I niech lepiej zapadnie cisza…

Pytałam niedawno jednego z moich byłych spowiedników, jak mam sobie radzić z powracającą wciąż falą brutalnej krytyki pod własnym adresem. Czy może powinnam w ogóle przestać pisać tego bloga (skoro to aż  tak ludzi mierzi)?

Ostatnio znowu zostałam zrównana z podłogą – choć bardzo się starałam, żeby wszystkich, którzy tu przychodzą, traktować z szacunkiem, jak moich Gości… Widać starałam się jeszcze za mało. Przepraszam wszystkich, których uraziłam.

Odparł, że powinnam wobec tego zachować spokój – ale zająć się przede wszystkim tym, co się dzieje w moim wnętrzu.

Zdecydowałam więc, że wrócę tu dopiero, gdy się stanę choć odrobinę lepszym człowiekiem…Nie mam pojęcia, kiedy znajdę w sobie dość siły i odwagi, żeby cokolwiek znowu do Was napisać

Tymczasem zostawiam Was samych – z bardzo piękną piosenką. Choć nie wiem już, czy sama mam prawo ją śpiewać, mam nadzieję, że chociaż Wam się spodoba…

http://retrospekcyjna.wrzuta.pl/audio/4INm40KBAfr/pedro_n._-_tak_malo_tylko_do_ciebie_nalezy

 

Trzy po trzy (rozważania nieobiektywne).

1.

Mówi się, że głos sumienia najlepiej słychać w ciszy…No, tak… to pewnie dlatego w naszym domu prawie bez przerwy coś „gra” – i czasami wydaje mi się, że mój P. robi to specjalnie, żeby się „zagłuszyć” i nie myśleć o pewnych sprawach (o których ja znów myślę za dużo) – i jest trochę zdziwiony, gdy czasem wyłączam wszystkie „wyjce”- choćby po to, aby się pomodlić – albo zwyczajnie posiedzieć sobie w ciszy (w której, jak mówi Desiderata, można podobno odnaleźć spokój:)). A ja…kim ja sama teraz jestem? Biologia uczy, że „organ nieużywany zanika” – i zastanawiam się, czy nie tak samo jest z sumieniem? Czy pod tym „kurzem grzechów”, który mnie pokrywa, jest w ogóle jeszcze jakieś sumienie, jakaś dusza? Puk, puk – jest tam kto? 🙂

A tak w ogóle to dziś są moje urodziny…ehm…ehm…trzydzieste zresztą trzecie. Bardzo często wypada to – tak jak dziś – w Środę Popielcową. I czy to nie ciekawe, że Kościół tak często przy tej okazji przypomina mi, że jestem tylko „prochem”?

2.

Kiedyś napisałam taki wiersz…bo ja w porywach pisuję wiersze…

 

Mówią wszyscy

że po cienkiej nitce

nad przepaścią chodzę.

Nie mogę uwierzyć –

już zbyt dawno temu

zamknęłam oczy.

 

Kiedyś mój spowiednik powiedział mi, że problem tego „kim jestem?” jest tak naglący tylko dlatego, że jestem młoda, że to przejdzie. A teraz ja – trzydziestotrzyletnia matka i żona „eksa” mam nadal „zamknięte oczy” – i ponad przepaściami wołam do Tego, który mnie stworzył – powiedz mi, kim jestem…kim ja teraz jestem? Duchowym wędrowcem bez ojczyzny? I kto to jest Ten, który mnie prowadzi? Bóg? A może szatan? Z głębokości wołam do Ciebie, Panie… Z głębokości wołam do Ciebie, Panie…Panie mój, bądź miłościw mojej miłości! A moje wołanie niech do Ciebie przyjdzie.

3.

Co to znaczy „ofiarować się” – komuś lub czemuś? I to w czasach, gdy liczę się tylko JA, moje pragnienia, moje potrzeby… Dlaczego, w imię czego, mam się „poświęcać”?  Czy  zwróciliście kiedyś uwagę na podobieństwo pomiędzy słowami „poświęcenie” a „uświęcenie”? Mówimy, na przykład, że „poświęcamy” jakąś osobę lub przedmiot – tj. w sposób szczególny oddajemy je Bogu, czyli…uświęcamy. A ponieważ „świętość” jest dziś, mówiąc ogólnie, niepopularna, to i nikt nie chce się „poświęcać.” Żony nie chcą się „poświęcać” mężowi i dzieciom, mężowie wolą się „oddawać” swojej pracy, niż rodzinie. Sama nie potrafiłam „poświęcić” swego osobistego szczęścia i miłości dla „wyższych celów”. Nie możesz się przecież tak poświęcać, nie możesz być „ofiarą”! – słyszymy zewsząd. A w tym wszystkim Jezus, który „siebie samego na śmierć OFIAROWAŁ.” Wariat, no, nie? 😉 

 

3 i pół… czyli

Postscriptum: Pewien ksiądz, którego blog czasem odwiedzam, zapytał mnie niedawno: „A więc uważasz, że to był dobry ruch i go nie żałujesz?” Odparłam: „Uważam, że to był bardzo dobry ruch, CHOCIAŻ go żałuję. Czasami nawet tak bardzo, że nie zdoła sobie ksiądz tego wyobrazić. Równie dobrze mogłabym teraz napisać, że uważam, że to był zły ruch, ALE go nie żałuję – wyszłoby na jedno – i tego też pewnie ksiądz by nie zrozumiał, bo żeby w pełni zrozumieć to, czego doświadczam, trzeba byłoby być w takiej sytuacji…” Ale facet miał zagwozdkę!;)

 

A mnie się w związku z tym przypomniała jeszcze jedna anegdotka:

Pewien bosman, jak to bosman, miał dziewczynę w każdym porcie. I na łożu śmierci szczerze przepraszał Pana Boga za to, że…nie potrafi za to żałować! One wszystkie przecież były takie piękne…

 

I tak sobie myślę, że Bóg, w swej nieskończonej miłości i miłosierdziu, przyjmuje „za dobrą monetę” taki nasz żal, na jaki akurat nas stać…