Religia czy religioznawstwo?

Jak już na pewno wszyscy wiecie, jestem wierząca – a niektórzy nawet twierdzą, że „głęboko” (nie wiem, na ile człowiek może myśleć tak sam o sobie…) – ale właśnie dlatego myślę, że religii w szkołach publicznych być nie powinno.

 

Moim zdaniem (a mówił to już wiele lat temu prefekt mojego katolickiego liceum!) powinno ją zastąpić religioznawstwo, rozumiane jako elementy wiedzy o różnych religiach i kulturach. Powiedzmy, w wymiarze jednej godziny tygodniowo.

 

Uczniowie na tych zajęciach mogliby np. (stosownie do wieku) odwiedzać świątynie różnych wyznań, rozmawiać z duchownymi, poznawać zwyczaje i obrzędy różnych narodów, czytać fragmenty świętych tekstów i dyskutować o nich. 

 

Zwracam także uwagę, że przy takim podejściu do kwestii obecności religii w szkołach odwieczny problem dyskryminacji uczniów „inaczej wierzących” po prostu przestałby istnieć. Jestem bowiem zdania, że każdy średnio inteligentny człowiek powinien posiadać pewien zasób wiedzy o religii, niezależnie od swego światopoglądu. (Czy zauważyliście, że w różnego typu teleturniejach wykształceni na pozór ludzie najczęściej „polegają” na pytaniach z religii właśnie?)

 

Natomiast każdy związek wyznaniowy może i powinien mieć wolność organizowania zajęć z religii dla dzieci i młodzieży poza szkołą.

 

Sama, jak już zapewne wiecie, należałam do kilku różnych wspólnot (Ruch Światło-Życie, Odnowa w Duchu Świętym, Droga Neokatechumenalna) i wcale tego nie żałuję.

 

Natomiast szkoła, program, obowiązkowe zajęcia, oceny – to nie jest dobry klimat do kształtowania wiary!