Dzieci gorszego Boga?

Ostatnio razem z P. śledzimy cykl artykułów o rodzicach, którym odmówiono chrztu dziecka, ukazujący się w jednej z lokalnych mutacji „Życia Warszawy” – jako że temat ten w oczywisty sposób nas dotyczy.

Zacznijmy od tego, że w Kościele katolickim chrztu dzieciom udziela się na prośbę rodziców oraz ZE WZGLĘDU NA ICH WIARĘ. Wynikałoby z tego, że nie należy go udzielać np. dzieciom osób niewierzących – któż to jednak zdoła ocenić? Przecież nawet podczas mszy świętej modlimy się za „wszystkich zmarłych, których wiarę jedynie Ty znałeś” – czy nie należałoby wobec tego na tym poprzestać?

Bo któż to wie, w co naprawdę wierzą ludzie, którzy przychodzą do kościoła prosić o chrzest? (Zob. „Sakramenty po pogańsku.”) Skąd ta pewność, że ich wiara jest większa, niż kobiety, która rozwiodła się z mężem-brutalem, tzw. „panny z dzieckiem” albo…byłego księdza?

Ja np. jestem pewna, że nauczę Antka KOCHAĆ Boga – czyż nie to jest w gruncie rzeczy najważniejsze? I jeżeli nawet my jesteśmy złymi chrześcijanami, to będziemy się modlić, aby On zechciał uchronić go od błędów, które popełniliśmy.

Kodeks Prawa Kanonicznego mówi, że należy chrzcić dzieci, jeśli istnieje przynajmniej uzasadniona  nadzieja, że otrzymają wychowanie w wierze – ale co my, biedni, poczniemy, jeżeli mój proboszcz uzna, że ja już tej nadziei nie rokuję?

Kościelna biurokracja – której zresztą nigdy nie znosiłam – jest obecnie taka, że trudno dostąpić któregokolwiek z sakramentów bez „papierka” z własnej parafii…

A jeżeli to miałaby być dla nas „kara” – to czy za swój niemoralny postępek nie zostaliśmy już ukarani najciężej, jak można – odsunięciem od sakramentów? Po cóż tak nas karać bez końca?

I co do tego ma nasze dziecko, które przecież jest niewinne? Czemu ma zostać pozbawione szansy na zbawienie? Przecież w historii Ludu Wybranego i Kościoła niejednokrotnie bywało tak, że „owocem grzechu” byli ludzie obdarzeni łaską (choćby wielki król Salomon).

W omawianym cyklu artykułów pewien ksiądz użył w stosunku do takich dzieci, jak mój syn, określenia „przedłużenie grzechu” – i nie mogłam wprost uwierzyć, że to napisał kapłan Boga, który jest Miłością – i kapłan Kościoła, który przecież naucza, że każde życie jest święte… I czy, w takim razie, dziecko zgwałconej dziewczyny jest także „przedłużeniem grzechu” gwałciciela?

I dlaczego, jeżeli da się odpowiednio duże „co łaska”, to wszystkie tego typu wątpliwości nagle przestają być ważne?

Postscriptum: Nie byłabym uczciwa, gdybym teraz nie napisała, że wszystkie moje obawy okazały się (na szczęście!) bezpodstawne, a chrzest naszego synka odbędzie się we wrześniu lub w październiku.