo, rzekomo, w ten sposób „wyzwalają się one z kulturowych ograniczeń.” No, pewnie – powód do radości jak cholera… Szkoła (szczególnie podstawowa) jest „żeńskim biotopem”, miejscem ewidentnie stworzonym pod kątem potrzeb i możliwości DZIEWCZYNEK. Wystarczy spojrzeć na dysproporcję w liczbie nauczycieli względem nauczycielek – i jakoś nikt się nie drze, że to jest ze szkodą dla męskości. (A na pewno jest…) Zauważ, że kiedy dziewczynkom coś w szkole nie idzie, pedagodzy krzyczą, że to wina SZKOŁY i że należy ją dostosować do uczennic. Natomiast, jeżeli (co zdarza się częściej) nie wychodzi chłopcom, mówi się, że to ONI powinni się dostosować. W Szwajcarii, która ma znacznie dłuższe tradycje „wyrównywania płci”, zaczęto nawet wobec zupełnie ZDROWYCH i normalnych chłopców stosować terapię przeciwko ADHD żeby ich „zresocjalizować”… A przecież wiadomo, że ludzie w naturalny sposób różnią się pod względem zachowań społecznych i żadna „terapia” tego nie zmieni. Co będzie następne, hormony czy lobotomia? W niektórych szkołach już zakazano sportów takich jak piłka nożna, jako zbyt kontaktowych i brutalnych. No, jasne – bo niby dlaczego chłopcy nie mogą „jak ludzie” grać w klasy? Nawet prof. Środa kiedyś powiedziała, że piłka nożna to taka głupia, męska gra.:( 4) Jako historyczka wiem, że każda, nawet najszlachetniejsza idea, wyradza się z czasem, jeśli ludzie nie wiedzą (a na ogół nie wiedzą) gdzie się zatrzymać. Wydaje mi się, że coś takiego spotyka właśnie współczesny ruch feministyczny. 5) NIE WIEDZIAŁAM, że kobieta światła, wykształcona i świadoma swojej wartości ma w dzisiejszych czasach „psi obowiązek” być feministką. „Kto nie z nami, ten przeciwko nam”? Ciekawe, jak to się ma do opiewanego przez Ciebie ideału „różnorodności” (który zresztą i mnie jest bliski)? Zauważ, że za „mądre” uznałaś tylko te moje teksty, które mniej lub bardziej zgadzały się z Twoim zdaniem. 🙂 Zresztą, jeśli chcesz, możesz mnie określić jako „katolicką feministkę” – choć wszelkie etykietki uczulają mnie jak rzadko…

      1. Ps. Jeśli chodzi o niechęć do stereotypów dotyczących płci, to ja chyba jestem „lepsza” od Ciebie – bo LUBIĘ powyciągane swetry, a nie cierpię makijażu, a zamiast o ciuszkach wolę dyskutować o polityce i książkach. Wielu moich czytelników sądzi, że jestem facetem – co mnie zresztą bardzo dziwi Synkowi kupuję, co ON chce (ale nie wpieram mu, jak szwedzkie feministki, że płeć jest czymś, co należy czym prędzej wyrzucić na śmietnik. Polecam mój tekst:”ON. ONA. ONO?”) NIE UWAŻAM, że kobieta ma być „potulną szarą myszką” a chłopaki nie płaczą – ale też nie sądzę, że mężczyźni to w ogólności chamy i molestatorzy, przed którymi „te biedne kobietki” muszą się chronić w bezpiecznych, pachnących, kobiecych gettach. A tej „magicznej więzi” jaka, podobno, powinna mnie łączyć ze wszystkimi istotami płci żeńskiej, ni choroby jakoś nie czuję. Przykład: i „Kazia” Szczuka i Anna Sobecka są – przynajmniej nominalnie – kobietami, ale OBYDWIE wydają mi się równie antypatyczne (choć z różnych powodów) – z którą zatem z nich powinnam się „solidaryzować”? I wybacz, ogarnia mnie pusty śmiech, gdy niektóre z tych pań twierdzą, że „piekło kobiet” polega na tym, że nie można usuwać ciąży na każde żądanie (jakby to była kurzajka…) – podczas gdy na świecie tyle kobiet cierpi głód i pragnienie, są bite, okaleczane, gwałcone, kamienowane, zmusza się je do katorżniczej pracy i do aborcji (Indie, Chiny). TO jest prawdziwe piekło…

        1. Nie wiem, czy powyciągane swetry są dowodem na lepszość i ogólną zajebistość. Jeśli chcesz wiedzieć, jeśli Cię to w ogóle interesuje i o czymkolwiek świadczy, to nie maluję się, nie noszę kiecek i obcasów, ale nie traktuję tego ideologicznie. Jakoś to moim zdaniem nie świadczy o niechęci do stereotypów, tylko o niechęci do strojenia się, malowania i preferowaniu wygody nad wygląd.Pojęcie o katolicyzmie mam obawiam się nie takie najgorsze, tylko patrzę z innej perspektywy. Mienisz się katoliczką, a na tym blogu nawet szerzysz okrutną herezję, że Bóg lubi seks. Otóż nie, wg nauk Kościoła Bóg seksu nie lubi i sama o tym gdzieś pisałaś, że nie powinno się pożądać nawet współmałżonka.Popełniasz też zbrodnię, żyjąc z mężczyzną bez zaklepanego przez Kościół ślubu i nadal wierzysz w możliwość zbawienia. Och nie, wg szanownych ojców, doktorów i całej reszty tej instytucji oboje was czeka piekło. To jest doktryna Kościoła, z którym się utożsamiasz, prawda? Już pomijam oczywiste kwiatki, w stylu orzekania o ilości aniołów, albo rozważania niektórych czy nieochrzczone dzieci idą do nieba. I to nie są kwestie grzechu (bo można grzeszyć i być katolikiem) tylko wiary w oficjalną doktrynę Kościoła. Z którą myśląca osoba zazwyczaj ma problem.Instytucji „nur fur Damen” nie znam. Bardzo proszę o przykłady, jestem ciekawa. Jeśli nie mówimy o damskich toaletach. Co natomiast okrutne, przewijaki dla dzieci są tylko w damskich toaletach, i to raczej nie wynika z podejścia feministycznego (które zakłada że tatuś też może przewijać). To raczej feminizm postuluje przeniesienie trudów wychowania dziecka na oboje rodziców, nie odwrotnie. Jestem absolutną zwolenniczką obowiązkowego „tacierzyńskiego” (w najmniejszym możliwym wymiarze, żeby szczęśliwy tatuś mógł pobyć chwilę z nowo narodzonym dzieckiem i jego mamą). Zresztą nie wiem w jakiej kwestii uważasz że mężczyźni są dyskryminowani przy wychowaniu. Bardzo proszę, rozwiń to.O aborcji akurat nie pisałam, wiec nie rozumiem dlaczego jest to główny punkt krytyki mojego postu. W ramach tej krytyki zapominasz tylko o jednym: to kobieta ponosi wszystkie konsekwencje ciąży i większy ciężar związany z wychowaniem dzieci. I nie uważam, że mężczyzna powinien nie mieć nic do gadania, ale niektórzy mężczyźni mają w tych kwestiach do powiedzenia za dużo. Aż się chce powiedzieć, że jak chcą zapobiec aborcji po kazirodczym gwałcie, albo gwałcie na czternastolatce, to niech je wyjmą z jej brzucha i sami donoszą. Traktowanie kobiety jak żywego inkubatora, choćby nie wiem co, strasznie mnie drażni. Szczególnie biorąc pod uwagę jak się pojmuje poronienia: mała ciąża, mała strata. Aborcje wykonuje się wyłącznie na małej ciąży, nie? Zwłoki po poronieniach trafiają do szpitalnych odpadów – amputowanych kończyn, wygolonych włosów, wyciętych wyrostków. To zastanówmy się czy poczęte życie jest dla nas jednak ważne (jak przy aborcji), czy jest zlepkiem komórek i tkanką z tkanki matki (jak przy poronieniu). Nienarodzone dzieci nie otrzymują kościelnego pogrzebu. Wyskrobana matka zwykle ma duże problemy z uzyskaniem przebaczenia i rozgrzeszenia. Cudowny paradoks.Co znaczy „zachowywać się jak mężczyzna” Twoim zdaniem? Agresywnie? Rozwiń to proszę, bo nie rozumiem co ma płeć do zachowania. A to, co dana pani feministka sądzi, to jest jej sądzenie, nie moje. Ja też Ci zaraz zarzucę że katolicy nienawidzą Żydów, bo ostatnio czytałam wywiad z wierzącym członkiem ONR, który wypowiadał się ze „Żydzi to najgorsza, brudna hołota”.Tematu szkoła nie rozumiem już zupełnie. Dysproporcja płci wśród nauczycieli wynika bezpośrednio z faktu niskiej płacy. Dyrektor zatrudnia tego, kto się zgłosi – mężczyźni liczą na coś więcej, kobiety biorą co jest. Naprawdę, nikt tego odgórnie nie ustala. Poza tym jaka to jest szkoda dla męskości? Rozwiń, proszę. Feminizm dąży do tego, żeby dzieci obu płci traktować równo. Feminizm dąży też do tego, żeby maksymalnie ograniczyć stereotypy płci w pracy, więc też żeby kobieta nie myślała „w biznesie mi się nie uda” i szła na nauczycielkę (stąd się biorą sfrustrowane, wredne matematyczki!). I żeby mężczyzna który lubi pracować z dziećmi mógł to robić, bo na zasadnicze utrzymanie domu zarobi jego żona.Terapie hormonalne, ADHD i lobotomię przemilczę, bo już pisałam co sądzę o takich pomysłach równania płci. A że piłka nożna to głupia męska gra sądzi nie tylko prof. Środa, ale to raczej osobista opinia. Ja tam lubię pokopać, niech sobie to będzie brutalne. (: Zresztą właściwie każdy sport, no może z pominięciem tańca (?) jest stereotypowo męski, nie ma co rozdzierać szat.Hm, kobieta inteligentna… raczej: inteligenty człowiek zasadniczo powinien sobie zdawać sprawę z pewnych rzeczy. Czynić głębszy namysł nad zastaną rzeczywistością, która jest opresywna z różnych powodów (akurat Ty powinnaś wiedzieć o czym mówię) i z tą opresywnością walczyć. Inteligentna osoba powinna rozumieć, że gdyby nie feministki, kobieta uczyłaby się aktualnie gry na pianinie, czytała romanse, rodziła dzieci i starała się za wszelką cenę ładnie wyglądać dla swojego pana i władcy. Nie miałaby nawet frajdy z seksu, bo nawet noga od stołu byłaby nieprzyzwoita, a od seksu przy świetle i w pozycji innej niż klasyczna są prostytutki. I nawet nie marzyłaby o innym życiu, bo inne życie sprowadzałoby się do dźwigania na barkach całego domu + zadowalaniu męża w każdej kwestii. Inteligentny człowiek powinien o tym wiedzieć, a poza tym układać swoje życie tak jak chce i jak uważa.Czy miałam uznać że mądre są te teksty, z którymi nie zgadzam się zupełnie? Ok, czekam aż pod moim postem pojawi się odpowiedź „uważam że to co napisałaś jest mądre”. d:

          1. Uważam, że w naszej kulturze kobiety (generalnie rzecz biorąc) NIE SĄ w większej „opresji” niż mężczyźni. Mężczyzn dyskryminuje się w wychowaniu ewidentnie – wystarczy spojrzeć na wyroki sądów w sprawach rozwodowych (wydawane oczywiście w większości przez PANIE sędziny – czyżby i to był „niskopłatny” zawód?:)). (Nawet organizacje walczące o prawa osób homoseksualnych mówią raczej o „les-mamach” niż o „gej-tatach” – bo mimo wszystko, dwie kobiety wychowujące dzieci, to bardziej „naturalne” niż dwaj faceci, prawda?:( (Mój mąż był ojcem od samego początku ciąży i NIGDY nie odważyłabym się zrobić z tą ciążą niczego bez jego wiedzy i zgody – ja nie wierzę, że to „nie jego interes”. Sama sobie „tego” nie zrobiłam! ) A jak to szkodzi męskości? Ano, nic nie poradzisz na to, że każdy CZŁOWIEK potrzebuje w toku wychowania WZORCÓW OBYDWU PŁCI (jak stwierdzono np. w kontrolowanych badaniach na terenie wiosek dziecięcych, gdzie dzieci są wychowywane jednie przez samotne „ciocie” – opiekunki) – a skąd mają brać te wzorce dzieci wychowane w domu przez matki, a w szkole przez nauczycielki? Twoje zarzuty wobec katolicyzmu są tak pogmatwane, a miejscami powierzchowne, że trzeba by co najmniej kilku postów, żeby to wszystko „rozplątać”. Jeśli chcesz, mogę to zrobić w kilku mailach. Muszę rozwiać Twoje złudzenia: aborcja w wielu „cywilizowanych” krajach świata jest dopuszczalna NIE TYLKO we wczesnej ciąży (no, chyba, że za taką uznajesz ciążę 24-tygodniową. Natomiast zamożne Dunki, które u siebie mają również bardzo liberalne prawo aborcyjne, wyjeżdżały do klinik w Hiszpanii robić zabiegi w 8 i 9. miesiącu… Ich „święte” prawo, no nie? ;( Zresztą i prof. Środa w programie Pospieszalskiego, z uporem, wbrew faktom, twierdziła, że płód do momentu narodzin nie jest człowiekiem. Urodziłam się w 29. tygodniu ciąży mojej mamy -tak więc wg tej pani (która podobno jest etykiem) byłam zwykłym śmieciem. Jest to zresztą dla mnie dowód na to, że ludzie na ogół nie wiedzą, gdzie się zatrzymać w ideologicznym zacietrzewieniu. O nielogiczności, hipokryzji i okrucieństwie w przypadku poronień już tutaj pisałam. I jeśli te wszystkie poglądy sytuują mnie w Twoich oczach jako obywatelkę „ciemnogrodu”, która nie tylko nie zasługuje na miano osoby inteligentnej (bo, jak wywnioskowałam z Twojej odpowiedzi, jako taka powinnam czcić feminizm jak świętość;)) ani nawet na zwykły szacunek, to jakoś to przeboleję. Jestem, kim jestem – i nie zamierzam się zmieniać. Chciałabym tylko zauważyć, że to żadna sztuka być TOLERANCYJNĄ dla tych którzy myślą dokładnie tak, jak my. :)Oczywiste jest również, że cały ruch czy zjawisko społeczne określa się głównie na podstawie jego najgłośniejszych przedstawicieli: i tak, polscy homoseksualiści zostali skrzywdzeni utożsamieniem z poglądami pp. Niemca i Biedronia, katolicy -o. Rydzyka i Jankowskiego, a feministki – pp. Szczuki i Środy.Ps. Przykład przedsięwzięcia „tylko dla kobiet” prowadzonego przez pewną ultrafeministyczną organizację podał swego czasu na swoim blogu Szymon Hołownia – pewna fundacja (która skądinąd POZA TYM zrobiła parę mądrych rzeczy dla kobiet) otworzyła otóż na jednym z osiedli klub, do którego „mężczyźni biologiczni” nie mają wstępu, chyba że są to transseksualiści, czujący się kobietami. Zaiste, piękna to idea: krzewić równość płci przez segregację płci…:) Po szczegóły odsyłam na wyżej wymieniony blog(artykuł: „Mężczyźni biologiczni i nie.”).

          2. Ps. „Inteligentny człowiek powinien” również wiedzieć że z tymi rzeczami, o których piszesz (dostęp do wykształcenia, praw politycznych i pracy) WSPÓŁCZESNE feministki mają mniej więcej tyle wspólnego, co Włodzimierz Napieralski z Włodzimierzem Leninem. Wywalczywszy te podstawowe ludzkie prawa, kobiety powinny były się zatrzymać i POMYŚLEĆ, co dalej. Tego namysłu, niestety, chyba zabrakło, i stąd brniemy w coraz bardziej bzdurne dyskusje typu „czy zabawa lalkami albo siusianie na siedząco są opresywne dla kobiety” i czy obraża je reklamówka, na której kobieta nie radzi sobie z piłą tarczową (durnymi reklamami, na których mężczyzna przypala nawet wodę w garnku, a na widok pampersa ucieka z krzykiem, panie się nie zajmują – w końcu to „tylko mężczyźni”) – podczas, gdy miliony kobiet na świecie cierpią NAPRAWDĘ.

          3. Nie mam teraz zbyt wiele czasu, więc odpiszę krótko.1. W gruncie rzeczy chodzi mi tylko o to, żebyś utożsamiała feminizm z dążeniem do zniesienia kulturowej opresywności płci. Także opresją wobec mężczyzn.2. Feminizm działa na różnych polach, i aborcja jest w tym raczej mało znaczącym elementem. Za to jest medialna, więc z tym się feminizm głównie kojarzy.3. Pisząc o gwałcie na 14-latce, nie miałam na myśli tej konkretnej Ani czy Kasi, tylko ogół. 4. Każdy potrzebuje wzorców obydwu płci, owszem. Nie dotykałam problemu małżeństw homoseksualnych, więc proszę nie zbaczaj z tematu. Natomiast jeśli chodzi o nauczycielki – gdyby spełniony został główny postulat feminizmu, to bardzo prawdopodobne, że proporcje by się wyrównały.5. Jeśli mowa o dyskryminacji w wychowaniu, feminizm promuje równość w podziale trudów wychowania i traktowaniu rodziców. W myśl feminizmu mężczyzna powinien być odpowiedzialnym ojcem, a nie przerzucać wszelkie obowiązki związane z posiadaniem dziecka na partnerkę. To model patriarchalny ustawia te relacje nierówno, zrzucając odpowiedzialność na kobietę i promując wzorzec „weekendowego tatusia”.6. Nie musisz się mienić feministką, oczywiście. Fajnie by jednak było, żeby inteligentni, wykształceni ludzie, zdawali sobie sprawę z pewnych mechanizmów i prawidłowości. Jakie jest Twoim zdaniem wyjście z dyskryminacji mężczyzn w kwestiach wychowania? Moim zdaniem tylko zlikwidowanie stereotypu, że dziećmi zajmują się kobiety.7. Jeśli mowa o prawdziwym patriarchacie. Po co Polacy walczyli z komunistyczną władzą w latach ’80? Pojechaliby do ChRL, a może do Korei… TAM jest prawdziwa komuna! Po co bawić się w wolontariat w Polsce, finansować obiady dla głodnych dzieci itd? Przecież o wiele bardziej cierpią dzieci w Afryce – Polskie dzieci z głodu nie umierają.8. Reklamy obu typów – facet przypalający wodę i kobieta słodka idiotka/sfrustrowana pani domu – ubliżają obu płciom. Czy nie uderza Cię np. przesłodka reklama płynu do naczyń, gdzie po umyciu wielkiego gara po bigosie pan podchodzi do pomywaczki i pyta:”a mógłbym wziąć go dla żony?”.Pytam się: żona tym płynem ma się myć, odżywiać włosy, zmywać makijaż czy może robić kąpiel z bąbelkami? To smutne, że reklama kreuje kobietę jako tę od mycia garów. A można było powiedzieć „do domu”. Jest jedna reklama, którą uwielbiam – lodówki Beko. Środek nocy, w łóżku kobieta w wysokiej ciąży. Mężczyzna obok wstaje i idzie do lodówki po coś dla niej. To świetny obraz fajnej relacji. Ona nie jest sama ze swoją ciążą, on też uczestniczy w tym macierzyństwie, jest przy niej. Zresztą reklamy to temat rzeka, nie ma co się rozdrabniać.Kończę, bo i tak już za długo siedzę.plazmoliza@szeptem.pl

  6. Ps2: A co do „tych okrutnych obrońców życia, którzy każą rodzić dzieci zgwałconym dzieciom” to doradzałabym nico mniej emocji, a nieco więcej trzeźwej analizy. Kwestię urodzenia przez kobietę dziecka z gwałtu nie tylko ja (mnie możesz – poniekąd słusznie – uważać za „heretyczkę” i hipokrytkę, ale także mój spowiednik, etyk, uważał za CZYN HEROICZNY, bohaterski, do którego owszem, należy kobietę ZACHĘCAĆ (zamiast wmawiać jej, że jest przez sam fakt gwałtu jakoś „naznaczona”, wytykać ją palcami i twierdzić, że NAJLEPSZE i jedyne, co może dla siebie zrobić, to pozbyć się „tego wstrętnego czegoś” z siebie), ale nigdy nie wolno jej do tego ZMUSZAĆ. To po pierwsze. A po drugie, wobec coraz wcześniejszego dojrzewania płciowego młodzieży, należałoby może przemyśleć nasze pragnienie „chronienia” jej za wszelką cenę już nie przed „seksem” (który przecież staje się coraz bardziej „naturalną aktywnością” z którą młody człowiek powinien podobno zapoznawać się jak chce i kiedy chce) co przed odpowiedzialnością. Także 14-latka, którą wspominasz, nie została wcale „brutalnie zgwałcona” – współżyła po prostu ze swoim chłopakiem. A jej matka, chcąc ukryć fakt, że zrobiła to ZANIM ona zdążyła ją uświadomić w kwestii bezpiecznego seksu, chciała się jedynie pozbyć śladów tej „straszliwej zbrodni” sposobem starym jak świat. Moim zdaniem, jeśli ktoś czuje się dostatecznie „dorosły” na to, by uprawiać seks, powinien także przyjąć na siebie wszystkie możliwe konsekwencje tego faktu. Seks NIE JEST zabawą dla dzieci.

  7. Ps3: Czy naprawdę sądzisz, że trzeba być (zdeklarowaną) feministką i tak o sobie mówić, by uznawać słuszność niektórych „feministycznych” (a tak naprawdę to ogólnoludzkich) postulatów dotyczących kobiet? Mnie się wydaje, że wystarczy być po prostu myślącym człowiekiem. A nie zamierzam ukrywać, że niektóre hasła głoszone przez sztandarowe postaci tego ruchu odstręczają mnie od nazywania siebie „feministką” – jak np. to o rzekomo panującym w Europie „patriarchacie” – jeśli te panie chciałyby zobaczyć NAPRAWDĘ patriarchalne społeczeństwo, radzę wybrać się do któregoś z krajów arabskich lub afrykańskich – w takiej perspektywie pojęcie „łamania praw kobiet” nabiera ZUPEŁNIE innego znaczenia…

    1. W większości przypadków podzielam Twoje zdanie Albo, ale akurat nie w kwestii postrzegania feminizmu. Patrzenie na cały ten ruch przez przytoczone przykłady to jak utożsamianie Kościoła z ojcem Rydzykiem, jak twierdzenie że prawica to Korwin Mikke, jak mówienie, że homoseksualiści to pedofile, albo że w Polsce panuje patriarchat. Ja się też feministką nie nazywam, nigdy nie powiedziałam i nie powiem, że „facet to świnia”, unikam „babskich nasiadówek” gdzie głównie marudzi się na „samców”. Jednak jestem wdzięczna wszystkim sufrażystkom/feministkom za to, że mogłam studiować i pracować w wymarzonym zawodzie (gdybym urodziła się cztery lata wcześniej nie miałabym szans), że mogę głośno wypowiadać swoje zdanie, nawet że mogę po prostu chodzić w spodniach i „glanach” – że nie jest u nas tak, jak w krajach fanatycznego Islamu. To ich zasługa, chociaż trzeba zauważyć, że także potrafią popadać w grubą przesadę i wypaczać własne idee – podobnie jak wypaczeniom uległy idee równości w systemach komunistycznych.Pozdrawiam 🙂

      1. Barbaro, gdybyś przeczytała moje komentarze powyżej, wiedziałabyś, że doceniam historyczne zasługi sufrażystek. Mój stosunek do całego ruchu można by streścić w haśle: „Równe CZŁOWIECZEŃSTWO i wzajemny szacunek – TAK! WSPÓŁCZESNY feminizm i jego wypaczenia – NIE!” Każdy ruch powinien wiedzieć, gdzie leży jego „punkt dojścia”, bo inaczej się wyradza. Ostatnio np, w modelowej pod tym względem Szwecji minister od szkolnictwa wyższego poszedł po rozum do głowy i (po latach stosowania przymusowych parytetów) doszedł do wniosku, że „odtąd już nie płeć, tylko wiedza będą decydować o przyjęciu na studia.” Okazało się bowiem, że to, co w założeniu miało „dawać fory” kobietom, w istocie je dyskryminowało. Dziewczyny są często pilniejsze w nauce od chłopców i w systemie, gdzie MUSIAŁO być obowiązkowo 50/50 studentów i studentek 90% odrzuconych stanowiły kobiety…:) Tak więc nie płeć ma się odtąd liczyć, tylko wiedza… A nie można było tak od początku? Bez tej całej równościowej histerii?

        1. Komentarze czytałam 🙂 Niemniej post jest zatytułowany „co naprawdę myślę.. o feministkach” (nie o wypaczeniach feminizmu). Wypaczeniom także mówię zdecydowane NIE, aborcji „wedle życzenia” NIE, kościelnym „ślubom” homoseksualistów NIE, „zagonieniu” kobiet „na traktory” – NIE (bo przymusowi NIE), postulat parytetów wręcz mnie osobiście obraża. Nie chciałabym być gdziekolwiek ani odrzucona ani dopuszczona tylko ze względu na płeć. Natomiast także współczesny feminizm ma nie jedno oblicze. Feministki – ludzie lepsi, gorsi, dobrzy albo źli. A Szwecja, jak sama piszesz, już też zmienia nieco kurs odchodząc od kobiecego szowinizmu. Może to tak jak z przysłowiowymi dzbanami – najgłośniejsze te puste 🙂 dzwonią, brzęczą a przyroda znajdzie właściwą równowagę :):):)

          1. PS. „Co naprawdę myślę o parytetach” 🙂 Każdy inteligentny człowiek powinien dostrzegać, że „parytety” nigdy nie doprowadzą do dobrego wyniku. Parytet w pracy, w szkole, na uczelni… co dalej? Parytet w życiu – czyli POZABIJAĆ „nadwyżkę” chłopców lub dziewczynek? Bo w spisie ludności ma być 50/50? Toż to szczyt absurdu i ewidentne zaprzeczenie nie tylko idei „równości płci”, ale praw natury i nawet matematyki (rachunku prawdopodobieństwa).

          2. Akurat te ostatnio wałkowane parytety wyborcze mają konkretny cel, i w innych cywilizowanych krajach po osiągnięciu pewnego poziomu równości się je znosi. Ja nie widzę innego sposobu na wpuszczenie kobiet do polityki. Mniej jest posłanek czy senatorek, a wyżej to już zupełnie cienko. Efekt taki że o wszystkim, nawet o sprawach dotyczących głównie kobiet (np. przepisy dot. przemocy domowej) decydują mężczyźni. Trochę kobiecego punktu widzenia byłoby cenne, nie uważacie? Nie wybieramy kobiet, bo w naszym przekonaniu kobiety się do polityki nie nadają, choć nie do końca wiadomo dlaczego. Mnie te parytety średnio się podobają, zamiast takich wynalazków zmieniłabym ordynację na jednomandatowe okręgi. To jest system w którym nie liczy się płeć (albo powiedzmy liczy się mniej) tylko odpowiedzialność, uczciwość i rzeczywista praca. Ale też nie sądzę żeby pomysł parytetów był z gruntu zły.A co do parytetów na studiach, to zupełnie nie rozumiem – tam decydują wyniki w nauce, a nie upodobania i przekonania jakiegoś grona osób. Parytety na studiach, w pracy itd. to nonsens. Wprowadzenie parytetu w polityce ma na celu odwrócić teraz istniejące niewidzialne „parytety”, w których lepiej postawić na miernego mężczyznę, niż nawet bystrzejszą od niego kobietę.

          3. Parytety mi się nie podobają nawet w wydaniu tylko wyborczym – bo akurat w tym „politycznym bagnie” nie wiem czy przyniosłyby skutek. Często jest tak, że rządzi nie ten kto „rządzi” tylko jakaś szara eminencja – więc co szkodzi podstawić kobietę – marionetkę, która wykona posłusznie polecenia nieoficjalnego szefa (tak samo zresztą są mężczyźni – marionetki). A przykłady już widzieliśmy – np. minister Fotygę. Okręgi jednomandatowe – popieram.Natomiast zauważam bardzo korzystną działalność ruchu feministycznego choćby w temacie urlopów „tacierzyńskich” – które są przecież nie jakimś „zaganianiem facetów do pieluch” (nie przymusowe), a próbą wyrównania statusu na rynku pracy.

          4. Urlopy „tacierzyńskie” w takim kształcie, jaki się teraz proponuje (siedmiodniowe!!!!) są dla mnie klasycznym przykładem działań pozorowanych. Jeśli, jak to się teraz tłumaczy, miałyby rzeczywiście służyć zacieśnianiu więzi łączących tatusia z noworodkiem, powinny być dużo dłuższe – co najmniej w wymiarze POŁOWY standardowego urlopu macierzyńskiego. (I odpowiednio dłuższe, jeśli mężczyźnie urodziło się więcej niż jedno dziecko, albo jeśli wychowuje je wspólnie z niepełnosprawną żoną :)). Pamiętam, że przez pierwsze tygodnie życia Antosia potrzebowałam pomocy P. praktycznie non-stop. Dużo by mi przyszło z jego tygodniowego urlopu… 🙂 Choć na początek dobre i to…

          5. Sama odpowiedziałaś na zarzut 😉 To nie pozoranctwo. To MA być początek. „Oswojenie” społeczeństwa z myślą o „tacierzyńskich” 🙂 Zdecyduje się najpierw jeden facet…potem kilkunastu… przestaną się wstydzić 🙂 Za nimi pójdą następni 🙂 I o to chodzi. Analogicznym przykładem są porody rodzinne – a przecież nie tak znowu dawno temu faceci nie mogli nawet wchodzić „na oddział” i powszechne było przekonanie, że „to jest babska sprawa”.

          6. Napisałaś, Doris, że „po osiągnięciu pewnego poziomu równości” się je znosi – a mnie się wydaje, że w ŻADNYM kraju świata nie został jeszcze osiągnięty ten wymarzony poziom „równości” który zadowoliłby tamtejsze feministki – to jest raczej coś takiego, jak wiecznie przesuwający się horyzont (albo „droga do socjalizmu”:)) – bo gdyby gdziekolwiek uznały, że są już „równouprawnione” to musiałyby rozwiązać swoje organizacje – i czym by się wówczas zajęły, kiedy walka z „opresją płci” była całym sensem ich życia?:) Już pomijam fakt, że zawsze mnie uczono, że „równo” to wcale niekoniecznie znaczy „sprawiedliwie.” A te parytety znosi się nie dlatego, że gdzieś już panuje ta idealna „równość” – tylko dlatego i tam, gdzie (jak w tym szwedzkim, bardzo „zrównanym” szkolnictwie) został już osiągnięty taki poziom absurdu, że nie da się tego dłużej tłumaczyć dobrem kobiet.

          7. Tutaj muszę Ci przyznać rację. Chyba zawsze będzie istnieć takie skrajne, „wojujące” skrzydło feminizmu, tak samo jak istnieje i „wojuje” Korwin Mikke, Młodzież Wszechpolska i inni nawiedzeni guru. Im wszystkim nie chodzi o żadną sprawiedliwość, tylko o zniszczenie przeciwnika. Dopóki ten przeciwnik istnieje oni też nie przestaną działać i robić „złej prasy” ideom, które wypaczają.

          8. …i dlatego właśnie uważam, że kobiety o poglądach umiarkowanych powinny mówić o sobie że są feministkami. Może być, że umiarkowanymi. Żeby społeczeństwo wiedziało, że feministka to nie łysa, wredna, klnąca lesba, tylko osoba która nie ocenia przydatności człowieka po zawartości majtek.Szwedzkie feministki to jest inna w ogóle bajka, one tam pominęły tak ze sto lat historii feminizmu, i gdyby to się nie kłóciło całkiem ze zdrowym rozsądkiem, to dalej domagałyby się praw wyborczych dla kobiet. Ale mają jeden fajowski wynalazek – lejek gumowy do sikania na stojąco. 😀 Jeśli się kiedyś na rynku pojawią, to ja i moja mama – fanki wypraw rowerowych – sprawimy sobie niechybnie. (: Więc ja bym raczej Szwecji nie brała za modelowy przykład. A parytety polityczne zniesiono gdzieś w skandynawii, znajdę to – i po zniesieniu okazało się, że faktycznie już nie są potrzebne, bo na płeć wyborcy nie patrzą.Do zrobienia dla feministek jest jeszcze tak wiele, że mnie wcale nie dziwi ciągła działalność. Sprawiedliwie nie znaczy równo, ale że oceniamy przyszłego pracownika/ucznia/partnera biznesowego/polityka po kwalifikacjach, a nie tym co ma w gaciach.

          9. To powiedz „feministkom” (nie takim jak Ty, tym mniej rozsądnym) – żeby NIE MÓWIŁY, że to CHŁOPCY sprawiają problemy SZKOLE – jeśli zaś coś nie idzie dziewczynom (najczęściej matematyka czy fizyka) – to mówi się, że to one mają problem z „szowinistyczną” (niedopasowaną do ich potrzeb i możliwości) SZKOŁĄ. I niech plakaty „antyojcowskie” (przedstawiające ojca w rodzinie wyłącznie jako agresora) znikną wreszcie z urzędów i sądów. Bo co to jest, jeśli nie właśnie ocenianie człowieka z góry po tym, „co ma w majtkach” (choć, nawiasem mówiąc, płeć NIE LEŻY przecież w narządach rodnych, tylko w mózgu:))? Sikanie na stojąco…;) No, tak – jak ja mogłam tyle lat obejść się bez takiego epokowego wynalazku? To powinno być bezwzględnie refundowane. „Precz z poniżającą fizjologią kobiety! Żądamy prawa do sikania pod murem!”:D

          10. Na szczęście jeszcze każdy sam odpowiada za swoje poglądy, więc pretensje do tych osób kieruj, nie do mnie. Tym bardziej że ja różnicowania płci nie uważam za przejaw feminizmu, ale jakiegoś chorego szowinizmu, który niektórym osobom kojarzy się z odwróceniem patriarchatu. Właściwie to jest to smutne. Z tego co się orientuję, udowodniono że problemy z matematyką biorą się z wciskania dziewczynkom, że nie są stworzone do matematyki. Co ciekawe, wciskają im to wszyscy dookoła, w tym nauczycielki – więc jakaś wina szkoły też tu jest.Choć to głębszy problem i wcale nie sądzę żeby parcie szło tylko na żeńską stronę. Zbadano ten sam matematyczny mechanizm na grupie kolorowych studentów – najpierw badanie osobno różnych grup rasowych – wszyscy osiągnęli podobne wyniki. Później powtórzono badanie, kiedy studenci siedzieli w grupach mieszanych… i najlepsze wyniki osiągnęli azjaci, średnie biali, a najgorsze czarni. Po prostu przy innych czuli się mocniejsi lub słabsi, a jak wiemy siła autosugestii jest ogromna.A rzekome problemy z niedostosowaniem chłopców… powiem tak: nigdy się z takim stwierdzeniem nie spotkałam. Od kilku lat pracuję z dziećmi jako instruktorka ZHP i dzieci bywają różne faktycznie, niektóre są bardziej zsocjalizowane, inne mniej, ale nie można obarczać dziecka winą za to, jakich ma rodziców. Dzieciaki w podstawówce nie są jeszcze naturalnie zróżnicowane psychicznie w takim stopniu, jak dorośli by chcieli, to raczej my projektujemy je na pewne zachowania. Faktem jest że dobra szkoła, czyli taka która rozumie że ma nie tylko nauczyć pisać i przepchnąć dalej, ale też ma pomóc wychować, nigdy nie powie że dziecko jest do szkoły nieprzystosowane. Zdarzyło mi się prowadzić dzieciaki z trudnego środowiska, w szkole która spychała te odstające na boczny tor. Zamiast wytoczyć pijącym rodzicom sprawę, postarać się o kuratora a dziecku zapewnić leczenie i opiekę psychologa, pani dyrektor wolała ustalić indywidualny tryb nauczania, bo dziecko było nadpobudliwe i przeszkadzało na lekcjach. Dziecko faktycznie prezentuje sobą moralne dno, oszukuje, kłamie, bywa agresywne, bo WYNIOSŁO TO Z DOMU i nikt mi nie powie że ZDROWE i WYCHOWANE dziecko może mieć takie naturalne skłonności. To nie dzieciak jest nieprzystosowany do szkoły – to szkole się nie chce pracować jak powinna.Śmiej się, a ja bym chętnie taki lejek kupiła. Wiesz, to strasznie niewygodne musieć kucać z gołym tyłkiem, kiedy wieje chłodem. Zresztą nawet jak jest ciepło, to do przyjemności to nie należy. A jak się przejeżdża na rowerze czterdziesty kilometr, to się czasem może zachcieć sikać. Marzę o szwedzkiej produkcji gumowym lejku do sikania na stojaka. ((;

          11. No… lekka przesada Albo, z tym „żądamy prawa sikania pod murem” 😛 Akurat kwestia „lejka” nijak się ma do równości – a raczej tylko do wygody. Ale żeby tak myśleć, to trzeba wracać z kolegami z pubu (po kilku piwkach) i prosić „chłopaki, jak zobaczycie jakiś większy KRZACZEK to, błagam, dajcie cynk… bo ja już ledwo idę” 😉 Nie muszę chyba dodawać, że łatwiej im było rozglądać się za „krzaczkiem”, bo sami wcześniej skorzystali z „drzewka” :):):)

          12. Barbaro, jak się pomyśli o tym, że niektóre ideolożki feminizmu żądają dla kobiet PRAWA do naśladowania wszelkich męskich zachowań, także tych najbardziej agresywnych, wulgarnych i takich, które mężczyznom jako LUDZIOM na pewno chwały nie przynoszą – to mój pomysł z publicznym sikaniem wcale już się taki przesadzony nie wydaje. Ja zawsze mówię, że nawet w dzisiejszych czasach jest wiele rzeczy, których absolutnie kobiecie robić „nie wypada” – z tym, że są to dokładnie te same rzeczy, które nie przystoją również mężczyznom. 🙂 A sikanie pod ścianą na pewno do takich należy. A propos: pewna „wyzwolona” kobieta (która zapewne nie ma dzieci) porównała ostatnio karmienie dziecka piersią w miejscu publicznym do oddawania moczu na środku ulicy. Jak Ci się podoba taki koncept? Mnie się wydaje, że różnica jest, mimo wszystko, kolosalna. To mniej więcej tak, jakby mówić, że pocałunek to wymiotowanie komuś do buzi… Będę o tym niebawem pisała jeszcze.

          13. No wiesz, z karmieniem piersią to ja też miałam niejaki „zgryz” – bo z synkiem sporo się włóczę choćby pociągami. W każdym razie w miejscach publicznych szukałam „cichego kącika”, a nawet jeśli się nie dało takowego znaleźć siadałam tak, aby nikt „cycka” nie widział 😉 Mnie nie oburza, jeśli któraś kobieta karmi publicznie, a jednak sama bym się na widok raczej nie wystawiała. Natomiast z tym prawem do naśladowania wulgarnych zachowań – ja nie wiem czemu miałoby to służyć… chyba, że ktoś po prostu jest wulgarny i nie chce, żeby mu mówiono „to nie wypada” (niezależnie od płci). O sikaniu w krzaczki pisałam w kontekście piwka, ale nie „lania w bramie lub pod murem”. Po prostu jak się mieszka na pipidówie, to może lepiej po imprezie przejść się kilka kilometrów przez pola i las, zamiast wracać samochodem z pijanym kierowcą… W takich okolicznościach szaletu nie znajdziesz, krzaczki raczej nieodzowne i lejek też by się przydał :):):)

  8. nic dodać, nic ująć. Zgadzam się z Tobą w 100%. Zawsze twierdziłem że takie organizacje oraz geje głosząc zasady tolerancji i wyrozumiałości są najmniej tolerancyjnymi tworami w obrocie prawnym i moralnym ;0). ostatnio czytałem jak niejaka Manuela Gretkowska powiedziała coś takiego: „nie ma głupich kobiet, są tylko głupi mężczyzni”. Po czymś takim nawet mój pies nie lubi feministek ;0)

    1. No, cóż – zawsze twierdziłam (i jak dotąd nic nie wskazuje na to, bym miała prędko zmienić zdanie), że ci, którzy najgłośniej wołają o „tolerancję” dla siebie, zwykle sami są bardzo…nietolerancyjni.

  9. Świetny blog. Myślisz samodzielnie, masz swoje zdanie, wyrażasz swoje sądy w sposób kulturalny i wyważony, jesteś oczytana… Pięknie!Uwaga do tematu — sama jestem feministką, ale z moimi „siostrami” mam chyba tylko dwie wspólne cechy: zero szacunku do niepracujących matek oraz marzenie o bardziej liberalnym prawie aborcyjnym. Wiem, że brzmi to radykalnie, ale wolałam się przyznać… bo będę tu – jeśli mnie nie wyrzucisz 😉 – dość częstym gościem.Pozdrawiam.

    1. Nikogo nie wyrzucam – bo moim zdaniem KAŻDY zasługuje na szacunek, nawet jeśli nie podobają mi się (niektóre) jego poglądy. Nawet „niepracujące” matki.:) I aż boję się zapytać co dla Ciebie znaczy „bardziej liberalne prawo aborcyjne” (prawo do usunięcia „tej kurzajki” – która, oczywiście, pojawia się ZAWSZE z Kosmosu, bez względu na to, jakby się biedna kobieta przed nią nie zabezpieczała:) – w każdej budce na rogu, w dowolnym momencie? Gdzie jest ta granica, której nie mogłabyś zaakceptować?) bo nie chciałabym Cię wystraszyć. Chyba jednak wolę tego nie wiedzieć…. Zamiast tego – witaj!

      1. To jest odwieczny dylemat każdej wspólnoty: na ile mamy prawo ingerować w życie bliźnim, ile wolno nam zabraniać… :-/Osobiście uważam, że aborcja jest…. cóż, może uznasz to za nielogiczne, ale muszę to napisać, bo TAK właśnie czuję: otóż jest ona dla mnie dopuszczalnym złem. Tak, niestety. Bo czasami trzeba zezwolić na jedno zło, żeby drugie się nie rozpanoszyło. Moim zdaniem kobieta powinna mieć możliwość usunięcia płodu z brzucha nawet z błahych przyczyn (choć jest to niemoralne).Prawo zezwala na wiele złych rzeczy: na zabijanie zwierząt na pożywienie, pomimo iż wszyscy już chyba wiedzą, że nasi „bracia mniejsi” czują, cierpią, etc, na rozwód, na zdradę małżeńską… Możemy to potępiać, ale zakazanie tego wszystkiego mogłoby przynieść jeszcze gorsze owoce…

  10. transport „tylko dla kobiet” jest świetnym rozwiązaniem w krajach gdzie przeważają Muzułmanie (religia) i Indiach (molestowanie kobiet). Tak więc nie należy skreślać tego rodzaju transportu, bo on jest dobry. W PL też mógłby być. Jakoś nie zawsze mam ochotę na przejażdżkę obok nawalonego chłopa. Oj wiem, mogę się przesiąść. I to czynię (w MPK). Gorzej w busie.Feministki tak. Ale muzułmańskie. Jak widać obecne feministki nic nie robią (poza lansem) dla nas kobiet. Parytety mogą sobie wsadzić w buty. Co my jesteśmy gorsze? Jeśli kobieta jest zdecydowana na politykę w 100 % to dopnie swego (może czasem po trupach) i to się chwali.Nieprawda, że kobietom wiele rzeczy uchodzi. Spójrz. Syt1. Nastoletni chłopcy rozrabiają na przystanku. Ludzie kręcą z politowaniem głową i myślą „co z nich wyrośnie”.Syt2: Nastoletnie dziewczęta palą i klną. Ludzie (ci sami) patrzą z niesmakiem i obrzydzeniem na te zjawisko. I myślą „jak je matka wychowała. Dziewczęta mają być grzeczne” i takie tam.

    1. Styl 1: Chłopcy są „agresywni z natury” więc należy ich „wyciszać” lekami na ADHD (ilość diagnoz wśród chłopców i dziewcząt jest jak 9:1, myślisz, że to przypadek? Dla mnie to próba farmakologicznego „przerobienia chłopców na dziewczynki).Styl 2: Pani psycholog w znanym piśmie CIESZY SIĘ że dziewczynki są coraz bardziej agresywne, bo rzekomo w ten sposób „wyzwalają się ze swoich społecznych i kulturowych ograniczeń”. Nawiasem mówiąc, „nawalone” kobiety w autobusach też się zdarzają – wcale nierzadko.:) Co do feministek muzułmańskich – masz rację!

  11. Zupełnie wypaczasz ideę feminizmu podając najbardziej absurdalne przykłady pomysłów zrodzonych w głowach sfrustrowanych i brzydkich kobiet. W ten sam sposób niektórzy przedstawiają katolików jako „katoli” i „moherowe berety” – wiemy, że jako iż wśród katolików zdarzają się zaślepieni i bezmyślni ortodoksi, to wśród feministek są również jednostki, delikatnie mówiąc, przekręcone w nieodpowiednią stronę. To co piszesz jest głupotą i brzmi jak wykład kury domowej, dobrze wychowanej przez męża. Zapoznaj się z historycznym tłem feminizmu i postulatami feministek w Polsce, np. o równych zarobkach kobiet i mężczyzn (które są fikcją) albo prawach kobiet typu prawo do macierzyństwa (co nadal w wielu firmach nie jest respektowane).

    1. Szczerze mówiąc, nie sądziłam, że psim obowiązkiem kobiety nowoczesnej i wykształconej (a za taką śmiem się uważać:)) jest pisać o feministkach tylko dobrze – albo wcale (tak samo, jak o Kościele – źle lub wcale). Moja wina, moja wina, moja bardzo wielka wina. Nawiasem mówiąc, sposób, w jaki wyrażasz się o „kurach domowych” (którą zresztą nie jestem…) jest TAKŻE wypaczeniem podstawowej idei feminizmu, która (o ile mnie pamięć nie myli!) mówi, że każda kobieta ma prawo do wyboru takiego sposobu życia, jaki jej właśnie odpowiada i że żaden z tych sposobów nie jest „lepszy” czy „gorszy” od innego… Widocznie i w tym się myliłam. Przepraszam.

  12. A Ja do tej indywidualnej okrojonej projekcji proponuje poglebienie swojej wiedzy o fakty scisle naukowe..odbiegajace od indywidualnych wnioskow czy tez teori. Proponuje czasochlonne ale pouczajace przeczytanie analiz spoleczenstwa polskiego dostepnego tutaj http://www.diagnoza.com/ i zrozumienie ze dyskryminacja kobiet i ich wyzwolenie ma scisly zwiazek z wyzyskiem glownie ekonomicznym(tak jak i teorie Marksa pochodza z z poczatkow powstania przemyslu , tak i feminizm czy proba wyzwolenia z pod dominacji mezczyzn zaczela sie wlasnie dlatego gdyz bylo zapotrzebowanie na sile robacza!!dlatego kobiety zaczely domagac sie praw zarowno wyborczych jak i innych na rowni z mezczyznami , w moim mniemaniu calkiem slusznie!! , z tad tez wniosem ze czesciowo feminizm mogl w pewnych nurtach przejacapriori schemat postrzegania swojej sytuacji od Marksa!!)Mozna tu i uwdzie znalzec ciekawe artykuly o biedzie w polsce . Moze warto tez zrozumiec feminizm w sposob naukowy to znaczy podloze , historie opracowania naukowe . Proponuje tutaj poznanie bardziej „pragmatyczne”. Wnioskuje ze samo sugerowanie mysli freudowskiej jest niczmym w porownaniu z nowymi nurtami ktore jednoczesnie obalaja sens zalozen Freuda. Nurt kulturalistyczny chocby. Polecam ksiazke Budrowskiej-Maciezynstwo jako punkt zwrotny w zyciu kobiety. Polecam to wszystko gdyz tylko czlowiek naprawde oczytany i inteligentny zaskaoczyc moze tlum skromna wypowiedzia. Ludzie ktorzy wiedza malo bardzo czesto mowia duzo i oceniaja smialo. Polecam.

  13. „ludzie na ogół nie wiedzą, gdzie się zatrzymać w ideologicznym zacietrzewieniu” Oj tak, tak! Źródło stereotypowości tego tekstu i wielu Twoich komentarzy Albo to właśnie niechęć i zacietrzewienie. Ten tekst powinien nosić tytuł „co czuję do feministek ( z naprawdę tobym się wstrzymała,bo wyczuwam wyraźny konflikt wewnętrzny 😉 ) Potrafisz myśleć, ale wymyślasz tylko to co ci nie pasuje i robisz to na oślep nie myśląc już, czy rzeczywiście z feminizmem ma to cokolwiek wspólnego. A co ja czuję; że jeśli nie byłabym feministką byłabym masochistką albo sadystką dla innych kobiet, mężczyzn zresztą też. Feminizm to dla mnie przede wszystkim poczucie wartości kobiet, poczucie mojej własnej wartości jako kobiety, walka o własne prawa o sprawiedliwe traktowanie, zdrowy egoizm. Tekst z przed 4 lat może jakieś nowe odczucia?

    1. Tak, to prawda,Marto, że od tamtej publikacji minęły 4 lata – ale ja wciąż będę powtarzać, że NIE TRZEBA koniecznie być „feministką” (i tak się z dumą określać) by NIE być ani sadystką, ani masochistką, lubić inne kobiety i mężczyzn (choć, szczerze mówiąc, nigdy nie znosiłam „kobiecości” i „męskości” w wydaniu „zbiorowym” („ach, ta magiczna, siostrzana więź, łącząca WSZYSTKIE kobiety na Ziemi” – guzik prawda!Co mnie łączy z p. Magdaleną ŚRODĄ ALBO Z P. Krystyną Pawłowicz, poza tym.że wszystkie mamy genotyp XX [p. Anna Grodzka, która także uważa się za kobietę, nie ma nawet i tego, ale to temat na osobną dyskusję, czym TAK NAPRAWDĘ jest „męskość” i „kobiecość”:)]? Wydaje mi się, że do obu mi równie daleko:)). Tak samo zresztą, jak zawsze wierzyłam i wierzę, że nie trzeba koniecznie być osobą wierzącą, aby po prostu być „porządnym człowiekiem” – ani ateistą, żeby umieć samodzielnie myśleć. 🙂 Wszystko to są tylko etykietki, które ludzie przyczepiają sobie i innym, z reguły po to, by poczuć się od tych „innych” lepsi i mądrzejsi. KOBIETY SĄ RÓŻNE – I MĘŻCZYŹNI SĄ RÓŻNI. a „FEMINIZM” – JAKKOLWIEK GO ROZUMIEĆ – NIE JEST LEKIEM NA CAŁE ZŁO. Można nie przyznawać się do feministycznej ideologii (coraz bardziej wielonurtowej zresztą – choć w głównym nurcie królują jednak prądy wyrosłe z komunizmu) – A MIMO TO lubić siebie, mieć poczucie własnej wartości, itd. Ja mam. 🙂 Dzięki, za uznanie, że „potrafię myśleć” 😛 (chociaż NIE JESTEM feministką;)) – Bóg Ci zapłać, dobra kobieto,, bo już myślałam, że mi napiszesz, że jestem bezmózgim garkotłukiem pozbawionym poczucia kobiecej godności i klasowej… tfu, płciowej świadomości. (to był żart). Ale co do tego, że dostrzegam tylko to, co mi pasuje – to sądzę, że jest to problem bardzo wielu ludzi, także czołowych feministek. Simone de Beauvoir np. dostrzegała w aborcji li tylko „zabieg podobny do wyrwania zęba”, ganiła „kobiety poddane mężom”(bardzo pogardzała z tej racji np. własną matką) , nie dostrzegając zupełnie, jak bardzo pozwoliła się zdominować własnemu partnerowi, a Magdalena Środa jako „pełnomocniczka d/s równości” (moim zdaniem urząd ten powinien się nazywać urzędem do spraw promocji KOBIET – wtedy jego nazwa lepiej odpowiadałaby prawdzie…) stwierdziła, że problem mężczyzn- ofiar przemocy domowej nie istnieje, ponieważ ONA osobiście nigdy się z tym nie zetknęła… Uważa taż, że katolicyzm w Polsce zachęca do przemocy wobec kobiet, a za to jest zachwycona czadorami i małą, wyselekcjonowaną grupką kobiet w Arabii Saudyjskiej, którą jej pokazano.(Wniosek: w Arabii wszystko idzie we właściwym kierunku, PRAWDZIWE „piekło kobiet” to Polska, oczywiście:)) Wypisz, wymaluj, jak Voltaire, który pisał peany na cześć Katarzyny II (nie wiedział, albo nie chciał wiedzieć, w jaki sposób jego idolka traktuje miliony chłopów, mniejszości wyznaniowe, etniczne…) – albo jak te tabuny lewicowych intelektualistów, zauroczonych ZSRR. Tak, tak, masz rację – każdy widzi to, co chce zobaczyć. Czemu akurat ja miałabym być jakimś wyjątkiem?:)

      1. W imię wyrzucania belki z własnego oka, choć to niełatwe i nigdy do końca się nie udaje. I żeby było jasne wiem, że nie trzeba się identyfikować z feminizmem, żeby lubić i wspierać kobiety. A co do bycia, dla mnie to kwestia wiary. Chrześcijanie wierzą, że wszyscy jesteśmy dziećmi Boga (jako ateistka nie wierzę, za to wierzę w feministki które nie uważają się za feministki :)).

  14. Nie, nie, jakoś mnie ten wpis nie urzekł.
    Jest zbyt dyletancki, by mógł pretendować do wyjaśnienia tak skomplikowanego zjawiska, jak feminizm. I cała reszta sygnalizowanych zjawisk, w tym również „płeć mózgowa”.
    A już nijak nie mogę zgodzić się z ostatnim akapitem.
    Wszak nawet zawodowa prostytutka ma prawo do respektowania jej godności. I to nawet wtedy, gdy nie szanuje jej sama.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *