Niedawno któryś z moich nowych Czytelników zaproponował mi, abym poruszyła tu temat mężczyzn, którzy cierpią z powodu braku (lub straty) partnerki. Nie ukrywam, że mam przed tym podwójne opory: po pierwsze dlatego, że sama nie jestem (a nawet nigdy nie byłam!;)) mężczyzną. A po drugie dlatego, że ten problem dotyczy wielu mężczyzn, z którymi czuję się emocjonalnie związana – i nie chciałabym tutaj zdradzać tajemnic ich duszy… Mam jednak nadzieję, że mi wybaczą tę drobną „niedyskrecję.”
Na jednym z blogów znalazłam irytujące stwierdzenie, że podczas kiedy „te biedne kobiety” są wręcz siłą zmuszane do tego, żeby „kogoś mieć” – bo rzekomo kobieta bez pary traktowana jest jak jednostka niepełnowartościowa i z definicji nieszczęśliwa – o tyle mężczyźni w analogicznej sytuacji mają się czuć wspaniale jak pączek w maśle; ot, po prostu jak „świeże mięsko do schrupania.”
Prawda jest jednak taka, że również mężczyźni cierpią swego rodzaju „szykany społeczne” z racji samotności. A że mniej o tym mówią? To jest również wina pewnego stereotypu, który każe im nie uzewnętrzniać zbytnio swoich emocji i w każdej sytuacji – o ile to możliwe – grać „twardziela” i „luzaka” którego nic nie rusza.
Co bowiem myślimy o mężczyźnie, który ma więcej niż 25-30 lat i nadal jest widywany „w pojedynkę”? No, cóż, na ogół jedno z dwojga. Albo sądzimy, że musi to być jakiś nieudacznik, dziwak lub alkoholik („widać żadna go nie chciała!”) – albo po prostu gej…
Innymi słowy – jeśli kobieta jest „sama” to tylko wina wrednego społeczeństwa, że jej to wypomina; ale jeśli mężczyzna – to powinien poszukać „winy” w sobie, a może nawet się leczyć. Bo na pewno to z nim jest coś nie tak…
Jeden z moich przyjaciół żalił mi się niedawno: „Zostałem zaproszony na wesele, ale że jestem sam, to pewnie będę pił na umór, bo posadzą mnie z takimi, co za kołnierz nie wylewają…” No, proszę – i to też są te rozkosze bycia „wolnym” mężczyzną…
Że już o przypadkach totalnego stoczenia się, a nawet choroby psychicznej nawet nie wspomnę. Mój wuj, który się nigdy nie ożenił, po śmierci babci, którą się opiekował, próbował popełnić samobójstwo…
Istnieją badania stwierdzające, że mężczyźni gorzej znoszą samotność – w przeciągu pierwszych 2 lat po stracie najbliższej osoby umiera znacznie więcej wdowców, niż wdów…
Może więc przestałybyśmy – drogie panie! – wreszcie robić z siebie „nieszczęsne ofiary tego nietolerancyjnego społeczeństwa” i uznały prostą prawdę o tym, że „nie jest dobrze, żeby CZŁOWIEK był sam” (Rdz 2,18)? Nieważne – mężczyzna czy kobieta.