Dlaczego denerwuje mnie film Macieja Pieprzycy „Chce się żyć”?

Proszę mnie źle nie zrozumieć.Uważam, że jest to film wybitny, na miarę obrazu „Moja lewa stopa”.I jestem pod wrażeniem tego, co zrobił Dawid Ogrodnik, który na potrzeby głównej roli musiał oduczyć swoje ciało normalnego reagowania. Oglądając go, byłam święcie przekonana, że jest to aktor, który rzeczywiście cierpi na porażenie mózgowe.Wbrew pozorom, są tacy na świecie.

 

Ale…No, właśnie.Zawsze są jakieś „ale.”

 

Przede wszystkim film ten utrwala negatywne stereotypy dotyczące tej choroby.Pokazuje osoby z porażeniem jako nie panujące nad ciałem, wymagające nieustannej opieki, wykonujące dziwne ruchy, bez kontaktu, zdeformowane…Przerażające.

 

Myślę, że niepotrzebnie.Ja np.zupełnie nie odnajduję siebie w tym obrazie-choć po obejrzeniu po raz kolejny tego filmu zaczęłam się zastanawiać, co właściwie inni ludzie widzą, kiedy patrzą na mnie? „Potworka”? Co takiego widzi mój mąż?

 

Sęk w tym, że ta przeklęta choroba nie ma czegoś takiego, jak „typowy obraz.” Każdy przypadek jest inny.Każdy człowiek jest inny.

 

Już i tak porażenie-obok Zespołu Downa-jest głównym „straszakiem” dla młodych rodziców.Kiedyś nawet przeczytałam na blogu pewnego tatusia westchnienie ulgi, że jego syn jest „tylko” niesłyszący, podczas gdy mógłby, o zgrozo, mieć porażenie mózgowe…

 

Wyznaję ze wstydem, że z wielkim trudem powstrzymałam się od napisania temu panu, że ja przynajmniej mogę mówić i śpiewać…Po co dobijać nieszczęśliwego człowieka?

 

Wobec powyższego drobiazgami wydają mi się już takie rzeczy, jak to, że podobno twórcy filmu nie dotrzymali obietnic składanych pierwowzorowi głównego bohatera-ponoć miano mu obiecać poprawę warunków życiowych w zamian za adaptację jego historii.Tymczasem człowiek ten nadal mieszka w DPS-ie. Tym bardziej, że sensację tę podawał swego czasu „Superexpress” – a sam reżyser zdecydowanie zaprzecza (mimo pewnych oczywistych podobieństw) jakoby jego dzieło miało być fabularyzowaną biografią Przemysława Chrzanowskiego.

 

Albo to, że lekarze w filmowym ośrodku najwyraźniej nie mają pojęcia o tym, że próba karmienia kogokolwiek-nie tylko osoby wykonującej liczne mimowolne ruchy!-w pozycji leżącej może się skończyć zadławieniem.

 

Albo wreszcie to, że język Blissa wydaje mi się bardzo mało efektywną formą komunikacji międzyludzkiej. Trudno mi sobie wyobrazić, by w ten sposób rzeczywiście można było wyrazić całą złożoność ludzkiego doświadczenia-coś więcej, niż najprostsze życiowe komunikaty i pojęcia.

 

Rozumiem jednak, że dla kogoś, kto przez lata był odcięty od jakiegokolwiek kontaktu z otoczeniem, i to może być bardzo dużo.

8 odpowiedzi na “Dlaczego denerwuje mnie film Macieja Pieprzycy „Chce się żyć”?”

  1. Każda choroba ma jakieś swoje własne oblicze na postumencie ze wspólnych objawów. Wiem coś o tym, bo też choruje przewlekle i nieuleczalnie. Dobrze jest widzieć podobieństwa u innych chorych, bo to zawsze uspokaja, że nie dzieje się coś strasznego. Ale trzeba też zauważać swoje własne „oboczności”, żeby czegoś ważnego nie zbagatelizować.

  2. No właśnie: “Sęk w tym, że ta przeklęta choroba nie ma czegoś takiego, jak >typowy obraz<. Każdy przypadek jest inny. Każdy człowiek jest inny.” W takim razie reżyser mógł pokazać jedynie indywidualny przypadek i wybrał akurat ten, a nie inny. Może właśnie z uwagi na te “przerażające” objawy, które Pani szczęśliwie nie dotknęły? To w końcu film o ludzkim cierpieniu, a nie edukacyjny wykład na temat zestereotypizowanej choroby.

    1. Cały czas jednak twierdzę, że ten film ugruntowuje pewien krzywdzący (nie tylko mnie) stereotyp:”masz porażenie mózgowe?Jesteś osobą wymagającą nieustannej opieki.Ciężarem dla swoich najbliższych.” Jak by to pani wytłumaczyć? Film ten był reklamowany w mediach jako „film O PORAŻENIU MÓZGOWYM.” To trochę tak, jakby zrobić film o homoseksualnym pedofilu i powiedzieć, że to „film o gejach.”

      1. Zależy w jakim chory jest stanie,jeśli tak jak mój syn jest leżący to wymaga stałej opieki i trzeba przy nim zrobić wszystko jak przy niemowlęciu,nie wszyscy mieli tyle szczęścia co pani.

        1. Bardzo współczuję pani z powodu stanu syna.Jednakże w moim przypadku nie nazwałabym tego „szczęściem.” To raczej kwestia przypadku-pewnie mój mózg nie był niedotleniony tak długo, jak u innych.Plus wiele, wiele lat rehabilitacji-czyli bardzo ciężkiej pracy mojej i moich bliskich.Pracy, której efekty łatwo się cofają, kiedy tylko się zaniedbuję.

          1. Bardzo łatwo pani ocenia innych,po prostu miała pani szczęście że pani nie była niedotleniona,co do rehabilitacji,mój syn jest rehabilitowany od urodzenia,jednak pewnych uszkodzeń się nie przeskoczy.Szczęście bo niedotlenienia nikt nie wybiera,to są uszkodzenia około porodowe.

          2. Wiem, droga pani.Lecz można powiedzieć, że miałam „szczęście” tylko przez porównanie mnie z innymi.Widziałam ludzi z porażeniem, po których prawie nie widać uszkodzenia i takich, którzy uprawiają sport na poziomie paraolimpijskim.W porównaniu z nimi to ja miałam raczej „pecha.” Dlatego ocenianie innych-musi mi pani uwierzyć na słowo!-nie było moim celem, kiedy pisałam ten post.Chciałam jedynie powiedzieć, że ta choroba-chociaż życie z nią wymaga wiele wysiłku-to nie wyrok śmierci.Przykro mi – i przepraszam-jeśli coś panią uraziło.Nawiasem mówiąc, uważam, że pomoc dla rodzin, w których są osoby niepełnosprawne, praktycznie w naszym kraju nie istnieje.Może i dlatego ludzi to przeraża.

  3. Cierpienie zawsze przeraża,nikt nie chce by osoba bliska cierpiała.To prawda że pomoc państwa dla osób niepełnosprawnych jest znikoma.Wszystko opiera się na fundacjach,a te są prowadzone i powoływane przez samych rodziców i to fundacje próbują pomagać,zbierają fundusze na rehabilitacje,prowadzą szkoły,OREWY.Film w dużej mierze jest prawdziwy,niestety tak to wygląda jeśli chodzi o osoby najciężej uszkodzone które są całkowicie zdane na pomoc innych.Dopóki rodzice mogą to się zajmują w domu ,problem zaczyna się jeśli rodzice ze względu na wiek i choroby sami nie dają rady,wtedy takie osoby lądują w domach opieki i praktycznie tam czekają na śmierć.W takich domach jest najczęściej za mało personelu by się zająć indywidualne każdym pacjentem,a taka opieka jest tym ludziom potrzebna.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *