Zasada niesprzeczności.

Zasada niesprzeczności, jedna z podstawowych zasad logiki, mówi, że dwa sprzeczne ze sobą twierdzenia nie mogą być JEDNOCZEŚNIE prawdziwe. Wydaje mi się, że zasada ta nie jest szczególnie popularna w świecie, w którym każdy chce mieć własną prawdę…

„W jakimś popołudniowym talk show występuje pewna samozwańcza „czarownica.” Twierdzi, że „wierzy w śmierć i ponowne narodziny.” Jeden z uczestników dyskusji jest księdzem. Gdy czyni jakąś krytyczną uwagę, „czarownica” wyrzuca z siebie: nauka o reinkarnacji, czyli o ponownych narodzinach duszy w innym ciele była aż do 553 roku częścią nauki chrześcijańskiej. Dopiero na Soborze Konstantynopolitańskim II „kilku zniedołężniałych starców” wykreśliło z Biblii wszystkie wzmianki na ten temat. Ksiądz czuje się bezradny, podobnie jak kobieta prowadząca dyskusję. A państwo?” (Bernd Harder, Gwiazdy nie kłamią – ale… milczą. 67 odczarowanych mitów z dziedziny ezoteryzmu, wyd. Verbinum, Warszawa 2008, s. 9)

No, cóż. Wypadałoby chyba zacząć od tego, że wspomniana powyżej zasada niesprzeczności ma również zastosowanie w dziedzinie doktryn religijnych. Albo-albo.

Albo rację mają religie „soteriologiczne” – takie jak np. chrześcijaństwo i wówczas człowiek potrzebuje „zewnętrznego” Zbawiciela (dla chrześcijan jest nim Jezus Chrystus) – albo też rację mają religie takie jak buddyzm i hinduizm, gdzie człowiek może niejako zbawić się SAM, przez właściwe postępowanie i techniki służące wyzwoleniu z kręgu wcieleń (jak choćby medytacja prowadząca do nirwany). W takim wypadku idea „zbawienia przez Boga” staje się niepotrzebna. A Jezus jest tylko (co najwyżej) wzorem postępowania zgodnie z wolą Boga (jak chciał np. Pelagiusz, notabene nigdy jednoznacznie nie potępiony przez Kościół) – albo, jak chcą ezoterycy wszelkiej maści, „Pierwszym Oświeconym” (zatem, jeżeli nawet jest Bogiem, to my też możemy stać się bogami – wystarczy sobie jedynie to głęboko uświadomić – i gotowe!:)).

Dalej, warto wiedzieć, że nauka o reinkarnacji nigdy nie była przedmiotem poważnej dyskusji wewnątrz Kościoła – ani na wspomnianym Soborze Konstantynopolitańskim, ani wcześniej, ani później.  Po prostu dlatego, że chrześcijanie (jak sądzę) zdawali sobie sprawę z tego, jak rujnujące byłoby przyjęcie takiej teorii dla idei zbawienia przez Chrystusa, która z kolei jest absolutnie podstawowa dla chrześcijaństwa.

Na Soborze w roku 553 rozpatrywano natomiast nauczanie Orygenesa, który wierzył w preegzystencję dusz (mówiąc prościej, w to, że Bóg „przechowuje” u siebie dusze, które z natury są wieczne, dopóki nie ześle ich – tylko jeden jedyny raz! – na Ziemię). A to jednak coś radykalnie różnego od reinkarnacji.

Ostatecznie jednak odrzucono i tę – noszącą wyraźne znamiona platonizmu:) – teorię, na rzecz założenia (chyba bardziej zgodnego zarówno ze zdrowym rozsądkiem, jak i z ustaleniami naszych nauk przyrodniczych…), że Bóg stwarza JEDNOCZEŚNIE dusze i ciała, nigdzie zatem nie istnieje żaden „niebiański magazyn dusz” (aczkolwiek motyw ten jest nadal bardzo pociągający dla Hollywood – sama widziałam jakiś czas temu amerykański horror o końcu świata, w którym nie kto inny jak sam Jezus – bardzo zimny i okrutny zresztą – zwiastuje przyszłej matce, że urodzi martwe „dziecko bez duszy” – bo „magazyn” już się opróżnił! – które będzie zwiastunem Armagedonu…). Choć wiem, że niektórzy woleliby teorię wywiedzioną z kolei od Arystotelesa, zgodnie z którą Bóg daje duszę ludzką płodom męskim po czterdziestu, a żeńskim (cóż za seksizm, swoją drogą…) dopiero po 80 dniach… Nawiasem mówiąc, pierwsze oznaki aktywności elektrycznej mózgu potrafimy zarejestrować u płodu około czterdziestego dnia po zapłodnieniu. 🙂

Wreszcie – warto sobie uświadomić i to, że – inaczej niż dla ludzi Zachodu – dla większości buddystów i hinduistów „ponowne narodziny” są zjawiskiem zdecydowanie negatywnym, a nie pozytywnym. Ich celem jest osiągnięcie takiego stanu duszy, w którym odpokutowywanie dawnych win w ten sposób nie byłoby już konieczne. Inaczej mówiąc – nie ma się do czego śpieszyć. Na Zachodzie natomiast reinkarnacja uważana jest za coś w rodzaju fascynującego „klawisza resetowania”, dzięki któremu po śmierci można rozpocząć kolejne cudowne życie tu na Ziemi – z zupełnie czystą kartą… Wyczuwacie tę subtelną różnicę?

Zastanawiające jest również, że wśród ludzi, którzy z takim zapałem (a niekiedy i ze szczegółami!) opowiadają o swoich przygodach z poprzednich wcieleń, jest aż tyle koronowanych głów czy też „kapłanek bogini” – a stosunkowo niewiele zwykłych Kowalskich…

Zobacz też:

Mary Roach, Duch. Nauka na tropie życia pozagrobowego. ; Bzyk. Pasjonujące zespolenie nauki i seksu. Wydawnictwo ZNAK 2010;