Najpiękniejsza opowieść.

Zdaję sobie sprawę z faktu, że tym z Was, którzy są niewierzący, ten tytuł może wydawać się nieco arogancki. A jednak nie zamierzam go tym razem łagodzić poprzez użycie asekuracyjnego wyrażenia: „DLA MNIE.” I postaram się wyjaśnić, dlaczego.

Im bliżej Świąt Bożego Narodzenia, tym więcej spotykam w Sieci osób „zawiedzionych” tymi świętami (choć się nawet jeszcze nie wydarzyły!) – „Tyle zakupów, przygotowań. – piszą – Wszystko niby będzie, jak trzeba – ale to już jednak nie to (co dawniej). Wszystko to pozory, udawanie czegoś, czego się nie czuje…” Wydaje mi się, że to bardzo smutne.

Oczywiście, można podawać różne przyczyny takiego stanu rzeczy. Jedną z nich na pewno jest to, że w dzisiejszym świecie brak jest elementu „adwentu”, oczekiwania. Dawniej ludzie z radością CZEKALI na święta – podobnie zresztą, jak i narzeczeni zazwyczaj z utęsknieniem czekali na moment, aż się ostatecznie połączą w małżeństwie – które miały choć na chwilę oderwać ich od pełnej ciężkiej pracy codzienności. Każdy okres w roku miał swoją atmosferę, swoje zwyczaje i swoje święta (i to w każdej kulturze). Tymczasem my już ani nie umiemy, ani nie chcemy na nic czekać. Seks jest dziś tak dostępny, jak nigdy dotąd. Noc poślubna często nie różni się zupełnie niczym od tysięcy innych nocy, które para wcześniej spędziła razem.

Już od listopada w sklepach słychać kolędy i wszędzie atakują nas te przerośnięte krasnale – w odróżnieniu od PRAWDZIWEGO św. Mikołaja, biskupa z Myry, który w ukryciu czynił dobro, głównie takie, które za wszelką cenę próbują nam cośSPRZEDAĆ. Prezenty, którymi obsypujemy nasze pociechy przy każdej okazji (a nawet i bez okazji!-sama mam ten problem z synkiem…), sprawiają, że te wyjątkowe, gwiazdkowe (od Mikołaja, Gwiazdora, Aniołka czy też Dzieciątka) już ich tak nie cieszą. Czytałam nawet o sklepach w USA, które pozwalają ludziom „mieć Boże Narodzenie przez cały rok” – co uważam za kompletne nieporozumienie.

Żeby święta pozostały świętami, muszą być czymś niezwykłym, niecodziennym…

To wszystko na pewno prawda – ale myślę, że jeszcze ważniejszą rzeczą w trudnej sztuce świętowania jest dobra, świąteczna OPOWIEŚĆ. Każde święto, jakie kiedykolwiek obchodzili czy też obchodzą ludzie na tej ziemi, ją ma.

Święto Dziękczynienia obchodzi się, by przypomnieć niełatwe losy pierwszych amerykańskich osadników (a ostatnio również Indian…). Święto Chanuka (obchodzone przez Żydów mniej więcej w tym samym czasie, co chrześcijańskie Boże Narodzenie) upamiętnia wyzwolenie Jerozolimy przez Machabeuszy, a Pascha – wyjście Izraelitów z Egiptu…

I być może coraz powszechniejsze wśród Europejczyków zniechęcenie do Bożego Narodzenia wynika właśnie z tego, że komercyjny św. Mikołaj stał się jego głównym bohaterem, zastępując Jezusa w tej roli. I gdy się przestaje w niego wierzyć, często nie pozostaje już nic, żaden sens, którym można by te święta wypełnić. A jak można cieszyć się świętami, kiedy nie wie się nawet, co i dlaczego się świętuje?

A jednak ludzie NADAL, tak samo, jak przed wiekami, potrzebują dobrej, świątecznej opowieści, choćby jej substytutu w postaci „świątecznej komedii romantycznej” – czego dowodem jest choćby niedawny protest internautów przeciwko zdjęciu „Kevina samego w domu” z bożonarodzeniowej ramówki Polsatu…

Nie mam nic przeciwko Kevinowi (choć sama wolałabym jeszcze raz obejrzeć uroczy film „Brzdąc w opałach”:)), niemniej chciałabym Was zachęcić, moi drodzy wierzący i niewierzący Czytelnicy, byście przy tej okazji spróbowali jeszcze raz, na nowo usłyszeć tę „osłuchaną” już do ostateczności opowieść… z Ewangelii św. Łukasza. (Podobno główny problem z Ewangelią w naszych czasach polega na tym, że dla nas to już ani „dobra” ani nawet „nowina”).

Spróbujcie np. pomyśleć przez chwilę o losach tej młodziutkiej, izraelskiej Dziewczyny w niespodziewanej ciąży, która – jak to pięknie napisała Kazimiera Iłłakowiczówna:

„rodziła Dziecię bez ognia i dachu,
a przez ucieczkę uszła od zamachu
i potem całe życie wyczekała w lęku
na Syna mękę…”

Bo, pomijając nawet cały aspekt religijny, który dla mnie, chrześcijanki, jest wciąż bardzo ważny – są to też święta ludzkiej miłości, miłości pomiędzy mężczyzną, kobietą i dzieckiem, którzy bardzo się kochali, mimo że prawie NIC nie mieli. Jest to naprawdę niezwykła noc – ale niezwykła inaczej, niż nam to wmawiają reklamy. (W których wszystko jest „magiczne”: czy to święta czy płyn do czyszczenia sedesów:)). Jest to noc (żeby posłużyć się tym razem słowami z liturgii… wielkanocnej, które nadspodziewanie dobrze tu pasują!) „kiedy się łączy niebo z ziemią, sprawy boskie ze sprawami ludzkimi.”

Trzeba tylko umieć to dostrzec i poczuć. A potem wyrazić wdzięczność losowi (albo Bogu, jeśli w Niego wierzycie), za wszystko, co mamy – a co tylu innym ludziom nie zostało dane. I postarać się okazać naszym bliskim. ludziom i zwierzętom, tyle miłości, ile tylko zdołamy. Spróbujmy choć przez te kilka dni w roku (kilka dni to można i na jednej nodze przestać, jak mawia moja Mama:)) być dla siebie tacy, jacy zawsze pragnęliśmy być.

Bo może, może – kto wie? – i po Świętach już nam tak zostanie?:)

Życzymy Wam wszystkim, kochani, NAPRAWDĘ Wesołych Świąt!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *