Wyciskanie papieża…

Na Forum Szkła Kontaktowego, które chętnie odwiedzam, znalazłam i taki entuzjastyczny wpis o tegorocznych uroczystościach Bożego Ciała:

„Pięknie było…Najpierw krzyż ,później kandelabry ,chorągwie ,dzieci sypiące kwiatki oraz wierni. Starsi i młodsi, kobiety i dziewczęta, ,mężczyźni i chłopcy, brzydcy, ładni ,wysocy ,niscy – po prostu Polacy. Procesja ze śpiewem, ze Słowem Bożym , z kazaniem , jednym słowem  – pięknie po polsku. Dopóki ci ludzie będą, to Polska też będzie. To my jesteśmy u siebie, a nie  żadne Senyszyny ,Palikoty, Napieralskie –  ze swoja zapożyczoną od zachodnich lewaków ideologią.”

No, tak – i jeszcze te wszechobecne (w mediach) zachwyty nad tym, że rodacy „znów masowo uczestniczyli” – tak, jakby  sama „masowość” mogła dziś , jak dawniej, gwarantować głębię i autentyczność przeżycia…

Tymczasem mnie zdecydowanie bliższa jest refleksja jednego z moich Czytelników (dziękuję Ci, Rabarbarze!), który niedawno napisał tak:

„Ile trzeba zawiesić krzyży, a później bronić ich zawzięcie; ile obrazów, figur, pamiątkowych tablic, muzeów, budynków pod wezwaniem…,imienia… i na cześć…: Papieża, tego czy tamtego świętego, różnych Kościoła „książąt niezłomnych” – ale bez wchodzenia w to, do czego naprawdę postaci te nawoływały… Ile świąt zarządzić, ile kwiecistych deklaracji i strzelistych aktów wygłosić; ile trzeba zrobić szumu, ilu ludzi poniżyć, powiedzieć wbrew faktom: tylko my jesteśmy kombatantami słusznej sprawy, ile praw narzucić wszystkim tak, aby nawet niewierzący byli zmuszeni „żyć po chrześcijańsku”……[ile trzeba…]
…aby wreszcie uspokoić swoje sumienie…” 

Ja również jestem absolutnie przekonana, że nasza polska „wojtyłomania” (ta szczególna odmiana rodzimej megalomanii) już dawno przekroczyła granice absurdu.

Dawniej świętowaliśmy tylko rocznicę Jego wyboru na Stolicę Piotrową, teraz zaś będziemy uroczyście obchodzić rocznicę „przejścia do Domu Ojca” oraz zapewne urodzin – a także rocznice kolejnych „historycznych” pielgrzymek do Ojczyzny, a kto wie, czy i nie kolejnych encyklik…

Słowem – blichtr i celebra. Gorzej z recepcją tego nauczania, chociażby dotyczącego stosunku do Żydów czy do innych religii.

Tymczasem przeciwko budowaniu bez opamiętania pomników JP II miał u nas odwagę protestować tylko jeden człowiek – były jezuita, Stanisław Obirek. Niestety, odszedł z kapłaństwa (nad czym bardzo ubolewam).

A na ile ja „znam” „naszego” papieża (a co, Benedykt XVI to już nie „nasz”?!), to myślę, że większą radość sprawiłoby mu jakieś hospicjum dla dzieci czy dom samotnej matki, a nie kolejny pomnik czy Świątynia Opatrzności (ta, która miała być wybudowana po uchwaleniu Konstytucji 3 Maja, według ówczesnego projektu, już…istnieje! W Mokobodach pod Siedlcami).

Mój spowiednik mawiał, że papieżem polscy księża próbują „sztukować” naszą słabą wiarę – ale przewidywał, że długo tak się nie da…Taka strategia może wystarczyć jeszcze na 5-10 lat. To chyba dlatego niektórym tak zależy na jak najszybszej kanonizacji Jana Pawła II – będzie można zorganizować kolejne wielkie obchody, uroczystości „ku czci” i jeszcze trochę się to pociągnie…

Tyle tylko, że taka forma duszpasterstwa (masowego) sprawdzała się dobrze w latach sześćdziesiątych, no, może jeszcze w osiemdziesiątych, ubiegłego stulecia. W dwudziestym pierwszym wieku może to już nie zadziałać.

36 odpowiedzi na “Wyciskanie papieża…”

  1. To jest sprawa wolności słowa i wyrażania swoich opinii …, na świecie zło się szerzy nie dlatego, że jest wielkie ale dlatego, że dobrzy ludzie na to przyzwalają. Nie dziwią nas znaki na drodze, bo o czymś informują, zabraniają itd., ale dziwią nas masowe ruchu niepoprawnie politycznie.

    1. Tadeuszu, chyba już zauważyłeś, że bardzo często sama jestem na tym blogu „niepoprawna politycznie”, więc to zupełnie nie o to chodzi. Zastanawiałam się tylko, na ile taka „duchowa masówka” pozwala na „pójście w głąb” (to też z Jana Pawła II). Zastanawiałam się, ilu z tych ludzi, którzy tak kochają „naszego papieża” zapamiętało choć jedno zdanie z tego, co mówił? Czy może oklaski i „sto lat” zagłuszyły im wszystko?

      1. Droga Albo z poprawnością chodziło mi o głos masowych ruchów, w poprawności tylko mniejszość ma prawo zabierania głosu. Nie wnikam w głębie uduchowienia masowych imprez, ale to masowość określa ogólną opinie (niestety), masowość jest zaczynem i zapleczem dla propagowanych idei. Zmusza do refleksji ludzi myślących a nie myślącym nic nie pomoże.

        1. Mam wrażenie, Tadeuszu, że „masowość” raczej – tak, jak napisał Rabarbar – uspokaja nasze sumienia i każe nam wierzyć, że jesteśmy tacy wspaniali (a nie jesteśmy) i że z naszą wiarą jest wszystko w porządku, skoro nadal „kościoły są pełne” podczas największych uroczystości (nie to, co w tej „bezbożnej, lewackiej Europie.”). A zwłaszcza usypia to czujność „pasterzy” Kościoła – bo skoro jest tak dobrze – to po co cokolwiek zmieniać? Niską frekwencję na niedzielnych nabożeństwach zawsze wtedy można złożyć na karb złej pogody, a spadającą z roku na rok liczbę kandydatów do kapłaństwa – na „współczesną kulturę antypowołaniową.” Tylko co to zmienia?

  2. Zgadzam się z tym, że wzrost ilości kościołów, świętych czy kolejny pomnik „naszego” papieża nie sprawi nagle, że świat wokół nas będzie lepszy. Może chwilowo poprawi się frekwencja w świątyniach i samopoczucie hierarchów…Polska jest podobno krajem katolickim. Czy w związku z tym jesteśmy jakimś godnym do naśladowania narodem? Czy jesteśmy przykładem dla innych? Wyróżniamy się dzięki naszej wierze tolerancją dla odmienności, szacunkiem do świata przyrody, poszanowaniem wolności? Ja uważam, że nie. Dla mnie płynie jeden wniosek, że nasza niedzielna pobożność jest w większości na pokaz i niczego w naszym codziennym życiu nie zmienia.

    1. No, właśnie, Jar – ale najgorsze chyba jest to, że wszyscy – i hierarchowie, i wierni, i politycy, i nawet najbardziej zapiekli antyklerykałowie zdają się w coraz większym stopniu tolerować tylko taką fasadową religijność, na zasadzie: „Niech tam sobie wierzą w tą swoją bajkę o Ukrzyżowanym Człowieku, jeśli już nie potrafią inaczej – ale niech się nie ważą robić i mówić niczego, absolutnie niczego, co z tej wiary mogłoby praktycznie wynikać.” Dlatego właśnie opinia publiczna skrytykowała Benedykta XVI za „skandaliczne” stwierdzenie, że rozdawnictwo prezerwatyw nie rozwiąże problemu AIDS w Afryce (a geje umieścili jego podobiznę w swojej Hall of Shame, ponieważ ośmielił się powiedzieć, że MAŁŻEŃSTWO to związek kobiety i mężczyzny). W pewnym holenderskim miasteczku zabroniono pastorowi nawet korzystania z dzwonów kościelnych, a ostatnio w Wielkiej Brytanii zamknięto sieć katolickich ośrodków adopcyjnych, ponieważ odmawiały przekazywania dzieci parom homoseksualnym.. I w takiej atmosferze ważniejsze od tego, jak ludzie żyją, staje się to, żeby w niedzielę dotarli do kościółka albo poszli, jak zwykle, na procesję. To bardzo niepokojące.

  3. JP II był i jest największym autorytetem ale masz rację, mnie też strasznie denerwuje kolejny jego pomnik. Jakby każdy z nas żył tak jak on, przestrzegał jego wartości – o ileż bardziej oddalibyśmu mu wówczas hołd.

    1. Masz rację – tylko że to jest trudniejsze, niż zebranie datków na kolejną świątynię czy pomnik…

      1. Przemawia za Tobą homosfieticus, za kolejnym pomnikiem, kolejną świątynią jest czyjaś konkretna praca, którą wierni pokryją i przez to wspomogą jego rodzinę.

        1. Tak, Tadeuszu, pokryją, ale raczej z przymusem i utyskiwaniem, niż z potrzeby serca… A przy budowie domu samotnej matki czy hospicjum ludzie też dostaliby pracę. I jak to jest, że ci sami wierni, którzy co roku „masowo uczestniczą” w procesji, jednocześnie głośno protestują przeciwko budowie ośrodka dla chorych na AIDS („Nie chcemy tu u nas narkomanów i zboczeńców!”) albo domu dla trudnej młodzieży (podobnego do tego, w którym z poświęceniem pracował mój P. gdy jeszcze był księdzem)? Czyżby łatwiej im było „zobaczyć Chrystusa” w złotej monstrancji albo w nowej świątyni, niż w drugim człowieku?

          1. Przymus to jest w państwie a w Kościele jest poczucie odpowiedzialności, czasem może być nadużyte, nad tym trzeba ubolewać ale nie należy generalizować. Nie ma prostej zależności, że jak z tego zrezygnujemy to tamto automatycznie powstanie. To jest zależne tylko od argumentów i WOLI darczyńców, którzy robią ze swoja własnością co chcą.

          2. Poczucie odpowiedzialności, powiadasz?:) Chciałabym, żeby tak było. W praktyce jednak czasami bywa tak, jak w pewnej parafii, gdzie ksiądz kazał dzieciom przystępować do pierwszej komunii z banknotem na ofiarę w rączkach, żeby od małego się uczyły, że „na kościół należy łożyć.” I tyle. A czy ktoś PYTA tych darczyńców, na co chcieliby przeznaczyć swoje ofiary – czy np. WOLĄ kostkę brukową przed kościołem, czy dofinansowanie obiadów w Caritasie? Obawiam się, że na ogół nie. O „poczuciu odpowiedzialności” można mówić wtedy, gdy ludzie mają realny wpływ na to, co się w parafii dzieje. A te pomniki, jak mi tłumaczył mój spowiednik, to często jest rodzaj „licytacji” między proboszczami czy biskupami – czyj „papież” większy i bardziej okazały… Czy to naprawdę o to chodzi?

          3. Gdyby w Polsce było więcej takich katolików jak Ty czy Rabarbar to ten kraj byłby inny. Zdecydowanie! Ja już tu kiedyś pisałam, że rajcy mego miasteczka chcieli dać 100tys. zł na ponik JPII podczas gdy szkoły i przedszkola będące pod ich opieką są biedne. Ja odpis podatkowy zawsze przeznaczam na szkołę. Zanoszę do przedszkola makulaturę aby sobie sprzedali i kupili papier toaletowy czy mydło dla dzieci. Na szczęscie ludność wyraziła oburzenie i rajcowie podkulili ogonek i powiedzieli, organizatorem akcji pt. „pomnik JPII” żeby założyli stowarzyszenie i zbierali sami na pomniczek pieniążki. I to uważam za uczciwe !

          4. Więcej takich wiedźm jak ja??? A, Boże broń i zachowaj!:) Wierz mi, Izo, że jest wielu lepszych katolików, niż ja (a między nimi znajduje się prawdopodobnie Rabarbar – bo on może korzystać z sakramentów, a ja nie… – i dotkliwie odczuwam negatywny wpływ tego braku na mój charakter: to mi pomagało „temperować” swoje wady, naprawdę). Problem w tym, że – jak mądrze stwierdził mój proboszcz – ci dobrzy siedzą cicho i nie rzucają się w oczy… A co do pomników, to byłoby dużo lepiej, gdyby radni uchwalili np. że „dla uczczenia” Jana Pawła II zwiększą dofinansowanie dla szkoły czy przedszkola – i niechby nawet nosiły imię papieża albo, na przykład, Trzeciego Tysiąclecia… „Przedszkole Trzeciego Tysiąclecia” – ładnie brzmi, prawda?:)

          5. W tym wszystkim co dotyczy JP II jest też jakaś forma rozładowania naszych frustracji, w końcu od wieków nie było w Polsce nikogo tak wielkiego formatu i charyzmy. Mnie właśnie urzekało Jego skupienie na cichej, klęczącej modlitwie, nie homilie, nie poezje i nie pielgrzymki, które gromadziły tłumy. Podczas tych Jego modlitw „Totus Tuus” nabierało żywej treści, mimo tych hałaśliwych tłumów w tle i tej całej zwykle mocno folklorystycznej oprawy…

          6. Tak, było coś głęboko poruszającego w tym człowieku, który – w dobie miłościwie nam panującej „politycznej poprawności” – nie wstydził się ani publicznie modlić, ani publicznie starzeć się i cierpieć (podczas gdy właśnie te dwie sfery życia nasza podobno „bezpruderyjna” epoka chciałaby zamieć jak najgłębiej pod dywan…) – ani nie zmieniał swoich poglądów pod wpływem zmieniających się i przepływających „mód.”

    2. Do tego wiele z tych pomników jest odległych od sztuki, a nie które wręcz wyglądają jak karykatury…

        1. Macie rację – szczególnie, kiedy to dzieło wykona jakiś artysta…z Bożej łaski. 🙂 Pod niektórymi aż chciałoby się dopisać: „Nie lękajcie się, to ja jestem!”:)

  4. Ta cytrynka jest wspaniała,ja bym dodała jeszcze siteczko od herbaty i komara.Bo wyciskanie wszystkiego co sie da i przecedzanie komara to domena pasterzy,którym chyba nie bardzo zależy na pomyslności swych owieczek,ale raczej na ich runie.Może dowcipnie ,ale dosadnie.Cos ostatnio polubiłam angielskie dowcipy!!!

    1. „Biada pasterzom, którzy samych siebie pasą” (Ez 34,2)? 🙂 Jedyna pociecha w tym, że jeśli się doprowadzi owieczkę do ostateczności, to nawet ona może zacząć gryźć…I może wtedy niektórzy się zastanowią na tym, jaka jest różnica między „pasterzem” a „pastuchem”. Ot, taka refleksja na rozpoczynający się właśnie w KK rok kapłaństwa…

        1. Tadeuszu, codziennie modlę się za nich…:) I dlatego uważam, że mam prawo mówić o tym, co mnie niepokoi… To jest także mój Kościół… Modlitwa jednak nie powinna usprawiedliwiać milczenia, zwłaszcza kiedy źle się dzieje… Wiesz, w mojej parafii zmienia się ks. proboszcz – staruszek, który spędził tu ponad 25 lat. Dawniej ludzie, jak to ludzie, „gadali” o nim tylko za plecami (a to,że chciwy, a to, że żyje z gosposią…) – teraz jednak, wiedząc, że odchodzi, rozzuchwalili się do tego stopnia, że gdy pakował swoje prywatne rzeczy, donieśli na policję, że „ksiądz chce okraść kościół.” I byli to w większości ci sami, którzy podczas niedawnej procesji trzymali się najbliżej baldachimu… Kiedy próbowaliśmy pocieszać księdza (który jest przyjacielem moich rodziców), mówiąc mu, że nie wszyscy ludzie tu są tacy, odrzekł, że może i tak – ale ci dobrzy milczą… Tak więc ja milczała nie będę.

        1. Oj, Jar, pytanie, które zadałeś nadaje się raczej na rozprawę teologiczną, niż na bloga. 🙂 Tak więc odpowiem skrótowo, jak na bloga przystało. „Pasterz” winien dbać o to, by „owce miały życie i to w obfitości” (J 10,10) – co zakłada nie tylko troskę o ich rozwój duchowy, ale i sytuację materialną, na przykład. (Jk 2,16) Na co się zda kazanie o wierności małżeńskiej kobiecie, która jest bita przez męża, albo o życiu w ubóstwie komuś, kto ledwo wiąże koniec z końcem? Dobry pasterz powinien o tym wszystkim wiedzieć, powinien ZNAĆ swoje „owce” (J 10,14) i pochylać się nad nimi. A w razie potrzeby oddać za nie życie. Powinien im wskazywać drogę i nadzieję, ale nie ciągnąć ich tam na siłę. Bardzo lubię powiedzonko jednego ze świętych Kościoła: „Bądźcie dobrzy, jeśli umiecie!” Ludzie, wcale nie mniej teraz niż w czasach Jezusa, czują się „znękani i porzuceni, jak owce nie mające pasterza” (Mt 9,36) – i gdybym miała Ci streścić w jednym zdaniu, na czym, moim zdaniem, polega ich najważniejsze zadanie, byłby to cytat z Izajasza: „Pocieszcie, pocieszcie Mój lud!”. Zdziwisz się, znałam wielu takich kapłanów – choć ciągle mamy ich za mało…

    2. Ps. Szukałam takiego zdjęcia z herbatką, cytrynką i siteczkiem, ale nie znalazłam nic odpowiedniego…:)

  5. Witaj Albo. Jeśli chodzi o pierwszy cytat – można żartobliwie powiedzieć, że trochę strzał kulą w płot, bo to katolicyzm został wzięty z zachodu, a u siebie to mogą być co najwyżej wyznawcy Świętowida albo Peruna ;)Jeśli chodzi o papieża – na jakimś forum przeczytałem takie sformułowanie „onanizowanie się papieżem”. Myślę, że dość dobrze pokazuje, jaki stosunek (sic!) mają Polacy do JPII. Kiedy ostatnio tak wiele czasu poświęcono Jacksonowi przypomniał mi się rok 2005 i pogrzeb papieża – 24 godz na dobę, omawianie twórczości, płacz, zgrzytanie zębów, słowa „nigdy Cię nie zapomnimy”. jedyna różnica polega na tym, że o Jacksonie można powiedzieć coś krytycznego i nie zostanie się wyzwanym od nienormalnych.Czekam tylko aż zwłoki papieża zostaną przetransportowane do Polski i jaka to będzie radość, że znów papież odwiedził swój kraj. Mam nadzieję, że była to jedynie kaczka dziennikarska, ale i tak nie słyszałem żadnego sprzeciwu ze strony duchownych. Cóż…Pozdrawiam

    1. Tak, Adku, ja też często mówię, że my-Polacy powinniśmy wreszcie przestać się zachowywać tak, jakbyśmy to my „wymyślili” chrześcijaństwo – a Jezus, Maryja i wszyscy święci Pańscy byli naszą i tylko naszą własnością. Jak to pisał już ponad sto lat temu „papież pozytywizmu”, Aleksander Świętochowski, zachowujemy się tak, jakbyśmy tylko my mogli „u Pana Boga na strychu suszyć swoją bieliznę”. I niestety od tamtej pory niewiele się u nas zmieniło. Natomiast co do Jacksona, to byłam trochę zdziwiona słysząc, że na jego pogrzeb wybiera się ponoć nawet milion fanów – to chyba tyle samo, ile było u JPII w Rzymie?:) No, cóż, każdy ma takich idoli, jakich sobie wybierze… A samego Michaela mi szkoda – zabiła go ta sama sława, która wyniosła go aż tak wysoko. A teraz „kochająca rodzinka” próbuje jeszcze ugrać jak najwięcej na jego śmierci – ciekawe, gdzie byli, kiedy umierał (najprawdopodobniej z wycieńczenia)? Aż chciałoby się zawołać: „ciszej nad tą (pozłacaną) trumną!” Natomiast co do ewentualnej ekshumacji zwłok papieża, to – przynajmniej na razie – byłabym spokojna. Zawczasu przewidział on takie zakusy ze strony niektórych rodaków i w testamencie wyraźnie zaznaczył, że chce spoczywać tam, gdzie wyznaczy Kolegium Kardynalskie – czyli w praktyce na Watykanie. Chociaż w przyszłości (zwłaszcza po beatyfikacji) nie wykluczam nacisków ze strony Polaków i chęci pozyskania przynajmniej „relikwii.” I to się nazywa „odpoczywać w pokoju” Brrr…

      1. W końcu Jezus i Maryja byli Polakami :)) coraz częściej dochodzę do wniosku, że dla wielu papież jest nie autorytetem, a idolem. Stąd te wszystkie święta, pomniki, ulice… Są rzeczy, o których się filozofom nie śniło – wyobraź sobie scenkę kiedy to ksiądz udzielający komunii mówi: „ciało Chrystusa” i dodaje „a to Ciało Jana Pawła”. Może przesadzam, może koloryzuję, ale w naszym polskim „katolickim” piekiełku wszystko, naprawdę wszystko możliwe.

        1. Mam nadzieję, że do tego jednak nigdy nie dojdzie. Choć kiedy tak piszesz, od razu przypominają mi się sceny z filmów typu: „Dzieciątko z Macon” (1993) i „Pachnidło” (2006). W obydwu występuje motyw zjedzenia przez tłum ciała kogoś, kto został uznany za „świętego”. Ale dla katolików taki akt zbyt jednoznacznie kojarzy się z Eucharystią, czyli de facto z ubóstwieniem człowieka. Widziałam kiedyś wywiad z byłym ateistą, który opowiadał, że był szczerze przerażony, kiedy jego przyjaciele-katolicy zaprosili go na pierwszą w jego życiu mszę. „Kurczę – pomyślałem sobie – czy oni naprawdę kogoś zjedzą?!” Chciałabym mieć taką wiarę…:) Substytutem tego jest jednak przywiązanie do relikwii – obecny zresztą w wielu religiach i zupełnie świeckich „kultach”: ludzie chcą mieć na własność jakiś „kawałek” swego idola, a jeśli już nie jego samego, to chociaż część jego odzieży czy inną pamiątkę… W odniesieniu do ciała ludzkiego wydaje mi się to jednak przerażające. Nie chciałabym po śmierci zostać rozebrana na czynniki pierwsze – nawet z miłości. A to właśnie spotkało szczątki wielu świętych. Np. w relikwiarzu w Gnieźnie spoczywa tylko niewielka część szkieletu św. Wojciecha, ponieważ resztę ukradli nam kiedyś bracia Czesi (może też chcieli, by „ich” bohater spoczywał na ojczystej ziemi?:)) – i słuch po niej zaginął… Nikomu nie życzę takiego losu…

      2. Spotkałem się z takim zdaniem u naszych fundamentalistów, że skoro Żydzi się nie poznali na Mesjaszu i Go ukrzyżowali, to należy im zabrać wszystko i dać nam Polakom, bo my byśmy się na Nim wyznali i nie ukrzyżowali….. No i mamy papieża a oni nie, więc który naród Bóg tak na prawdę koniec końców wybrał, stało się oczywiste…

  6. I to jest właśnie jedna z rzeczy która mnie denerwuje w naszym Kościele – stawianie kościołów, pomników itp. za horendalne sumy pieniędzy któe wielu ludziom mogłyby pomóc a ja zdecydowanie bardziej wolałabym się modlić w skromniejszym kościele. Kasa, kasa i jeszcze raz kasa – za dużo jej w Kościele.http://balagan-slow-mysli-zdarzen.blog.onet.pl/

    1. Ja też wolę skromniejsze świątynie, Gosiu – znany watykański dziennikarz Vittorio Messori kiedyś napisał, że Kościół myli się, sądząc, że oddaje cześć Bogu, budując pałace dla Ukrzyżowanego Cieśli. Ale z tym wyprzedawaniem „majątku Kościoła” na rzecz ubogich, to byłabym ostrożna. Owszem, można byłoby sprzedać np. „Pietę” Michała Anioła – i nakarmić za to wielu biednych ludzi. Tylko co POTEM? Czy świat naprawdę stałby się od tego lepszy? I dlaczego nie sprzedajemy np. obrazów Leonarda da Vinci z naszych muzeów, żeby sfinansować walkę z AIDS? 🙂 Czy czasem nie dlatego, że na świecie ZAWSZE będą potrzebujący (por. Mk 14,7) i że, mimo wszystko, „nie samym chlebem żyje człowiek” (Łk 4,4)?:)

Skomentuj ~Alba Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *