Oswajanie „Obcego.”

Bardziej ortodoksyjnych Czytelników proszę – w związku z wakacyjnym „sezonem ogórkowym” – o odczytanie tego listu w konwencji „a co by było, gdyby…”

Od: Alba
Do: Czytelniczka

 

Jeśli chodzi o UFO. Wiesz, ja nie traktuję WSZYSTKICH, którzy opowiadają o takich doświadczeniach jako niezrównoważonych psychicznie. Co więcej, uważam, że niektóre z tych relacji mogą być prawdziwe. Kiedyś gdzieś przeczytałam, że nie wierzyć w możliwość istnienia UFO to ograniczać moc stwórczą Boga, który przecież mógł stworzyć jakie chciał istoty. Oczywiście, jak i w przypadku doświadczeń duchowych, „spotkania trzeciego stopnia” należy podzielić na rzeczywiste, te, które mają jakieś „naturalne” wyjaśnienie (np. pioruny kuliste, testy nowej broni, itp.) oraz będące wynikiem halucynacji czy też złudzenia optycznego.

Niemniej i na urządzeniach obserwatorium astronomicznego jezuitów w Rzymie jest napis, skierowany do „nich” a zaczerpnięty z psalmu: „Przyjdźcie, uwielbiajmy Boga Stwórcę!”:) (por. Ps 95, 6)
Nie wiem, czy wiesz, ale jest nawet dokument Papieskiej Akademii Nauk , który „ich” dotyczy. Mówi się tam mianowicie, że plan Boży, który jest zapisany w Biblii dotyczy tylko planety Ziemia – dla swoich innych dzieci Bóg mógł mieć całkiem inny pomysł, i dlatego nie należy „ich” koniecznie nawracać na naszą religię. (Notabene, m.in takie poglądy głosił niegdyś Giordano Bruno – inne jego zapatrywania były jednak znacznie bardziej dziwaczne:)). Tym bardziej, że – dodają twórczy dokumentu – przynajmniej niektórzy z nich mogą być bezgrzeszni, 'święci’ – mogą być „jak aniołowie” jak „bracia Jezusa.”
Skoro już ustaliłyśmy, że przynajmniej w niektórych przypadkach „oni” mogli nas odwiedzać – spontanicznie rodzi się pytanie, po co? 

I myślę, że są – ogólnie – tylko dwie możliwe odpowiedzi. Albo szukają u nas czegoś, czego im brakuje, albo chcą „cywilizować” biednych dzikusów.

Co do hipotezy pierwszej, istnieją całkiem sensowne teorie mówiące, że na skutek rozwoju technologicznego „oni” utracili jakąś część swego „człowieczeństwa” (jeśli tak można powiedzieć:)) – i dlatego podejmują te wszystkie wyprawy- aby to „coś” znów odzyskać. Może też chodzić o jakąś chorobę, która ich dopadła i na którą lekarstwa szukają w (swojej) przeszłości, czyli u nas. Albo o szukanie nowych terenów do zamieszkania – jeśli ich własne planety są zdewastowane lub przeludnione. W takim przypadku moglibyśmy nawet być zagrożeni „ich” kolonizacją, jak Indianie przez Europejczyków w XVI w.

Co do hipotezy numer dwa to najpierw trzeba by się zastanowić nad teorią, że „kosmici” to my sami, tyle że… z przyszłości. Jeżeli podróże w czasie są możliwe, to załogi „latających spodków” wyprawiają się w przeszłość, w celach badawczych lub dlatego, że chcą nas przed czymś ostrzec.  

Jeżeli jednak trzymamy się hipotezy, że są to raczej jacyś „Obcy”, którzy chcą czegoś nauczyć biednych jaskiniowców (choć kiedy byłam młodsza, oburzała mnie sugestia, że ludzie są „za głupi” żeby mogli SAMI dojść do tego, do czego „inni” podobno doszli bez niczyjej pomocy) to nawet wtedy nie spędza mi to snu z powiek.

Nawet jeśli w swojej „ciemnocie” pomyliliśmy „ich” z bogami czy aniołami, a oni dali nam ogień, koło, Biblię i zbudowali za nas piramidy (w co zresztą nie za bardzo wierzę) – to wcale nie rozwiązuje zagadki, skąd ONI się wzięli – tak więc nie wyklucza to istnienia Boga Stwórcy – a jedynie „odsuwa nas” od Niego o jeden poziom – my nie „znamy” Go bezpośrednio, ale może „oni” Go znają? Możliwe zresztą (cały czas zakładając, że hipoteza, którą wysnuł już wiele lat temu Erich von Däniken – czytałam kilka jego książek – to prawda) że przekazując nam to wszystko „oni” przekazali nam po prostu własną religię, podobnie jak my zrobiliśmy z Indianami. Czy to jednak dowodzi, że ta religia jest „nieprawdziwa”? Moim zdaniem, niekoniecznie.

I jeszcze co do Biblii – poza tym tajemniczym epizodem z „synami Boga, którzy brali sobie za żony piękne córki ludzkie” (por. Rdz 6,2-4) jest jeszcze nie mniej zagadkowy opis u proroka Ezechiela, dotyczący „rydwanu Bożego” – który, jak się dobrze wczytać,  bardzo przypomina jakiś rodzaj machiny latającej. (zob. Ez 1, 4 i nast.) 🙂 Nie należy jednak wyciągać z tego wniosku, że CAŁA Biblia mówi wyłącznie o spotkaniach z kosmitami. 🙂 

Mimo że są i na Ziemi grupy ludzi, którzy wierzą głęboko, że kiedyś „przybyli tu z gwiazd”  (nie można mieć żadnej pewności, że nie:)) i pewnego dnia powrócą do domu – albo takich, którzy wprawdzie uważają się za Ziemian, ale sądzą, że kiedyś „oni” zabiorą ich za dobre sprawowanie nie tyle „do nieba” , co w Kosmos. Niektórzy nawet tę wiarę przypłacili życiem – ponieważ powiedziano im, że aby odbyć tę podróż, trzeba „zdjąć” z siebie ludzkie ciało…

Czytałam też kiedyś interpretację tego fragmentu Ezechiela jako wizji padaczkowej proroka – i niestety, należy dopuścić również takie wyjaśnienie. Kiedy miałam zaburzenia świadomości po porodzie wydawało mi się, że opiekujący się mną lekarze to kosmici, którzy zamknęli moją świadomość we wnętrzu gumowej lalki. Doznania, które wówczas miałam, były tak realistyczne, że mogłabym przysięgać, że to, co widzę i czuję, to prawda. Tak, tak – nasza psychika jest równie tajemnicza, jak Wszechświat… 

 

(A tę piękną ilustrację znalazłam na stronie www.adwentysci.pl) 

Chrześcijaństwo a…UFO.

Odpowiadając na któryś z Waszych komentarzy, napisałam, że chrześcijaństwo jest racjonalne, to znaczy: ROZUMNE, w przeciwieństwie do wiary na przykład w krasnoludki czy w UFO właśnie.

 

Bo chociaż nie można sobie UDOWODNIĆ istnienia Boga, to jednak można sobie wyobrazić samą MOŻLIWOŚĆ Jego istnienia.

 

I w chwili, kiedy to napisałam, uświadomiłam sobie, że to zdanie jest prawdziwe równeż w odniesieniu do istnienia istot pozaziemskich, czyli tzw. UFO.

 

Jeżeli bowiem uznajemy, że Bóg jest wszechmogący, to MÓGŁ także według swej woli zapragnąć istnienia życia na innych planetach. Uważam nawet, że negowanie takiej możliwości jest w pewnym sensie ograniczaniem stwórczej mocy Boga. 

 

I kiedy na przełomie XVI i XVII wieku Giordano Bruno ginął na stosie w Rzymie, to ginął  m.in. za postawienie pytania: „Czy w niezliczonej mnogości światów niezliczona liczba Ew podaje owoc zakazany niezliczonej liczbie Adamów?” Inaczej mówiąc, czy „nasza” historia zbawienia jest także „ich” historią zbawienia?

 

Teraz jednak czasy się zmieniły – a w związku z otwierającą się perspektywą „podboju Kosmosu” te pytania nabierają nowego znaczenia – i nie boją się już ich sobie stawiać nawet katoliccy teologowie. Czy na przykład będziemy mieli prawo – a nawet moralny obowiązek! – ewangelizować mieszkańców innych światów, podobnie jak to czynimy z mieszkańcami odległych lądów naszej planety? A może Boży plan zbawienia (przez krzyż i zmartwychwstanie Jezusa) miał dotyczyć tylko Ziemi? Może na nich Pan Bóg miał jakiś inny pomysł? I wówczas „nawracanie” Obcych na naszą religię nie miałoby sensu.

 

Tym bardziej, że – jak twierdzą niektórzy teologowie – może się również zdarzyć, że niektórzy z „nich” są…bezgrzeszni i w ogóle nie potrzebują „zbawienia” w takim sensie, jaki znamy. Istoty rozumne, jako wolne, mogły przecież NIE WYBRAĆ zła…

 

W każdym razie na urządzeniach nadawczo-odbiorczych jezuickego obserwatorium astronomicznego w Rzymie nadal widnieją słowa psalmu: „Przyjdźcie, uwielbiajmy Boga Stworzyciela!”