Księża i szamani.

Dawno, dawno temu, gdy stworzenia ludzkie odkryły (nie: wymyśliły!) boskość w świecie, wyznaczyły także tych, którzy w ich w ich imieniu mieli się jakoś z bogami dogadywać – nadając im specjalne przywileje, ale też ujmując całe ich życie w sieć precyzyjnych nakazów i zakazów.

 

I tak, szaman, który w oznaczonej porze nie sprowadziłby deszczu na ziemię, narażał się na nieprzyjemności w rodzaju zjedzenia przez termity, a westalce, która by nie dochowała czystości, groziło zamurowanie żywcem.

 

Kapłani (i kapłanki!) musieli bowiem być święci niejako „zamiast” swego ludu – który dzięki ich obrzędom i względnie nieskazitelnemu życiu mogł grzeszyć w sposób radosny i nieskrępowany, nie narażając się nazbyt często na gniew boży.

 

Tymczasem w chrześcijaństwie jest jakby wszystko „na odwyrtkę” !

 

Bo oto mamy tu kapłanów, których sami sobie nie wybraliśmy – ale którzy (o zgrozo!) śmią twierdzić, że sami zostali jakoś subiektywnie „wybrani” przez Boga. Nie dosyć na tym, ów Bóg często wybiera sobie wcale nie tych najlepszych i najmądrzejszych (jak to drzewiej bywało…) – a często wybiera chciwców, pijaków, zboczeńców i rozpustników… I przez ich ręce, przez ich słowa, chce czynić wielkie rzeczy…

 

I jeszcze ma czelność mówić nam, że wszyscy jesteśmy grzesznikami – i że nie tylko oni, ale i my wszyscy powinniśmy być święci… 

 

Nic więc dziwnego, że w obliczu tak niesłychanego skandalu zbuntowany mnich, Marcin Luter (który – w klasztorze i poza nim – dosyć się już napatrzył na słabości sług Bożych) postanowił w reformowanych przez siebie Kościołach przywrócić naturalny porządek rzeczy, w którym to wierni wybierają sobie pasterza – i mogą go też zlożyć z urzędu, jeśli tylko przestanie im odpowiadać…

 

Na gruncie katolickim natomiast reakcja na to przyjęła formę specyficznego antyklerykalizmu, objawiającego się w postawie: „Skoro ten klecha tak postępuje, to ja mogę tym bardziej!” – „Ja to mogę sobie używać ile wlezie – ale on, skoro wybrał sobie taki zawód, ma być święty! Niech siedzi cicho – i modli się za siebie i za mnie! W końcu za to mu płacą! I to dużo!”

 

Ach, ta nasza odwieczna tęsknota za szamanem… Prawda? 🙂

 

Postscriptum: A wszystkich tych, którzy – słusznie lub nie – uważają, że „Kościół powinien…” (np. dawać więcej na biednych, karmić głodnych, utrzymywać samotne matki, itd., itp.) chciałabym tylko zapytać, kiedy sami ostatnio kogoś nakarmili? Dali komuś coś za darmo? Zbawianie świata zawsze najlepiej zaczynać od siebie…

 

Błogosławieństwa.

No, tak… wiem, że antyklerykałowie będą wniebowzięci. Ale ja nie jestem typem osoby, która wyszłaby na ulicę, żeby głośno agitować za zniesieniem celibatu. Przeciwnie raczej.

 

Znam wielu dobrych, świętych kapłanów, którzy wydają się bardzo szczęśliwi w swoim stanie. Niestety, ON do nich nie należy. Choć ja byłabym najszczęśliwsza, gdyby był po prostu dobrym księdzem. Naprawdę.

 

I błogosławię jego kapłaństwo, które nauczyło go słuchać.  I patrzeć sercem. Dostrzegać w ludziach to, co w nich wewnętrzne. I kto wie, może trzeba było  aż być księdzem, żeby móc mnie pokochać? I może Pan Bóg go w ten sposób do tego przygotował?

 

Czy jednak Pan Bóg mógłby pragnąć tego, co jest zakazane? (W pewnej książce o ofierze Abrahama znalazłam taką modlitwę: „Błogosławiony jesteś, miłosierny Boże, który chcesz tego, co jest zabronione…”) Jak jednak mam rozpoznać Jego wolę? A jeśli my także się mylimy?

 

…ludzie na ogół gorszą się :”No proszę, taka niby pobożna, a tu takie rzeczy!”. Porzekadło ludowe mówi, że tylko gorszy się gorszy – tym niemniej już samo takie zdziwienie jest cokolwiek nielogiczne. Kto bowiem ma szansę, aby poznać i- być może – pokochać kapłana, jeśli nie dziewczyna, która często chodzi do kościoła? Inne się po prostu z nimi nie spotykają!