Kult brzydoty.

Ostatnio tematem żywych, choć najczęściej prześmiewczych dyskusji stał się pomnik papieża ze Świebodzic.

Internauci pytają, czy to może jest mistrz Yoda – czy Jan Nowicki.

A ja muszę wyznać bez wstydu, że mnie się nawet ten pomnik podoba.

Owszem, jest nieco toporny i przyciężki (papież wygląda tu trochę tak, jakby miał znaczną nadwagę) – i dlatego trzeba go było zrównoważyć tym dziwacznym „tobołkiem” w ręku postaci – ale i tak Jan Paweł II ma w twarzy coś o wiele bardziej ludzkiego (a przede wszystkim – o wiele więcej podobieństwa!) niż te wszystkie, produkowane masowo, papieskie krasnale ogrodowe.

Wiecie, co według mnie sprawia, że jakąś rzeźbę uznajemy za „piękną”? Są to moim zdaniem EMOCJE,  jakie artysta przelewa w swoje tworzywo.

Jego pasja, miłość lub nienawiść.

Niestety, zdecydowana większość „papieskich”dzieł (bo dziełami sztuki jednak ich nie nazwę, z szacunku dla sztuki właśnie) została z tych emocji jak najstaranniej wyprana, podobnie, jak papieskie oficjalne biografie.

Jeden z moich Przyjaciół, z którym o tym rozmawiałam i który zresztą zainspirował mnie do napisania tego posta, zapytał mnie, dlaczego tak jest.

„Przecież, do cholery, w 38-milionowym kraju musimy chyba mieć chociaż kilku zdolnych rzeźbiarzy?!”- mówił.

Rzeźbiarzy mamy, z pewnością. Kłopot w tym, że moim zdaniem są oni zbyt sparaliżowani strachem przed ewentualną „profanacją” świętej postaci, aby pokusić się o stworzenie czegoś własnego i oryginalnego.

A może świadczy to w ogóle o coraz mniejszym znaczeniu, jakie postać papieża-Polaka ma dla większości ludzi?

A strach lub obojętność nigdy nie sprzyjały swobodnej artystycznej ekspresji…

Mnie na przykład bardzo podobała się słynna instalacja włoskiego artysty, przedstawiająca Jana Pawła II uderzonego przez meteoryt. Pisałam tu już kiedyś o tym.

Większość naszej opinii publicznej wtedy głośno krzyczała, że to obraza uczuć religijnych. A jednak tamta rzeźba wzbudzała chociaż jakieś emocje.

Te robione taśmowo na zamówienie nie wzbudzają żadnych. Wszyscy (i artyści i ich odbiorcy) wolą uciekać w bezpieczną religijną sztancę- no, i w efekcie mamy to, co mamy. Kult poświęconej brzydoty… A szkoda.

Kościół jak skarbonka?

Ostatnimi czasy wielkie poruszenie w pewnych kręgach wywołało przyznanie przez Ministerstwo Kultury sześciomilionowej dotacji na „Muzeum Jana Pawła II i Kardynała Wyszyńskiego” , które to ma powstać w obrębie budowanej w Warszawie Świątyni Opatrzności Bożej.

Chciałabym od razu zaznaczyć, iż sama zawsze byłam nieco sceptycznie nastawiona wobec pomysłu śp. ks. kardynała Józefa Glempa, który to – jak sądzę – pragnął w ten sposób pozostawić po sobie jakieś „wielkie dzieło” na miarę swego wybitnego Poprzednika.

Ponadto uważam (o czym tu już kiedyś pisałam), że pierwotny, bardzo piękny projekt świątyni z czasów Sejmu Czteroletniego został już zrealizowany. Jego wcieleniem jest kościół pw. św. Jadwigi w podsiedleckich Mokobodach.

Świątynie-1

Uważałam więc, że nie ma potrzeby budować kolejnego kościoła.

Pod wpływem przekazów medialnych sądziłam też, jak pewnie niemal wszyscy, że ta Świątynia to swego rodzaju „skarbonka bez dna”, w którą pakuje się kolejne miliony, a końca wciąż nie widać.

Jakież więc było moje zdziwienie, gdy (przygotowując ten tekst) przeczytałam w Wikipedii, że owszem – ogromne fundusze na ten cel (raz było to 20 milionów, innym razem – 40 milionów złotych) zostały zapisane w budżecie zarówno na 2006, jak i na 2007 rok – jednak z różnych przyczyn inwestycja tych pieniędzy nie otrzymała.

Kto wie, może dlatego ta budowa tak strasznie się ślimaczy?

Dostała tylko dofinansowanie od marszałka województwa mazowieckiego (niestety, kwoty nie podano) na część muzealną, czego też ma dotyczyć obecna, sześciomilionowa dotacja, która tak wzburzyła część posłów SLD i Twojego Ruchu (dawniej: Ruch Palikota) oraz niektórych twórców, jak Andrzej Stasiuk, który na łamach „Tygodnika Powszechnego” oznajmił, że „minister wziął nasze 6 milionów i dał na tacę.” W podobnym tonie, mówiąc o „finansowaniu miejsca kultu” i „kupowaniu dla siebie wiecznego zbawienia” wypowiadał się też niezawodny Andrzej Rozenek.

A mnie się wydaje, że WSZYSTKIE muzea w Polsce, również te przykościelne, podlegają pieczy Ministerstwa Kultury? I że nawet w krajach modelowo zlaicyzowanych, jak Francja czy Czechy, państwo dofinansowuje obiekty sakralne, zwłaszcza te o wyjątkowym znaczeniu dla kultury (np. zabytkowe)?

Tak jest np. w przypadku bazyliki Sagrada Familia Gaudiego (w Barcelonie) – budowanej, w co trudno uwierzyć, od 1886 roku (sic!) – której budowa ma się zakończyć około roku 2026.

Choć  jednocześnie uważam, że może te 6 milionów to rzeczywiście za dużo, biorąc pod uwagę, że pozostałą kwotę (14 milionów) dotacji z ministerstwa rozdzieliło między siebie kilkanaście innych instytucji…

Interesująco też brzmią w tym kontekście argumenty o „obronie zasady świeckości państwa” – ponieważ takie pojęcie w naszej Konstytucji (w przeciwieństwie np. do francuskiej) nie występuje.

Artykuł 25 § 2,  na który tak chętnie powołują się szermierze „laickości państwa”, stanowi jedynie, że: Władze publiczne w Rzeczypospolitej Polskiej zachowują bezstronność w sprawach przekonań religijnych, światopoglądowych i filozoficznych, zapewniając swobodę ich wyrażania w życiu publicznym.

Termin „świeckość państwa”  w znaczeniu, jakie mu nadały niektóre zachodnie demokracje, nigdzie więc tutaj się nie pojawia.

Dodatkowego politycznego smaczku tej sprawie dodaje fakt, że – jak przeczytałam – w 2004 roku to nie kto inny, jak senatorowie SLD głosowali za wsparciem budowy Świątyni Opatrzności Bożej niebagatelną kwotą 20 mln złotych, która miała zostać przeniesiona z ustalonego już budżetu IPN.

A zatem, kiedy trzeba było walczyć ze sztandarowym pomysłem PiS-u, część lewicy była w stanie poświęcić nawet „świętą i nienaruszalną zasadę laickości państwa.” :) Co ciekawe, inicjatywę tę odrzucili wówczas nad podziw zgodnie Ludwik Dorn (poseł PiS), Marek Dyduch (SLD), arcybiskup Tadeusz Gocłowski i oczywiście Leon Kieres, szef IPN.

Świątynie-4

 Inna sprawa, że o ile kościół Sagrada Familia (przy wszystkich kosztach budowy) jest autentycznie piękny i może uchodzić za dzieło sztuki rangi światowej, o tyle nie da się niestety tego powiedzieć o niemal wszystkich wykwitach naszej rodzimej „świątynnej megalomanii”, jak choćby „największy na świecie” pomnik Chrystusa Króla w Świebodzinie.

Odnoszę wrażenie, że często twórcy i pomysłodawcy takich dzieł zapominają o tym, że to, co najbardziej okazałe, niekoniecznie musi być też „najpiękniejsze” – że nierzadko przeradza się w zwykły kicz. A przecież wierzę, że Bogu należy się od nas to, co najlepsze (a nie jakaś tam chałtura). I że ostatecznie to piękno ocala świat, jak mawia rodak Gaudiego, Kiko Argüello, artysta plastyk  i założyciel Drogi Neokatechumenalnej, który sam zaprojektował wiele pięknych obiektów, jak np. ten kościół w fińskim Oulu, na zdjęciu poniżej.

Holy_Family_Nazareth_Church_Oulu_2006_02_12

A twórcy rozmaitych „świątobliwych” architektonicznych potworków powinni zawsze pamiętać, że zapewne wielu ludzi (jak Salmana Rushdiego, autora słynnych Szatańskich wersetów) właśnie zetknięcie z ich brzydotą mogło doprowadzić do decyzji o ateizmie.

Niestety, wciąż powstają nowe, a w kolejce czekają już następne. Czasami wydaje mi się nawet, że to moi rodacy mają szczególne do nich upodobanie.

Ostatnio księdzu prymasowi Glempowi i ks. Eugeniuszowi Makulskiemu (pomysłodawcy monumentalnej bazyliki Matki Bożej Bolesnej w Licheniu, którą to historyk sztuki, Małgorzata Omilanowska, od 2012 roku wiceminister kultury w rządzie Donalda Tuska, uznała, chyba słusznie, za „przykład kiczu i tandety” – przy czym in plus należałoby tu zapisać fakt, że cały ten olbrzymi projekt – na zdjęciu pośrodku – został sfinansowany z datków wiernych) pozazdrościł nie kto inny, tylko sam o. dyrektor Tadeusz Rydzyk, który buduje w Toruniu własną ogromną „świątynię-wotum Narodu za Jana Pawła II” wraz z przyległościami (wizualizacja na zdjęciu po prawej).

Skarbonka-1Skarbonka-3Skarbonka-2

 

Świętość nagości…

czyli – co naprawdę myślę o naturyzmie. 😉

Proszę mi wierzyć, nie jestem pruderyjna. Nie uważam ludzkiego ciała a priori za coś grzesznego czy nieczystego. Nie robię wielkiego problemu z tego, gdy np. mój synek zobaczy mnie przypadkiem podczas przebierania się. A jednak niekiedy trafia mnie szlag, gdy różni „sprzedawcy ciał” przekonują (zwłaszcza młode dziewczęta), że „wstyd” to jest coś złego, coś, co należy w pierwszej kolejności odrzucić, jak jakiś wstydliwy (nomen omen!) balast. Absolutny brak poczucia wstydu miałby być więc najbardziej „naturalnym” i pożądanym stanem dla homo sapiens.

Tymczasem zwierzęta ani nie są „nagie” ani też się nie obnażają., Nagość jest właściwa jedynie ludziom. I nawet najbardziej prymitywne plemiona zasłaniają pewne (różne!) części ciała, uważane u nich za „wstydliwe.” Prawie wszystkie też kultury znają w jakiejś formie obyczaj  „zakrywania” panny młodej (pozostałością tego jest u nas welon), która w ten sposób miała odtąd być symbolicznie nietykalna dla innych mężczyzn.

Kiedy stajesz przed kimś nago, jesteś wobec niego najbardziej bezbronny. A związany z tym wstyd jest wówczas prostym odruchem obronnym – i to wcale nie przypadek, że w pierwszej kolejności zasłaniamy miejsca uważane za intymne. One są w nas najdelikatniejsze, a więc i najbardziej podatne na zranienie.

Kiedy stajesz przed kimś nago, mówisz mu – „ufam ci!”  Dlatego nie mogę pojąć wstydu np. między małżonkami. Jan Paweł II tak pięknie pisał o tym w „Miłości i odpowiedzialności” – „w małżeństwie następuje pochłonięcie wstydu przez miłość.”Osoba, która Cię kocha, patrzy na Ciebie zawsze z miłością – nawet, a może zwłaszcza wtedy, gdy jesteś nagi.

Trudno mi jednak wyobrazić sobie ten stopień zaufania pomiędzy mną a całą plażą nudystów. (I znowu Jan Paweł II: „Miłość pragnie nagości, ale również wyłączności.” :)) Kto bowiem mógłby mi zagwarantować, że żaden z tego tłumu opalających się golasów NA PEWNO nie patrzy na mnie w niewłaściwy sposób? Zdarza się przecież, że kobiety (mężczyźni pewnie czasem też…) czują się dotknięte, a nawet rozbierane wzrokiem… To chyba miał na myśli Jezus, gdy mówił, żeby nie patrzeć „pożądliwie” na kobietę.

Od zawsze zdarzali się ludzie, którzy upatrywali w nagości możliwość powrotu do pierwotnej, „rajskiej” niewinności człowieka. W łonie chrześcijaństwa o takich grupach „adamitów” po raz pierwszy wspomina Epifaniusz w II w. n.e., następnie św. Augustyn i św. Izydor z Sewilli (notabene patron Internetu:)). Po raz kolejny idea ta odrodziła się w burzliwych czasach Reformacji wśród niektórych grup husyckich (tzw. Bracia i Siostry Wolnego Ducha), a także w XVIII-wiecznej Anglii.

Rozumiem szlachetność ich motywów, ale obawiam się, że w sytuacji „po grzechu pierworodnym” nie ma już dla nas powrotu do raju (na Ziemi). Mówiąc prościej – małe dzieci są zupełnie niewinne (chyba że zdeprawują je dorośli, co jest najcięższym grzechem znanym ludzkości), dlatego dla nich nagość nie stanowi żadnego problemu. Dorośli już, niestety, niekoniecznie.

Mój przyjaciel zwrócił mi uwagę na jeszcze jeden aspekt tej sprawy: że mianowicie niektórzy ludzie bywają oburzeni, że na basenach prysznic biorą nago także osoby starsze i, mówiąc delikatnie, nie najpiękniejsze. Czyżby więc „naturyzm” (podobnie jak seks;)) był zabawą tylko dla młodych, zdrowych i pięknych? Kiedyś widziałam piękne, nagie zdjęcia ludzi niepełnosprawnych, kobiet po mastektomii… Co sądzicie o tym?

blog_ii_564575_4042888_tr_swietosc_nagosci

Początkowo chciałam tu zamieścić zdjęcie chłopczyka, idącego nago po plaży, wraz z tym cytatem z Hioba, ale się zawahałam – nie wszyscy mają czyste spojrzenia…