Nieprzyzwoite pytania.

Witajcie,

strasznie dawno mnie tu nie było (zbytnio pochłania mnie walka o przeżycie w prawdziwym świecie). A jednak ten chochlik w mojej głowie został znów sprowokowany do pisania przez wiadomość, że podczas tegorocznego spisu powszechnego ma zostać (po raz pierwszy od czasów międzywojennych) zadane pytanie o „wyznanie (przynależność do kościoła lub związku wyznaniowego).”

Pomijając już fakt, że zdziwił mnie nieco sam taki pomysł w epoce, w której kwestie związane z religią uważa się często za bardziej „wstydliwe” niż te związane z seksem – zastanawiam się, na podstawie jakich kryteriów można owo „wyznanie” precyzyjnie określić?

Bo jeśli np. na podstawie statystyki chrztów i odpowiedniego wpisu do metryki, to hierarchowie Kościoła katolickiego mogą spać spokojnie, w poczuciu błogiego samozadowolenia, mimo całej bylejakości naszego chrześcijaństwa. Niestety.

A z drugiej strony – do jakiej rubryczki można „wpisać” tych wszystkich, którzy choć nie czują bliskości z żadną konkretną religią, czują jednak intuicyjnie, że „Coś tam gdzieś jest”? Czy można ich jednoznacznie przypisać do grupy „niewierzących”, agnostyków czy też ateistów? Czy można nazwać „niewierzącymi” Simone Weil lub Leszka Kołakowskiego, choć oboje całe życie unikali jednoznacznych religijnych deklaracji?

Gdzie przyporządkować całe rzesze „wierzących-niepraktykujących” (rozmaitych zresztą konfesji), którzy, choć często przyznają się do związku z jakimś wyznaniem, z różnych przyczyn nie „praktykują” żadnego?

Gdzie wreszcie mam w tej tabeli umieścić samą siebie? Ja, która mówię, że jestem katoliczką (i nie potrafię być nikim innym) – a którą Kościół instytucjonalny (którego, o ironio, często muszę bronić przed niesprawiedliwymi atakami) interesuje się tylko o tyle, by mnie karcić jako „zatwardziałą grzesznicę”?

Słyszałam o bardzo wielu ludziach, którzy choć od dawna nie wierzą już w nic, w co każe wierzyć „ich” religia (istnieją badania sugerujące, że w niektórych krajach ponad 60% chrześcijan nie wierzy już nawet w tak fundamentalne dogmaty, jak zmartwychwstanie Chrystusa), to jednak z różnych względów pragną przy niej pozostać. Czy należy im odmawiać tego prawa? Czy w kwestiach wiary, podobnie jak np. w sprawach narodowości, kryteria „subiektywne” (wewnętrzne przekonanie o własnej tożsamości) są zawsze ważniejsze od „obiektywnych” (formalna przynależność do danej wspólnoty i/lub respektowanie wszystkich jej zasad)? A może jest dokładnie odwrotnie? No, nie wiem, nie wiem…

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *