Święta „last minute.”

Profesor Janusz Tazbir, jeden z moich „mistrzów” w zakresie historii Kościoła, kiedyś napisał, że aż do XX wieku osoby duchowne (głównie zakonnice i zakonnicy) stanowią ponad 80 procent wszystkich wyniesionych na ołtarze. Jeszcze dalej w owej „klerykalizacji świętości” poszedł Kościół prawosławny, gdzie duchowni to ponad 90 procent ogółu świętych. Wynikało to po części z przeświadczenia, że ideał chrześcijański jest tak wymagający, że praktycznie niemożliwy do zrealizowania w „normalnym” życiu; zwłaszcza (o zgrozo!:)) w małżeństwie, gdzie z natury rzeczy uprawia się seks. (Stąd w przeszłości pomysły w rodzaju „dziewiczych małżeństw”, które dziś o. Knotz nazywa „antymałżeńskimi.”)

Tak na dobrą sprawę zaczęło to się zmieniać dopiero za pontyfikatu Jana Pawła II, który przedstawił światu jako wzór do naśladowania bardzo wielu świeckich.

Tym bardziej więc należy się cieszyć z nowych, niekonwencjonalnych „modeli” świętości, takich jak choćby (jedna z moich ulubionych) – Joanna (Gianna) Beretta- Molla (1922-1962). Ta piękna Włoszka (patrz: zdjęcie poniżej po lewej stronie) nie tylko urodziła czwórkę dzieci (jej najmłodsza córka, ta, za którą zdecydowała się oddać życie, Gianna Emmanuela, jest także lekarzem), ale i zrobiła specjalizację z chirurgii i pediatrii, prowadząc dobrze prosperującą praktykę. Kochała muzykę, taniec, teatr – a zimą chętnie szusowała na nartach.

Nie stroniła również od biżuterii i makijażu – szczegół to godny podkreślenia, jako że przecież przez wieki całe różnej maści moraliści grzmieli, że jedynie „ladacznice” poświęcają czas na upiększanie swego „grzesznego ciała.” :) Niezbyt też przystają do stereotypowego wizerunku „ascetycznej świętej” takie na przykład wyznania z listów do męża:

„Najdroższy Piotrze! Chciałabym naprawdę uczynić Cię szczęśliwym i być taką, jakiej pragniesz (…) Nie powiedziałam Ci jeszcze, że zawsze byłam stworzeniem spragnionym miłości i ogromnie wrażliwym.”

„Jestem taka szczęśliwa, że mogę się Tobą choć trochę nacieszyć, że chciałabym aby czas się zatrzymał, kiedy jestem z Tobą…”

Wiedząc, że tak bardzo lubisz otrzymywać moje bazgroły, przesyłam Ci tych kilka linijek, aby powtórzyć Ci jeszcze raz, że jestem szczęśliwa

Mój najdroższy Piotrze! Wiedząc, że tak bardzo lubisz otrzymywać moje bazgroły, przesyłam Ci tych kilka linijek, aby powtórzyć Ci jeszcze raz, że jestem szczęśliwa…

Jest dziewiąta. Godzina, o której zazwyczaj przychodzi mój drogi Piotr. Ale tego wieczoru nic z tego… jest wtorek! Powiesz mi, że jestem zbyt zachłanna i trochę przesadzam, ale im więcej przebywam z Tobą, tym bardziej tego pragnę.”

„Jeśli sprawi Ci to przyjemność, pomyśl, że podczas następnej podróży będę już przy Tobie i będę Ci mówiła wiele, wiele razy, aż Cię zmęczę, że jesteś całym moim życiem…

Dużo, dużo pocałunków od Twojego [synka] Pierluigi i od rozmiłowanej w Tobie

Gianny.”

Jej mąż, do którego adresowane były te wszystkie słowa gorącej miłości, stwierdził kiedyś, że chyba każdy mężczyzna marzy o takiej kobiecie. I że nigdy nie przypuszczał, że żył obok „świętej”. Bo przecież jego „Joasia” była taka normalna i naturalna…

A biorąc pod uwagę, że i proces beatyfikacyjny inż. Piotra Molli (zmarłego w 2010 roku) podobno jest już w toku, być może doczekamy się (nareszcie!) w Kościele kanonizowanego małżeństwa, które do końca wspólnego życia cieszyło się także radością seksualności. Oby stało się to jak najszybciej…

A ta druga dama to patronka mojej córki, bł. Aniela Salawa (1882-1922), beatyfikowana także przez Jana Pawła II. Proszę nie brać tego za przejaw mojej niechęci do kleru, ale jakoś nie chciałam, by opiekunką Małej była jakaś siostra zakonna z odległych wieków. Aniela zaś była przez całe swe życie „kobietą pracującą”, która zmarła opiekując się chorymi żołnierzami – i pozostawiła bardzo ciekawy dziennik przeżyć duchowych, porównywany często do Dzienniczka s. Faustyny. Wybrałam zaś to jej (oryginalne) zdjęcie, bo wydaje mi się, że jej oficjalne „kościelne” wizerunki są zbyt przesłodzone – ukazują ją jako bezbarwną „szarą myszkę”, podczas gdy w rzeczywistości była to (wedle słów mojego Męża:)) – „kobita z charakterem.” :)