CDD – „lanie po bożemu”?

CDD, z angielskiego „Christian Domestic Discipline” – chrześcijańska dyscyplina domowa – to „specyficzna” forma życia małżeńskiego, szczególnie popularna wśród niektórych słynących z ekstremistycznych pomysłów wspólnot protestanckich w USA. 

Jest to, mówiąc najprościej, taki „układ”, w którym żona dobrowolnie (w co jestem skłonna uwierzyć:)) poddaje się całkowicie „przewodnictwu” swego męża (zwanego też czasem liderem), odkrywając w sobie naturalne (podobno) kobiece skłonności do uległości. Onże, jej „małżonek, pan i władca”, korzystając z kolei z przyrodzonego mu jako mężczyźnie prawa, może ją ukarać (fizycznie), ilekroć zdarzy jej się złamać ustalone przez niego zasady.
Adwokaci DD tłumaczą, że takie postępowanie – podobnie jak w pokrewnych praktykach sadomasochistycznych – nie jest w żadnym razie przemocą, ponieważ czyni się to za obopólną zgodą. Mówią także, że nie ma to żadnego podtekstu erotycznego (a Boże broń i zachowaj!;)), bo nie robi się tego w celu wywołania podniecenia (w co już nie za bardzo wierzę:)), lecz jedynie po to, aby „kobietę uczynić lepszą osobą.”
Od innych praktyk opartych na dominacji „dyscyplina domowa” odróżnia się jednak tym, że stroną „wychowywaną” jest tutaj zawsze jedynie kobieta, co w odmianie „chrześcijańskiej” uzasadniane jest dodatkowo „odwieczną wolą Bożą.” 
Oczywiście, zdaję sobie sprawę z tego, że ludzka pomysłowość w kwestii stosunków damsko-męskich jest nieomal nieograniczona, i że właściwie nikogo nie powinno obchodzić, na jakich podstawach dwie dorosłe osoby budują swój związek. Proszę mi wierzyć, że tylko Pan Bóg jeden raczy wiedzieć, co się w tej kwestii kłębi w MOJEJ głowie…Jednakże widzę tu co najmniej kilka niepokojących elementów.
Przede wszystkim, jedna z naczelnych zasad CDD mówi, że kobieta może odwołać swoją zgodę na bycie „przywoływaną do porządku” przez męża, ale…nigdy bezpośrednio przed karą, w jej trakcie ani też tuż po niej. Jak znam życie, to jeśli się już dziewczyna w orbitę CDD dostanie, jej 'Husband of husbands’ (’Mąż nad mężami’) już zadba o to, żeby się za łatwo z niej nie wydostała…
W tym kontekście nawet ów rekordowo niski (bo nie przekraczający ponoć 2%) współczynnik rozwodów wśród par praktykujących taki styl życia nie wydaje mi się powodem do dumy. Jakże mogłoby być inaczej, jeśli żona może zostać ukarana za każdy, najmniejszy nawet, przejaw „zuchwałości” w stosunku do męża, za każde „niewłaściwe” jego zdaniem zachowanie, słowo lub gest? Gdzie na tej skali jej „grzesznego nieposłuszeństwa” dałoby się usytuować decyzję o odejściu?:)
  
Inna moja wątpliwość dotyczy tego, czy taki model życia rodzinnego można zasadnie nazwać „chrześcijańskim” czy choćby „biblijnym.” Moim zdaniem – nie.
Owszem, Biblia – i to zarówno Stary, jak i Nowy Testament – zawierają sporo stwierdzeń o tym, że to „mężczyzna jest głową żony” (por. np. 1 Kor 11,3) i fragmentów zachęcających kobiety do „cichości i uległości” – wszakże kary cielesne, jeśli w ogóle są tam wspomniane, to raczej w odniesieniu do dzieci i niewolników, czyli istot uważanych ówcześnie za „podległe” – NIGDY nie dotyczy to natomiast ślubnych małżonek. 
Znajdziemy w Piśmie Świętym wiele opisów małżeńskich sprzeczek, jednakże (o ile mi wiadomo) ŻADNA z nich nie zakończyła się przejściem mężczyzny do (ręko)”czynów.” 
A już na pewno CDD jest nie do pogodzenia np. z takim oto fragmentem:Mężowie powinni miłować swoje żony, tak jak własne ciało. Kto miłuje swoją żonę, siebie samego miłuje.Przecież nigdy nikt nie odnosił się z nienawiścią do własnego ciała, lecz [każdy] je żywi i pielęgnuje, jak i Chrystus – Kościół, bo jesteśmy [wszyscy] członkami Jego Ciała.” (Ef 5,28-30) – i to pomimo tego, że nawet niektórzy Ojcowie Kościoła próbowali wywodzić uczenie, że jeśli mąż nie zdoła przekonać żony do swoich racji inaczej, wówczas wolno mu ją uderzyć. (Warto tu jednak od razu dodać, że zarówno ortodoksyjny judaizm, jak i islam również dopuszczają kary fizyczne wobec kobiet „w uzasadnionych przypadkach.”)

Myślę także, że cała ta rzekomo „chrześcijańska” dyscyplina jest jedynie przejawem szatańskiej pychy niektórych mężczyzn, którzy stawiają się na miejscu Boga i chcieliby urobić „swoją” kobietę na swój obraz i podobieństwo, zapominając, że wszyscy – i mężczyźni i kobiety – zostaliśmy stworzeni na podobieństwoTego, który sam nie jest ani mężczyzną ani kobietą. Gdyby Panu Bogu rzeczywiście chodziło o to, by dać mężczyźnie kogoś  zgadzającego się z nim we wszystkim (bo do tego, jak sądzę, zmierza cały proces „wychowania idealnej żony” w DD) -to zamiast Ewy podarowałby Adamowi raczej … lustro. 😉

A gdyby komuś z Was dzisiejszy temat wydał się zbyt  abstrakcyjny i „wydumany”, niech spróbuje sobie przypomnieć, kiedy to ostatnio (jeśli w ogóle) słyszał w jakimś kościele pełen troski list pasterski lub choćby płomienne kazanie przeciwko przemocy w rodzinie? 

Oczywiście, można sobie powiedzieć, że nasi duszpasterze uważają bicie żony (i dzieci) za zło tak oczywiste, że nawet nie ma potrzeby o tym mówić – inaczej, niż w przypadku aborcji czy in vitro. Ale niestety można też pomyśleć, że w chrześcijaństwie istnieje ciche (bo jednak nie oficjalne) przyzwolenie dla tego typu zachowań…

430 odpowiedzi na “CDD – „lanie po bożemu”?”

  1. Nawet na spowiedzi ksiądz nigdy się nie zapytał czy aby nie zgrzeszyłem bijąc żonę, w wymienianych grzechach, nie spotkałem takiej kwalifikacji. Stąd wniosek, bicie żony nie jest grzechem w oczach kościoła. A zatem dozwolone i popierane. Zapytam retorycznie, kto napisał oba testamenty kobiety ? dla kobiet? Pozdrawiam.

    1. Berenice, może jednak nie „popierane” ale „tolerowane” (z mniejszą lub większą dozą akceptacji). A co do grzechów, to przypomniało mi się, jak mój spowiednik mówił mi, że „gwałt, nawet w małżeństwie, jest zawsze gwałtem” – wbrew temu, co się przez wieki mówiło o „obowiązku małżeńskim.” Nie wydaje mi się jednak, aby przemawiał niezgodnie z nauką Kościoła. A co do Biblii, to trzeba zawsze pamiętać o tym, że powstawała ona w określonych warunkach historycznych i społecznych – a „rozwój” w religii powinien polegać właśnie na reinterpretacji starych prawd na tle nowych czasów… (Na przykład, co dziś, w dobie internetu, oznacza „niewierność małżeńska”?:)).

      1. Cóż, a gdzie uniwersalizm i wszechwiedza Boga nie przewidział internetu ?Albo nie denerwuj się, ja tylko tak na marginesie. Oboje wiemy że biblia była spisywana przez 600 lat Dziesiątki razy przepisywana tłumaczona przez różnych ludzi czasem może nawet pijanych, co nie można wykluczyć, z okruchów zespól ludzi opracował jakąś wersję w miarę spójną i przyjęto ją jako kanon. Mimo to bibliści nazywają „Biblię Tysiąclecia” biblią tysiąca błędów i wypaczeń (przekłamań). Co nie przeszkadza że nazywa ją Świętą kto chce na tym dobrze zarabiać(czyli żyć). taka jest prawda o Świętości Biblii . Oczywiście można tu jeszcze dodać różne języki tłumaczenia itd.

        1. 🙂 Bóg z pewnością Internet przewidział, nie przewidzieli go jednak ci, którzy Biblię (i inne „święte pisma” ) przed wiekami spisywali – podobnie, jak wielu innych rzeczy, jak np. rozwój motoryzacji, emancypacja kobiet czy antykoncepcja. Rzecz przecież nie w tym, żeby żyć „dokładnie tak, jak stoi w Piśmie” (to jest prosta droga do fundamentalizmu, a w najlepszym razie do zacofania – w „biblijnych” osiedlach amiszów czy chasydów jakby czas się zatrzymał…) tylko w tym, żeby „w świetle” wiary odczytywać wydarzenia i zjawiska współczesnego świata. Bóg przecież nie przestał „przemawiać” do ludzi wraz z zakończeniem redakcji świętych Ksiąg. Przeciwnie, myślę, że przemawia do nas cały czas… Natomiast taki pomysł jak CDD odbieram albo jako jedną z odmian bdsm, albo (w najlepszym razie) jako kolejną próbę „zatrzymania czasu.” Co wcale nie przeczy temu, że są ludzie, którym taki model życia może zupełnie odpowiadać. Tylko po co mieszać do tego chrześcijaństwo?

        2. Dokładnie tak. Dlatego uważam że cytowanie Biblii w ogóle nie ma sensu.Przyjmowanie za pewnik ze ktos cos tam powiedział jest błedem i zadnym argumentem w dyskusji. Prosty przykład – w jednym wydaniu Biblii występuja trzej królowie, w innym trzej magowie a przeciez mag i król to zupełnie co innego.To jest tak jak w starym kawale. Skryba (oczywiście niepiśmienny) przerysowywał tekst „będziesz zył w celi bracie” a wyszło „będziesz zył w celibacie”

          1. Trzej królowie w ogóle w Biblii nie występują – to na marginesie. Jednak, gdyby zanegować prawdziwość WSZYSTKIEGO, co jest Biblii (mimo że historia i archeologia dostarczają dowodów, że WIELE rzeczy tam opisanych rzeczywiście miało miejsce) wówczas nasza wiara stałaby się tylko zbiorem mglistych, mitycznych przekonań, wynikających nie wiadomo z czego – bo, jeżeli np. „Chrystus nie zmartwychwstał, próżna jest nasza wiara, a my sami jesteśmy bardziej od wszystkich ludzi godni politowania” (wiedział to już św. Paweł). Chrześcijaństwo i judaizm bez Biblii a islam bez Koranu są jak domy bez fundamentów – i MUSZĄ runąć.

          2. Oczywiscie, wiele wydarzen faktycznie miało miejsce i nikt tego nie neguje.ale argumentacja w stylu – taki a taki powiedział to czy tamto chyba mija się z celem. Powiedział tak a może powiedział inaczej a może ten ktoś wcale tego nie powiedział a jedynie tłumacz sobie dodał bo mu tak akuratnie pasowało? Cos na zasadzie głuchego telefonu

          3. Zgoda, w Ewangelii wg św. Mateusza wystepuja Medrcy ze Wschodu a ilu ich było, kiedy przybyli i co podarowali jest w w różnych interpretacjach różnie podane więc nie jest pewnikiem tak jak wiele spraw w Biblii.

      2. Oczywiście, muszę się z Tobą zgodzić, że brak zdecydowanego sprzeciwu Kościoła w tej kwestii znacznie ułatwia życie tym wszystkim, którzy wierzą, że „jak się baby nie bije, to jej wątroba gnije!” Oberwałaś? To zapewne Twoja wina, bo czymś sobie „zasłużyłaś.” To ciekawe, ale w dobie poprawności politycznej bardzo łatwo przyjmujemy taką argumentację w przypadku, gdy sprawczynią przemocy jest…kobieta. Jej wolno „wychowywać” męża wałkiem lub ścierką – i stanowi to, co najwyżej, wdzięczny temat do żartów. Słyszałam o mężczyźnie, który nie mogąc sobie poradzić z awanturującą się małżonką wezwał na pomoc policjantów – i usłyszał od nich co następuje: „Panie, trzeba było żony NIE DENERWOWAĆ!” Ale, gwoli ścisłości, trzeba jeszcze dodać, że w samej Biblii nigdzie nie znajdziemy bezpośredniego wezwania do bicia kobiet (które można znaleźć np. w Koranie – sura 4:34). Mężowska władza według Pisma św., choć duża, nie była jednak nieograniczona…

    2. Ps. Znając Ciebie, Air, sądzę, że nawet najbardziej podejrzliwy ksiądz nie miał najmniejszych podstaw do pytania Cię, czy aby czasem nie bijasz żony. 🙂 Zdarzają się jednak delikwenci, których warto byłoby o to zapytać – choć wątpię, czy ci naprawdę brutalni często chodzą do spowiedzi…

  2. Mężowska władza jest jednak ograniczona.Biblia wyraźnie podaje,jak mężowie mają traktować swoje żony,choćby z listu do Efezjan.Najistotniejszą jednak sprawą jest ,czy ludzie zechcą się stosować do rad apostoła Pawła i przedkładać Biblię,jako główny autorytet w tej dziedzinie,jaką jest małżeństwo.Przykro mi,że nie we wszystkich wyznaniach chrześcijańskich mówi o tych sprawach na szerokim forum.Takie sprawy powinny być ciągle przypominane przez „Pasterzy” i respektowane.Co to znaczy respektowane?Otóż mężczyźni przewodzący danemu zborowi chrześcijan powinni interesować się sprawami nie tylko swoimi,a także sprawami innych w/g listu do Filipian.Zajmowanie się sprawami innych ,to nie wtrącanie się w cudze sprawy,ale kierowanie uwagi na Słowo Boże,które w tej materii ma wiele do powiedzenia i daje doskonałe rady.Jeśli chrześcijanin lub chrześcijanka uskarżają się na złe traktowanie ze strony współmałżonka,to każdy dobry pasterz powinien zająć się sprawą osobiście i porozmawiać w obecności świadka z winowajcą.Oczywiście wszystkie wypowiedzi powinny zmierzać do rad udzielonych w Biblii.

    1. Oczywiście, pani Tereso, że „pasterze” Kościoła powinni interweniować w takich sprawach – że już nawet nie wspomnę o współwyznawcach, np. sąsiadach (a ci to już nagminnie wolą „nic nie widzieć, nic nie słyszeć”), nawet bez wyraźnej skargi ze strony osoby pokrzywdzonej, a po prostu dlatego, że ktoś ma np. podbite oko czy rozciętą wargę… Nie chodzi tu naturalnie o wścibskie „wypytywanie” o szczegóły małżeńskiego pożycia, a jedynie o zwykłą, ludzką troskę i zainteresowanie. Myślę, że nie od rzeczy jest (i tak też radzi Ewangelia) porozmawiać najpierw z takim „damskim bokserem” (lub agresywną żoną) w cztery oczy – i dopiero później, gdyby to nie przyniosło poprawy sytuacji, warto sobie dobrać „do towarzystwa” jeszcze jedną lub dwie zaufane osoby. Gdyby jednak i to nie pomogło, należy bezwzględnie „donieść Kościołowi”, czyli (także) odpowiednim władzom czy służbom społecznym. A ileż to razy po jakimś szczególnie drastycznym incydencie przemocy w rodzinie pracownicy socjalni tłumaczą się, że „nic o tym nie wiedzieli.” Z drugiej strony – skądże mieli wiedzieć, jeśli im nikt nie powiedział?

  3. Cytuje: CDD [itd] szczególnie popularna wśród niektórych słynących z ekstremistycznych pomysłów wspólnot protestanckich w USA. Szczegolnie popularne? Boj sie Boga, Albo! – skad te rewelacje?Mieszkam od prawie 30 lat w Ameryce i spotkalam sie z wieloma dziwactwami, ktore od lat bywaja swietna pozywka dla tabloidow (obecnie takze internetowych), ale fizyczne dysplinowaniakie zon na pewno by tu nie uszlo. Mozliwe, ze zdarzaja sie i takie stadla, jednak w zadnym wypadku nie jest to spefika amerykanskich wspolnot protestanckich. Owszem, wsrod amerykanskich fundamentalistow podnosza sie czasem glosy w obronie dyscyplinowania dzieci rodzicielskim klapsem (slusznie uznawane za kontrowersyjne), ale nikt przy zdrowych zmyslach nie bronilby fizycznego dyscyplinowania zony.Zamieszczone w poscie zdjecie pochodzi z filmowego archiwum lat 50-tych, kiedy takie sceny nalezaly (niestety) do k o m e d i o w e g o repertuaru, Nie wydaje mi sie jednak zabawne umieszczanie go w pelnym oburzenia ataku na rzekome obyczaje enigmatycznych wspolnot amerykanskich.

    1. Wife droga, chodziło mi w tym przypadku o skrajne (fundamentalistyczne) kościoły „ewangelikalistów”, które znane są również z tego, że konsekwentnie odrzucają teorię ewolucji i głoszą, np. że Bóg NIENAWIDZI gejów – jakby Bogu Miłości można było przypisać tak niskie uczucie, jak nienawiść. Pomysł tego posta powstał po lekturze artykułu w „Nie” (które to pismo, jak zapewne wiesz, nie przepuszcza żadnej okazji, by zaatakować chrześcijan i ich „śmieszne wierzenia”) – niemniej zaintrygowana tym zjawiskiem szukałam dalszych informacji i trafiłam nawet na oficjalną stronę miłośników CDD (www.christiandomesticdiscipline.com). Naprawdę SĄ tacy ludzie – i choć może stanowią pewną dziwaczną „mniejszość” wydawało mi się, że ta ciekawostka będzie dobrym przyczynkiem do dyskusji o tym, co „wolno” w małżeństwie. ABSOLUTNIE natomiast nie było moim celem wyśmiewanie czy obrażanie kogokolwiek. Jeśli tak to odebrałaś, przepraszam.To zdjęcie natomiast znalazłam również na jednej ze stron poświęconych tej tematyce (jakaś American blog-girl zastanawiała się, czy któryś z dawnych prezydentów USA nie był aby orędownikiem CDD) – i wybrałam je właśnie jako stosunkowo mało drastyczne, komediowe i mało kojarzące się zarówno z seksem, jak i z przemocą (inne, na które natrafiałam, były znacznie ostrzejsze). Nie chciałam nikogo epatować.

      1. Mila Albo, nie znam pisma 'Nie’, ale znam wiele innych, ktore w podobny sposob walcza z religia. A ze nie jest to wcale trudne i przyciaga czytelnikow z obu stron barykady, nalezy sie spodziewac wysypu ich internetowych mutacji. Tym bardziej, ze internetowe strony sa poza jakakolwiek merytoryczna kontrola i kazdy moze sie w nich 'kreatywnie’ realizowac.Zajrzalam na podana strone (dziekuje za link) i poza kuriozalna argumentacja i satyrycznym rysunkiem, znalazlam takze taka informacje:This website and the information presented here is intended for educational and e n t e r t a i n m e n t [podkr. moje] purposes only. The views and opinions expressed do not necessarily reflect those of the ownership or management.Trudno powiedziec, kogo i w czym chca edukowac autorzy strony, ale wyglada to raczej na jakas prowokacje – pol zartem, pol serio – pod adresem wyznan ewangelicznych, ktore sa liczaca sie sila chrzescijanskiej prawicy politycznej. Ich (watpliwa) zasluga jest upolitycznienie aborcji i problemow mniejszosci seksualnych (w czym sa na szczescie mniej efektywni od polskich katolikow), ale kuriozalne poglady na teorie ewolucji i 'biblijby’ model rodziny to juz naprawde skansenowe relikty – wyolbrzymiane i demonizowane przez zacieklych wrogow religijnosci, poszukiwaczy taniej sensacji itp. nalogowych polemistow. Nie bez znaczenia jest tez niski poziom wyksztalcenia ludzi, ktorzy takie poglady wyznaja lub bezmyslnie powtarzaja. W przewazajacej wiekszosci sa to porzadni obywatele i pobozni chrzescijanie, cynicznie manipulowani przez politycznych i (smutne to, ale prawdziwe) koscielnych karierowiczow. Nie sadze jednak, ze az do tego (jak CDD) stopnia, zwazywszy liczebna przewage kobiet w kregach biblijnych fundamentalistow.Nie dotknelas mnie, Albo, i doceniam to, ze nie pozostajesz obojetna na wszelka, nawet tak kuriozalna, demagogie. Z gory przepraszam, jesli poczujesz sie dotknieta moja pretensja pod adresem rdzennie polskich duchownych (bawi ich sporo w Ameryce), ktorzy zonom alkoholikow i domowych dreczycieli zakazuja rozwodu, a zalecaja 'pokore krzyza’ pod grozba ekskomuniki i piekla. Fundamentalizm niejedna ma twarz… i -jak widac – narodowosc.Pozdrawiam i zycze zasluzonej wygranej w konkursie na najlepszy blog roku.

  4. dla mnie to wygląda, jakby ktoś chciał usprawiedliwić swoje sadomasochistyczne skłonności, dorabiając do nich ideologię 😉

    1. Tym razem mamy podobne odczucia, Olu. Kiedy wpiszesz w Google hasło „Christian Domestic Discipline” ukaże się wiele zdjęć związanych z „klimatami” sado-maso. I chyba nie jest to przypadek…

        1. 🙂 Może powinnam wprowadzić obowiązek logowania? Ale wydaje mi się, że nicki tymczasowe zapewniają większą swobodę wypowiedzi…

  5. Oj, Albo – wydumany, wydumany. W swojej miejskiej parafii nie słyszałem (i Ty w swojej też nie), ale w swojej wiejskiej słyszałem…

    1. To dobrze, Leszku – bo ja nie – a mieszkam(y) w małej miejscowości i zapewniam Cię, że jest tu wielu mężów, którym by się przydało przypomnieć, że bicie żony jest grzechem ciężkim. Nawiasem mówiąc, NIGDY nie wierzyłam w to, co głosi p. Środa, jakoby Kościół PRZYCZYNIAŁ SIĘ do przemocy wobec kobiet, jednak trudno nie zauważyć, że nie zawsze walczy z nią z takim zaangażowaniem, jak z innymi zjawiskami społecznymi typu rozwody, aborcja czy seks przedmałżeński…

      1. Wlasnie wyslalam odpowiedz na odpowiedz (wyzej), a przy okazji przeczytalam ostatni komentarz ze wzmianka o bulwersujacej [sic!] wypowiedzi Magdaleny Srody. Znam te wypowiedz i reperkusje, jakie wywolala w Polsce. To nie jest, Albo, sprawa (nie)wiarygodnosci prof. Srody, tylko historyczno-teologicznej wiedzy na temat sankcjonowanego przez Kosciol traktowania kobiet. Swiety Augustyn wciaz jest koscielnym autorytetem i nie slyszalam, zeby Kosciol przeprosil kobiety za jego doktrynalny mizoginizm (zyciowy zreszta tez – odsylam do 'Wyznan’). Do dzis pokutuja kulturowe stereotypy wywodzace sie z augustynskiej antropologii (Ewa-kusicielka, siedlisko zmyslowosci itp.), a na sw. Pawla z powodzeniem powolywali sie pobozni zwolennicy rasowej segregacji i przeciwnicy rownouprawnienia kobiet jeszcze w XX wieku. W obu tych sprawach Kosciol przez wieki albo popieral zwolennikow starego porzadku, albo wymownie milczal (chodzi oczywiscie o oficjalne stanowisko hierarchow, a nie o ogol duchownych). O zaleceniach pokornego 'niesienia krzyza’ przez maltretowane zony alkoholikow i spolecznych dewiantow juz wspominalam i zareczam, ze nie jest to postawa marginalna. A sama prof. Sroda tez stala sie obiektem niewybrednych atakow srodowisk koscielnych – jako mizoginiczny 'pomiot szatana’, 'bezbozna [z definicji] feministka’ itp.

        1. Wife, jestem specjalistką od historii kobiet w starożytności i WYDAJE MI SIĘ że jest to jednak także (po części) sprawa pewnych światopoglądowych uprzedzeń p. Środy – bo zauważ, że KAŻDĄ sprawę można naświetlić z różnych punktów widzenia i nie wydaje mi się, by akurat ta sprawa wyglądała aż tak jednoznacznie „czarno” ze strony Kościoła jak mówi (i twierdzę tak na podstawie gruntownych badań). NIE USPRAWIEDLIWIAJĄC w żadnym razie pewnych pokutujących stanoiwisk, o których wspomniałaś. Swoją drogą, nigdy (tu w Polsce) nie słyszałam feministki protestującej przeciwko złemu traktowaniu kobiet np.w islamie. Pewnie poprawność polityczna im nie pozwala. Najłatwiej zawsze „walić” w tych durnych chrześcijan – a i odwagi żadnej to też nie wymaga…(Nawiasem: czy TYLKO ludzie wierzący katują swoje żony?) A co do „niesienia krzyża” to nie da się ukryć, że jest to (wraz z poświęceniem i WYBACZENIEM) fundamentalne pojęcie chrześcijaństwa – i za to nie zamierzam przepraszać. Naturalnie, była to rzecz, która od zarania zrażała do chrześcijaństwa wielu ludzi – a i teraz nie brak takich – także wśród teologów, którzy woleliby by „Bóg (bez gniewu) wprowadził wszystkich ludzi (bez grzechu) do raju przez Chrystusa (bez krzyża).” Z tym, że – oczywiście – ów „krzyż” – czy to w postaci pijącego męża, czy niepełnosprawnego dziecka, na przykład – powinien być zawsze przyjęty DOBROWOLNIE, a nie narzucony z zewnątrz. To nic trudnego kochać piękne, zdrowe, grzeczne i zdolne dziecko, albo kochającego i czułego męża – w innym wypadku miłość może stać się HEROIZMEM, a do heroizmu nikogo zmuszać nie wolno. Zresztą, gwoli ścisłości, Kościół NIE NAUCZA, że kobieta powinna tkwić w złym małżeństwie za wszelką cenę. Rozwód czy separacja nie powodują odsunięcia od sakramentów, dopóki nie zawrze się kolejnego związku.

          1. Napisałaś Albo : „Swoją drogą, nigdy (tu w Polsce) nie słyszałam feministki protestującej przeciwko złemu traktowaniu kobiet np.w islamie. Pewnie poprawność polityczna im nie pozwala” i to jest nieprawda. Nie kto inny jak prof. Środa nagłaśniae w Polsce fakt mordowania płodów płci żeńskiej w islamskich krajach Azji i Bliskiego Wschodu. To ona sygnalizuje, iż w tych obszarach geograficznych „dziwnym zbiegiem okoliczności” brakuje milionów kobiet w stosunku do liczebności mężczyzn. To ona zwraca uwagę, iż w biednych wsiach azjatyckich nie ma niczego oprócz gabinetu USG, gdzie wcześnie można dostrzec płeć płodu i ewentulanie „wykasować” dziewczynkę.

          2. Dziękuję za sprostowanie – nie muszę wiedzieć wszystkiego, a także (jak sądzę;)) nie ma dogmatu o mojej nieomylności. 😉 – wszakże ta sprawa nie dotyczy islamu, lecz chińskiej polityki 2+1, co do której tamtejsze Kościoły od dawna przestrzegały, że doprowadzi do demograficznej katastrofy. Swoją drogą, chciałabym wierzyć, że słuszne oburzenie p. prof. Środy dotyczy nie tylko selektywnej aborcji dziewczynek (bo przecież – o zgrozo – eliminuje się w ten sposób „lepszą część ludzkości” ;)) – ale także, np. zmuszania do aborcji kobiet nawet w 8. czy 9. miesiącu. (Niezależnie od płci.)

          3. Gdzieś tu kiedyś Jarek pisał o tym jak sobie wzjaemnie przyczepiamy etykietki (niestety ja też mam tę wadę). Gdybyś tak zdjęła etykietkę prof. Środzie i przeczytała ten jej raport to może byś zauważyła, iż nie pisała o polityce chińskiej tylko o negowaniu wartości życia kobiety ( stąd aborcja żeńskich płodów) w świecie islamu w Azji i na Bliskim Wschodzie.

          4. OK, ale mam nadzieję, że kiedyś i pani Środa zechce zdjąć co niektóre krzywdzące i niesprawiedliwe etykietki z chrześcijaństwa. 🙂 Natomiast co do „aborcji żeńskich płodów” w świecie islamu, to tam nie jest ona raczej potrzebna. Po pierwsze dlatego, że wysoka dzietność jest w tym świecie wciąż wielką wartością (co można, oczywiście, uważać także za kolejny przejaw poniżenia kobiety w tamtej kulturze – jeśli ktoś tak to widzi) – a po drugie dlatego, że biedne muzułmanki (szczególnie w rejonach wiejskich) radzą sobie z tym problemem „po cichu” uśmiercając „nadliczbowe” noworodki płci żeńskiej. Poza tym wspomniałaś o rażącej dysproporcji pomiędzy płciami – a w krajach islamskich ten problem nie występuje w takim natężeniu, jak właśnie w Chinach.

      2. Ale jak się zony na to godza to w czym rzecz? Znam osoby które raz dostały i to był koniec małżeństwa ale tez znam takie które mąż leje a one mówia że spadły ze schodów i nic nie robia.

        1. No, właśnie, Olu… Cały problem chyba w tym, żeby przekonać je, że NIE POWINNY się na to godzić. A przynajmniej, że nie ma to nic wspólnego z „wolą Bożą.”

      3. Jak się nie przyczyniał? Przyczyniał się, przyczyniał….Przeczytaj lekturę „Eunuchy do raju” prof. (teologii w końcu) Uty Ranke- Heinemann.

        1. Izo, czytałam to, ale wolę bardziej wyważone stanowiska…Sądzę, że w tej sprawie trudno o czarno-białe oceny – a niestety, głównie takie mamy. Zwolennicy Kościoła będą zawsze mówić, że przyczynił się on do podniesienia pozycji kobiet w świecie (i po części będzie to prawda), a przeciwnicy – że odpowiada za całe „piekło kobiet” (i to też jest prawdą tylko częściowo).

  6. byłam na blogu o DD – obśmiałam się jak norka, ale znam kobiety dla których te teksty to źródło traumy i pomieszania. A co tekstów z NT: „Kobieta niechaj będzie cicho w kościele”… ale kilka linijek dalej – „mężczyzna niechaj będzie cicho w kościele” – prosta prośba o ciszę podczas nabożeństwa wykluczyła kobiety ze stanu duchownego, bo cytowano tylko pierwszą linijkę…

    1. Tak, Herkimer, ja chyba też znam ten blog (pisuje go niejaki „Adwokat DD”, prawda?), ale do czasu tamtego artykułu w „Nie” nie przypuszczałam, że można do tego dorobić „religijne” uzasadnienie. Zaiste, ludzka wyobraźnia nie zna granic…

    2. Jeżeli rzeczywiście chodzi o blog prowadzony przeze mnie to, jeśli wolno spytać, co konkretnie Cię tak rozśmieszyło?I drugie pytanie: co rozumiesz przez sformułowanie „te teksty to źródło traumy i pomieszania”? Oczywiście, możesz się z nimi głęboko nie zgadzać, mogą Cię śmieszyć, drażnić nawet, ale czy trauma to nie jest zbyt mocne słowo? Mój blog to propozycja, propozycja stylu życia, który może (w moim i wielu innych osób najszczerszym przekonaniu i zgodnie z doświadczeniem) przynieść ludziom spokój, harmonię i więcej miłości w związkach. Dla ciebie może być to sposób bzdurny, sama idea jest jednak, przyznaj, w założeniu szczytna. Przy tym, czy ktoś zechce ten sposób wypróbować czy nie, to jego wolna decyzja. Gdzież tu traumy?

  7. W życiu bym się nie spodziewała, że istnieje coś takiego jak CDD. I jeszcze tłumaczenie tego dziwacznego zjawiska (chyba) socjologicznego religią chrześcijańską, jest oburzające i obrzydliwe. Nie wierzę w 'tego samego’ Boga co Ty, ale żaden Bóg, ani mój, ani Twój, ani niczyj inny, na pewno nie zgodziłby się na poniżanie drugiego człowieka. A kobiety, które się na to zgadzają muszą mieć coś nie tak z psychiką (kosmiczne kompleksy, brak poczucia własnej wartości itd). Jeszcze jakoś przełknę, że niektórzy praktykujący ekstremalne bdsm piszą się na wielogodzinną, totalną uległość i poniżenie, bo to ma ponoć coś wspólnego z erotyczną przyjemnością. Ale ten cały CDD powinien wskoczyć na listę chorób psychicznych jeszcze przed tym, jak skreślono z niej homoseksualizm. Btw, dzięki za odwiedziny 🙂 Znasz się z niejakim panem Heniem? 😉

    1. Na czym polega przemoc w rodzinie? Przeczytaj, Lilien:pnt.1 znaleźc potencjalną ofiarę, miłą, delikatnąo słabej konstrukcji psychicznej. Najlepiej poprzejściach,tak aby on mógł jawić się jej jakowybawca i jedyna godna opcja na życie. pnt.2 zdobyć jej uczucia i zaufanie. Roztoczyćwizję cudownej wspólnej przyszłości.Na tym etapieoprawca jest uroczy,miły wręcz szlachetny.Taki teżjawi się otoczeniu i rodzinie ofiary. pnt.3 Maksymalnie uzależnic od siebie ofiarę.A więcszybki slub,zmiana miejscazamieszkania/jak najdalej od bliskich ofiary/jeślioprawca ma środki finansowe namawia ją do zostaniaw domu,rezygnacji z pracy. pnt.4 Proces prania mózgu rozpoczyna się w dniuślubu.Oprawca nie może się tego doczekać,to jegocel.Zaczyna powoli, żeby ofiara sie nie zorientowałai nie uciekła,bo na tym etapie jeszcze jestniezależna i samodzielnie myśli. A więc pierwszaklótnia/klaps/przeprosiny i motywacja zewskazaniem winnego /winna jest oczywiście ofiaralub ktoś z jej bliskich którzy sprowokowali tęsytuację/.Potem znów jest dobrze.0prawca różnymisposobami/intrygą,sprowokowanym konfliktem,plotką/odsuwa od swojej wybranki przyjaciół i rodzinę,zawszelką cenę dbając o swój wizerunek przyzwoitegofaceta.Rozpoczyna się okres zmiennychemocji,huśtawka emocjonalna. Jest dobrze,możenawet cudownie aż nagle,bez widocznych oznak burzygrom.Potem cisza,potem przeprosiny iwyjaśnienia/znów ze wskazaniem na winnego /Oprawcajest sprytny i umie logicznie wytłumaczyć swojezachowanie,ofiara chce z założenia zgody więcprzyjmuje te wyjaśnienia.I zaczyna w nie wierzyć.Iznów jest dobrze jakiś czas ale huśtawka zaczynanabierać rozpędu. Ofiara cieszy się każdym dobrymsłowem jak nagrodą,stara się na nie zasłużyć,drżyze strachu przed gniewem i stara się za wszelkącenę do niego nie dopuścić.Tak niepostrzeżenietraci wolność,godność,dumę.Uzależnia się corazbardziej.Ale ona jeszcze o tym nie wie.Jeszczewierzy że walczy o swoją rodzine i szczęścieswoich dzieci. Tak mijają lata.pnt.5 Ofiara już nie myśli racjonalnie,został jużtylko strach i wpojone niskie poczucie godnościwłasnej.To on jest potężny, szanowany ,władny.Onanikim, zerem, bez przyjaciół,pracy,rodziny.Nie madokąd uciekać bo gdzie pójdzie z dziećmi,bezpieniędzy,bez pracy i środków do życia.I to jestkoniec.Już nie ma huśtawki emocji.Zostaje jużtylko piekło.I czekanie na cud. pnt.6 Jeśli myślisz że w/w wymienione sytuacjedotyczą tylko rodzin z tzw.nizin społecznych tosię mylisz. Jeśli myślisz że jak nie ma przemocyfizycznej to ten mechanizm nie zadziała to sięmylisz.Bywa że oprawca działa w „białychrękawiczkach” i przemocy fizycznej nie używa alepsychicznej tak.Jeśli myślisz że ten mechanizm naciebie nie zadziała to się mylisz.Oprawca działapowoli, jak wyrafinowany gracz,kalkuluje,studiujereakcje i obserwuje efekty. pnt7 Nigdy nie rezygnuj z siebie i swojejniezależności,choćby miłość i milion argumentówzasłoniły ci oczy. W każdej relacji zachowaj swójkawałek świata,pracę,przyjaciół,dobre relacje zrodziną.Obserwuj czy twój partner nie stara sięsobie ciebie zagarnąć,czy nie funduje ci zmiennychhumorów i nieoczekiwanych napięć.To na początkumożna złożyc na karb miłości i zazdrości.Czasempostaraj się spojrzeć na wasz związek jak nahistorie kogoś innego,spójrz na to z innejperspektywy.Miej zawsze plan „b”.A jeślizauważyłaś że jesteś sama,że zaczynasz się baćswojego partnera uciekaj choćby w skarpetkach,iporzuć nadzieję że może być lepiej.plus:[W przemocy w rodzinie(domestic abuse) nie chodzi o agresjé,chodzi o kontrolowanie ofiary. ]THE DOMINATOR IS HIS NAME, CONTROLLING WOMEN IS HIS GAME:1. The Bully- Tyran : glares( patrzy ze zlosciá, mierzy cié wzrokiem ), krzyczy, rozbija przedmioty , sulks (dása sié, naburmusza );2.The Jailer ( Wiézienny straznik): -Stops you from working and seeing friends ( namawia cié, zebys przestala pracowac i widywac sié z przyjaciólmi); – mówi ci, co masz na siebie wkladac; -Keeps you in the house (Nie pozwala ci wychodzic z domu)-Uwodzi twoich przyjaciól/rodzine;3.The Headworker ( “podkopuje” twojá pewnosc siebie):-puts you down (poniza cie),-Powtarza ci, ze jestes zbyt gruba,zbyt chuda, brzydka, glupia, bezuzyteczna ( useless) I tak dalej;4.The Persuader ( przekonuje, perswaduje, abys w cos uwierzyla ):-Threatens to hurt or kill you or the children (Grozi, ze zrobi krzywdé, albo zabije ciebie bádz dzieci);-Placze-Mówi, ze cie kocha-Grozi, ze popelni samobójstwo-Straszy, ze doniesie na ciebie do Opieki Spolecznej itp. ( Threatens to report you to Social Services, DSS etc)The Liar ( Klamca):-Denies any abuse ( wypiera sie wszystkiego)-Mówi, ze to byl “tylko” klaps (says it was “only” a slap)-Obwinia alcohol, leki, stress, przepracowanie, ciebie, bezrobocie itp)The Badfather ( Zly ojciec):-Mówi, ze jestes zlá matká.-Manipuluje dziecmi i zwraca je przeciwko tobie.-Uses access to harass you (stwarza sytuacje, aby cié dreczyc )-Grozi, ze zabierze ci dzieci-Persuades you to have “his”baby, then refuses to help you care for it. Naklania cié, abys zaszla w ciázé, a potem nie pomaga ci opiekowac sié dzieckiem.Król na zamku: King of the castle- traktuje cié jak niewolnicé, sluzácá- Powtarza, ze kobiety sá od gotowania, seksu i prac domowych- oczekuje seksu na zádanie- wtedy, kiedy on ma na to ochoté,- kontroluje wszystkie pieniádze The sexual controller:- gwalci cié- Nie akceptuje odmowy- keeps you pregnant- wciáz powoduje, ze zachodzisz w ciázé,ALBO reject your advances- odmawia ci.Zródlo: Pat Craven 1999-2004 All rights reserved http://www.freedomprogramme.co.uk

    2. Od początku, Bóg, jeśli jest, nie jest ani „Twój” ani „mój” – jest tylko Jeden, nawet, jeśli inaczej Go pojmujemy. Po drugie, masz rację, że miłośniczkami DD muszą być kobiety o specyficznej konstrukcji psychicznej – bo jeśli chodzi o bdsm, to jest to, moim zdaniem jedynie erotyczna „zabawa w przemoc” (no, chyba że ktoś jest psychopatą, a tacy się też, niestety, w tym środowisku zdarzają…) – natomiast w DD masz swojego „pana i władcę” w domu przez dwadzieścia cztery godziny na dobę… ALE jeśli domagasz się „tolerancji” dla siebie, musisz także tolerować upodobania innych, choćby były nie wiem, jak dziwaczne (dlaczego zaraz „choroba”)?:) Mnie razi jedynie tłumaczenie tego zjawiska „chrześcijaństwem.”

  8. żeby daleko nie szukac dowodów na podejscie koscioła katolickiego do przemocy w rodznie wystarczy zauważyć, że bicie żony nie może byc powodem uzyskania rozwodu kościelnego. Bóg na pewno nie miał na mysli takiego postepowania jakie stosuje na co dzien w domu wielu (niestety) meżczyzn, powiem więcej, myslę, ze jak na nich patrzy to juz sobie obmysla, co potem z nimi zrobi. pozdrawiam.

  9. a co tutaj ma wspolnego wiara -jezeli czlowiek ma w genach agresje to nie uniknie tego ja mam 56-lat i nie pamietam ze swoiego dziecinstwa azeby moi rodzice podnosili na siebie rece -i rowniez ja w calym swoim zyciu niegdy nie podnioslem reki na zone czy corke -a to dlatego ze zone traktuje jak samego siebie -ja chce byc traktowany godnie z szacunkiem tak tez traktuje swoia zone rowniez jestem katolikiem tyle tylko ze nie chodze do koscjola gdyz nie wierze w koscjol -tylko w boga dlatego uwazam ze koscjol przeszkadza i to bardzo na tej drodze

  10. NIE WIEM JAK JEST W INNYCH WIARACH, MOŻE U ŚWIADKÓW JEHOWY….ALE W KATOLICYZMIE NA PEWNO NIE….ALE JA MAM COŚ CIEKAWSZEGO DO POWIEDZENIA – ROK TEMU ZA SPRAWĄ PEWNEJ ZAZDROSNEJ I POZBAWIONEJ UCZUĆ BABY, ZAGINEŁA AURELIA, KTÓRĄ BARDZO KOCHAM …ALE I TAK JĄ ODNAJDĘ !

  11. Kurcze ja tam przemocy wobec żony nie stosuję. Wszak bardzo lubię „żeberka” 😉 .Przecież to z niego Bóg ukształtował kobietę. Czyli jego ona jest!

  12. Tylko w USA 😉 Ale z drugiej strony o co Ci chodzi? Są ludzie o profilu osobowościowym dominującym są o submisyjnym (uległym) jedni i drudzy musza je zaspokajać jeżeli żyją sobie w taki sposób ich sprawa, jeżeli za obopólną zgodą nie mamy żadnego prawa się wtrącać. Skoro są żony lubiące być zdominowane i trzymane krótko przez mężów są tak samo faceci chodzący od czasu do czasu na małe „biczowanko” do pani w lateksie i czarnych kozakach ;P

  13. SŁABSZYCH DRĘCZĄ TYLKO TCHÓRZE!!!!!!!!!!!!!!!jak ktos jest taki bohater to niech spróbuje to na silniejszym od siebie

  14. Cóż tu powiedzieć? Żony nie mam, to jej nie biję. Ale parafianie mi mówią, że jak się baby nie bije, to jej wątroba gnije. Możliwe. Nie znam się na medycynie, ale pokuty nigdy za wiele.

  15. spowiednikami sa faceci.Religie wymyslili faceci.Biblie napisali faceci.Przykazania napisal Mojrzesz a wiec facet.I faceci stworzyli dektature w rodzinie.Ta dyktatura przeszla na glowy panstwa a wiec na facetow.Kobiety slabsze, zalezne i skupione na opiece nad potomstwem musialy sie poddac bo by osierocily swoje dziatwy.Do dzis faceci nie lubia madrzejszych zon bo traca na wladzy.Smutne to zycie czasami ale moze za 150 lata faceci zaczna byc rozsadniejsi i spozytkuja swoje miesnie na pomaganie w domu.Sila fizyczna dobrze uzyta doprowadza do majatku.

    1. Każdy z nas chyba oglądał film w reżyserii Juliusza Machulskiego „Seksmisja” – to dopiero byłby koniec świata – bez facetów. (Ale twórca filmu też był mężczyzną).

      1. A ja inne wnioski wyciągnęłam z tej komedii. Każda dyktatura kiedyś upada, jeśli jest zbudowana na fałszywych założeniach. Dlatego też i patriarchat upadnie. Nie chcę matriarchatu bo to też byłoby fałszywe załozenie. Chciałabym, aby relacje damsko-męskie oparte były na partnerstwie i równowadze (nie mylić z niemożliwym do zrealizowania-równouprawnieniem) jak chciał Jezus (patrz logion 114 Ewangelii Tomasza).A co do bicia. Warto byłoby tu zacytować W. Eichelbergera „każdy kat jest najpierw ofiarą”.

  16. Bicie słabszego fizycznie, bicie koleżanki ….., bicie kobiety…., bicie żony nie wypływa z wyznawanej religii. W każdej kulturze sptkać możemy przemoc mężczyzn do kobiet. Damscy bokserzy zawsze byli, są i będą. Takie zachowania wynoszą z domu, bądź mają skrzywioną psychikę, lubią dominować, wyrównują sobie swoje niepowodzenia, swoje niedoskonałości, swój alkocholizm itd. Nic nie ma to wspolnego z biblią czy z religią katolicką. Na długo przed Chrystusem „panowie ” bili swoje kobiety. Więc zjawisko bicia kobiet ma o wiele starszy rodowód niż wiara chrześcijańska

      1. Generalizujecie. A gdy jest sytuacje że kobieta bardzo ale to bardzo stara się sprowokować męża? Albo jak to Kobiety biją mężczyzn wiedząc że ten jej nie odda?

        1. No, cóż – mogłabym odpowiedzieć „po feministycznemu” że PRAWDZIWY mężczyzna nigdy nie powinien dać się „sprowokować” kobiecie ani dziecku. Wiem jednak, że bywają najróżniejsze sytuacje – i że jeśli to ONA jego bije, jakoś łatwiej nam przystać na to, że „sam był sobie winien.” Z tym się też nie zgadzam.

        2. Sa rózne sytuacje zyciowe i bywa tak ze nawet najspokojniejszy mężczyzna moze nie wytrzymac. Znam taki przypadek – małżeństwo czekając na własne mieszkanie musiało mieszkać z jego matka i jego siostra a obie wredne okrutnie. Szczególnie siostra wiecznie czepiała sie jego zony i to do tego stopnia ze kobieta jeszcze młoda dorobiła się ze stresu wysokiego cisnienia i choroby nerek (teraz zyje tylko i wyłącznie dzięki dializom). Wszelkie rozmowy nie skutkowały a wiesz co poskutkowało? Strzelił siostre w twarz tak ze sie krwia zalała i zapowiedział krótko – powiedz jeszcze jedno słowo a zapamietasz do końca zycia. Tak się składa że owa siostra to….była teściowa mojej córki z tym że moja córka mieszkając z nią dorobiła się jedynie nerwicy, nie czekała az zachoruje powaznie i się rozwiodła (jej męża na obronę zony niestety nie było stac)

  17. Jak kobieta idzie na taki układ to nie widzę w tym nic złego. Człowiek dorosły decyduje samodzielnie, jeśli ludzie są w stanie w ten sposób odzyskać wewnętrzny spokój i poczucie stabilizacji ich związku to tylko chwalić. Statystyka tutaj mówi za siebie. A przyzwolenie do cielesnego karania wcale nie musi oznaczać że będzie ono egzekwowane. Idę o zakład że częściej dochodzi do rękoczynów w związkach „demokratycznych”. Myślę że mężczyzna w takim układzie i tak przyjmuje większe obciążenie biorąc na siebie całkowitą odpowiedzialność za losy rodziny niż kobieta za klapsa w pupę raz na jakiś czas.

  18. Cytaty nie dotyczą bezpośrednich słów Chrystusa. A raczej Jego uczniów, którzy mogą się mylić bo są tylko uczniami. Z zasady wcześniejsze pisma przed ewangeliami też powinny być racej pomocnicze. Bardziej dosadnymi będą ame słowa Chrystusa w których zaleca on tym którzy uważają się za lepszych od pozostałych -SŁUŻYĆ IM. Co nijam ma się do wszelkich służb mężczyzn. Zalecał również darmo otrzymaliście darmo dawajcie! Przede wszystkim powinno to dotyczyć miłości. Jakie są realia każdy widzi.

  19. Jako światły inżynier uważam że bicie żon oraz gwałcenie dzieciaczków jest całkowicie normalne i ureguluję tę sprawę ustawa Romana popierana przez światłe media która nareszcie pozwoli na legalne gwałcenie dzieciaczków podwładnych pracowników

  20. Wiesz katolicy bywają cholernie obłudni! Zapraszam na moje forum dyskusyjnewww.opetani-sexem.pun.pli na mój blogwww.opetana-sexem.blog.onet.pl/

    1. KATOLICY, TO NAJBARDZIEJ TOLERANCYJNI LUDZIE…..OBŁUDNI I NACHALNI SĄ ŚWIADKOWIE JEHOWY I INNI SEKCIARZE,POSŁUGUJĄ SIĘ KŁAMSTWEM I ROBIĄ PRANIE MÓZGU A ICH IFIARY CZĘSTO MUSZA KORZYSTAĆ Z POMOCY PSYCHIATRYCZNEJ……ALE KOMBINUJ DALEJ !

  21. Tak czytam czytam………. i co? postanowilem skomentowac kilka rzeczy.W nowym testamencie – bo ten jest dla chrzescijan najwazniejszy nie ma nic co mozna w jakikolwiek sposob zinterpretowac jako zachecanie lub ciche przyzwolenie lub tolerowanie dla bicia zony lub dzieci. Co do samego bloga, odosze wrazenie ze autor szczegulnie upodobal sobie jako cel srodowisko chrzescijanskie, a ze z racji tego iz religia ta oraz grupa ludzi ja reprezentujacych jest niezwykle liczna, wyszukuje rodzynki takie jak np CDD (mam nadzieje ze sie nie pomylilem po przyznam sie ze pierwszy raz o tym w zyciu slyszalem) i na podstawie skrajnych zachowan (bo za takie to osobiscie uwazam) stara sie nadac etykiete do calej religi oraz ludzi ja wyznajacych. Jeszcze raz to powiem ze NT uczy milosci do blizniego.Co do dzisiejszego tematu – interesujacy, choc wnioski z niego idace i podsumowanie nie powinno byc niczym innym jak stwierdzeniem (uczciwym) ze CDD nie ma podstaw w Bibli a jest jedynie wymyslem ( z ktorym sie calkowicie nie zgadzam ale musze przyznac ze jedyne 2% rozwodow robi wrazenie:)) ortodoxow wynikajacych z calkowitego oderwania od rzeczywistosci.Pozdrawiam Autora

  22. Pisanie, że jest to w imię chrześcijańskich zasad jest jak mówienie, że Stalin mordował w imię Chrystusa. Bicie żony ma tyle wspólnego z chrześcijaństwem co Stalin z Chrystusem.

  23. kolejny temat ktory jest woda na mlyn dla tych co i tak chleba nie robia. Bo jaki wniosek plynie z tego artykułu?wolno czy nie wolno? gdzies tam jakies plemiona w ameryce bija,to i my mozemy tak?ale inni po kilka zon bija,bo maja ich tyle:)ja tez chce:) przeciez bigamizm odnosi sie do chrzescijan:)… i moglbym wam lac wode na mlyn, ale jaki wniosek z tego? Nie stawiaj rowera kolo lodowki bo ci pompke ukradna:)+0 za artykuł, +6 za intuicje:)pozdrawiam

    1. Radziu, moją intencją było właśnie powiedzieć, że to nie „po bożemu” – ale różni ludzie, jak widać, odczytują to inaczej…

  24. A co was to obchodzii!!!?? Jak bab chce, zeby ja chlop lal, to chlop ja leje! Nikt mi nie wmowi, ze jakby naprawde nie chcialy to by tak sie dawaly!!! Logika jest prosta: nie chesz, zeby Cie taki jegomosc lal, to sie z nim nie zen, nie zgadzaj sie na takie uklady! A jak juz sie zgodzilas to sama sobie winna jestes. Tylko, nie jestem taki pewienczy te Panie cierpia na rowni z autorka tego artykulu… Zawsze najlepsze to sa te co chca inne „wyzwalac”, a potem jak tylko sie jaki facet na nia wkoncu obejrzy, to juz nikogo nie chce wiecej wyzwalac, i na wszystko sie zgodzi (znalem kilka taki wojujacych „wyzwolicielek” „uciemiezonych kobiet islamu”), aby tylo ten kolo dalej chcial na nia spogladac. Baby z charatkterem nie potrzebuja waszego „wyzwalania”, a reszty i tak nie „wyzwolicie”.Pozdrawiam

    1. Pangu, mylisz się sądząc, że jestem wojującą feministką – w żadnym razie. Ja tylko uważam, że nikt nie powinien być „niewolnikiem” (czy „niewolnicą”) innego człowieka – chyba, że na krótko, w erotycznej zabawie – ponieważ Pan (jedyny, któremu się ta nazwa naprawdę należy) jest jeden dla wszystkich. I rozciąganie tego na całe życie małżeńskie uważam za niebezpieczne dla psychiki obydwu stron. Wiadomo przecież, że władza deprawuje – a władza absolutna deprawuje absolutnie. Wydaje mi się, że im bardziej ON będzie się stawał „wielki”, tym bardziej ONA będzie się robiła „mniejsza” – i bardziej zakompleksiona… Ale może to tylko moje subiektywne odczucie?

  25. Ludzie drodzy, cóż powiedzieć, ja jestem w związku DD, ale takim bez chrześcijańskiej ideologii…Mój Mąż, jako osoba o silnie dominującej osobowości, ze tak to nazwę, wprowadził mnie w takie zasady związku. Na początku, przeżyłam szok, ale z czasem nauczyłam się tak żyć, bo Go po prostu kocham. Nie wydaje mi się, żebyśmy byli dziwakami, psychopatami,a ja – jakąś submisywną idiotką 😉 To nie jest związek polegajacy na jakimś nieobliczalnym biciu czy poniżaniu, to jest doprawdy pomieszanie z definicją przemocy domowej. Jesteśmy dwójką bardzo sobie oddanych osób, kochających się, szanujących i prowadzących ciekawe życie, z tym że to Mąż podejmuje wiekszość decyzji, to On w naturalny sposób decyduje, a czasem rónież mnie karze, na co ZGODZIŁAM SIĘ i nie żałuję, bo to rozwiazuje wiele problemów, z których mogłyby „wykwitać” nasze urazy, awantury, narastająca wrogość, albo dystans………Pozdrawiam, zwłaszcza tych, których szokują takie osoby jak ja 🙂

  26. Dodam jeszcze jedno, mam wrażenie, że żyjemy w świecie, w którym pojęcia takie jak „posłuszeństwo” czy „uległość” obarczone są wstydem, skazą. Nie jest dobrze być posłusznym, to wskazuje na jakąś anomalię osobowości, a co najmniej na zabużenia poczucia wlasnej wartości. Owszem zgadza się, że to ostatnie twierdzenie ma pewnie zastosowanie do osób tkwiących w tzw. toksycznych związkach, ale ja – jako osoba żyjąca w DD, nie mam poczucia, że jestem krzywdzona czy nieszczęśliwa. Rozumiem, że patriarchalny porządek rzeczy jest dziś przedmiotem społecznej krytyki, co wcale nie oznacza, że jest z zasady zjawiskiem bezsensownym albo źródłem nieszczęscia kobiet. To co nie jest main stream’owe nie musi być nienormalne, wszak również katolicyzm w tym main streamie znajduje się ostatnio coraz mniej…

    1. Czytam, czytam i nic z tego nie rozumiem. Przeciez małzeństwo to zwiazek dwóch dorosłych, rozumnych istot ktore maja swoj rozum i swoja wole i chyba potrafia z tego korzystac. Mam byc posłuszna i uległa mężowi? a to niby z jakiej racji? a może on powinien byc mnie posłuszny? To jakas paranoja. Jak bym była zupełnie nieprzystosowana do zycia to moze miałoby to jakis sens – mąż by mną sterował jak lalką a jak bym nie wykonała jego poleceń to by mnie stawiał w kącie albo dawał klapsy na gołą d…ę. Małżenstwo to przecież nie jest zabawa w przedszkole. I jeszcze jedno, posłusznym i uległym można byc ze strachu – nie mam nic, nic nie potrafie zrobić i jestem zalezna od pana i władcy a do tego despoty. Jak nie będe działała zgodnie z jego wola to mnie pogoni z domu i trafie do opieki społecznej albo pod most więc jestem jak bezwolna kukła która nie mysli tylko pokornie słucha.

      1. Dokładnie. Dodam jeszcze, że kobieta zgadzając sie na taki „układ” robi z faceta nieomylnego boga. Ona jest „głupia” a On bez skazy i w zaciszu domowym ją karze i nagradza. Ale takiej kobiecie może pomóc tylko ona sama. To jak z żoną alkoholika. Zawsze jakoś go usprawiedliwi…

        1. No, właśnie – to jest w tym wszystkim niepokojące, że choć mężczyzna ma w takim związku wyłączne prawo karcić swoją kobietę, to jednak sam przez nikogo nie jest korygowany. Nawet w przypadku kary „nienależnej” kobieta może się poskarżyć dopiero „po fakcie” i to z zachowaniem należytego szacunku i bez pretensji (gdyż w przeciwnym wypadku mogłaby znów zasłużyć na karę). A ostateczną instancją w uznaniu tejże „reklamacji” i tak jest mąż. To (najłagodniej mówiąc) ZNACZNY zakres władzy nad drugim człowiekiem…

  27. No, cóż, Czykito, nie szokuje mnie to – sama zresztą przyznajesz, że zgodziłaś się na taki układ, ponieważ go KOCHASZ. Z miłości ludzie są zdolni robić najróżniejsze rzeczy… chociaż mnie trochę trudno sobie wyobrazić związek dwojga dorosłych ludzi, w którym jedna strona traktowana jest jak „dziecko” które można skarcić – ale to Twoje życie i jeśli jesteś z tym szczęśliwa, nie zamierzam się wtrącać. Zresztą to na pewno wiele upraszcza, kiedy możesz zrzucić całą odpowiedzialność na innego człowieka…Ale mam drobną uwagę – osoby submisywne, uległe to też nie „idiotki” – nie obrażaj ich, tym bardziej, że sama nie różnisz się od nich aż tak bardzo, jak Ci się zdaje. DD JEST formą dominacji i uległości – tyle tylko że przeniesioną z terenu sypialni na całe życie rodzinne i domowe. Ps. Staram się szanować „naturalny autorytet” mojego męża w małżeństwie, choć żyję na innych zasadach, niż Ty. Serdecznie pozdrawiam i szczęścia życzę.

    1. Ujmę to tak: w Twojej wypowiedzi wyczuwam wiele czegoś w rodzaju „wszechwiedzy”. „Ja ci zaraz powiem kim jesteś i dlaczego tak się zachowujesz”. „W dodatku dorzucę kilka moralizujacych pouczeń.”Wiesz o mnie tylko tyle, ile Ci się wydało, że wiesz z tego oto powyżej fragmentu. Użyłam epitetu „submisywna idiotka” nie dlatego, że chciałam obrazić takie osoby, ale dlatego, że miałam wrażenie, że ton samego Twojego wstępu wskazywał na to, że taki związek jest własnie dla osób ograniczonych umysłowo czyli de facto – jak sama twierdzisz – dla mnie osoby submisywnej. Albo prawie.Uległość wobec kogoś nie jest równoznaczna z faktem bycia dzieckiem. Czy pracownik jest dzieckiem szefa? Również życzę szczęścia. Ciekawy blog.

      1. > Uległość wobec kogoś nie jest równoznaczna z faktem bycia> dzieckiem. Czy pracownik jest dzieckiem szefa?Uległość nie jest też równoznaczna z szacunkiem i/lub miłością do drugiej osoby. Czy pracownik jest uległy wobec swojego szefa, bo go szanuje czy kocha? Czy raczej boi się restrykcji w pracy w przypadku, gdyby okazał nieposłuszeństwo?

          1. Myślę, że masz rację, Izo – są różne formy tego zjawiska (istnieją np. mężczyźni, którzy kochają ekstremalnie grube kobiety, a te, które się takiemu „wypasaniu” – przepraszam, ale naprawdę tak to się nazywa – poddają, także twierdzą, że to z miłości – sądzę, że raczej Z PRAGNIENIA BYCIA KOCHANĄ (które zresztą samo w sobie nie jest niczym złym)) – ale już nic więcej nie napiszę, żeby znowu ktoś nie poczuł się urażony… Powinnam chyba naprawdę na jakiś czas zawiesić tego bloga – emocje, jakie wzbudzam, jakoś ostatnio źle działają na MOJĄ psychikę…

          2. Masz do tego prawo. Z drugiej strony nie powinnaś brać do siebie wszystkiego co anonimowo Ci tu opowiadamy…

          3. Muszę, Izo – taka już jestem. Dla mnie nie jesteście „anonimowymi nickami” lecz żywymi osobami, i nie chciałabym nikogo z Was zranić – nawet niechcący.

          4. Sa różne formy ale te formy nie mogą wychodzić poza kodeks karny. Nie jest istotne że kobieta zgadza się na bicie, jest to przestepstwo i tyle. Trochę wychodząc poza temat – ostatnio głośno było o związku ojca z córką. Ani on jej nie gwałcił, ani ona nie oponowała – jemu odpowiadało, jej odpowiadało więc można powiedzieć że sprawy nie ma, w końcu oboje byli zgodni. O związku doniosła do prokuratora jej siostra no i sprawa była. Co ciekawsze cała rodziną siostre potępiła. Podobnie z CDD – jakby tak ktoś doniósł (rodzina, nawet dzieci) to pewnie też na to znalazłby się paragraf.

          5. Myślę także, Czykito, że choć masz ZUPEŁNĄ RACJĘ co do dewaluacji pojęć „uległości” i „posłuszeństwa” w dzisiejszym świecie, to jednak ja mam prawo się z Tobą nie zgadzać co do metod, jakimi to posłuszeństwo wolno egzekwować. Prawda? Piszesz o stosunku szefa do podwładnego – ale czy zgodziłabyś się na taki regulamin pracy, w którym szef miałby prawo „dyscyplinować” swoich pracowników w taki sposób, w jaki wobec Ciebie czasami czyni to Twój mąż? Pewien filozof kiedyś powiedział, że i „dzieci nie powinny być nigdy karane przez tych, KTÓRYCH NIE KOCHAJĄ.” Przyznaj więc, że i to jest pewien element „miłosnej gry” między Tobą a Twoim mężem.

      2. Nie miałam zamiaru Cię pouczać, przepraszam, jeśli tak to odebrałaś – jednak zauważ, że owo „dziecko” ujęłam w cudzysłów. A osoby submisywne – no, cóż, sama taka jestem, tyle, że pokonałam w sobie tę skłonność, ponieważ czułam, że mnie NISZCZY. Ciebie, być może nie. Naprawdę nie chciałam nikogo urazić – ale „jeszcze się taki nie urodził, co by wszystkim dogodził.”

  28. Świetny temat. Generalnie wydaje mi się, że można by go rozwinąć w szerszą dyskusję pod hasłem „Co rzeczywiście zostało przekazane przez Boga, a co dopisali do tego ludzie” – bo bardzo często mam wrażenie, że rzeczywiste boskie przesłanie nie byłoby tak nieludzkie i niehumanitarne, jak starają się to przedstawić niektórzy. Nie będę brnąć dalej, bo nie znam się na tym na tyle. Powiem tylko, że kiedyś bardzo mi się spodobało pewne pytanie: „Czy wierzysz w Boga ? Nie pytam, czy wierzysz w to, co o Nim mówią ludzie, ale czy wierzysz w Niego samego ?”Pozdrawiam !

      1. Dla mnie to ty jesteś nienormalna. Piszesz jakieś pierdoły o bogu,niby opierasz swoje argumenty”marne” o biblie a tak naprawde sama nie wiesz czy wierzysz w boga.a co do DD to ja sama żyję w takim związku i jestem bardzo szczęśliwa od kiedy w moim domu pojawiły się zasady DD.Co do strony o Domowej Dyscyplinie to uważam,że jest dla tych,którzy chcą się czegoś o tym stylu życia dowiedzieć,a może nawet i praktykować.A ta kretynka która tutaj stwierdziła,że tak ją to rozbawiło niech napisze jaki jest jej sposób na życie.

        1. Klaro, oczywiste jest, że KAŻDY będzie do upadłego bronił własnego stylu życia i nie mam Ci tego za złe. A co do pytania „czy wierzę w Boga” czy też „wierzę Bogu” to nie jest to dowód na moją niewiarę. Dziękuję za „przemiłe” słowa o mojej osobie i Czytelnikach („jesteś nienormalna”, „ta idiotka” ) – czy to również jest przyjęte w DD żeby „napadać” na osoby, które się z Wami nie zgadzają? GDZIE ja coś takiego napisałam o Was? Przykro mi bardzo.

          1. Szanowna Albo, nie, nie jest u nas (jeżeli w ogóle istnieje coś takiego jak środowisko DD i o ile wolno mi się w jego imieniu wypowiadać) przyjęte „napadanie”, na osoby, które do stylu życia DD mają krytyczny stosunek. Postaraj się jednak zrozumieć Klarę – najczęściej jest tak, że to na nas się napada. Aby daleko nie szukać wystarczy spojrzeć na ton co poniektórych komentarzy tutaj – napastliwy, wzgardliwy lub złośliwie prześmiewczy (wszakże i Twój tekst nie jest od sformułowań o takim charakterze wolny). To powoduje reakcję obronną: radykalizację postaw i zaostrzenie języka także po naszej stronie. Można by powiedzieć: „syndrom oblężonej twierdzy”. Co do bronienia własnego stylu życia do upadłego, DD to nie są idee ekspansywne. Ani mnie ani, jak myślę, nikomu nie przychodzi do głowy, by taki model relacji komukolwiek narzucać. Natomiast i ja i inni zwolennicy DD tu się wypowiadający protestujemy przeciwko stygmatyzowaniu naszego stylu życia. Chcielibyśmy aby funkcjonował w świadomości społecznej jako równoprawna z innymi propozycja zorganizowania związku mężczyzny i kobiety. Ty zaś, w którymś z komentarzy wyjaśniasz, iż napisałaś swój tekst, aby pokazać, „że to nie po bożemu”, że to zło przed którym należy przestrzegać. Ocena to naszym zdaniem zupełnie niesprawiedliwa i niczym nie poparta, stąd i reakcje obronne.

  29. Ps. Przecież nawet sam „Adwokat DD” (a zakładam że on się na tym zna) wielokrotnie pisał, że „zasady Domowej Dyscypliny trudne są do zrozumienia dla osób z zewnątrz” – czy zatem to macie mi za złe, że napisałam,że „trudno mi to zrozumieć”? Czy w ten sposób kogoś obraziłam? A jeśli, to chyba tylko tak samo, jak ta dziewczyna, która napisała: „Ja tam jestem tolerancyjna i WSZYSTKO akceptuję. Ale żeby tak w ogóle nie uprawiać seksu? To chyba musi być jakaś choroba.” 🙂

    1. Owszem, często tak pisuję, a sytuacja taka ma miejsce, bo pojęcie DD obciążone jest w powszechnym odbiorze wieloma nieprawdziwymi stereotypami oraz po prostu braniem jej za przemoc domową. Po to m.in. zacząłem pisanie bloga, by pokazywać nieprawdziwość tych stereotypów, wyjaśniać pomyłki. Nie zarzucam Ci, że trudno Ci zrozumieć. Zarzut czynię raczej z tego, że poruszając ten właśnie temat nie miałaś wielkiej chęci zrozumienia, nie próbowałaś nawet. Ograniczasz się jedynie do stwierdzenia „dziwne to jakieś i mi się nie podoba”, co jest już tylko wodą na młyn bardziej radykalnych komentatorów.

      1. Adwokacie, mylisz się co do mnie – jako osoba uległa z natury ja właśnie PRÓBUJĘ zrozumieć i być może rozumiem lepiej, niż Ci się zdaje. Nigdzie nie napisałam że DD=przemoc domowa, dla mnie jest to raczej jakaś forma relacji opartej na dominacji i uległości, do której dodano pewne mniej lub bardziej szlachetne uzasadnienia. Ale nie jestem pewna czy „zrozumieć” (kogoś lub coś) musi zawsze oznaczać „zaakceptować bez zastrzeżeń.” Zastanów się, czy Ty sam akceptujesz w ten sposób wszystko, cokolwiek ludzie robią?

        1. Ależ nie, „zrozumieć” nie oznacza dla mnie zawsze „zaakceptować bez zastrzeżeń”, a jedynie (a czasem aż) „nie krytykować bez podstaw”, „nie wyrażać powierzchownych opinii”.

  30. Adwokacie, zechciej jednak zauważyć, że w tekście krytycznie oceniałam nie tyle „całe” DD (jeśli Twoja żona/ partnerka zgadza się być fizycznie dyscyplinowana przez Ciebie, zasadniczo nic mi do tego, choć wydaje mi się, że to trochę nietypowy sposób okazywania sobie miłości w związku- mam prawo do takich odczuć i pisania o nich? Mam!) co DORABIANIE DO NIEGO UZASADNIEŃ CHRZEŚCIJAŃSKICH, co jest, moim zdaniem nieuprawnione. Jeśli dopatrzyłeś się gdziekowiek „tonów wzgardliwych” – przepraszam. Ps. Mam nadzieję, że dzięki DD nie tylko Twoja żona, ale i Ty stajesz się lepszą osobą…

    1. Tak, to jestem w stanie zaakceptować. Dla mnie samego logika takiego właśnie stylu życia jest na tyle nieodparta, że nie wymaga odwoływania się do wyższych porządków, w tym boskiego. Z pewnością jestem mniej biegłym biblistą niż Ty, dlatego w moim pojęciu laika katolicyzm ani specjalnie nie przemawia za, ani też przeciw DD. Główna rzecz to chyba wzajemna miłość, wierność, wspieranie się nawzajem w związku – te w DD występują, a i w innych modelach związków czasem mogą. Jeśli chodzi o stawanie się lepszym, to jest tak definitywnie. Na pierwszy rzut oka może to umykać (ze względu na to jak oczywiste są powody, dla których kobieta staje się lepszą osobą w takim związku), ale związek DD ma także ogromny wpływ doskonalący na mężczyznę. Świadomość, że kobieta poddaje mu się całkowicie, że obdarza go już na wstępie tak ogromnym zaufaniem bardzo zobowiązuje i wpływa dodatnio na poczucie odpowiedzialności u mężczyzny. Świadom tego wielkiego daru miłości chce on jak najlepiej wywiązywać się ze swoich obowiązków przewodnika i opiekuna. Przewodzić chce przy tym drogą przykładu, dlatego instynktownie wręcz podejmuje walkę ze swoimi słabościami – żeby niemal w każdej sytuacji móc powiedzieć „gdy będziesz postępować tak jak ja będzie wszystko dobrze”. Co więcej, skoro boleśnie karci swoją ukochaną za przewinienia, to zwyczajnie głupio mu jest samemu robić to samo, za co ją by ukarał. W rezultacie nie tylko ona, ale w nie mniejszym stopniu on staje się lepszy.

      1. A zatem przyznajesz, że w związku DD mężczyzna jest dla kobiety wzorem, którego doskonałości ona nigdy nie osiągnie? (Bo gdyby jej się to udało, cały związek musiałby ulec gruntownemu przemodelowaniu :)).”Postępuj zawsze tak, jak ja (chcę)…a nie będzie bolało.”:) I, wybacz, ale nie wierzę, że to rytualne „karcenie swojej ukochanej” nie sprawia Wam, mężom, żadnej przyjemności – musi to być przynajmniej taki rodzaj przyjemności, jaką daje smak władzy nad drugą osobą. A jeśli nie – i czynisz to rzeczywiście „z bólem serca, dla jej dobra” to wybacz(cie), ale jednak jest to rodzaj „wychowawczej” relacji dosyć PODOBNEJ do tej rodzic-dziecko, gdzie to mężczyzna jest stroną w pełni dojrzałą i odpowiedzialną, natomiast kobieta ma jedynie stale „dorastać” do jego wymagań…(I prawdopodobnie nigdy do nich nie dorośnie, ponieważ wówczas ów satysfakcjonujący dla obojga układ musiałby się skończyć – a mężczyzna być może poszukałby sobie nowej, „niewychowanej” jeszcze żony).

    2. Mąż zonę dyscyplinuje, zonie to odpowiada ale nikt nie pomyslał jaki wzór małżeństwa wynosza z takiego domu dzieci. Nie daj Boze trafić na partnera ktory z domu wyniósł taki wzorzec zachowań.

      1. Olu…..Dzieci wychowywane w rodzinach praktykujacych DD widza kazdego dnia, ze rodzice pracuja nad tym aby w rodzinie dzialo sie jak najlepiej. Ojciec, jako glowa rodziny, umie zapewnic poczucie bezpieczenstwa dla zony i dzieci. Stara sie sluzyc przykladem jako prawdziwy przywodca. Matka ufa „przwodnikowi stada” i stara sie wspomagac go we wszystkim, co on robi dla dobra rodziny. Zna swoje prawa ale wie tez, ze ma obowiazki. Oni oboje wiedza, ze przewodnik moze byc tylko jeden a razem musza patrzec w te sama strone. Nie bawia sie ani w niewolnictwo ani w emancypacje bo wzajemny szacunek do siebie narzuca okreslone postawy. Nie ma czasu na wielkie awantury, ciche dni itp bo zasady sa jasno okreslone. Dzieci nie widza klocacych sie rodzicow, bo wszystko jest jasne: jest wina musi byc i kara, niewlasciwe zachowanie musi spotkac sie z wlasciwa ocena. Kary sa tylko miedzy rodzicami i tylko do ich wiedzy wiec dzieci widza rodzicow, ktorzy jesli nawet maja gorsze chwile to umieja sobie z tym poradzic w duchu milosci i zrozumienia i za obopolna zgoda…dla wielu ludzi to moze brzmiec jak utopia, ale ludzie praktykujacy DD naprawde nie sa nieszczesliwi a wrecz przeciwnie, potrafia znalezc radosc i z dominacji i z uleglosci. Czy to wszystko jest naprawde az takim zlym przykladem dla dzieci??? Mozesz pokusic sie o odpowiedz…

        1. To jest bardzo zły przykład dla dzieci. W takiej rodzinie matka nic nie znaczy. Jest „sługą”, nie ma własnego zdania, jest po prostu spacyfikowana. Gdybym była facetem nie chciałabym mieć za żonę takiej „bezwolnej ciumci”. Rozumiem, że w razie śmierci „przywódcy stada” taka żona popełnia samobójstwo? No bo jak jej żyć bez „przewodniej siły narodu”? Kobietom tkwiącym w takich chorych związkach doradzam głęboką refleksję, nie wiem może i psychoanalizę aby dowiedziała się od samej siebie, w ktorym punkcie jej życiorysu wmówiono jej, że jest taka małowartościowa? Taka bezradna, iż trzeba się nią AŻ opiekować. Nie wiem..może to swoiste wygodnictwo? A co z jej rozwojem? Zatrzymał się na etapie dziecka?

          1. Idąc Twoim tokiem rozumowania i „przerysowujac” delikatnie problem powiem, ze dzisiejszy swiat pelen jest samotnych kobiet w roznym wieku. Domyslam sie, ze sa one samotne z wyboru bo dokonaly go prawdopodobnie po przeprowadzeniu tych psychoanaliz, ktore Ty zalecasz…Teraz, chyba na podstawie takich wlasnie psychoanaliz, najlatwiejsza droga do rozwiazania malzenskiego problemu jest rozwod. I nie lap mnie od razu za slowo, bo wiem, ze ludzie rozchodza sie tez z waznych powodow, takich jak zdrada, przemoc itp. Ja mowie o strachu przed odpowiedzialnoscia, przed przezywaniem „goryczy” kompromisow itp. Rowniez dlatego mlode kobiety nie kwapia sie do zakladania rodzin, dlaczego? bo sa tak rozwiniete wyedukowane, wyemancypowane, samodzielne, niesalezne, samowystarczalne, ze nie potrzebuja nikogo, aby mowil im co ma robic…a z drugiej strony tesknia za kims i potrzebuja kogos, kto je przytuli, pocaluje a kiedy trzeba to naprawi samochod lub wymieni zarowke. Tesknia za mezczyzna, samcem, przewodnikiem stada bo tak nas stworzyla natura 🙂 Gdyby tak nie bylo, to serwisy randkowe nie bylyby zasypane przez anonse samotnych kobiet. Czy to hipokryzja kobiet? raczej ich przewrotna natura, ktora tak nas, mezczyzn uwodzi. O tym, ze para moze sie kochac i WZAJEMNIE szanowac nie bede Cie przekonywac bo i tak nie uwierzysz. O to, kto naopowiadal Ci takich bzdur, ze kobieta w DD to bezwolna ciumcia i sluzaca, ktora musi umierac gdy zabraknie jej przewodnika stada tez nawet nie zapytam. Wydaje mi sie jednak, ze ten ktos musial miec glowe niezle zryta przez psychoanalizy…pozdrawiam,

          2. Nikt mi nie naopowiadał „bzdur” jak mi to przypisujesz, tylko jestem inżynierem, kierowałam zespołem ludzkim ( ponad 20-tu facetów), mam 40 lat i jestem w szczęśliwym, PARTNERSKIM małżeństwie. Gdyby mąż chciał mnie za cokolwiek „ukarać” ( klaps? lanie? obcięcie kieszonkowego haha) to zapewne zobaczyłby papiery rozwodowe. Na szczęście ( dla Niego) jest on wielkim przeciwnikiem przemocy w jakiejkolwiek formie czy psychicznej, czy fizycznej. Przytuli, pocaluje, zarobi pieniądze, wkręci żarówkę( samochód oddajemy do warsztatu:-), ale ma pełną świadomość, że ja robię to samo. Oboje czujemy pełną odpowiedzialność za małżeństwo i potomstwo. On mi nie musi mówić co ja mam robić bo ja wiem co mam robić. Rozmawiamy ze sobą, wspólnie podejmujemy decyzje. Czasem się kłócimy, ścieramy i dyskutujemy… nazywamy to docieraniem. Z upływem lat „zlewamy się w jedno” jednak kazdy ma świadomość- że druga strona ma prawo odejść. Nie jestem WŁASNOŚCIĄ męża ani ON nie jest moją własnością. Czuję się kochana, szanowana i pożądana. Tyle…Nie znam się na serwisach randkowych..mogę jednak się przekonać „co wbijają” młodym kobietom kolorowe pisma. Otoż kobieta ma być „wyzwolona” (a to „wyzwolenie” to epatowanie seksem haha) ale jednocześnie MUSI poderwać faceta – bo bez Niego to chyba nic nie jest warta. Czytam pisma dla nastolatek (jestem mamą nastolatek) i uczulam swoje dziewczyny- że taka postawa to błąd i głupota.

          3. Jesli moge byc szczery, Izo, to w Twojej wypowiedzi najwieksze wrazenie na mnie zrobil fakt, ze masz 40 lat i jestes matka nastolatek, reszta moglaby zainteresowac autorow programu „Urzekla mnie twoja historia”. Ja rowniez mam 40 lat i mam nastoletnie corki. Fakt, ze jestes inzynierem i kierowalas facetami malo mnie interesuje. Serce, dusza, charakter decyduja wg mnie o czlowieku a nie jego wyksztalcenie lub stanowisko wiec daruj sobie…Odnoszac sie do tego co napisalas madrze: nie wiem jak Ty i Twoj maz, ale my przysiegalismy w kosciele, ze bedziemy ze soba az do smierci i wciaz tego chcemy OBOJE. Zasady DD tylko nam pomagaja bo szacunek do kobiet wynioslem z domu a moja zona rowniez ma dobre wzorce (zlote gody rodzicow). Jesli kogos nie szanuje to tylko ludzi glupich, ale tez tylko wtedy gdy moga zaszkodzic mojej rodzinie. Poza tym moga sobie zyc, cudza glupota mnie nie boli. Ze sposobu wypowiedzi ( te wszystkie zapewnienia o wolnosci, wlasnosci. mozliwosci odejscia, papierach rozwodowych itp) wnioskuje, ze chyba jestes ateistka lub agnostyczka. Oni czuja sie naprawde wolni wszedzie, nawet w zwiazkach malzenskich, wiec rozwod, odejscie od malzonka nie stanowi dla nich dylematu moralnego. Ja tego nie potepiam bo jesli wolnosc to wolnosc…Do pasji doprowadza mnie natomiast obluda niektorych chrzescijan, katolikow przede wszystkim, ktorzy najpierw slubuja Bogu a potem kombinuja jak sie z tego wymigac…na dodatek widza te wszystkie zdzbla u innych. Ty podkreslasz Wasze uczucia, mieszasz partnerstwo,”zlewanie sie w jedno” ze swiadomoscia mozliwosci odejscia, my oboje z zona chcemy byc razem do konca i uparcie OBOJE do tego dazymy. Wiem, wiem, na pewno jestesmy z roznych swiatow: ja i zona to mroczne niewolnictwo, przemoc i brak wzajemnego szacunku a Ty za swoim mezem zyjecie w cudownym zwiazku partnerskim. Tyle tylko, ze ja ciesze sie, ze istnieja cudowne zwiazki partnerskie i dzieci w tych zwiazkach sa wychowywane po partnersku, bo wypada sie z tego cieszyc…Ty zas wylewasz bloto z pomyjami na zwolennikow DD i odsadzasz ich wrecz od czci i wiary, jakbys nie mogla nawet dopuscic do siebie mysli, ze istnieja jeszcze inne formy szczescia. Zapewniam Cie Izo, ze oprocz Waszego, sa tez inne „blotka” na tym swiecie i jesli tylko wychylisz swoj nosek ze swojego to dostrzezesz innych ludzi a moze nawet uda Ci sie zauwazyc, ze sa oni szczesliwi…czego Ci z serca zycze 🙂

          4. Szczęscia? Tobie się coś pomerdało…ja wiesz jestem w stanie zrozumieć, że kogoś „poniesie” i uderzy żonę..,że zrobi coś takiego w afekcie. Ale tak na zimno? Ta Twoja ideologia jest dla mnie chora. I jako osobie chorej okazuję Ci wspołczucie. Jesteś godzien litości.Ah..zapomniałabym.Są ludzie, którzy nawet zwierzęcia z miłości nie uderzą. No ale co ja tam wiem…Żonę trzeba dyscyplinować, bo „biedna” nie wie sama co dobre a co złe. Wziąłeś na siebie olbrzymią odpowiedzialność, zabrałeś komuś wolność. Ty jesteś odpowiedzialny..Piekło to stan umysłu. Tkwisz w nim po uszy.PS. Nie jestem ateistką, agnostyczką, katoliczką..Nie mam swojej „etykietki”. Szukam w każdym człowieku 'światła Boga”..w Tobie na pewno też jest. Jak rzekł pewnien mistyk: „każdy święty ma swój zły cień i każdy zbrodniarz ma w sobie światło”. I na koniec coś z mistycyzmu Wschodi :”Duch śpi w skale, drzemie w zwierzęciu i przebudza się w człowieku..” Kobieta też człowiek.

          5. A ja na przykład właśnie nie jestem w stanie zrozumieć, że kogoś „poniesie” i uderzy żonę w afekcie, w nerwach. Dla mnie właśnie to jest niedopuszczalne, właśnie to jest przemoc, a przy tym świadectwo słabości i nieodpowiedzialności mężczyzny. A jeśli do tego to będzie w twarz (a najczęściej w takich sytuacjach tak bywa) to jest to już czyste barbarzyństwo.

          6. A w pośladki jest za to upokarzające i zawstydzające… 🙂 Ona jest „dzieckiem” a on, niczym surowy „ojciec” wymierza jej karę… Sprawiedliwą albo i nie – bo przecież nie jest nieomylny, a porozmawiać można o tym dopiero „post factum.” Tak więc tak czy inaczej on zrobi to, czego w danym momencie pragnie, a ona jako dobra żona powinna schować swoje poczucie niesprawiedliwości do kieszeni i pokornie przyjąć karę z jego miłującej ręki. Napisałeś na blogu, że w takiej sytuacji (oczywiście po wcześniejszym rozważeniu jej argumentów, które zawsze może odrzucić jednym krótkim „Kochanie, nie przekonałaś mnie”) mężczyzna powinien swoją kobietę serdecznie przeprosić. Pomijam już fakt, że w tym przypadku (jak zresztą w każdym innym) mężczyzna jest sam i sędzią i egzekutorem (niesłusznej) kary. A przecież już starożytni mawiali, że „nikt nie może być sędzią we własnej sprawie” (okazuje się, że w DD może a nawet powinien – bo kto go „osądzi”? On jest sam dla siebie ostateczną instancją…). ALE przecież jej kary i jej bólu już się nie da „cofnąć.” Jak sobie z tym radzicie?

          7. Według DD – w pośladki. Warto tu zauważyć, że w szkołach w Anglii jeszcze w początkach XX w. ta część ciała uważana była za „państwową” tj. jedyną, w którą nauczyciel miał prawo uderzyć ucznia. Być może właśnie rozpowszechnienie kar cielesnych w szkołach spowodowało, że (podobno) odsetek osób o skłonnościach sadomasochistycznych była tam nieco większa, niż gdzie indziej. Przyzwyczajali się do lania w szkole tak bardzo, że w końcu zaczynało im to sprawiać przyjemność. Wszakże warto tu dodać, że idea „zbawienia przez ból” nie jest nowa – do czasów Soboru Watykańskiego II samobiczowanie za drobne przewinienia stosowano w wielu zakonach. Kiedyś też czytałam przejmującą powieść o jednym z krajów afrykańskich, w których, jak wiadomo, wciąż toczą się wojny domowe. Pewna kobieta została w ich toku zgwałcona przez siedmiu mężczyzn. Chodziła do spowiedzi, do psychologa – ale ten ból ciągle w niej tkwił i nie mogła tego z siebie wyrzucić. W końcu ktoś jej poradził, by poszła do szamana, który mieszkał w dżungli . Ten wysłuchał całej historii, po czym kazał jej się położyć na macie i dotkliwie ją zbił. Kobieta się rozpłakała – ale w ten sposób odblokowała swoje emocje. I przyznam Ci się, Olu, że odkąd nie mogę przystępować do spowiedzi, bardzo brakuje mi jakiejś takiej czynności, która pozwalałaby mi się „oczyścić” (bo przecież i ja nie jestem aniołem, co i Wy na tym blogu mi czasem przypominacie). Więc może dla tych kobiet jest to właśnie coś takiego: jednocześnie „pokuta” i „rozgrzeszenie.” Czasami naprawdę bardzo żałuję, że P. nie może mnie rozgrzeszyć…

          8. Idąc Twoim torem rozumowania, G, wszystkie problemy trapiące współczesne społeczeństwo i rodzinę zniknęłyby jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, gdyby tylko cały „zryty przez psychoanalizy” świat zechciał przyjąć „naturalne” zasady DD. 🙂

          9. Idac moim tokiem rozumowania, Albo, wypaczasz to co napisalem swoim niezrozumialym tokiem rozumowania. Chcesz za wszelka cene udowodnic sobie i calemu swiatu, ze mozna miec tylko jedna racje: Twoja racja… Wedlug mnie szacunek do innych ludzi to rzecz swieta: szacunek do siebie w malzenstwie, szacunek dla otoczenia, szanowanie prawa do innych pogladow, opinii itp. NIe bede wypowiadac sie za wszystkich zwolennikow DD, ale ja zyje wg zasady „zyj i pozwol zyc innym”. To dla mnie wartosc nadrzedna i tego ucze swoje dzieci. Z tego bede sie kiedys spowiadac, jesli dane mi bedzie…Wypaczasz temat rozmowy, Albo, i splycasz go do ironicznego komentarza. Naturalne to jest prawo do zycia i to powinnas wiedziec lepiej ode mnie, bo czesto odwolujesz sie do Boga. Zasady DD to umowa miedzy dwojgiem kochajacych sie ludzi, sposob na rozwiazywanie problemow w malzenstwie. Jest to wg mnie, i mowie to zupelnie serio, taki sam sposob na problemy miedzy malzonkami jak uczeszczanie do przykoscielnych poradni zycia malzenskiego lub tzw kursy Filipa…wszystko co sluzy budowaniu dobrych relacji, wzmacniania milosci jest dobre. Ja tak uwazam, ale ja jestem tylko „damskim bokserem”, jakby powiedzial o mnie szanowny malzonek Izy. To, ze mam prawie 20 lat malzenstwa za soba to w sumie bez znaczenia, najwazniejsze jest to, ze mozna mi przypiac latke… Czy ja napisalem gdzies, ze chce pociagnac swiat za soba???Czy ja napisalem, ze klapsy w tylek to zbawienie??? Ja pisalem tylko o wlasnych spostrzezeniach na temat samotnosci kobiet, rozpadu zwiazkow i sugerowalem, ze para praktykujaca DD moze byc szczesliwa… Urazilem tym kogos, urazilem Ciebie??? Napisalem o tym o czym mowia od dawna psycholodzy:upadaja wartosci i autorytety a najgorsze, ze nie ma komu za to sie zabrac. Ludzie z takich zwiazkow jak moj, DD, sami probuja sobie pomoc nie czekajac na innych i nic wiecej. Niczym szczegolnym nie wyrozniamy sie wsrod innych. Fakt, wg danych, ktore sama cytowalas, mamy podobno znikomy odsetek rozwodow ALE…to bez znaczenia dla Ciebie. Nie, no skad, to nie moze byc prawda, przeciez zboczency nie moga byc szczesliwi, tak??? No bo to musi byc jakis odchyl od normy skoro tak dziwnie sie zachowujemy a jednak nie rozwodzimy sie. To musi byc „na sile”, „pod strachem” bo przeciez normalnie nie da sie tak dlugo wytrzymac ze soba w takim toksycznym zwiazku, tak??? NIe mow mi, Albo, ze wierzysz w to, co mowisz i piszesz pod adresem zwolennikow DD Ty i ludzie nas atakujacy, ze robicie to w mysl zasady „Jedna wiara, nasza wiara i jedna racja, nasza racja”…Bylbym przerazony, pamietajac okrutne haslo o jednej tylko rasie i widzac analogie plynace z niektorych wypowiedzi… Przeciez Chrystus, ktory dal poczatek chrzescijanstwu a ktorego imie czesto jest przywolywane na tym blogu, nauczal poszanowania innych i zabranial pychy. Pokora i wzajemny szacunek to cechy, ktorych potrzeba ludziom przede wszystkim. Wiecej pokory w sercu i mniej pychy na ustach wszystkim Wam z serca zycze. Zyjcie i dajcie zyc spokojnie innym, nawet jesli praktykuja DD…

          10. G, nie jestem pyszna – a pod wpływem rozmowy z Wami postanowiłam być JESZCZE BARDZIEJ posłuszna mężowi – powinniście się chyba z tego cieszyć. 🙂 Staram się zrozumieć, naprawdę – i GDZIE ja napisałam, że jesteście „zboczeńcami”? Pisałam tylko, że to wymaga specyficznej konstrukcji psychicznej – czy to jest obelga? Czy obraża kogoś, że ja – OSOBA SUBMISYWNA zresztą – mam do takiego stylu życia własne zastrzeżenia, pytania i wątpliwości? Jeśli tak, to serdecznie przepraszam.

          11. Młode , wyedukowane i samodzielne z pewnościa nie tesknia za panem i władca ale za rownorzednym partnerem. Taka kobieta potrafi sama decydować, sama mysleć i nie musi miec do tego przywódcy stada. Za przywódcą tęsknia kobiety słabiutkie, niezaradne, ktore podjęcie decyzji najprostszych poprostu przerasta, dla których wybór koloru majtek jest wielkim problemem.

          12. No, może niezupełnie, Olu – w moich kontaktach z osobami uległymi i dominującymi spotykałam panie bizneswoman, które po godzinach pozwalały na to, by mężczyźni nimi pomiatali – niejako dla równowagi.:) Niemniej widzę istotną różnicę pomiędzy takimi zabawami, a CDD – w drugim przypadku chodzi o podporządkowanie komuś całego swego życia, a to czasami może być nawet bardziej niebezpieczne. Z czata czy z sypialni możesz wyjść i znów być panią samej siebie…

          13. Izo, Twoja wypowiedź zdaje się być świadectwem uprzedzeń i niewiedzy na temat Domowej Dyscypliny. Jeśli zechcesz posłuchać, to ja mogę spróbować wskazać Ci gdzie się mylisz i dlaczego Twoje święte oburzenia i krytyka są zupełnie nieuzasadnione. Przede wszystkim zachęcam Cię do przeczytania mojego obszerniejszego artykułu pt. „Domowa Dyscyplina a dzieci” na moim blogu: http://domowa-dyscyplina.blog.onet.pl/Domowa-Dyscyplina-a-dzieci,2,ID395348880,nTutaj natomiast odniosę się jedynie do kilku Twoich radykalnych i zupełnie nieprawdziwych tez. Piszesz naprzód, że w rodzinie żyjącej według zasad DD „Matka nic nie znaczy. Jest „sługą”, nie ma własnego zdania, jest po prostu spacyfikowana.”, że jest „bezwolna” itd. Skąd Ci się wziął taki wniosek?! Absolutnie nie jest tak, by kobieta w DD była pozbawiana własnego zdania. Zacznijmy od tego, że para, która WSPÓLNIE stwierdza, że chce swój związek zorganizować właśnie w ten sposób musi bardzo się kochać i ogromnie sobie ufać. Dla mężczyzny zatem jego kobieta jest najdroższą na świecie osobą. Oczywistym jest więc, że OBCHODZI GO co ona myśli, co czuje, jej nastroje, emocje, punkt widzenia – INTERESUJE SIĘ TYM. Tym bardziej, że jako osoba kochająca nigdy nie chce sprawiać kobiecie przykrości, przeciwnie – chce ją uszczęśliwiać jak tylko może. Kobieta może więc mieć własne zdanie i może to być zdanie odmienne od jakie posiada mężczyzna. Nie musi wcale milczeć, a przeciwnie – ma pełne prawo przedstawiać mężczyźnie swój punkt widzenia, przekonywać go do jego przyjęcia, perswadować, prosić. Jedyna różnica w stosunku do innych modeli związków jest taka, że prawo perswazji nie oznacza prawa decyzji. Ostateczną decyzję, z którą nie ma już dyskusji podejmuje w związku DD wyłącznie mężczyzna. Przed jej podjęciem jednak, z powodów wskazanych wyżej, zapoznaje się ze zdaniem kobiety i bierze je pod rozwagę. Może się do niego przychylić bądź nie, ale nigdy go nie lekceważy. Kobieta nie jest więc bezwolna, tym bardziej, że zgodnie z rolami jakie przypadają partnerom w związku mężczyzna ma mu przewodzić, a kobieta być jego wsparciem. Im więc jest inteligentniejsza i śmielej myśląca tym lepszą może służyć swemu mężczyźnie radą i tym lepszym być dla niego oparciem. Pamiętajmy też, że DD nie dotyka tzw. sfery prywatnej, tj. tego jakie kobieta ma przekonania religijne, filozoficzne, polityczne, gust w dziedzinie kultury itp. – tutaj ewentualne różnice zdań między kobietą a mężczyzną nie są rozstrzygane przez męską dominację, bo nie ma takiej potrzeby. Wymóg posłuszeństwa w DD dotyczy co do zasady działań i odnosi się do życia wspólnego. DD w żadnym razie nie tamuje osobistego, intelektualnego rozwoju kobiety. Dalej, nie wiem co by miało znaczyć, że kobieta w rodzinie żyjącej w myśl DD jest „sługą”. Trzeba zauważyć, że uległość i wymóg całkowitego posłuszeństwa odnoszą się do relacji pomiędzy kobietą a mężczyzną – to jemu jest ona poddana, to jemu jest winna posłuszeństwo. W stosunku zaś do dzieci kobieta – jako matka – zajmuje rzecz jasna pozycję nadrzędną. Nie wiem też dlaczego nazywasz kobietę w DD „małowartościową” i mówisz o „zatrzymaniu jej rozwoju na etapie dziecka”. Życie w związku, w którym mężczyzna się kobietą opiekuje to wyraz jej bezradności? To zatrzymanie w rozwoju? Powinno się więc, Twoim zdaniem, żyć absolutnie samodzielnie, samowystarczalnie, nikomu nic nie zawdzięczając, dla siebie, dla samorealizacji. Typowy zbiór liberalno-feministycznych absurdów. Już od Arystotelesa wiemy, że człowiek jest istotą społeczną i w pełni rozwijać się może tylko żyjąc wraz z innymi. Co więcej, po co walczyć z czymś samotnie, skoro razem jest łatwiej. W każdym tkwi potrzeba bliskości i miłości, a tę daje tylko życie z sobą – a nie OBOK siebie, jak to się dzieje w supernowoczesnych wolnych związkach. Co jest więc małowartościowego we wspieraniu się nawzajem, we wzajemnym uzupełnianiu swoich energii, talentów i naturalnych predyspozycji? Co małowartościowego jest w przyjęciu dla tego współżycia takiego modelu, który wyklucza konflikty i destrukcyjna walkę o wpływy (typową dla tzw. związków partnerskich) – gdyż w nim hierarchia i role są od początku jasno określone? DD nie rozróżnia wartości płci. Ani mężczyzna ani kobieta to nie jest płeć lepsza bądź gorsza. DD dostrzega tylko i akcentuje naturalne różnice między płciami. Te zaś nie ograniczają się do elementów fizycznych, ale tkwią przede wszystkim w odmiennej konstrukcji psychicznej. W konsekwencji mężczyźni i kobiety mają lepsze predyspozycje do wypełniania odmiennych ról i zadań. Dlatego też najlepsze rezultaty uzyskują nawzajem się uzupełniając (a nie starając się udowodnić, że potrafią tak samo dobrze, a nawet lepiej sprawdzać się w tym co jest domeną drugiego) – i takie jest jedno z założeń DD. W kwestii tej odsyłam do innego mojego artykułu: „Dlaczego DD? Cz. 2 – naturalne różnice” (http://domowa-dyscyplina.blog.onet.pl/Dlaczego-DD-Cz-2-naturalne-roz,2,ID390620180,DA2009-09-05,n)

          14. Sorry..to nie moja bajka. Ja miałabym prosić o coś męża? Bo to są naturalne predyspozycje? Wybacz. Nie przekonałeś mnie. Kobieta w takim związku jest traktowana jak dziecko. A kara jaka? Bo jak cielesna to w ogóle nie ma o czym mówić. To, że ja jestem w partnerskim związku nie oznacza, że mój mąz nie ma prawa samodzielnie podejmować decyzji. Często gęsto je podejmuje ad hoc…i ja nie robię problemu. Tak to jest wygodne zrzucic na kogoś odpowiedzialność. Wiesz..świat nie jest idealny i taka „idylla” Jak DD mnie nie przekonuje. Dla mnie taka relacja byłaby pasmem poniżeń.. a ja cenię sobie oprócz męża także siebie. W samorealizacji nie widzę nic złego. Moj mąż też nie. Może wejdę kiedyś na wskazany blog…Ah…widzisz ja nawet swoje nastoletnie dzieci traktuję JUŻ po partnersku. Muszą się nauczyć samodzielnie podejmować decyzje i ponosić konsekwencje ( bo to jest dorosłość). Oczywiście pod (na razie) czujnym okiem rodziców.

          15. Oczywiście, że cielesna, Izo – „rytualne” bicie po pupie. 🙂 I to chyba dość mocne, skoro – tu znów powołam się na teksty Adwokata – „należy się starać, by dzieci nie widziały śladów ani łez.” Taka widocznie jest cena za szczęście i harmonię w takim związku – kobieta jako „lustro” które ma za zadanie jak najwierniej odbijać sobą czyny męża. Ja się sprzeciwiam temu przede wszystkim z tej przyczyny, że uważam, że nie tylko ustawia kobietę na niewłaściwym miejscu, ale także stawia mężczyznę na miejscu, na którym (w moim przekonaniu) nie powinien stać żaden człowiek – na miejscu Boga „który ma prawo osądzać wszystko, lecz sam przez nikogo nie jest sądzony.” Nikt mi nie wmówi, że poczucie takiej władzy, takiej niezależności i takiej WOLNOŚCI nie może zdeprawować nawet anioła…

          16. Wspólne życie z osobą, którą się kocha jest jednakowoż czymś innym niż życie publiczne. Tu świadomość posiadanych prerogatyw nie deprawuje, a przeciwnie – wzmaga poczucie odpowiedzialności i wywołuje wewnętrzny imperatyw korzystania z nich rozważnie i ostrożnie. Świadomość, że kobieta oddała się całkowicie, że w pełni zaufała i nie może się już sprzeciwiać (a świadomość taką w DD mężczyzna ma bardzo silną – wszakże wcześniej wszystko zostało dokładnie przedyskutowane i przyjęcie takiego stylu życia było wspólną decyzją) sprawia, że mężczyzna bardzo uważa by nie zadziałać zbyt pochopnie, nie pomylić się i zaufania tego nie zawieść. Tym bardziej, że każda pomyłka, odczucie niesprawiedliwości u kobiety osłabia jego autorytet, czego także on nie chce.

          17. Wybacz mi, Adwokacie, ale sądzę, że tak wielka władza musi zdeprawować ZAWSZE.

          18. Mnie nie chodzi o to, żeby „przekonwertować” Cię w żonę DD, przeciągnąć na swoją stronę, udowodnić, że robisz źle. Jedyne na czym mi zależy to pokazać Ci, że DD to jeden z wielu równoprawnych stylów życia jakie kochający się mężczyzna i kobieta mogą dla siebie wybrać, a nie żadna patologiczna, zbrodnicza ideologia służąca poniżaniu i gnębieniu kobiet.Dlatego gorąco zachęcam Cię do zajrzenia na bloga i w najlepszym razie do czytania chronologicznie od początku. A gdyby czasu Ci nie zbywało to przynajmniej do przejrzenia artykułów początkowych i tych o posłuszeństwie.

          19. Wszystko to pod warunkiem, że kobieta może się W KAŻDEJ CHWILI wycofać z zawartego układu. Może? A jeśli tak, to czym to się kończy? Bo jeśli rozpadem „idealnego związku” to znaczy, że wcale nie był on taki idealny…

          20. Może. Czym się to kończy? W teorii albo powrotem do zasad tzw. partnerstwa (jeśli i mężczyzna się na to zgodzi) albo rozejściem. Jak bywa w praktyce? Ciężko powiedzieć, bo takie związki jak na złość nie bardzo chcą się rozchodzić 🙂 Może jest to jednak pewien dowód, że nie są takie złe…

          21. Oczywiście że sie nie chca rozchodzić. Mąż czuje się ważny i nieomylny więc się nie będzie rozwodził, zona jeżeli przez lata zostaje dokładnie wytresowana też nie rozumie ze mozna zyć inaczej, zreszta po latach poddaństwa innego zycia sobie nie wyobraza.Jakby znalazła sobie innego partnera to pewnie nastawiałaby z przyzwyczajenia „cztery litery” i moze nawet pas by podawała.

          22. Hmmm… coś takiego jak „siła przyzwyczajenia” jednak istnieje… I można się przyzwyczaić do najprzeróżniejszych rzeczy aż do tego stopnia, że nie będziemy w stanie wyobrazić sobie nic innego. Skoro można – po latach małżeństwa – przyzwyczaić się do pewnych potraw, których się wcześniej nie znosiło, można też zaakceptować coś, co z początku wydało się nie do zniesienia (widać to np. na przykładzie wyzwolonych Europejek, które wychodzą za mąż za Arabów i z czasem przeistaczają się – często – w typowe islamskie żony). Myślę też, że każdy z nas ma własne wyobrażenia na temat tego, jak powinien wyglądać „normalny związek” – i zawsze stara się (nawet nie całkiem świadomie) ten wzorzec zrealizować za każdym razem. Stąd pewnie tyle córek alkoholików bierze sobie DOBROWOLNIE takich samych mężów. Nie oburzajcie się od razu: dla tych kobiet to właśnie jest zupełnie normalne. Czytałam też o pewnym reżyserze, który na starość zastanawiał się, po kiego się żenił aż 4 razy, skoro jego ostatnia żona była tak podobna do pierwszej.

          23. To wcale nie jest równoprawny styl zycia bo na bicie drugiej osoby nigdy nie ma przyzwolenia a co więcej jest na to paragraf.

          24. Tutaj już nie jestem pewna, Olu, ale chyba prawo nieco inaczej to traktuje, gdy rzecz dzieje się za obopólną zgodą – zauważ, że pobicie (chyba prawie zawsze) trzeba zgłosić.

          25. Jeżeli chcą karać za to że matka dała klapsa dziecku to nie sądze zeby bicie dorosłego człowieka było bezkarne. Zona nie doniesie ale moze donieść ktoś z rodziny, może nawet dziecko – bo jeżeli ktos naiwnie sądzi że dziecko jest slepe i głupie i przez lata nigdy nie dowie się że matka jest bita to jest w błędzie.

          26. Izo, proszenie o coś męża nie boli – sama często to praktykuję, bo jako osoba niepełnosprawna jestem w naturalny sposób zależna od niego bardziej, niż w „zwykłych” małżeństwach – inaczej niż „kary” za nieposłuszeństwo. Dla mnie to jest właśnie ta granica uległości, której nie należy przekraczać – dla dobra obojga.

          27. Ja oczywiście często, gęsto zwracam się do męża o pomoc, o radę, o zakupy czy masaż. To co napisałam było odniesieniem do adwokata_DD (chyba diabła:-)), że kobieta ma prawo ( uff dobrze, że ma jakiekolwiek prawa) aby przed podjęciem decyzji przez „Pana i Władcę” perswadować, prosić i co tam jeszcze…

          28. I jeszcze jedno. Oto cytat z blodu adwokata : „Lanie boli i ma boleć, bo tylko wtedy ma jakikolwiek sens. Skoro w DD karci się kobietę przede wszystkim po to, aby w przyszłości nie popełniała przewinień i nie zachowywała się niewłaściwie (a przez to, żeby wspólne życie partnerów było bardziej harmonijne), to należy robić to efektywnie. Efektywnie zaś, o czym też była mowa w już wcześniej (‘Jak bić’ cz. 2), oznacza odpowiednio boleśnie. Oddziaływanie lania na przyszłe zachowanie kobiety opiera się na odstraszaniu do niewłaściwego zachowania. „.W świetle tych słow Droga Albo w swoim małżeństwie jesteś pelnosprawna a żony DD – niepełnosprawne..Czytam blog adwokata i jest ” i straszno i śmieszno”.

          29. No, cóż -„Miłość musi boleć”, Izo. 🙂 Z tym, że ją boli pupa (oj, chyba jednak nie tylko…), a jego serce (podobno). Wychodzi na to, że „źle się prowadząca” kobieta ma podwójne poczucie winy. Przecież „to wszystko przez nią” – gdyby nie jej przewinienie, jej mąż, który jest człowiekiem łagodnym, czułym i muchy by nie skrzywdził, nie musiałby się posuwać do tak drastycznych środków wychowawczych… I jeszcze coś z bloga ADWOKATA – „KOBIETA powinna się postarać, by dzieci nie widziały śladów na jej pupie ani łez…” A co, jeśli się nie dość „postara”? A zresztą, jeśli to jest naprawdę tak zbawienne dla jej charakteru i ich małżeństwa, to z czego robić taką tajemnicę przed dziećmi? Nie prościej byłoby powiedzieć dzieciom (starszym): „Tak, Jasiu, mamusia była niegrzeczna dla tatusia, więc tatuś dał jej lanie. Pamiętaj, syneczku, trzeba zawsze słuchać tatusia – wtedy wszystko będzie dobrze!” Prawda, że to bardzo wychowawcze?:)

          30. Specjalnie upraszczasz. Zdajesz sobie chyba dokładnie sprawę z tego, że dziecko nie jest w stanie zrozumieć natury takiej dyscypliny i weźmie ją za przemoc, co na pewno by mu nie służyło. Ze starszym (ale naprawdę starszym) można by porozmawiać, ale po co, czemu miałoby to służyć?

          31. JEŚLI to jest takie dobre, jeśli daje ludziom (rodzicom) tyle szczęścia, to czemu nie dzielić się tym z dziećmi? Niech i one mają takie szczęśliwe, harmonijne rodziny…:)

          32. Albo! Dlaczego nie nawiążesz do NT? Przecież Jezus mówił, że mamy być jak dzieci? Infantylni? Nie! Niezakłamani! Tylko tyle..Dziecko prawidłowo odbierze przemoc jako przemoc..I ja też widzę to jako przemoc. Coś „zazgrzytało” w Twojej psychice człowieku. I ten Twój blog o „domowej dyscyplinie’…jest PRZERAŻAJĄCY!

          33. Dziecko prawidłowo (intuicyjnie) odbierze to jako coś, co nie powinno mieć miejsca pomiędzy rodzicami – ale dorośli wszystko komplikują. I potrafią powiedzieć sobie, że ból jest formą wyrażania miłości, równoprawną z wszelkimi innymi formami. Dziwny ten nasz świat dorosłych…

          34. Wywód bardzo uczony tylko jednego nie rozumiem – dlaczego mężczyzna ma miec role przywódcza? Jest mądrzejszy od kobiety, bardziej wykształcony, bardziej rozgarnięty, trafniej podejmuje decyzje? Widocznie kobieta nie ma rozumu, nie ma możliwości odróżniania dobra od zła czy jeszcze czegoś nie ma?Ta cała teoria pachnie mi starymi czasami. Zona siedziała w domu, miała 4 klasy, nic nie umiała oprócz gotowania, sprzatania i usługiwania mężowi i dzieciom a mąż pracował i decydował za nia i za siebie.Jak sobie zasłuzyła to dał jej na cukierka, jak nie to dostała kare i lanie.

          35. No, cóż, Olu – w DD taki właśnie porządek rzeczy uznawany jest za naturalny – mam nadzieję, że przynajmniej tym stwierdzeniem nikogo nie uraziłam…

          36. ….jemu jest ona poddana, to jemu jest winna posłuszeństwo…. – człowieku, chyba wracamy do sredniowiecza

          37. A ja będę trochę przekorna i powiem – szacunek i posłuszeństwo nie muszą oznaczać prawa do naruszania nietykalności cielesnej.:)

          38. Szacunek to jest takie coś co działa w obie strony ale posłuszeństwo? Mogę być zgodna albo i nie ale dlaczego mam byc posłuszna? przecież nie jestem małym dzieckiem a mój mąż nie jest moim ojcem ktory autorytatywnie będzie mi okreslał co dla mnie dobre a co złe

          39. Ale założenie DD – i z tym musimy się pogodzić, jeśli chcemy uchodzić za „tolerancyjne” – jest właśnie takie, że najlepszym wyjściem dla kobiety jest poddać się mądremu „przewodnictwu” bo mąż wie najlepiej, co dla Ciebie (oraz dla Waszego związku) dobre. Jako kobieta „często sama NIE WIESZ, CZEGO CHCESZ” 😉

          40. Mówi się, Izo, że dzieci dobrze się czują w związku, w którym „rodzice są zawsze jednomyślni” – ale jakże by mogło być inaczej? Gdyby mamusia była „nieposłuszna” („naruszyła autorytet ojca w obecności dzieci”), naraziłaby się na bolesne konsekwencje… Mamusia po prostu daje dzieciom dobry przykład: trzeba zawsze słuchać tatusia, bo tatuś jest najmądrzejszy, najlepszy i wszystko zawsze najlepiej wie… Licho wie, może to i dobrze…

          41. I własnie o to chodzi. Jeżeli normalna kobieta a nie bezwolna lalka trafi na takiego typa to ma zupełnie przechlapane. Syn powielając wzorce wyniesione z domu (kobieta musi byc sterowana a jak nie to kara) nie będzie rozumiał kobiety która ma swoje zdanie, ktorej nie trzeba wykładać kawę na ławę jak ma sprzatać czy gotować i ktora zadnego karania nie zniesie a po pierwszym ukaraniu poleci z pozwem do sadu. Podobnie dziewczyna mająca wzorzec w takiej bezwolnej matce. Jak mąż nie będzie miał tendencji do roli przywódcy stada to ona pewnie z głodu i brudu umrze bo „nie było rozkazu”A co będzie jak zejdą sie takie dwie kukły albo dwoje przywódców stada?

        2. G, ależ sam Adwokat (że powołam się znów na niego:)) napisał, że dzieci nie powinny NIC o tym wiedzieć – i wydaje mi się, że to całkiem rozsądne zalecenie. Nie wydaje mi się, by dobrze wpływała na dzieci świadomość, że tata (i tylko tata) może mamie spuścić lanie, „bo była niegrzeczna.” NIE WIEM (PODKREŚLAM: NIE WIEM!!!!) czy świadomość tego nie wyrobiłaby w dzieciach przekonania, że z mamą nie należy się liczyć, bo tak naprawdę wszelkie decyzje podejmuje tata – i że w zasadzie wszystkie kobiety to stworzenia wymagające ciągłego korygowania i prowadzenia (tyle, że niektóre z nich jeszcze o tym nie wiedzą). A zgoda i harmonia osiągana za cenę całkowitego posłuszeństwa i uległości JEDNEJ tylko ze stron również wydaje mi się trochę problematyczna. (Wolę to zdanie, które mówi: „Bądźcie sobie wzajemnie poddani…”) ALE, oczywiście, nie mnie oceniać takie związki – tym bardziej, że sama nie żyję w takim. Zakładam, że są kobiety, które oczekują od mężczyzny tego typu „przewodnictwa” – i tak radykalnych rozwiązań.

          1. Tylko, że w tym wszystkim zapominacie – że dzieci są wspaniałymi psychologami i to, że o czymś się nie mówi, czy, że dziecko „czegoś nie widzi” – bicia mamy np – to nie znaczy, że nie wie o co chodzi…Nie no nie mogę..kobiety jak możecie dopuścić do jakiejkolwiek przemocy wobec siebie?

          2. Faktycznie, dzieci widzą i rozumieją więcej, niż nam się, dorosłym, zdaje. Jak można się łudzić, że cokolwiek uda się przed nimi ukryć?

          3. No i bardzo dobrze, że nie żyjesz w takim związku. Jeszcze tego by brakowało, żeby mąż Cię bił bo „zupa była za słona”…brrr. Mój mąż o takich typach mówi z wyraxną pogardą „damski bokser”.

          4. Kolejny stereotyp i mylenie DD z przemocą. Damski bokser to mężczyzna, który wyładowuje na kobiecie własne frustracje, leje ją pod byle pretekstem lub zgoła bez żadnego, bo ma akurat taką fanaberię albo potrzebę wyżycia się. Oczywiście robi to nie dbając zupełnie o odczucia kobiety, wykorzystując swoją fizyczną przewagę. Nic z tego nie ma miejsca w DD. Odium „za słonej zupy” przylega tu zupełnie bezzasadnie. Czy dla kochającego człowieka, który karci z miłości i troski, dla dobra samej karanej oraz wspólnego harmonijnego życia w związku przesolony posiłek to może być powód do bicia?

          5. Zupa nie, ale już podniesiony „agresywny” ton głosu w stosunku do męża – jak najbardziej. 🙂 Sam, tak napisałeś, prawda? 🙂

          6. I nie widzę w tym nic śmiesznego. Ton napastliwy, podniesiony głos to agresja, a agresja powoduje jedynie odpowiedź agresją. Najczęściej oznacza to śmierć dla rzeczowej rozmowy, uniemożliwia przekonywanie się za pomocą argumentów i w żadne sposób nie przyczynia się do rozwiązywania problemów czy kwestii spornych w związku. Dlatego kobiecie nie wolno wrzeszczeć i ciskać się (choć często prowokuje ją do tego jej emocjonalna, impulsywna natura), a i mężczyzna robić tego nie powinien, bo tak samo w jego wykonaniu donikąd to nie prowadzi. M.in. dzięki karceniu za takie zachowanie w związkach DD nie ma awantur z wypowiadanymi w emocjach słowami, których nie chce się powiedzieć i potem się żałuje, a które skutecznie psują atmosferę w związku. Jest za to więcej rzeczowych rozmów. Wymusza to konieczność wyjaśniania sobie nieporozumień, a nie zaogniania ich przez krzyk.

          7. „Dlatego kobiecie nie wolno wrzeszczeć i ciskać się (choć często prowokuje ją do tego jej emocjonalna, impulsywna natura), a i mężczyzna robić tego nie powinien, bo tak samo w jego wykonaniu donikąd to nie prowadzi.”. :-))))). Śmieję się w głos, mąż mi wtoruje…tylko nie wiem czy zaraz klapsa od ciebie nie dostanę…

          8. No, właśnie – jej NIE WOLNO a on tylko NIE POWINIEN… 🙂 Bo kto JEMU zabroni?

          9. A MOŻE nie ma tych kłótni bo jest STRACH (nawet nieuświadomiony) przed bólem i upokarzającą karą? A może to mężczyzna sięga po pas jako „argument ostateczny” (argument swojej siły i „mężowskiej władzy”) w chwilach, kiedy brakuje mu po prostu innych, by przekonać „knąbrną” żonę? Pomyślałeś o tym kiedykolwiek W TEN sposób?:) Ps. Pośrednio PRZYZNAJESZ że lanie w DD jest formą AGRESJI (bo „jest odpowiedzią na kobiecą agresję słowną”). Mężczyźni gorzej sobie radzą w utarczkach słownych, czym jeszcze bardziej utwierdziłeś mnie w przekonaniu że jest to układ wygodny przede wszystkim dla mężczyzn. „Pas przemówił – sprawa skończona.” I nawet PRZEPRASZAĆ jej za to nie musisz, bo przecież kara była słuszna i sprawiedliwa, prawda?:) Wet za wet. Nie mnie rozstrzygać, co bardziej boli: uderzenie „złym” słowem kobiety, czy mężowskim pasem. Mówisz, że kiedy karcisz żonę, krwawi Ci serce – wydaje mi się jednak, że te dwa „bóle” są do siebie niewspółmierne.:) To nie oskarżenie – to proste stwierdzenie faktu.

          10. Kolejna pomyłka Albo. Mężczyzna nigdy nie sięga po pas z braku argumentów. Nie bowiem w ogóle takiej potrzeby. W toku prowadzonej rozmowy mężczyzna po prostu stwierdza „kochanie, nie przekonują mnie Twoje argumenty, zrobimy to jednak tak a tak” (choć równie dobrze może kobiecie przyznać rację). I tak też się dzieje. Bicie jest zbędne, nie jest argumentem w dyskusji. Na tym polega układ oparty na poddaniu się kobiety dominującemu mężczyźnie – to ona musi jego przekonać, jeśli chce by postępować po jej myśli. On oczywiście motywy swoich decyzji jej wyjaśnia i także próbuje ją przekonać do ich słuszności, decyzja jednak należy do niego, nawet w sytuacji, gdy kobieta pozostaje co do niej sceptyczna. Nie powiedziałbym też, że lanie to agresja. Owszem, jest to korekcja kobiecego niewłaściwego zachowania, tu: w postaci napastliwych słów bądź też niepodporządkowaniu się decyzji, ale przecież nie wymierza się go w emocjach tylko na spokojnie i nie zawsze od razu w momencie popełnienia przez kobietę takiego przewinienia, często po pewnym czasie, kiedy i u niej opadną emocje.Naprawdę zachęcam byś poczytała o tym więcej na moim blogu.

          11. Lanie na spokojnie? przecież to jest zupełny sadyzm i przemoc w rodzinie. Całe to tłumaczenie przypomina tłumaczenie męża, damskiego boksera- musiałem ukarac bo zupa była przesolona, musiałem ukarac bo odwazyła sie popatrzeć na ulicy na innego faceta, musiałem ukarac bo garnuszki wisiały uszkami w prawo a nie w lewo, musiałem ukarać bo kupiła sobie rajstopy a ja nie dałem przyzwolenia

          12. Podajesz przykłady zupełnie absurdalne! Nie potrafisz czy nie chcesz zrozumieć i przyjąć do wiadomości, że mężczyźni ze związków DD to nie psychopaci? Nie muszą oni i nie dowartościowują się bijąc swoje kobiety, nie wyżywają się na nich pod lada pretekstem. Z powodów które opisujesz nikt w związku DD by kobiety nie uderzył! Poza tym dlaczego lanie na spokojnie to sadyzm? Bić w emocjach nie ma sensu, bo nie daj Boże, można by nie zwrócić dostatecznej uwagi jak się to robi. Poza tym przesłanie kary zawsze dotrze do kobiety lepiej, gdy i ona jest spokojna.

          13. Czyli bic nalezy tez metodycznie, na zimno, z namysłem. To moze mi z łaski swojej wytłumaczysz jakie sa przesłanki karania kobiety jeżeli słona zupa odpada? Wybacz ale twoje teorie sa chore.

          14. To wszystko, Izo, tylko z miłości… Ale miłość, jak wiadomo, niejedno ma imię… Naprawdę nie czuję się powołana do tego, żeby kogokolwiek OCENIAĆ (w końcu życie w małżeństwie z byłym księdzem też jest jakąś „dewiacją”:P) ale przyznaję, że ZROZUMIEĆ mi coraz trudniej w miarę postępów tej dyskusji…

          15. Przeczytałam twoje „opracowanie” na temat jak bic i jestem w szoku. Nie obraż sie ale jak dla mnie to jestes sadysta ktory swoje sadystyczne zapędy ubiera w piękne słówka i piekne teorie. Podobne opracowania były na niegdysiejszej milicji – jak bic żeby pobic a sladów nie zostawić, podpowiem ci – bic przez mokrą szmate

          16. A jak mężczyzna się zachowuje niewłaściwie to zona też moze mu spuścić manto???

          17. Nie może, Olu – to byłoby niezgodne z zasadami DD. (Zresztą, jak już mi napisał Adwokat, to im na ogół w ogóle nie przychodzi do głowy…). Ale wiesz, kiedyś gdzieś przeczytałam, że najlepszy król to taki, który kiedyś zszedł ze swego tronu i spróbował żyć życiem swoich podanych. Tego elementu bardzo mi w Domowej Dyscyplinie brakuje – „tak się po prostu nie robi, bo to stworzyłoby niebezpieczny precedens”:))

          18. Ale to sa jego argumenty i nigdzie nie jest powiedziane że sa słuszniejsze niż jej, po prostu jemu sie tak wydaje że co powie to jest swiete i nieomylne. Zwykły despotyzm i przerost dobrego mniemania o sobie.Prosty przykład – zakup głupich szklanek, on uważa że w kwiatki, ona że w ciapki i ona musi się z nim zgodzić ewentualnie negocjować no i przyznać jemu rację (bo oczywiście on decyduje)

          19. Kradzież pozostanie kradzieżą, choćbyś ją nazwał „przywłaszczeniem mienia”, kłamstwo pomimo nazwania go „mijaniem się z prawdą” nadal pozostanie kłamstwem, tyle że ubranym w inne słowa.Przemoc pozostanie przemocą pomimo nazwania jej „dyscypliną”.

          20. Podaj mi proszę w takim razie jaka jest Twoja definicja przemocy, bo ogień pozostaje ogniem, choćbyś uparcie nazywał go wodą i vice versa. Rzeczy z gruntu różne nie są tymi samymi. Mówisz: dyscyplina to przemoc, karanie to przemoc. Zatem wszelkie działania wychowawcze, dyscyplinujące w domu, w szkole, w innych instytucjach (np w wojsku). to przemoc. Działania pracodawców czy korporacji zawodowych to przemoc. Zamykanie przestępców do więzień – to przemoc…

          21. Adwokacie – więc będę „po kobiecemu przewrotna” i zapytam – czy w DD traktujecie „swoje kobiety” jak przestępców, wymagających ciągłej „resocjalizacji” (wszystko, oczywiście „dla jej dobra” – tylko widzisz, mój spowiednik uczył mnie także, że NIGDY ludzie nie czynią innym tyle złego, co wtedy, gdy sądzą, że to dla ich dobra)? Myślę (mimo wszystko) że DD służy PRZEDE WSZYSTKIM dobru mężczyzny – bo to fajnie mieć żonę, która „nie sprawia kłopotów.” Dla mnie granicą posłuszeństwa mężowi jest moja nietykalność – fizyczna lub psychiczna. Jeśli uznaję jego autorytet to z własnego przekonania, a nie dlatego, że mógłby wyegzekwować to siłą. Filozofia „przez ból (kobiety) do doskonałego związku” przekonuje mnie równie mało, jak tłumaczenia Inkwizycji, że dręczono ciało, by ocalić duszę. Nikomu, nawet najbardziej ukochanemu, nie wolno mnie „karać.”

          22. Oj Albo, Albo, oczywiście nie. Użyłem tego przykładu tylko dlatego, że naprawdę zezłościł mnie absurd, że dyscyplina=przemoc. Chciałem dobitnie pokazać do jak niewiarygodnie absurdalnych rezultatów może prowadzić takie rozumowanie. Moim zdaniem DD w równym stopniu służy dobru mężczyzny i kobiety. Autorytet mężczyzny i poddanie się mu przez kobietę nie jest wcale wymuszane siłą. W końcu to ona sama decyduje się, że chce tak właśnie żyć. Oczywiście złożenie samej deklaracji jest stosunkowo łatwe, natomiast rzeczywiste podporządkowywanie się w każdej sytuacji bywa trudne, dlatego też kobieta a priori zgadza się, że w sytuacjach poszczególnych mężczyzna będzie ją mógł przymusić, ukarać. To też wszelako jest jej własna decyzja. W dodatku zgoda na owo przymuszanie trwa tak długo, jak długo kobieta godzi się na generalną zwierzchność mężczyzny. Na nią zaś godzi się właśnie dlatego, że uznaje jego autorytet, kocha go i ufa mu kompletnie.

          23. A kto Ciebie dyscyplinuje? Wiesz co? Powiem Ci jedno:Twoja „filozofia” jest chora. Zwykłą pogardę do drugiego CZŁOWIEKA ubierasz w „czułe słówka”.Dziękuję Ci Albo za wywołanie tematu. Nie wiedziałam, że jeszcze takie niebezpieczeństwo „w mroku uprzedzeń” czai się na moje dziewczyny. Będę czujna..Dziękuję!

          24. Dodałabym jeszcze cos – osoba majaca bardzo dobre mniemanie o własnej wyzszości, przekonana ze mężczyzna siłą rzeczy musi byc jednostką przywódcza, uwazająca się za najmadrzejsza i nieomylna, majaca silne instynkty wodzowskie , nie uznajaca sprzeciwu i karzaca juz sama nie wiem za co czyli w sumie despotyczna i bezwzgledna zawsze znajdzie dla siebie usprawiedliwienie choćby takie jak „adwokat”

          25. Oczywiście, Olu – bo bardzo trudno nam przyznać, że poczucie władzy nad kimś sprawia nam po prostu PRZYJEMNOŚĆ – a takie wytłumaczenie bardziej przypadłoby mi do przekonania, pod warunkiem, że jest to coś, co obie strony w pełni akceptują.

          26. Adwokacie, a próbowałeś kiedyś (w ramach eksperymentu myślowego tylko) postawić się w sytuacji tej drugiej strony? Czy Ty, mężczyzna, „pan stworzenia” (daruj cudzysłów, ale dla mnie, chrześcijanki, prawdziwy Pan jest tylko jeden – i On dał się „ukarać” za przewinienia nas wszystkich…), pozwoliłbyś się ukarać swojej kobiecie? Raz tylko…Z miłości?:)

          27. Ja nie używam na określenie pozycji mężczyzny w DD (a zwłaszcza siebie) słowa „Pan”. Oczywiście fizycznie ukarać bym się nie dał (zresztą jej nigdy w życiu taki pomysł nie przyszedłby do głowy). To bowiem byłoby wywrócenie podstaw naszego życia do góry nogami i nie wiadomo czy dające się naprawić. To do mężczyzny w naturalny sposób należy rola przywódcy w związku i musi on mieć związany z tym autorytet. Nie można dać go pogrzebać. Jednorazowa koncesja to byłby precedens otwierający drogę do myślenia, że może tak można. To zaś prowadzi do absurdu: „jeśli ty mnie teraz ukarzesz, to potem ja ciebie, więc lepiej się zastanów”. Wróciłyby kłótnie, przepychanki i walka o wpływy typowe dla związków partnerskich. Jeśli ja popełniam błąd to przyznaję się do tego mojej kobiecie (to wcale nie zmniejsza autorytetu, wręcz przeciwnie) i szczerze ją za to przepraszam, po czym staram się więcej tak nie postępować.

          28. Ten „naturalny sposób” to chyba twój wymysł i chyba udowadnianie sobie i innym ze twoje traktowanie zony jak niewolnicy jest dobre, rozsadne i godne nasladowania.Ciekawi mnie tylko co na to wszystko by powiedziała twoja partnerka, byc moze wcale jej się to nie podoba tylko jest za słaba i bojaca żeby ci to powiedzieć i taki chory zwiazek zakończyć.Kiedys pewien pan powiedział do zony – poszłabyś do kina jakbys sobie zasłuzyła, zrobiłbym ci herbaty jakbys sobie zasłuzyła tylko że ona jakoś zasłuzyc sobie nie chciała – męza pogoniła i tak z męża stał się rozwodnikiem.

          29. No czytałam..niejaką „czykitę”.Utkiwło mi zdanie iż ona nie chce aby jej goście wiedzieli, że gdy wyjdzie ona dostanie lanie. Superrrr!!

          30. Oczywiście kontekst tej wypowiedzi i fakt, że była ona czysto teoretycznym przykładem nie ma najmniejszego znaczenia…

          31. Pod „naukowym opracowaniem” na temat jak bić żeby nie było śladów dyskusja była marniutka, dwie czy trzy osoby powtarzające w kółko to samo. Więcej osób „za” było w dyskusji na pewnym blogu – tematem było oddawanie moczu na partnera w czasie stosunku.

          32. No, widzisz… jeśli nie umiesz się postawić w jej sytuacji, to jakoś trudno mi zobaczyć w tym wszystkim miłość – MNIE NIE WOLNO BIĆ, BO JESTEM MĘŻCZCZYZNĄ, mężczyzną, mężczyzną… A jej to z pewnością dobrze zrobi, bo jest kobietą i trzeba okiełznać jej „naturalną impulsywność” (od której, naturalnie, ty jako mężczyzna jesteś całkowicie wolny…). No, cóż – niechaj i tak będzie – bo znów pomyślisz, że jestem Twoim wrogiem…

          33. Czy naprawdę tak bardzo dziwi Cie nasze oburzenie?Ty możesz bić drugiego człowieka za przewinienia(sprzeciwianie Twojej woli, Twoim decyzjom), a gdy Ty źle zrobisz wystarczy obietnica i postanowienie poprawy????Nie przekonują mnie argumenty,że to DOBRE,bo takie małżeństwa trwają wiele lat i jest taki mały odsetek rozwodów!Zobacz dlaczego maltretowane kobiety nie odchodzą od mężów!!!Z miłości?Z przekonania,że zasłużyły na karę?Wszystkie teorie można ubrać w ładne słowa, ale prawdą jest,że DLA MNIE facet poprawia sobie samopoczucie stawiając siebie wyżej od kobiety.A bicie na spokojnie….brrr ja nie karcę fizycznie! mojej 12 letniej córki!Gdybym tak zrobiła to byłaby MOJA porażka!Jeśli taki Wasz wybór – oboje chcecie -Wasze życie(choć pewnie nie raz kobieta wyraża zgodę, bo przecież mąż ją tak kocha,że wszystko jest idealnie i nigdy nie podniesie na nią ręki, a jak dostanie pierwszy raz to za późno na wycofanie,bo ma już tak przestawione myślenie),ale ja na pewno uczulę dzieci,że coś takiego istnieje i żeby NIGDY nie przyszło im do głowy myślenie,że jeden człowiek jest LEPSZY od drugiego.A do tego to się sprowadza , mimo ubierania w piękne słowa!

          34. Dziwi mnie tylko niechęć do dostrzeżenia podstawowych różnic jakie istnieją między przemocą domową a DD. Pomijam już kwestię dobrowolności, bo nawet tu na tym blogu pisałem o niej już z kilkanaście razy. Pomijam powody i motywy jakimi kieruje się mężczyzna w DD karcąc swoją kobietę (które nie są egoistyczne, nie służą jego wyżyciu się itd.) – też kilkakrotnie tu o tym pisałem, a na własnym blogu zapełniłem tymi wyjaśnieniami całe stronice. Tobie pragnę zwrócić uwagę tylko na jedno. Piszesz, że kobieta myśli przecież, że mężczyzna nigdy nie podniesie na nią ręki, a tu nagle pierwszy raz dostaje i wpadła w pułapkę. Koniec. Otóż jest to schemat zupełnie nieadekwatny w przypadku DD. W DD bowiem wszystko jest przedyskutowane między partnerami PRZED rozpoczęciem życia według tych zasad. Wobec tego nie jest to dla kobiety żadne zaskoczenie. Ona WIE jakie są zasady i WIE co ją będzie czekać w razie ich przekroczenia, tudzież WIE dlaczego tak ma być, czemu to służy. Jeśli wiedząc to wszystko stwierdza, że CHCE takiego życia to, sama przyznaj, jest to jej świadoma, przemyślana decyzja – nie zaś wciągnięcie jej w matnię przez podstępnego mężczyznę. Druga rzecz to zupełnie niepotrzebnie przywołana przez Ciebie kwestia karcenia córki. Wychowanie dzieci to rzecz zupełnie niezależna od DD. Zasady te niczego tu nie sugerują pozostawiając to całkowicie rozwadze konkretnych rodziców. I wreszcie powtarzana z uporem nieprawda: „lepszy, lepszy”, kiedy to właśnie DD nie różnicuje płci na gorsze i lepsze. DD podkreśla, że naturalne są różnice, a one nie przesądzają o „lepszości czy gorszości”, tylko o inności. Z inności zaś wypływa pełnienie odmiennych ról – także w związku, w rodzinie.

          35. Oczywiście, Adwokacie, że jako mężczyzna jesteś „lepszy” od swej żony z definicji niejako – bo TY przecież nie wymagasz wychowywania, karcenia i poprawiania, prawda?:) Mężczyzna jest w takim związku JEDYNĄ stroną naprawdę dojrzałą i wolną – jedyny (i ostatni) akt decyzyjny kobiety to to, że się na taki układ dobrowolnie decyduje. Inna sprawa, to pytanie, czy nawet jeśli ktoś dobrowolnie oddaje w Twoje ręce całą swoją wolność, Ty masz prawo z takiego daru skorzystać (małżeństwa między „wypasaczami” i ich ofiarami – i w tym wypadku nie mam żadnych skrupułów przed użyciem tego słowa – też swą zawierane za obopólną zgodą i też z miłości…) I podkreślam, to NIE JEST ocena wartościująca, bo naprawdę uważam, że (jeśli ktoś jest dostatecznie uległy) MOŻNA być „szczęśliwą niewolnicą.” Ciekawa jestem jednak, co się dzieje z taką kobietą, ćwiczoną latami na doskonałą towarzyszkę męża, gdy ten mąż umiera. Czy ona będzie umiała SAMA decydować o sobie – czy też czym prędzej poszuka sobie kolejnego „przewodnika”? No, i po raz kolejny podkreślam – bo chyba nie zwracasz uwagi na to co mówię: dla mnie DD nie jest przemocą domową, lecz formą układu dominujący – uległa. Masz potrzebę odczuwania swojej władzy nad kobietą (w mniejszym lub większym stopniu ma ją każdy mężczyzna) i karania jej fizycznie, więc szukasz sobie partnerki, która takie Twoje prawo uzna – i tyle. Ps. A dlaczego to razy w pupę miałyby być „lepsze” od tych w twarz? Czy aby nie przede wszystkim dlatego, że tych pierwszych nie widać?I nikt się nie domyśli, że łagodny jak gołąbek pan bibliotekarz w zaciszu sypialni wymierza „słuszną karę” małżonce za różne przewinienia…

          36. Adwokacie!Ja widzę tylko różnice w nazewnictwie!Stosowanie siły, przemocy zawsze tym będzie bez względu, czy nazwiesz to znęcaniem nad żoną, udoskonalaniem jej, czy ..jakkolwiek inaczej!Nie wiem skąd komukolwiek może przyjść do głowy,że to mężczyzna ma naturalne predyspozycje do kierowania żoną,itdPisząc o córce nie miałam na myśli wychowania dzieci w dd, tylko chciałam pokazać,że ja RZECZYWIŚCIE jestem odpowiedzialna za wychowanie córki i nie uważam,żeby to mnie usprawiedliwiało przed biciem, zastraszaniem itd kogoś, kto mnie kocha, mi ufa, za kogo jestem rzeczywiście odpowiedzialna w tym sensie,że jeszcze nie może samodzielnie podejmować decyzji!!A skoro o wychowaniu dzieci mówimy -dlaczego dzieci nie mają widzieć,że mama jest „dyscyplinowana”(jakież to delikatne określenie!) skoro to tak się sprawdza i takie naturalne? Przecież logiczne jest,że jeśli taki model się sprawdza,to należałoby dzieci do tego przyuczać,zwłaszcza córki, bo przecież to one muszą wiedzieć,że karcenie ich przez męża(partnera!- co dla Was znaczy słowo partner?) to dobre dla jej rozwoju!!Może i wydaje Ci się,że to ładnie brzmi, ale dla mnie już same założenia są mylne i dlatego nie do przyjęcia – no chyba,że ktoś mi uczciwie powie -ja lubię bić(tak precyzyjnie, na zimno, bez emocji) a żona czuje się wdzięczna,że tak dbam o jej rozwój!wtedy powiem ,że róbcie co chcecie -Wasza sprawa!

          37. a nie mowil Ci Albo Twoj spowiednik, ze aby rozmowiac trzeba rowniez sluchac tego, co mowia inni? czy Ty chociaz uwaznie i ze zrozumieniem, z otwartym sercem, przeczytalas co pisza Twoi oponenci??? Ty nie musisz praktykowac DD, nikt Cie do tego nie namawia ALE jesli chcesz rozmawiac to staraj sie sluchac ze zrozumieniem…czy to chrzescijanstwo czy katolicyzm podpowiada Ci aby pod przykrywka „kobiecej przewrotnosci” wciskac zwolennikom DD wyrazenia: „swoje kobiety”, przestepcy, resocjalizacja…czy ktos powinien zlapac Cie za slowko kiedy mowisz „moj maz”??? popadasz w paranoje a na dodatek wlaczasz w to osobe spowiednika. Ciekawe co by powiedzial gdybys opowiedziala mu z jaka to miloscia blizniego bronisz jedynej slusznej racji? Ja na odleglosc czuje te wibracje, otwartosc na poglady innych i szacunek do nich. Dzieki miedzy innymi Twoim opiniom wiem teraz kim jestem. Do tej pory bylem tylko troskliwym mezem i ojcem, szczesliwym mezem i ojcem, odpowiedzialnym mezem i ojcem, pracowalem nad soba aby stawac sie jeszcze lepszym czlowiekiem…dzieki zabraniu glosu na Twoim blogu i przyznaniu sie do praktykowania DD dowiedzialem sie, ze rowniez jestem chory( bo idea DD jest chora), jestem damskim bokserem, mam niewolnice w domu, zona nie moze byc ze mna szczesliwa bo traktuje ja jak sluzaca,zona nie ma prawa glosu, zona jest ze mna ze strachu przed kara, dzieci maja lub beda mialy traume na cale zycie itp. itd….Wszystko to dotarlo do mnie na tle cytatow biblijnych i wsrod odwolan do Tego, ktory jest prawdziwa miloscia…No coz, widocznie ta milosc zarezerwowana jest dla wszystkich z wylaczeniem zwolennikow DD…smutno mi sie zrobilo, tak po prostu.

          38. Przeczytałam to, co napisałeś – i aż tylu raniących, niesprawiedliwych słów w jednym komentarzu nie dostałam chyba od nikogo… No, cóż, widocznie sobie na każde z nich zasłużyłam. Mam nadzieję, że czujesz się pocieszony, że tak przykładnie (i boleśnie!) ukarałeś „hipokrytkę cierpiącą na paranoję” za smutek, jaki Ci sprawiłam. No, cóż – jestem TYLKO kobietą i (podobno) łatwiej od Was, mężczyzn, daję się ponosić emocjom. Choć mam wrażenie że tym razem to Ciebie one poniosły za daleko. W każdym razie przepraszam. Przepraszam. Przepraszam. Przeprzaszam. Przepraszam. Przepraszam.

          39. P-z, ale tutaj nasuwa mi się pytanie mojego mądrego spowiednika: czy LEPIEJ być szczęśliwą niewolnicą, czy „wolną” narkomanką? Czy kobieta, która się na taki układ zgadza, wymaga „wyzwolenia”? Nie jestem pewna. Choć, oczywiście, taki układ jest niezwykle wygodny dla mężczyzn – oraz dla niektórych kobiet, poszukujących mężczyzny, który niczym Bóg (albo ojciec) będzie je „za złe karał, a za dobre wynagradzał.” To zresztą bardzo wygodne – wola mego męża może mi zastąpić własne sumienie („złe jest to zachowanie, które mój mąż uznaje za niewłaściwe”) a sprawiedliwość przychodzi niemal natychmiast… Ja uważam, że są rzeczy, na które człowiek wolny i dorosły zgadzać się nie powinien (a bicie po pupie za karę z pewnością do nich należy) – ale PRZEMOCĄ bym jednak tego nie nazwała. Już starożytni mawiali, że chcącemu nie dzieje się krzywda…

          40. Kiedy ja nie samo bicie uważam za przemoc tylko całą zasadę bezwzględnego posłuszeństwa. Sterowania kobietą jak owieczką w zagrodzie pod napięciem – każda próba oddalenia się spowoduje bolesne konsekwencje. Gdyby ludzi zamknąć w takiej zagrodzie, spowodowałoby to powszechne oburzenie, a czymże to różni się od życia z zasadami „domowej dyscypliny”?

          41. Ano tym, że owieczek nikt nie pyta czy w takiej zagrodzie chcą mieszkać, a kobietę w DD owszem – to ona sama decyduje, że wchodzi do „zagrody”. Jak również tym, że owieczek, gdy już w zagrodzie siedzą nikt nie pyta o ich zdanie na jej temat – jak powinna być jej wielkość, kształt itd. Kobietę w DD zaś mężczyzna pyta. Interesuje się jej przemyśleniami, odczuciami, emocjami w każdej sprawie i przy podejmowaniu decyzji bierze je pod rozwagę. Kobieta może też z własnej inicjatywy przekonywać go do swego punktu widzenia, perswadować, prosić.

          42. No i tu muszę częściowo przyznać rację – owieczek nikt nie pyta o zdanie i nikt się nimi nie interesuje. Jednak trudno mi uwierzyć, że przez kilkanaście/-dziesiąt lat małżeństwa kobiecie jest dobrze z tym, że jej zdanie może być co najwyżej brane pod uwagę ale nie ma żadnej mocy decyzyjnej.Jak w takim związku wygląda np. wybór koloru ścian w sypialni, kiedy ona chce zielone, on niebieskie? W normalnym związku kompromisem byłoby znalezienie trzeciego koloru, akceptowanego przez obie strony.Jak wygląda wybór miejsca na urlop? Jedno chce góry, drugie morze. Jadą oczywiście tam, gdzie zadecyduje mężczyzna. Kobieta zawsze będzie na przegranej pozycji a frustracja, że nigdy nie jest nic po jej myśli, z latami będzie narastać. Przecież tak nie można.

          43. Myślę, p-z że działa tu jakaś odmiana „kija i marchewki” – W ZAMIAN za opiekę, czułość i miłość, kobieta godzi się na to, że czasami będzie bolało. (W bdsm wynagrodzeniem za ból jest wielka rozkosz – zresztą także w naszym mózgu ośrodki bólu i przyjemności sąsiadują ze sobą). Równolegle wyrabia w sobie przekonania psychologiczne typu: „Mój mąż jest cudownym człowiekiem, kocha mnie i chce tylko mojego – naszego – dobra.”; „On cierpi, gdy musi mnie ukarać”; „Gdybym go nie zmusiła swoim zachowaniem…”, itd. Oczywiście, to tylko moje przypuszczenia, poparte pewnymi doświadczeniami z własną, submisywną osobowością.

          44. A jednak, wielu kobietom zupełnie nie przeszkadza brak mocy decyzyjnej. Wręcz przeciwnie, cieszy je beztroska wolność jaką daje przeniesienie odpowiedzialności za decydowanie na mężczyznę. Nie jest też wcale tak, że nic nie jest nigdy po myśli kobiety. Dlaczego miałoby tak być? Czemu mężczyzna miałby nigdy nie dawać się przekonać? Albo raz nie poświęcić i pojechać nad morze, a nie w góry – skoro ukochanej tak na tym zależy i sprawi to jej taką radość? Podobnie ze ścianami w sypialni: jak wybierze swój kolor to wie, że jej będzie z tym źle. On zaś nie chce jej unieszczęśliwiać. Zapewne więc wybierze właśnie jakiś trzeci kolor.

          45. Niektórym mąż alkoholik tez nie przeszkadza a to że dzieci sa potem DDA to im wisi i powiewa.

          46. Teraz to już naprawdę przesada. Takaś mądra? Oby nie dane Ci było nigdy zobaczyć reakcji kobiet, które dotknęło nieszczęście życia z alkoholikiem na stwierdzenie, że im to nie przeszkadza, a dobro ich dzieci im wisi i powiewa.

          47. Taka kobieta to po pierwsze musi wybaczyć SOBIE, że stworzyła piekło swoim dzieciom. One do końca życia pozostaną psychicznie okaleczone..przypuszczam, że podobnie jak dzieci ze związków DD.

          48. Jakby miały na uwadze dobro dzieci to by w takim związku nie tkwiły, wzięły by się garsć i potrafiły zapewnić dzieciom prawidłowe dzieciństwo a jak się chce to wszystko jest do wykonania – problem w tym ze trzeba chcieć.

          49. Jedna drobna uwaga – dzieci rzeczywiście nie muszą nic o tym wiedzieć, jeśli się bardzo postarać – wtedy będą rosły w przekonaniu, że żyją w całkiem przeciętnej rodzinie. Tylko kiedy odkryją prawdę, może to być dla nich duży szok.

          50. Wystarczy że matka ubierze strój kąpielowy ewentualnie zadrze jej się spódnica no i mleko sie wyleje.

          51. No to skoro jest tak sielsko-anielsko, skoro małżonkowie wzajemnie szanują swoje decyzje to po co jeszcze ta dodatkowa otoczka w postaci uniżoności, poddania i brutalnej kary?

          52. Sadzę, że WBREW deklaracjom obydwu stronom sprawia to PRZYJEMNOŚĆ, po prostu. 🙂 I dlatego dorabiają do tego otoczkę w postaci przekonania o „konieczności wychowywania żony przez męża”, jako że ona z natury swej jest istotą niedojrzałą, którą on musi dopiero „wyprowadzić na ludzi.”. Wiesz, p-z, w toku tej całej dyskusji dochodzę do wniosku, że może mój P. kocha mnie nie dość – skoro sprawianie bólu istocie ukochanej ma być najwyższym wyrazem miłości. Z komentarzy wyłania się także nieciekawy obraz małżeństw które tej zbawiennej praktyki nie stosują – zdaje się, że Adwokat wyobraża je sobie jako niekończące się pasmo kłótni i nieszczęść – jak gdyby ludzie (kobiety!) nie umieli ze sobą rozmawiać,przekonywać i szanować się nawzajem BEZ wiszącego między nimi widma pasa…

          53. No bo kobiety Albo, nie potrafią rozmawiać, potrafią tylko wrzeszczeć i tupać nóżkami 🙂 W czym przypominają rozkapryszone dzieciaki odstawiające w sklepie spektakl pt. „Tato kup mi lizaka!” 🙂 A na takie rozhisteryzowane dziecko w sklepie najlepsze są mocne klapsy wlepione w pupę 🙂 Straszne generalizowanie – raz, że kobiety tylko wrzeszczą (jeśli nie są „temperowane” laniem) i generalnie zawsze robią błędy, dwa że mężczyźni nie znają innych sposobów, żeby sobie z nimi poradzić. Kobieta jako dorosły, myślący człowiek zrozumie, jeśli mężczyzna w trakcie jej „wrzasku” powie:”nie będziemy rozmawiać, jeśli będziesz mówić tym tonem”. Jeśli nie poskutkuje za pierwszym razem, można ostrzeżenie powtórzyć jednocześnie grożąc opuszczeniem pokoju w przypadku dalszej „agresji”. A za trzecim razem po prostu wyjść z pokoju, rzucając na odchodnym: „nie będziemy rozmawiać w taki sposób, podejmiemy rozmowę, jeśli będziesz gotowa dyskutować w cywilizowany sposób”.Oczywiście kobieta jak najbardziej ma prawo w taki sam sposób utemperować mężczyznę, kultura rozmowy wymagana jest od obu stron. Powiedzenie:”nie życzę sobie, byś zwracał/zwracała się do mnie takim tonem, ja mówię spokojnie i nalegam, byś i ty mówił/mówiła spokojnie” jest wystarczającym argumentem do „spuszczenia z tonu” i głębokiego przemyślenia dla drugiej strony.Jak powinno postrzegać się męża? Ano tak: człowiek – mąż -mężczyzna. A kobietę? Człowiek – żona – kobieta. Czyli w pierwszej kolejności obydwoje jesteśmy przede wszystkim ludźmi. W drugiej kolejności jesteśmy małżonkami, którym przysięgaliśmy (w większości przypadków) miłość, wierność i uczciwość małżeńską (jak widać nie ma tam słowa o uległości), a dopiero w trzeciej kolejności jesteśmy mężczyzną lub kobietą.Dlaczego uważam taką hierarchię za słuszną? Pomijam pierwszy aspekt – nikt nie zaprzeczy, że jesteśmy ludźmi. Na drugim miejscu jesteśmy mężem/żoną – małżonek jest kimś więcej, niż tylko mężczyzną czy kobietą. To wybrana przez nas osoba, przez małżeństwo ustanowiona wyżej ponad pozostałe kobiety/mężczyzn. To nasza druga połówka, stanowiąca z nami jedną całość, wspólnie działający mechanizm. Jeśli już dokręcać trybiki, by mechanizm był wyregulowany, to sprawiedliwie obu stronom.Odnośnie jeszcze słów przysięgi małżeńskiej (przepraszam, że odnoszę się tylko do wersji katolickiej, ale ktoś już w poprzednich postach też do niej nawiązał): uczciwość małżeńska nakazuje nie żyć w zakłamaniu, nie udawać, że jest się kimś innym. Jeśli ktoś nie ma natury uległej czy dominującej, nie może na siłę udowadniać, że jest inaczej (tak przy okazji – twierdzenie, że kobiety w większości przypadków są uległe, tylko czasem nie zdają sobie z tego sprawy, jest założeniem bzdurnym i mówię to z całą stanowczością, nie zamierzając prowadzić polemiki na ten temat). Jeśli przysięgam uczciwość małżeńską, to nie zamierzam oszukiwać drugiej strony, że mój charakter jest inny niż miała okazję dotychczas poznać.Przepraszam za poruszenie kilku tematów naraz, ale im więcej czytam na temat uzasadnienia DD, tym więcej emocji to we mnie wywołuje. Tak przy okazji Albo, z przyjemnością czytam wszystkie Twoje artykuły i w większości zgadzam się z Twoimi poglądami, często poszerzając swoje horyzonty o aspekty, które nie przyszły by mi na myśl, gdyby nie ten blog. Pozdrawiam serdecznie.

          54. No, pewnie – według filozofii DD (na tyle, na ile zdołałam ją pojąć na podstawie lektury stron) kobieta jest zawsze jednostką „niedojrzałą”, którą dopiero „mądry przewodnik” może latami ciężkiego znoju do pełnej dojrzałości doprowadzić…. Ja w tym widzę także jakiś (nie do końca uświadomiony) lęk przed kobiecą ODMIENNOŚCIĄ (choć ją się tak mocno w DD podkreśla): „Kochanie, NIE WOLNO ci zachowywać się i reagować w taki a taki sposób! Najlepiej zachowuj się tak jak ja, a wszystko będzie dobrze!” Ciekawe, jak sobie panowie w DD radzą z takimi „problemami z kobiecą emocjonalnością” jak np. PMS, depresja poporodowa czy menopauza. Mam nadzieję, że nie jedynie pasem…

          55. Uwzięłaś się na tę „niedojrzałość” i słowo „wychowanie”, konstruując na ich bazie jakieś niestworzone teorie, podczas gdy sprawa wygląda bardzo prosto:Nigdy nie będzie tak, że dwoje ludzi będzie się we wszystkim zgadzać. Współżycie bez różnic zdań i bez napięć jest nierealne, niezależnie od tego jak mocno ludzie ci będą się kochać. Nie jest możliwe by każde podejmowane działania odpowiadało im obojgu, by każde zachowanie drugiego im się podobało, by wszystkie zasady współżycia jednakowo im pasowały. Jeżeli przyjmiemy, że partnerzy są równi i oboje byliby przekonani o swojej słuszności, to czemu któreś miałoby ustąpić? Czemu też, któreś miałoby mieć jakieś obowiązki wobec drugiego jeśli nie uważa ich za pożyteczne? Rodzi się sytuacja patowa, której zwykle nie udaje się rozwiązać bez awantur, cierpkich słów, których wypowiedzenia potem się żałuje i obrażania się na siebie. Nie da się w ten sposób żyć na dłuższą metę, ktoś musi osiągnąć minimalną chociaż przewagę, by wypracować dla pary jakiś modus vivendi. Dlaczego jednak miałoby to być jedno albo drugie? Zaczyna się nieuchronny konflikt o wpływy, bo przecież każde chce być tym, które będzie decydować.Sytuację tę rozwiązują zasady DD a priori określając jasną hierarchię w związku, rozróżniając role partnerów, wyróżniając prawo perswazji i prawo decyzji. Jest to więc po prostu pewna struktura organizacyjna zapewniająca związkowi sprawniejsze funkcjonowanie, bez konfliktów, które oddalają partnerów od siebie – w myśl idei, że na statku może być tylko jeden kapitan, bo inaczej statek ten z pewnością rozbije się na skałach. Rola przewodnia, funkcja kapitana zostaje zaś przyznana mężczyźnie, albowiem ze względu na swoje naturalne, wrodzone cechy i tendencje jest ona akurat do tego lepiej predysponowany. Nie oznacza to „groszości”, niedojrzałości kobiety tylko proste dostosowanie się do faktów. Faktem zaś jest jej odmienność od mężczyzny, a co z tego wynika lepsze predyspozycje do pełnienia odmiennej niż on roli. Posługując się nadal metaforą statku – roli pierwszego oficera przy swoim kapitanie.

          56. Wobec tego zachodzę w głowę, jakim cudem mój związek może być zgodny i szczęśliwy BEZ używania pasa przez mojego męża. Wydaje mi się również, że (tak jak wszyscy ludzie, mnie nie wyłączając) jesteś tak głęboko przekonany o słuszności własnego sposobu życia, że nie pozwala Ci to zobaczyć jego wad, czy choćby zalet u innych. Współczuję, jeśli jedyne związki partnerskie, jakie znasz, to pary nieustannie się kłócące i walczące między sobą o wpływy. Ja wolę określenie z pewnej protestanckiej książki, że w naszym małżeństwie oboje jesteśmy „szefami” – choć mój mąż, nie z racji „naturalnego autorytetu”, ale ze względu na jego mądrość oraz miłość i zaufanie jakim go obdarzam, jest „szefem pierwszym” a ja „drugi,.” A nawiązując (nieco z przymrużeniem oka) do Twojej analogii ze statkiem – nigdy nie słyszałam, żeby jakikolwiek kapitan karał swego oficera fizyczne za jakieś uchybienia. Myślę, że to uwłaczałoby jego godności. W moim małżeństwie zasada jest prosta – traktuj drugiego tak, jak sam chciałbyś być traktowany. (A Ty przecież – to już wiem – nigdy nie pozwoliłbyś się uderzyć.)

          57. A Tobie by taki brak mocy decyzyjnej nie przeszkadzał?:) A, zapomniałam: Ty, jako mężczyzna nigdy byś na to nie pozwolił, jesteś wszak z zupełnie innej gliny ulepiony, ale dla nas, kobiet, jest to niemal tak naturalne, jak oddychan…:) (Wiesz na pewno?:)) ROZUMIEM – zapewne Cię to zdziwi – że są osoby potrzebujące „prowadzenia” – i dla nich taki układ istotnie jest bardzo wygodny. Nie moja decyzja, to i nie moja odpowiedzialność w wypadku pomyłki. Jest to też układ niezwykle wygodny dla mężczyzny – on NIE MUSI się „użerać” z kobiecą naturą (której nigdy w pełni nie zrozumiecie :P) – wystarczy, że powie: „Kochanie, WIEDZIAŁAŚ że tak nie wolno Ci się zachowywać” – i po wszystkim. A jeszcze dziewczyna będzie miała (dodatkowe) wyrzuty sumienia, że „doprowadziła do tego” swego wspaniałego, czułego i kochającego męża… Przecież on absolutnie „nie chciał” jej ukarać- po prostu MUSIAŁ (bo tak bardzo ją kocha, że – z bólem serca, ale będzie bił). A kto, przepraszam, mu to NAKAZAŁ? Czyżby nie tylko kobiety, ale i ich mężowie byli w jakiś sposób „skrępowani” przez zasady DD?

          58. Nie rozumiem o co ma chodzić w „skrępowaniu”. Jeśli wybiera się jakiś styl życia, uważając, że jest on mądry i korzystny, to logiczne, że chce się go konsekwentnie stosować. A tym bardziej chce się to robić kiedy już się poznało, że istotnie się on sprawdza i przynosi dobre rezultaty. Ot i całe „skrępowanie” jak mi się zdaje.

          59. No, tak… wiedziałam, że to powiesz. Konsekwencja przede wszystkim. Wypisz-wymaluj jak w wychowaniu DZIECKA. Jeszcze raz podkreślam, że nie potępiam tego ani nie oceniam – jeśli jakaś kobieta chce być tak traktowana, to niech będzie. Jej życie i jej wola.Po prostu stwierdzam fakt.

          60. Dobre rezultaty można osiągnąć bez bicia, no chyba że ktoś tego nie potrafi a uznaje jedynie rozwiązania siłowe.

          61. Ale, mimo wszystko, Adwokacie, taki model wychowania żony nazbyt mi się kojarzy z „tresurą” – niezależnie od tego, jak bardzo „owieczki” tego chciały… 🙂

          62. Ty jesteś chory człowieku. Jak można stosować przemoc z miłości? Ty nie wiesz co to miłość..Twoja żona też pewnie nie…

          63. Tak masz rację, ja nic nie wiem i jestem chorym potworem. Używasz tylko i wyłącznie epitetów, argumentów ad presonam, więc kończę z Tobą dyskusję – jest bezcelowa.

          64. Nie jestes potworem ale zwyczajnym despota a twoja partnerka nie jest kobietą a bezradnym kobieciątkiem skoro twój despotyzm znosi.

          65. Nie zapominaj, że ona go kocha – tak więc wszystkie wątpliwości przemawiają na jego korzyść (co zresztą jest normalne i naturalne – i w zasadzie tak jest w każdym związku). Zresztą, nie wątpię, że dominujący mężczyźni potrafią być opiekuńczy i czuli – jeśli tylko wszystko idzie po ich myśli. Jest to tylko problem przystosowania się do tej sytuacji.

          66. Wiesz, nie przesadzajmy z ta miłością bo w wielu przypadkach osoba mówiąca że kocha specjalnie nie wie co faktyczna miłość znaczy.

          67. A jakim cudem owa żona by się osmieliła powiedzieć że go nie kocha? wyobrażasz sobie jaka byłaby kara?

          68. Dzieci nie powinny wiedzieć o karach i ich przebiegu, bo po prostu na pewnym poziomie rozwoju nie są w stanie zrozumieć prawdziwej ich natury i łatwo mogą je wziąć za opresję. Podobnie przecież w małżeństwie nie uprawia się seksu przy dzieciach lub w świadomości dzieci – bo w dziecięcym wieku nie jest to widok dla nich. Przykłady można by mnożyć. Wiele rzeczy odpowiedzialni rodzice skrywają przed swymi dziećmi, gdy do nich nie dorosły.Co innego natomiast świadomość dzieci i bycie przez nie świadkami, że matka zawsze odnosi się do ojca z szacunkiem, że jest posłuszna jego zaleceniom. Nie widzę w tym nic złego, a przeciwnie – uważam, że widok ciągłych przepychanek o najdrobniejsze kwestie, ciągłych kłótni między rodzicami ma znacznie gorszy wpływ na dziecięcą psychikę. Powtórzyć też muszę, że w rodzinie żyjącej według zasad DD wymóg posłuszeństwa i poddania dotyczy jedynie stosunku między kobietą a mężczyzną. W stosunku do dzieci kobieta jest matką, a więc zajmuje pozycję nadrzędną i tak jak matka w każdym innym modelu rodziny może od tych dzieci czegoś wymagać, wydawać im polecenia itd.Zaleta DD jest przy tym taka, że owe polecenia i ogólnie to, czego oczekują od dzieci rodzice będzie zawsze spójne. Będzie hołdować jednej koncepcji wychowawczej. Nie zaistnieje sytuacja jak z amerykańskiego kryminału: dobry glina-zły glina, z rodzicami w rolach głównych. Nie będzie przepychanek i grania dziećmi na zasadzie: tata pozwolił-mama zabroni i vice versa.

          69. Mamy więc tu „drabinkę społeczną” w której kobieta stoi tylko o szczebel wyżej od dziecka…Tak samo jak dzieci jest istotą „niedoskonałą”, „niedokończoną” i wymaga „wychowywania.” W przeciwieństwie do mężczyzny, który „z natury” przez nikogo poprawiany być nie musi (nawiasem mówiąc, wcale nie podobają mi się żony, które usiłują „wychowywać” swoich mężów).

          70. Mamy hierarchię i, tak, mężczyzna stoi w niej ponad kobietą, kobieta zaś jako matka ponad dziećmi. Nie widzę w tym jednak niczego zdrożnego. Po pierwsze dlatego, że te pozycje w hierarchii nie wynikają wcale z tego, że ktoś jest gorszy, a ktoś lepszy – wynikają z odmiennych predyspozycji. Po prostu mężczyzna lepiej sprawdza się w roli „głowy” rodziny, natomiast kobieta w roli jej „serca”. Nie jest tak, że kobieta jest „istotą niedokończoną”, natomiast niewątpliwie potrzebuje w życiu wsparcia w postaci silnego ramienia, które zapewni poczucie bezpieczeństwa, z troską poprowadzi i gdy trzeba skoryguje błędy dla dobra jej samej. Tak samo jednak mężczyzna potrzebuje wsparcia kobiety, które ona mu daje poprzez tworzenie ciepłej atmosfery domu (miejsca w którym zawsze może się schronić po trudach codziennej walki o byt, gdzie zawsze znajdzie zrozumienie) oraz przez swoje posłuszeństwo i pokorę – dowody miłości, zaufania i docenienia go przez nią.

          71. Jezeli uważasz ze mężczyzna stoi w hierarchii nad kobieta to może mi wytłumaczysz ale tak zebym zrozumiała – on prostak, niedouk, prymityw , ona madra, rozsadna, energiczna – to z jakiej racji on stoi wyżej od niej? Tylko dlatego że nosi spodnie?

          72. Ty tak na serio czy specjalnie się wyzłośliwiasz? Mężczyzna stoi wyżej od kobiety w hierarchii związku, w hierarchii rodziny. Dlaczego kobieta „mądra, rozsądna, energiczna” miałaby wiązać się i tworzyć rodzinę z mężczyzną, który jest „prostakiem, niedoukiem, prymitywem”? Tym bardziej dlaczego miałaby chcieć by ten związek był zorganizowany na zasadach DD, które przecież wymagają tego, by obdarzała swego mężczyznę zaufaniem i przyznawała mu autorytet. Jaki może być autorytet prymitywa?

          73. Tylko ze ty nie podajesz jakie cechy powinien mieć przywódca, dla ciebie wystarczy być mężczyzną żeby miec patent na władzę nad kobieta.

          74. Tym razem celowo przeinaczasz i szczerze mówiąc to zaczynam wątpić w Twoje dobre intencje w całej tej dyskusji. Przecież nie gdzie indziej tylko raptem jedną wypowiedź wyżej stwierdzam, że właśnie nie wystarczy po prostu być mężczyzną, uznając cechy wymienione przez Olę za dyskwalifikujące przywódcę. Także na moim blogu – i to już we wstępie – przestrzegam kobiety przed pochopnym dokonywaniem wyboru, podkreślając że NIE KAŻDY mężczyzna jest w stanie unieść ciężar odpowiedzialności i obowiązków jakie nakłada na niego związek DD. Co do cech pożądanych to dziwi mnie w ogóle pytanie. Wydawało mi się, że z tego co piszę tutaj, jak i tym bardziej na blogu wyłania się obraz partnera do DD, takiego jakim powinien być. Skoro jednak jest taka potrzeba to spróbujmy zsyntetyzować: jest to mężczyzna silny psychicznie – potrafiący przezwyciężać egoizm i lenistwo, zdecydowany, stanowczy, pewny siebie, opiekuńczy, troskliwy, opanowany, odpowiedzialny – słowem posiadający w dużym natężeniu naturalne męskie cechy. Ktoś powie, że to obraz wyidealizowany i że nie ma takich. Ja i wiele szczęśliwych kobiet ze związków DD twierdzi inaczej. Poza tym cechy takie można w sobie wyrabiać, samodoskonalić się, a życie w związku DD tylko temu sprzyja.

          75. > jest to mężczyzna silny psychicznie – potrafiący przezwyciężać> egoizm i lenistwo, zdecydowany, stanowczy, pewny siebie,> opiekuńczy, troskliwy, opanowany, odpowiedzialny Ależ to są cechy…idealnej kobiety! Któż nie chciałby, by jego żona była pracowita, nieegoistyczna, zdecydowana, stanowcza, pewna siebie a zarazem opiekuńcza, troskliwa, opanowana i ponosząca odpowiedzialność za własne czyny?By była silna psychicznie i nie załamywała się drobnymi problemami a z tych większych potrafiła wyjść bez niczyjej pomocy, sama jeszcze wspierając innych?Właśnie skupiwszy się na wypisanych cechach można stwierdzić z całą stanowczością, że są to cechy pożądane dla każdego CZŁOWIEKA, chcącego żyć w związku. Każdy powinien być odpowiedzialny, pracowity, opanowany, troskliwy itd. Wyobraźmy sobie związek dwóch takich osób – toż to ideał, wzór z Sevres. Obydwoje są wobec siebie czuli i opiekuńczy, obydwoje pracowici, obustronne opanowanie nie dopuszcza do kłótni a świadomość odpowiedzialności powoduje podejmowanie tylko właściwych decyzji. Zdecydowanie i stanowczość pomaga tylko we wspólnym, sprawiedliwym wypracowaniu najlepszych decyzji dotyczących związku i rodziny.Ktoś powie, że to obraz wyidealizowany i że nie ma takich. Ja i wiele szczęśliwych osób ze związków partnerskich twierdzi inaczej.

          76. No, a Adwokat zapewne mógłby Ci z całym spokojem odpowiedzieć, że także związek DD zmierza (choć zupełnie inną drogą) do stworzenia dwóch takich istot. Jeśli kobieta będzie się dostatecznie długo wpatrywać we wzór swego męża, to w końcu staną się idealnie do siebie dopasowani – bo jedno stanie się lustrzanym odbiciem drugiego. Niektórzy teologowie sądzą, że tak właśnie wyglądały stosunki między Adamem i Ewą PRZED grzechem pierworodnym.:) W takim ujęciu wydaje mi się, że DD jest istotnie próbą powrotu do stanu idealnego („raju”) – ale w moim przekonaniu (podobnie jak np. naturyzm) jest to próba czyniona niewłaściwymi środkami. Intencje jednak są szlachetne.

          77. Tyle, że nie można stworzyć swojego lustrzanego odbicia z góry zakładając, że druga strona stoi niżej. A tak w kwestii przewodnika – jeśli przewodnik górski nadawałby swoje tempo wycieczce i prowadził ludzi po terenach, których oni przejść nie potrafią, w najlepszym przypadku szybko zgubiłby całą wycieczkę, w najgorszym mógłby spowodować czyjeś kalectwo lub śmierć. Również jeśli by szedł za wycieczką z rozżarzonym prętem w ręku, którym poganiałby „maruderów”, nie byłby uznany za dobrego przewodnika, a wycieczka z nim zamieniłaby się w horror. Mimo, iż cel wyprawy zostałby osiągnięty.Przewodnik z prawdziwego zdarzenia dostosowuje się do tempa grupy i jej możliwości, wtedy wycieczka jest przyjemnością dla obu stron, a grupa widząc takiego przewodnika, będzie czuła się doceniona i podbudowana. Bo będzie widzieć, że jest on człowiekiem z ludzkim obliczem, który słabszym poda pomocną dłoń, a nie pogoni ich rozżarzonym prętem. Taki człowiek może zaimponować, a czym może zaimponować poganiacz, który za najlepszy motywator będzie uznawać ból?

          78. P-z, proszę Cię jednak, byś przyjął do wiadomości, że są ludzie, którym właśnie taka „wspinaczka ekstremalna” sprawia więcej przyjemności, niż „zwykła” – mimo że JA raczej nie wybrałabym takiej drogi. I tyle.

          79. Przyjmuję…aczkolwiek nadal się dziwię i uważam, że im bardziej się w to zagłębiać, tym bardziej nielogiczne się to wydaje. Ja też mam prawo do własnej opinii.

          80. Wiesz, to bardzo dziwne – kiedy zaczynałam o tym pisać, wydawało mi się, że rozumiem to lepiej niż teraz, po tylu dniach tej męczącej dyskusji. A to chyba znak, że pora ją zakończyć – bo, być może „nie rozumieć” naprawdę znaczy „znienawidzić.” A tego naprawdę nie chcę…

          81. Nie ma jak autoreklama. Uważasz że masz te wszystkie cechy? a nie pomyślałeś że może tylko tak ci się wydaje? W swoim mniemaniu jestes taki super a w moich oczach (sądząc po tym co piszesz) masz przerost dobrego mniemania o sobie i w ogóle o mężczyznach

          82. Rozumiem z tego, że kobiety w związkach DD nie powinny pracować?:) „Ciężka walka o byt” jest tylko jego sprawą, ona zaś ma być tylko „odpoczynkiem wojownika” – miłą, ciepłą i nie sprawiającą mu kłopotów istotką, która (w zamian) nie musi się o nic troskać, bo on ją przeniesie przez ten „straszny świat” na swoich silnych ramionach, przeprowadzi za rączkę… Rozumiem to jako odwieczną tęsknotę męskiej duszy… 🙂

          83. Po pierwsze, przy panujących dzisiaj stosunkach ekonomicznych to najczęściej niemożliwe. Nawet jednak, gdy oboje partnerów pracuje to na mężczyźnie ciąży większa odpowiedzialność, bo on jeszcze kieruje wszelkimi sprawami związku/rodziny odnoszącymi się do świata zewnętrznego.Po drugie, uważam, że jest zdrową męską ambicją dążenie do zapewnienia swojej ukochanej oraz rodzinie takiego poziomu materialnego, żeby ona nie musiała pracować. Podkreślam, nie MUSIAŁA pracować dla zapewnienia tej rodzinie bytu. Kwestia czy mimo to będzie pracować (dla satysfakcji, realizowania się) jest kwestią odrębną. Są kobiety, które w pełni potrafią się realizować w tym, w czym kobieta jest niezastąpiona i nieporównywalna z nikim – w prowadzeniu domu i tu znajdują pełnię szczęścia. Inne potrzebują odskoczni, kariery zawodowej czy naukowej, pragną widzieć trwałość swoich osiągnięć i dopiero wówczas uważają swe szczęście za pełne. Rzeczą mężczyzny jest zdać sobie sprawę, którym z tych typów jest jego partnerka i jeśli życie zawodowe jest dla niej tak istotne, to nie powinien on jej go odmawiać. Natomiast idea „przenoszenia na silnych ramionach” jest mi bliska i, tak, jak najbardziej uważam, że jest to wrodzona, naturalna męska cecha, wspólna miażdżącej ilości mężczyzn. Nie rozumiem natomiast pojęcia „istotki nie sprawiającej kłopotów”. Czyżby Twoim zdaniem kobieta pełnowartościowa, normalna (no bo przecież te z DD to bleh…) powinna swemu partnerowi na każdym kroku sprawiać kłopoty, im więcej tym lepiej? I co jest złego w byciu miłą i ciepłą? To też znak słabości, zastraszenia i wyprania mózgu u kobiety?

          84. Nigdy i nigdzie nie powiedziałam, że „Wasze” kobiety są nienormalne – są po prostu silnie submisywne i tyle. Kto jak kto, ale TY powinieneś dobrze rozumieć tę różnicę. A NORMALNE życie małżeńskie pomiędzy dwojgiem różniących się od siebie ludzi nie da się, moim zdaniem, przeżyć bez konfliktów. To, czy powinny być one rozstrzygane z użyciem pasa, jest już odrębną kwestią. Ps. Dziwię się, że w dyskusji nie użyłeś argumentu o „lekarzu, który musi czasami zadać ból, by wyleczyć pacjenta” – ja bym chyba właśnie takiego użyła. 🙂 Z tym, że nikt raczej nie powie, że lekarz czyni to z wyjątkowej czułości dla swego pacjenta, po prostu z konieczności. Uzasadnienie „biję Cię, ponieważ Cię kocham” słabo przemawia do mnie nawet w przypadku wychowania dzieci. Swoją drogą, ta dyskusja zabiera mi tyle czasu, że ostatnio mój mąż stwierdził, że może ta cała dyscyplina to nienajgorszy pomysł. 😉 Ale, jak już wiesz, on kocha mnie „nie dość” żeby mnie uderzyć. Ps 2. Jeśli nigdy nie pozwoliłbyś się uderzyć żonie, to chyba znaczy, że (mimo wszystko) Wasze ZASADY są tu ważniejsze od miłości. Bo ona – poddając się Tobie – mówi: „Patrz, ufam Ci tak bardzo, że możesz ze mną zrobić wszystko” – ale Ty nie odwdzięczasz się jej tym samym. (Oczywiście jest to tylko moje subiektywne odczucie).W każdym razie – nie jest to postawa miłości chrześcijańskiej -„na wzór Chrystusa” który oddał się dobrowolnie w ręce swej „niewiernej małżonki.” A od tego przecież zaczęła się nasza rozmowa. Wiesz, kiedyś gdzieś przeczytałam, że każdy mężczyzna powinien być – tak, jak Jezus – jak LEW i jak BARANEK. W moim odczuciu w mężczyznach „spoza” DD często za dużo jest „baranka” – ale w tych, którzy praktykują taki styl życia dominuje chyba „lew.” Chodziłoby mi chyba o zachowanie równowagi pomiędzy jednym a drugim. A mimo wszystko, przyznaj, że nienajgorzej nam się ze sobą rozmawia. 🙂

          85. Ale żeby wypracowac wspólny front w kwestii wychowania dzieci wcale nie musi sie zonie rozumu wlewać przez „cztery litery” W normalnym związku też rodzice potrafia się w tej kwestii dogadać.

          86. Nie wiem, Albo, gdzie przeczytalas tekst napisany przeze mnie, w ktorym mowie/pisze, ze dzieci wiedza lub powinny wiedziec, ze rodzice praktykuja DD??? Podkreslalem, ze to sprawa miedzy rodzicami a nie dziecmi ale dla dobra calej rodziny. Wiem, ze trudno Ci to zrozumiec wszak ja mowie o chlebie a Ty o niebie ale…idea DD jest dla ludzi. Nie podoba Ci sie to, nie ma problemu, ale… nie demonizuj sprawy i nie kreuj nowego Zlego. Jednego znamy wszyscy i powinnismy sie wystrzegac.

          87. Ale jeżeli małzeństwo funkcjonuje na zasadzie że sa sprawy o ktorych dzieci nie powinny wiedzieć to znaczy że to małżeństwo jednak jest dysfunkcyjne. A do tego dzieci nie są głupie i slepe – jak matka oberwie to i tak wiedza chyba że pan i władca nie dość że zonę ukarze to jeszcze ona musi cichutko siedziec i sie usmiechac a to juz jest sadyzm.

          88. Czy to znaczy, że jeśli rodzice nie uprawiają seksu bezpośrednio na oczach swoich dzieci, nie oglądają wraz z nimi, ale sami np. drastyczne filmy (i nie mówię o jakichś idiotycznych horrorach – ileż przemocy i dziwactwa np. u Felliniego lub w filmach dokumentalnych), nie dyskutują wraz z nimi wszelkich szczegółów związanych ze swoim lub ich stanem zdrowia, nie przedstawiają sprawozdań z finansowej gospodarki rodziny itd. itp. to małżeństwo jest dysfunkcyjne? Wszakże są to sprawy, o których dzieci nie powinny widzieć. Jak więc jest?

          89. Przewidywałam ze to napiszesz ale te argumenty sa nietrafne. Co innego seks , rzecz intymna a co innego bicie kobiety czy jej tresowanie jak małpki.

          90. DD to także rzecz intymna. Zresztą podałem również inne przykłady poza seksem. Na pytanie nie odpowiedziałaś.

          91. Bicie zony to rzecz intymna? Jeżeli dyscyplinowanie to taka dobra metoda to dlaczego dyscyplinuje się potajemnie? Przecież to jest dobre więc niech dzieci widza i sie uczą, na przyszłość bedzie jak znalazł.

          92. Imponująca logika (nie wierzę, że to na serio). Seks też jest dobry i też jest na przyszłość jak znalazł, a jednak nie epatujemy nim dzieci od najmłodszych lat…

          93. Twojej logice tez dużo brakuje. Seks jest rzecza naturalna a bicie niestety nie. Seksu sie z domu „nie wynosi” ale wzorce postepowania tak.

          94. Oczywiście, jeśli tatuś LUBI bić mamusię bo obojgu sprawia to przyjemność, rzecz ma kontekst intymny – ale jeśli jest to jego „trudna i odpowiedzialna rola wychowawcza” już niekoniecznie. Przyznaj, że ludzie w takich związkach to po prostu lubią – i będziemy kwita. 🙂

          95. Nie zwykłem potwierdzać nieprawd dla świętego spokoju. Samej czynności, procesu bicia (zwłaszcza przy świadomości, że jest to kara za konkretne przewinienie – sprawienie przykrości kochanemu partnerowi lub nieodpowiedzialność zagrażającą sobie) nie lubi żadna kobieta – to przecież boli (i fizycznie i psychicznie)! Natomiast fakt podległości, świadomość bycia na tyle ważną dla partnera, że tak karze – i owszem, kobiety lubią. Jeśli chodzi o mężczyzn to przyjemność sprawia im posłuszeństwo – jest ono bowiem dowodem miłości ze strony kobiety, znakiem, że kobieta mężczyźnie ufa, ceni go, że przyznaje mu autorytet. Kto takich oznak ze strony kochanej osoby może nie lubić?

          96. Nieodpowiedzialność zagrażającą sobie? Mam nadzieję, że – wzorem freudystów – nie uważasz kobiet „z zasady” za stworzenia neurotyczne, na granicy niepoczytalności?

        3. Ja jestem mężatka 34 lata i jakos bez przewodnika daje sobie rade i chyba zupełnie dobrze. Jak małżenstwo jest partnerskie to żaden przewodnik stada nie jest potrzebny nikomu do szczęścia. Jakby mąż miał mną rządzić i mnie dyscyplinować to juz dawno nie byłby moim męzem.

      2. Olu, zapewne taki ktoś poszuka sobie równie uległej partnerki, jak jego matka – bo taki będzie miał wzór kobiety.

        1. Pewnie ze szuka uległej, jak by sobie wziął za partnerkę kobiete „z krwi i kości” to po pierwszym laniu (a może i przed) byłoby po zwiazku a tak ma poczucie władzy (niektórzy cierpia na przerost tego uczucia) i co ciekawsze na taki kult władzy cierpia mężczyzni ktorzy w pracy zawodowej sa potulni jak baranki, nic nie maja do gadania a jedynie słuchaja i potakują a w domu się odreagowują. Jak w pracy podskoczy to najwyżej z hukiem wyleci, a w domu wielki pan i władca, wszystko mu wolno, on jest najwazniejszy i najmądrzejszy. Moim zdaniem ci wszyscy wyznawcy CDD to zwyczajni tchórze z kompleksem niższości. Do silniejszego nie podskoczy, a do słabszego i owszem.

    1. Alicjo, a jeśli kobiecie dobrze jest w tej randze?;) Inna sprawa, że – i temu NIKT nie może zaprzeczyć – ludzka psychika jest tak skonstruowana, że z czasem przyzwyczajamy się również do rzeczy, które z początku wydawały nam się nie do zaakceptowania – i wtedy zazwyczaj szukamy dla nich racjonalnych wyjaśnień…TO NIE JEST oskarżenie kogokolwiek, to znany fakt psychologiczny (sprawdziłam ten mechanizm na sobie). A do posta chętnie zajrzę – źle się czuję jako „jedyna nietolerancyjna.” 😉

      1. > ludzka> psychika jest tak skonstruowana, że z czasem> przyzwyczajamy się również do rzeczy, które z początku> wydawały nam się nie do zaakceptowania Powiem więcej – człowiek jest w stanie przyzwyczaić się do rzeczy nienaturalnych i sprawiających ból – vide „małe stópki” w Chinach.Dziewczynkom od maleńkości łamano kości stóp i mocno bandażowano, co sprawiało niemiłosierny ból. Stopa rosła nienaturalnie, utrudniając chodzenie i dostarczając stałego bólu. Ale kolejne pokolenia kobiet wiązały stópki swoim córkom, choć wiedziały na co je skazują, bo uważały, że należy to robić. W ten sposób przekazywały następnym generacjom, że dla kobiet jest to coś naturalnego. A mężczyźni nie chcieli znać pań o niezdeformowanych stopach.

        1. No, tak – w ten sposób KAŻDĄ rzecz można usprawiedliwić jako „naturalną” i piękną… Uwaga: nie odnoszę się w tym wypadku do problematyki DD. Choć i tutaj, BYĆ MOŻE grają rolę pewne psychologiczne mechanizmy – od „kocham go, chociaż mnie bije czasami” chyba dość łatwo przejść do „bije mnie, ponieważ mnie kocha – a ja z pewnością zasłużyłam na karę, ponieważ mój mąż jest cudownym, kochającym i wrażliwym człowiekiem. Jestem nawet winna podwójnie, ponieważ swoim karygodnym zachowaniem sprawiłam mu ból, zmuszając go, aby mnie ukarał.” WYDAJE MI SIĘ, że postawa „mężowie, miłujcie żony, tak, jak Chrystus umiłował Kościół” jest diametralnie różna od tego. Chrystus (jedyny godzien tego, by nazywać Go Panem i Głową) nie tylko nie „ukarał” swojej nieposłusznej „Oblubienicy” (ludzkości) ale przeciwnie – sam przyjął na siebie karę, która „nam się należała.”

  31. Czy mozesz mi wytlumaszczyc, Albo, dlaczego nie moge zamiescic na Twoim blogu swojego ostatniego postu???pozdrawiam i wierze, ze cenzura dawno sie skonczyla

    1. Z tego co mi wiadomo Alba jako chyba jedna z nielicznych osób nie usuwa postów nieprzychylnych – nie stosuje cenzury. Problem musiał leżeć po stronie Onetu, albo Twoich określeń – jeśli są zbyt ostre (portal czasami ich nie przepuszcza).Pozdrawiam.

  32. Absolutnie nie zgadzam się z zasadami DD, ale byłam na blogu Adwokata i muszę powiedzieć, że wypowiadające się tam osoby praktykujące DD są bardzo sympatyczne, życzliwie nastawione do innych i kulturalne.Uważam, że DD nie tylko nie jest zgodne z chrześcijaństwem, ale jest z nim w głębokiej sprzeczności. nie da się zaprzeczyć, że w DD mężczyzna w dużym stopniu stoi na miejscu Boga. Adwokat nie poleca wprawdzie zwracania się do mężczyzny „Panie”, klękania przed nim, ale są to praktyki stosowane w DD i przypominające (przynajmniej mi) bdsm, które z całą pewnością nie jest zgodne z chrześcijaństwem. Ponadto o tym co jest dobre a co złe w DD decyduje mężczyzna i może się zdarzyć, że jego opinia jest całkowicie niezgodna z nauką Kościola Katolickiego. Mężczyzna możę na przykład karać kobietę, za to, że nie zrwaca się do niego „Panie”, a nie widzieć niczego złego we współrzyciu pozamałżeńskim, aborcji, czy środkach wczesnoporonnych. Mężczyzna zatem przejmuje pozycję Boga (ustala co jest dobre, a co złe).Poza tym wydaje mi się, żę karanie za drobne przewinienia (niektóre kobiety są bite codziennie), nie wspominając już o biciu „profilaktycznym” stoi w głębokiej sprzeczności z duchem chrześcijaństwa. Wydaje mi się, że człowiek wierzący powinien wybaczać bliżnim, bo sam również potrzebuje Miłosierdzia Bożego. Nie znaczy to, że uważam, że człowiek nigdy nie może ukarać drugiego człowieka, ale trzeba pamiętać, że Jezus tylko raz chwycił za bicz, a w pozostałych przypadkach nikogo nie karał. Wydaje mi się, że wiele cytatów z Nowego Testamentu „nie sądzcie abyście nie byli sądzeni”, „błogosławieni miłosierni albowiem oni miłosiedzia dostąpią”, czy fragment modlitwy „odpuść nam nasze winy jako i my wybaczamy naszym winowajcom” wskazuje, że powinniśmy wybaczać innym, nie być wobec nikogo przesadnie srodzy, jak również, że Bóg sądząc nas weźmie pod uwagę nasz stosunek do tych, którzy nas skrzywdzili, obrazili itd i że możemy spodziewać się większej wyrozumiałaości jeśli sami ją wykazywaliśmy wobec innych.Dlatego absolutnie nie do pogodzenia z chrześcijaństwem jest dla mnie postawa, że jak ktoś mnie obrazi, nie wykaże odpowiedniego szacunku i respektu, czy dopuści się drobnych zaniedbań w swoich obowiązkach (np. niedukładnie posprząta), to mam prawo surowo go ukarać (mocno zbić), natomiast jeśli ja dopuszczę się podobnych uchybień, to wystarczy, że powiem przepraszam i sprawa załatwiona (mało tego, gdyby druga strona czyniła mi z powodu moich zaniedbań jakieś wyrzuty, to mam prawo ją zbić).Moim zdaniem różnice w duchu chrześcijaństwa i duchu DD są absolutnie nie do pogodzenia.

    1. Elizo, ależ ja wcale nie neguję tego, że osoby praktykujące DD (w tym i sam Adwokat) mogą być osobiście – podobnie jak wielu innych ludzi przejawiających… hmmm… (szukam możliwe neutralnego określenia)…nietypowe upodobania – ujmującymi osobami. Co wcale nie przeczy temu, że JA nie mogłabym żyć ze świadomością, że – odwołam się znowu do tego „teoretycznego” przykładu (który wcale teoretyczny być nie musi, przecież Adwokat nie zagląda do domów swoich znajomych za każdym razem, gdy karzą swoje żony…) kiedy tylko goście wyjdą, a dzieci zasną, otrzymam należną porcję klapsów, bo, zdaniem męża, powiedziałam lub zrobiłam coś „niewłaściwego.”

  33. Ps. Jako osoba uległa z natury wszystkie spostrzeżenia dotyczące psychologicznych aspektów tego zjawiska opieram przede wszystkim na własnych próbach zrozumienia samej siebie. I zastrzegam, że moje wnioski wcale nie muszą być prawdziwe. JEDNAKŻE z faktu, że sama uważam sę za osobę submisywną lękałabym się wyciągać wniosek, że WSZYSTKIE czy choćby „większość” kobiet jest taka jak ja – natomiast „naturalną” cechą mężczyzny jest przewodnictwo i dominacja (tylko z tej racji, że, mówiąc brutalnie, mają inne genitalia). Z moich obserwacji wynika raczej, że WIĘCEJ ludzi przejawia skłonność do uległości niż do dominacji – i że ten stosunek nie zależy od płci.

  34. widzę, że rogorzała gorąca dyskusja na temat DD. Ja jako osoba będąca w takim związku, chcę jeszcze raz – być może w ramach końcowej pointy, że pomysły na bycie we dwoje mogą być różne i na MIŁY BÓG dajmy sobie do tego prawo.Ktoś powyżej zacytował moje słowa, na temat tego, że nie chcę żeby przyjaciele wiedzieli, że np. po ich wyjściu dostanę lanie. Co w tym jest dziwnego? Nie każdy ma osobowość ekstrawertyczną i pragnie zwierzać się światu ze wszystkiego. Podobnie raczej nie opowiadamy sobie o sposobach uprawiania seksu, albo z czego się spowiadamy, chyba, że dzisiaj w dobie PRASY BRUKOWEJ wszystko stało się obowiązkowym przedmiotem dyskusji.Czy jestem bezradną kobietką? Nie. Pracuję, mimo, że status materialny jaki gwarantuje mi Mąż, tego w żadnym wypadku nie wymaga. Pracuję, bo mam twórcze pomysły, chęć tworzenia czegoś i rozwijania się. Zarabiam tyle, że w każdej chwili mogłabym odejść i utrzymywać się na niezłym poziomie bez Jego pomocy. Ale fakt, że to Mąż jest tym, na głowie którego stoi nasze życie materialne, jego organizacja i stabilność jest wspaniałe i daje mi poczucie życia lekkiego i szczęśliwego. Zawsze mogę na Niego liczyć. Postrzegam Go za kogoś wyjątkowego nie ze strachu ( jakie byłoby to marne), ale jedynie dlatego, że na każdym kroku widzę jaki jest niesamowity.Nie jestem niewolnicą, ani służącą ( mamy ludzi do pomocy), jestem przez Niego uwielbiana, kochana, obsypywana prezentami, kiedy czuję jakikolwek niepokój dzwonię do Niego, bo Jego bliskość i rada są dla mnie tak ważne.Żyję twórczo, szczęśliwie i z rozmachem, a że dostaje czasem lanie…….tego nie da się od tak sobie wytłumaczyć. To jest niezwykły magnetyzm Jego osobowości, coś w Jego osobie tak bardzo mnie uwodzi, że wręcz zniewala i jestem w stanie być Mu posłuszna ze szczęściem w sercu. A czy mogłabym być w związku partnerskim, z pewnością tak, bo wcale nie jestem tak submisywna, jak możnaby przypuszczać, moje kary…są głównie za to, czego On nie robi nigdy -za słowa zbyt zuchwałe i raniące……(Zresztą na codzień też zarządzam mężczyznami i jakoś daję radę:)DD to szczególny rodzaj związkuu, chyba nie dla każdego, ale tworzy nieprzeciętną bliskość i oddanie. Nie mieszać z chrześcijaństwem. Po co?A teraz znikam na dobry obiad z moim przystojnym mężczyzną (panem:)))

    1. Czykito, wierz mi, że i ja jestem (na ogół) uległa mojemu mężowi ze spokojem w sercu. Ale (wybacz) trudno mi zrozumieć, że TAKŻE wtedy, gdy on Cię boleśnie karze, zachowujesz to poczucie szczęścia w sobie. I tu powtórzę moje pytanie: CO bardziej boli – „zuchwałe słowa” ze strony kobiety, które ranią jego męską dumę, czy Twoje ciało, które jest ranione pasem? Czy nie jest to również jakaś ukryta forma „odpłacania pięknym za nadobne” na zasadzie: „zraniłaś mnie, żono, to teraz i ja zranię Ciebie?” Myślę, że coś takiego występuje we wszystkich związkach, nie tylko DD. I w żadnym razie nie jest to oskarżenie Ciebie ani Twojego męża. Szczęścia życzę – i smacznego.

      1. pozwolisz Adwokacie, że jednak jeszcze odpowiem Albie :),jestem wrażliwa na ból, dlatego bsdm czy spanking nie są moimi fantazjami seksualnymi, Męża też raczej nie…..bo jest w stosunku do mnie delikatny i romantyczny, a w razie lania stosuje raczej własną dłoń, z rzadkimi wyjątkami coś innego. Jest to ból, który umiem znieść, nawet jeśli czuję go kilka dni. Nigdy też nie czuję strachu ani zagrożenia z tej okazji, wiem, że On nad wszystkim panuje i nie zrobi mi krzywdy.lanie jest raczej sposobem korekty mojego zachowania – i stwierdzam to z przekonaniem, bardzo skutecznym. Stałam się inną osobą przy Nim. Nie chcę powiedzieć, że przed Nim byłam wybrakowana :), ale w gruncie rzeczy większość moich sukcesów i umiejetności powstała dzięki Jego przewodnictwu, wierze we mnie i stanowczości. Co jest też wyrazem Jego przekonania, że jesteśmy sobie równi, bo skoro On coś może/potrafi to dlaczego ja nie?Czy lanie to jest oko za oko? Nie, bo On daje z siebie znacznie więcej, jest bardzo opanowany, nieprzeciętnie pracowity, sumienny, nigdy nie usłyszałam, że jest zbyt zmęczony, żeby się czymś zająć. NIGDY nie zranił mnie słowem, nie obraził. Natomiast ja przede wszystkim bywam emocjonalna, jak jestem zmęczona czasem ( coraz rzadziej) wolę użyć złego słowa zamiast rzeczowo o czyms rozmawiać. Kara zamyka temat. Nie ma powrotu do złych słów czy czynów. Atmosfera jest wyzbyta zjadliwego poczucia winy.A ja staję się kimś bardziej panującym nad sobą.Oczywiście takie rozwiązanie sprawy wskazuje, że uważam Męża za kogoś naprawdę WAŻNEGO, skoro pozwalam Mu na takie naruszenie mojej nietykalności. Owszem tak jest.To KTOŚ BEZSPRZECZNIE WAŻNY i dla Niego jestem skłonna nawet do tego :)dziękuję za „smacznego”, było bardzo smacznie 😉

        1. Musiałaś mieć strasznie niskie poczucie własnej wartości w momencie gdy weszłaś w ten toksyczny układ. Jesteście jak dwa cyborgi bez ludzkich uczuć. To co jest zaletą w ludzkim zachowaniu – u was jest wadą (wolność, prawo do wyrażania uczuć). To co jest złe- przemoc fizyczna u was jest dobre. Mam nadzieję ,że nie macie potomstwa.

          1. :))) tak byłam uposledzonym kopciuszkiem zapłakanym, znajdującym sens w myciu garów macochy, z gilami w nosie. Czekałam biedna na kogoś, kto mnie podbuduje. I zjawił się lodowaty cyborg..W istocie nie mamy serc – oddaliśmy je do przeszczepów. Jesteśmy ponurzy, psychopatyczni i pijemy ludzką krrrewww…nie wyrażamy uczuć, co innego Sophia ;),ja się bawię w swoim życiu dobrze, jesli Ty masz jakiś problem z moim życiem, to już Twoja sprawa.wybacz, ale nie da się dyskutować na poziomie Twoich uproszczonych konstatacji, a ponieważ piję teraz dobre wino ( z krwiiiiiii jak się domyślasz): Twoje zdrowie!

  35. Dla mnie ta dyskusja tutaj już się wyczerpała. Skoro ani logiczne tłumaczenia ani świadectwa osób szczęśliwe żyjących w związkach DD nie są w stanie przekonać nikogo, że nie jest to sposób życia zbrodniczy, to co tu jeszcze można mówić?Ciągłe odpowiadanie te same zarzuty nuży, zwłaszcza, że krytycy w ogóle zdają się nie zauważać tych odpowiedzi, podnosząc wciąż i wciąż te same kwestie. Na przewrotność i złośliwości pod swoim adresem też każdy ma jedynie pewną określoną wytrzymałość. A przecież nie chodziło mi o wiele. Tylko o pokazanie, że DD to nie jest szowinistyczna ideologia zadufanych despotów, żerująca na na naiwności bądź też nieprzystosowaniu niektórych kobiet, tylko model relacji męsko-damskich jak każdy inny, w którym nikomu nie dzieje się krzywda i który nawet posiada swoje zalety. Widać i to za dużo. Wycofuję się więc do swojej ciemnej i paskudnej nory, by dalej wśród oparów despotyzmu i sadyzmu z lubością dręczyć moją nieszczęsną kobietę, która zresztą jest niewiele mniej nędzna niż ja, bowiem nie ma sił się od tak chorego człowieka uwolnić. Gdyby jednak komuś doskwierał głód poznawczy lub zależało mu na rozmowie rzeczowej serdecznie do owej nory zapraszam. Można się tam dostać poprzez adres: http://www.domowa-dyscyplina.blog.onet.pl (w takim wypadku zdecydowanie polecam lekturę artykułów wedle chronologii). Można też pisać do mnie na adres widoczny w podpisie.

    1. Oj, Adwokacie – teraz TY przesadzasz i to bardzo. To tak wygląda Twój wydoskonalony przez ten styl życia opanowany charakter? Widać także, że nie masz wprawy w przyjmowaniu krytyki pod swoim (acz niezupełnie, bo musisz przyznać, że ja NIGDY nie użyłam argumentów obraźliwych w stosunku do Ciebie) adresem. Wiedz, że naprawdę PRÓBOWAŁAM zrozumieć i dowiedzieć się czegoś więcej (niż wiem już z bloga. A jedyną moją „winą” jest, że być może mi się nie udało. Przepraszam (choć NIE WIEM czy dla Ciebie moje przeprosiny mają jakąkolwiek wartość).

      1. No to żeby wyjaśnić ostatnie wątpliwości. Szczerze mówiąc to nie wiem czy mają wartość. Rzecz w tym, że ton twoich wypowiedzi skierowanych bezpośrednio do mnie jest diametralnie różny niż tych kierowanych do Twoich akolitów i służących, wybacz określenie, wzajemnemu podbijaniu sobie bębna (wiadomo czyim kosztem). Nie krytyka mnie rusza (wierz mi przywykłem, zresztą gdy prześledzisz moje dotychczasowe wypowiedzi raczej wiele nerwów w nich nie znajdziesz), ale:1) właśnie ten dualizm Twoich postaw (to jak, zależy Ci na otwartej wymianie myśli, bez uprzedzeń i dogryzania sobie nawzajem – jak mówisz do mnie, czy też na wyszydzeniu absurdalnej dewiacji i nędznych jej obrońców w imię swojej jedynie słusznej racji i z pozycji wszechwiedzy – jak to wynika z pozostałych wypowiedzi?). Nie wiem co mam myśleć.2) zupełne nieprzygotowanie dyskutantów i zasadnicza niechęć do wysłuchania drugiej strony. Skoro ja coś po dziesięć razy na różne sposoby wyjaśniam, dorzucając jeszcze odnośnik do stosownych artykułów na blogu, gdzie to samo jest potraktowane wielokrotnie obszerniej, a w odpowiedzi po raz jedenasty dostaję po oczach tym samym argumentem, a właściwie nawet nie argumentem tylko powtórzonym frazesem, hasłem, to czy nie mam prawa poczuć się znużonym?Ty sama piszesz, że próbowałaś zrozumieć i dowiedzieć się nawet więcej niż wiesz z bloga. To obłuda, bo nawet tego co tam jest musiałaś nie przeczytać (co najwyżej ledwo przejrzeć), nie mówiąc o przeczytaniu ze zrozumieniem. I to jest całkiem w porządku – nie musisz się tym interesować i zapewne do szczęścia Ci czytanie tego wszystkiego nie jest potrzebne. Gdy się jednak zabiera głos na jakiś temat, a zwłaszcza formułuje autorytatywne sądy, stwierdzające, że jest tak a tak, to wypadałoby się najpierw nieco przygotować – audiatur et altera pars. I nie tylko wysłuchać, ale i usłyszeć. Tyczy się to niemal wszystkich zabierających tu głos.

    2. Mnie także nie chodziło w tym wszystkim o wiele – TYLKO o to, żeby pokazać, że również ci, którzy do takiego modelu życia mają szereg wątpliwości NIE SĄ bandą zaślepionych przez własną nietolerancję ludzi, szkalujących miłujące się pary DD. Jak widać, nawet to mi nie wyszło. Bezsprzecznie zasłużyłam na emocjonalny dyskomfort, jaki z tego tytułu ponoszę – niech będzie, że to moja „kara.” Na przyszłość postaram się nie podejmować tak kontrowersyjnych tematów.

      1. No nie, nie wyszło. Nie nazwałbym frontalnego ataku zgłaszaniem wątpliwości – znajmy proporcje. I jeśli owych napastników rzeczywiście nie można nazwać bandą (bo większość jednak zachowuje podstawowe zasady kultury dyskusji), a ich zaślepienie nie mnie oceniać, to definitywnie jest to grupa szkalująca ludzi preferujących odmienny styl życia (DD). Twój dyskomfort psychiczny musi być iście ogromny, biorąc pod uwagę wesołą złośliwość również Twoich komentarzy wymienianych z jednakowo do Ciebie myślącymi. I nie ma potrzeby czynienia z siebie ofiary. Ja nie mam pretensji do Ciebie o podjęcie tematu, przeciwnie – jestem bardzo wdzięczny, bo każdy taki temat to okazja do zabrania głosu i próby obrony nieznanego szerszemu ogółowi i stygmatyzowanego sposobu życia. Pretensje mam o tendencyjność tekstu wyjściowego, o złośliwość i niechęć do słuchania argumentów. Zastanawiałem się (po wpływem niektórych Twoich słów kierowanych do mnie) czy w tej dyskusji rzeczywiście nie chodziło o poznanie i wątpliwości. Teraz jestem pewien, że nie. Chodziło o udowodnienie i potwierdzenie w gronie jednomyślnych z góry przyjętej tezy. To udało się znakomicie.

        1. Dziękuję za task dogłębną psychoanalizę mojej złośliwej i obłudnej natury. W mojej sytuacji ZAWSZE warto się dowiedzieć więcej o swojej grzeszności. Ty zaś masz kolejny doskonały temat na swego bloga – zakładając, naturalnie, że tak miernej jakości osoba jak ja (która, jak się zdaje, nie potrafi nawet czytaćTwoich tekstów ze zrozumieniem) jest godna Twego dalszego zainteresowania. I nie, nie robię z siebie ofiary – ofiarami mojej szalejącej nienawiści i zaślepienia jesteście jedynie Wy. Nie uważasz, że zamiast godzinami gadać z kimś takim jak ja, mógłbyś się zająć przyjemniejszymi rzeczami, chociażby pielęgnowaniem tej niezwykłej, głębokiej więzi z Twoją małżonką, o której tyle tu opowiadałeś, że aż zaczynam żałować, że jej doświadczenie przekracza moje ograniczone uprzedzeniami możliwości pojmowania. I mówię to BEZ IRONII. Możliwe, że poproszę P., aby mnie zbił do krwi – może to jedyne, co pozwoli mi zmyć z siebie gorzki smak tej dyskusji. To prawie jak spowiedź…

          1. Albo, jesteś niemożliwa! Czy nie rozumiesz, że moje krytyczne słowa skierowane do Ciebie nie były wyrazem niechęci tylko zawodu? To, że „gadałem z Tobą godzinami” wynikało z tego, że uznałem Cię za osobę jak najbardziej „godną zainteresowania”, która podchodzi do tematu w sposób otwarty i ze szczerymi intencjami rozmawiania o tym jak jest naprawdę, a nie potwierdzania swoich uprzedzeń. Z Twoich początkowych wypowiedzi kierowanych do mnie wywnioskowałem, że tak właśnie jest. Natomiast Twoje wypowiedzi późniejsze, wtórujące (i to jak mówię, w sposób radośnie złośliwy) nieracjonalnym krytykom zachwiały we mnie to przekonanie. Zdało mi się, że jednak od początku chodziło o co innego – o pognębienie oponentów. Stąd mój zawód, któremu dałem wyraz. Mylę się? To mi to jakoś pokaż.Na marginesie: gdybyś rzeczywiście czytała mojego bloga ze zrozumieniem wiedziałabyś, że coś takiego jak bicie do krwi jest w DD absolutnie niedopuszczalne.

          2. No ale niewątpliwie nawiązywałaś do tematu dyskusji. Szkoda, że nie odnosisz się do pozostałej części mojej wypowiedzi wyżej.

          3. Na czym opierasz ten jakże głęboki wniosek? Skąd wiesz, w co ja wierzę, a w co nie? Wołałabym zresztą – z dwojga złego – być niepewna swego, niż zbyt pewna swoich racji (co mi także niektórzy tutaj zarzucają).

          4. opieram go na tym, ze konsekwentnie unikasz odpowiedzi na argumenty Adwokata_DD powtarzajac w kolko swoja mantre: „DD jest be”. Przeczytalem wszystkie Twoje wypowiedzi od poczatku i szkoda slow…

          5. Wybacz, ale nie mam już na to ani siły ani ochoty – przyjmij więc, że wszystkie wrażenia, jakie masz na mój temat są prawdziwe.

          6. Szkoda, bo ja Cię polubiłem – i z tego powodu Twoje niezrozumiałe postępowanie stanowiło dla mnie zawód.

          7. Napisałam to poniżej Anonimowi (który mnie najwyraźniej NIE polubił:)) ale i Tobie powtórzę: w naturalny sposób przychylałam się BARDZIEJ do poglądów tych, którzy byli na nie (bo przypuszczam, że ZAWSZE szukamy u innych tego, co jest nam bliższe) ale MIMO TO starałam się – i to było widać w komentarzach skierowanych do Ciebie – nie stawiać sprawy na ostrzu noża i nie potępiać w czambuł czegoś, co trudno mi zrozumieć (być może trzeba DOŚWIADCZYĆ by zrozumieć?). Autor bloga jest w takiej sytuacji zawsze „między młotem a kowadłem” – a jeśli jeszcze przy tym próbuje (tak jak ja próbowałam) bronić własnych przekonań, to już się robi totalny kataklizm… Jeśli to nazywasz „obłudą” to trudno. Jako wierząca (ponoć) żona księdza jestem paranoiczną hipokrytką niejako z definicji. I powiem Ci, że można do tego przywyknąć…

          8. No właśnie, było to widać TYLKO w komentarzach kierowanych do mnie. A z pozostałych wynikało coś przeciwnego. Dlatego zacząłem wątpić w twą dobrą wiarę. Bo przecież mnie nie chodzi o przekonanie Cię, żebyś zaczęła żyć w ten sposób. Chodzi tylko o owo nie potępianie w czambuł.

          9. tym, co mnie poruszylo szczegolnie i spowodowalo, ze Cie NIE polubilem jest to zadziwiajaco dobre samopoczucie, na swoj sposob aroganckie, co autorce bloga szczegolnie nie przystoi. W tym kontekscie chyba nawet Twoje slowa „przepraszam” brzmia dla ludzi dziwnie nieszczerze.

          10. No, cóż – i ten komentarz właśnie pokazuje, jak MAŁO o mnie wiesz – bo moje samopoczucie na własny temat jest obecnie znacznie poniżej zera… Powiedz sobie, że WSZYSTKO złe, co mógłbyś sobie o mnie sobie pomyśleć, to Z PEWNOŚCIĄ szczera prawda. Tak, jestem arogancką i zarozumiałą dziewuchą, która nie ma dogłębnej wiedzy na żaden temat, a oprócz tego próbuje zachować choćby szczątki wiary (i szacunku do samej siebie) wiedząc, że swoimi decyzjami zaprzeczyła wszystkiemu, co kochała, i w co wierzyła… TAK – odpowiedź na KAŻDE Twoje pytanie brzmi TAK.

          11. znam Cie tylko na tyle, na ile dalas sie poznac swoimi wypowiedziami. Nie chodzi mi rowniez o to abys ze specyficznym sarkazmem potwierdzala, ze mam jakas racje. Mi nie chodzi o to czy zwolennicy DD maja racje czy Ty, chodzilo mi o to, ze do dzisiaj Twoje wypowiedzi ZAPRZECZALY idei pojednania i zrozumienia a ja CHCIALBYM dostrzec w Tobie czlowieka wiec nie psuj tego, prosze.

          12. Widzisz Albo, naprawdę nie trzeba się było tak emocjonować. Nikt z nas tu nie chce podkopywać Twojej samooceny i miłości własnej, nikt z nas nie chce Cię gnębić. Ja zresztą jeśli oceniam, to staram się zawsze oceniać czyny nie człowieka. Otóż jako człowiek wydajesz się osobą inteligentną i sympatyczną, a tylko niektóre Twoje czyny (wypowiedzi) zdały mi się dwulicowe i tendencyjne. Skoro jednak tłumaczysz, że Twoje intencje są szczere i wracasz do rzeczowej rozmowy, to ja to tłumaczenie przyjmuję za dobrą monetę i swoje zarzuty cofam.

          13. Nie denerwujcie się tak strasznie. Myślę, że jeśli dwie osoby wybierają jakiś styl życia i każdy z partnerów może w dowolnej chwili się z niego wycofać, to nie ma mowy o przemocy. W tym punkcie DD budzi moje wątpliwości, bo mówi się, że kobieta nie może wycofać swojej zgodny bezpośrednio przed karą. Każdy człowek ma prawo powiedzieć, że nie godzi się być bitym W DOWOLNYM MOMENCIE i druga strona ma obowiązek to uszanować, w przeciwnym wypadku łamie prawa partnerki, jak również prawo obowiązujące w Polsce. Innych zastrzeżeń nie mam.Natomast Alba porusza temat zgodności DD z chrześcijaństwem. Religia powinna przenikać cale życie człowieka, więc jak najbardziej można zadać takie pytanie. Jak wiadomo katolik powinien na przykład chodzić w niedzielę na Mszę, ale nikt nie twierdzi, że osoba, która tego nie robi jest zła.

          14. Elizo, szacunek za probe mediacji, ale widac ze tu nic nie pomoze. Autorka idzie w zaparte, z uporem ignorujac fakty. Szkoda slow…

          15. CO w takim razie powinnam zrobić czy powiedzieć – skoro wszystkie, jak mówisz, fakty, świadczą przeciwko mnie? Powiedz mi – a natychmiast to zrobię – jeśli istnieje jakikolwiek sposób, by przekonać Was, że moje wypowiedzi nie wynikają ze złej woli. Jako Autorka całego zamieszania starałam się – zapewne z mizernym skutkiem – zrozumieć racje obu stron, choć nie będę przepraszać za to, że MOJEMU rozumieniu miłości bliższa jest raczej opcja na „nie” – i to było właśnie to, co Adwokat mylnie wziął za „dwulicowość”. Przyjmuję za pewnik, że są osoby, które czują się szczęśliwe w związkach typu DD. Głęboko wierzę również w to, że w rodzinie możliwe jest zachowanie harmonii i autorytetu męża BEZ uciekania się do kar fizycznych. Nie może tak być?

          16. No właśnie w tym rzecz. Może, i tak bywa (choć odsetek udanych związków partnerskich jest zdecydowanie mniejszy i osiągnięcie w takich związkach harmonii jest o wiele trudniejsze). Problem w tym, że z wielu Twoich wypowiedzi (zwłaszcza podbijających wypowiedzi konfratrów) wynikało coś przeciwnego: że w związkach DD nie jest możliwe normalne szczęśliwe życie, a ludzi (kobiety) w nich żyjących spotkał jednak rodzaj nieszczęścia. Dodatkowo nie są to ludzie tacy jak wszyscy, ale specyficznie, odmienni (eufemizm dla „dewiantów”)

          17. Skąd wiesz, że „specyficznie odmienni” (zresztą pisałam raczej o „specjalnej konstrukcji psychicznej”) to w moich ustach eufemizm dla „dewiantów”? W takim razie ja sama jestem dewiantką, jako osoba uległa, która pokonała w sobie tę skłonność tylko po to, by zbudować SZCZĘŚLIWY związek partnerski. Pisząc tak miałam jedynie na myśli, że układ DD z pewnością nie jest odpowiedni dla WSZYSTKICH kobiet – i że NIEKTÓRE z nich mogłyby się czuć w nim głęboko nieszczęśliwe. Ja na pewno – bo znając siebie wiem, że nie byłabym w stanie wyzbyć się uczucia żalu wobec mężczyzny, który by mnie bił. (Nawet z najszlachetniejszych pobudek – czułabym się od niego „gorsza” i poniżona) Wiem, że [z najróżniejszych zresztą powodów] marna ze mnie chrześcijanka – bo podobno „miłość nie pamięta złego” – ale jestem pewna, że ślady na duszy nosiłabym dłużej niż te na ciele…

          18. Albo, z szacunkiem, trzeba bylo tak napisac artykul jak teraz piszesz komentarz a nie miec to wszystko na mysli. Naprawde brzmi to zupelnie inaczej i po ludzku. Przeczytalem, podkreslam, wszystkie Twoje wypowiedzi i dopiero teraz mam wrazenie, ze cos chcesz powiedziec. Az milo poczytac…

          19. Taki punkt widzenia i ja jestem w stanie przyjąć. Żadna teoria, żadna koncepcja, żadna formuła na tym świecie nie sprawdza się zawsze we wszystkich przypadkach. Tak samo więc musi być i z DD. Tak więc ze stwierdzeniem, że w przypadku NIEKTÓRYCH osób by się nie sprawdziło – pełna zgoda. I dotyczy to tak kobiet, jak i mężczyzn (wydaje mi się, że zwłaszcza ich, bo odpowiedzialności przywódcy nieraz trudno jest sprostać). Z tym, że ja uważam, że sformułowanie niektóre osoby oznacza niewiele osób, że to wyjątek od reguły, gdyż w zasadniczej większości przypadków DD sprawdziłoby się (i sprawdza) doskonale. Zobacz też, że sformułowanie „ja bym chyba nie potrafiła i nie chciałabym tak żyć” (do którego nie mam żadnych pretensji, rozumiem je i przyjmuję) ma inny ciężar gatunkowy niż sformułowanie „takie życie jest złe”.

          20. Adwokacie, powiedz proszę, dlaczego zakładasz (również na swoim blogu), że WIĘKSZOŚĆ kobiet jest z natury uległa a WIĘKSZOŚĆ mężczyzn ma w sobie cechy przywódcze, tylko i kobiety i mężczyźni nie zdają sobie z tego sprawy (bo pozostają pod silnymi wpływami „hiperpoprawnych politycznie wzorców” tudzież nie chcą odstawać od większości i powielają hasła, nie mając do końca świadomości tego co mówią). Czy są gdzieś dostępne statystyki na ten temat? W jaki sposób jest to badane? Pytam się poważnie bo powiem szczerze najbardziej zaintrygowało mnie to w tym wszystkim, skąd takie przekonanie.

          21. A mnie z kolei zastanowiło, na czym opiera się przekonanie Adwokata, że wzorzec DD sprawdziłby się doskonale W WIĘKSZOŚCI przypadków, skoro w rzeczywistości jest jedynie pewna grupa ludzi żyjących w taki sposób (tak samo jak – jak już pisałam – na pewno nie wszystkie kobiety są submisywne, a mężczyźni dominujący – takie założenie przypomina mi dyskusję z pewnym gejem, który mi udowadniał, że „tak naprawdę” wszyscy mężczyźni są z natury homoseksualni, tylko niektórzy muszą to w sobie „odkryć”) podczas, gdy (jego zdaniem) większość związków nie opartych na takich zasadach to niekończąca się wojna o przywództwo. Czy robiłeś może, Adwokacie, jakieś badania na ten temat, czy też swoje wnioski opierasz jedynie na osobistych doświadczeniach?Krytykując – po części słusznie – „polityczną hiperpoprawność” jednocześnie sami w jakiś sposób skłaniacie mnie do jej przyjęcia, domagając się, bym zaakceptowała Wasz styl życia jako „jeden z wielu równoprawnych” pomimo że z niektórymi jego aspektami zupełnie nie mogę się pogodzić. Jeśli to nie jest nawoływanie do zachowania przeze mnie poprawności politycznej, to co to jest?:) Wydaje mi się, że KAŻDA osoba czy też grupa ludzi ma tendencję do używania pojęcia „tolerancji” w takim zakresie, w jakiej właśnie dla niej jest to odpowiednie. A przecież „tolerować” (w swoim podstawowym sensie) oznacza również „cierpliwie znosić” poglądy tych, którzy się z nami nie zgadzają. JEŚLI zatem uważam, że bicie przez męża po pupie uwłaczałoby mojej godności jako kobiety i jako człowieka, to mam do tego pełne prawo, podobnie jak obrońcy DD do twierdzenia, że jest to właśnie wyraz miłości, troski i wzajemnego szacunku. Prawda?

          22. przyjmujesz za pewnik, ze osoby w zwiazkach DD moga byc szczesliwe i czynisz to na 6(slownie: szostej) stronie komentarzy??? TO, z calym szacunkiem, powinno znalezc sie w tresci artykulu a nie na 6 stronie komentarzy ( po wielu tekstach popelnionych z przekasem i zlosliwoscia). jak mowilem juz: szkoda slow

          23. Gallu, nawet jeśli jest tak, jak mówisz, powinieneś się chyba cieszyć, że po tak długiej i żmudnej dyskusji udało Wam się choć trochę zmienić mój z gruntu nietolerancyjny i ograniczony punkt widzenia?Nawiasem mówiąc, nie zliczę, ile razy pisałam, że jako osoba z tendencją do uległości jestem w stanie pojąć, że ktoś może się z tym czuć zupełnie dobrze. ROZUMIEM to chociaż nie w pełni AKCEPTUJĘ. Nie może tak być? Ciekawe, w ilu komentarzach powiesz mi jeszcze, że nie warto ze mną gadać…

          24. poprzedni wpis byl, jak na razie ostatni. Napisalas teraz jak autorka bloga a nie organizatorka krucjaty.

          25. A Ty nie jak ktoś, kto najchętniej by mnie ukamienował, udusił a następnie utopił i spalił na stosie – w dowolnej kolejności.

          26. Z wrodzonego szacunku do kobiet i z powodu wysokiego morale nie moglbym nawet sprobowac zrobic tego o czym piszesz :). Ja umiem tylko przelozyc niesforna kobiete przez kolano i porzadnie wklepac jej w tylek. Oczywiscie z szacunkiem.

          27. Powiem wiecej, wlasnie to bylby super przyklad na zycie wg zasad DD: jesli madra kobieta wygaduje bzdury i „kaleczy”swoj dobry wizerunek to na pewno wg DD zasluguje na lanie. No bo po co ona to zrobila, przeciez mogloby byc milo od samego poczatku???

          28. Ale nie powinno być „miło” za wszelką cenę – a na pewno nie za cenę czyichś najgłębszych przekonań. 🙂 WTEDY dopiero wszyscy stalibyśmy się potwornie zakłamani, a ten blog byłby potwornie nudny (chociaż to najmniej ważne).

          29. Zwolennikom DD nie chodzi, zeby bylo milo i wszyscy przeszli na zasady DD. Im chodzi o to, aby uczestnicy dyskusji ZAAKCEPTOWALI fakt, ze tacy ludzie istnieja, maja nie gorsza moralnosc niz inni i sa uczuciowi i wrazliwi nie mniej niz inni. A mi, osobiscie, chodzi o to aby blogi byly obiektywne a dyskusje rzeczowe i zeby nie bylo „krucjat” i polowan

          30. Obawiam się, że blogi, z natury swojej muszą być subiektywne – w końcu to jest MÓJ internetowy pamiętnik i nie będę „na siłę” zmieniać swoich przekonań, byle tylko komukolwiek się przypodobać. Blog nie jest również tekstem naukowym, tak więc Autor(ka) ma prawo się mylić (chociaż zawsze staram się choć trochę „oczytać” w tym o czym piszę) – i komentarze są m.in. po to, żeby te błędy korygować.

          31. Na pewno blog musi byc subiektywny ale Autora/ke powinna cechowac empatia. Bo tylko dzieki niej mozna miec swoje zdanie i nie ranic uczuc innych.Wtedy na pewno zyje sie wszystkim lepiej, czyta sie lepiej i dyskutuje sie lepiej. Wystarczy tylko chciec zobaczyc czlowieka w czlowieku..

          32. Ale nawet nie wiesz, jak w tym wszystkim trudno zachować wierność samej sobie – dlatego nie raz już rozważałam pomysł, by W OGÓLE się nie wtrącać w dyskusje czytelników – w końcu „to, co Autor chciał przez to powiedzieć” już powiedział przez swój tekst. Bo wychodzi na to, że jako Autorka w ogóle nie powinnam opowiadać się po żadnej ze stron, tj. nie ujawniać własnego zdania (ale w takim razie, po co w ogóle pisać bloga?) bo ZAWSZE ktoś może poczuć się urażony tym, co napisałam. Przykład dość zabawny: nie wiem, czy wiecie, że 23 procent ludzi wierzy, że Ziemia NIE krąży wokół Słońca – i gdybym napisała posta o Koperniku, też któryś z nich mógłby stwierdzić, że „nie szanuję jego przekonań”. Myślę, że G.K. Chesterton miał trochę racji, gdy twierdził, że „tolerancja to ideologia ludzi bez żadnych konkretnych przekonań.” A ja NIE CHCĘ być mdła i nijaka jak budyń z soczkiem… Nawet za cenę tego, że niektórzy mnie znienawidzą.

          33. mysle, ze to wspaniale ze masz wlasne poglady, przemyslenia i ze ujawniasz je na blogu. Mysle tez, ze nie musisz przyznawac racji swoim „przeciwnikom”. Wystarczy jednak, ze zauwazysz ze oni tez maja uczucia i, byc moze, tez sa szczesliwi jak Ty, ale z ich wlasnymi pogladami (dodam od razu, ze pisze tylko o DD bo zaraz ktos mi zarzuci, ze np przestepcy tez maja uczucia wiec trzeba ich zrozumiec – to temat na inna okazje). Mysle, ze skoro zwolennicy DD nie robia nic zlego, nie lamia prawa i potwierdzaja, ze sa szczesliwi to ZAAKCEPTOWANIE TYLKO tego faktu nie uczyni z Ciebie „budyniu z soczkiem” :). Swoja droga jak mozesz pisac ze budyn z soczkiem jest mdly i nijaki??? Ranisz mi serce bo kocham go od dziecka

          34. A czy zasady DD rzeczywiście nie ulegają zawieszeniu NAWET na czas ciąży, jak sugeruje Iza? Bo jeśli nie, to wybacz, ale teza, że „nie robimy nikomu nic złego” staje się problematyczna… ROZUMIEM, że uważacie, że bywają sytuacje, kiedy kobieta po prostu „zasłużyła na lanie” (choć się z tym wewnętrznie nie zgadzam) – ale sądzę też, że czas oczekiwania na dziecko jest okresem szczególnym, kiedy to wszystkie inne „zasady” mogą ulec zawieszeniu.(Nawet najsurowsze reguły zakonne dopuszczają szereg wyjątków w imię miłości bliźniego). Tylko mi nie mów, że dyscyplinujecie również swe ciężarne żony w obawie, by się nie przyzwyczajały do myśli, że mogą sobie na wszystko pozwolić. 🙂

          35. Z tego co udało mi się przeczytać na blogu Adwokata DD, zasady nie są zawieszane na czas ciąży. Wg wypowiedzi gości pod artykułami, pary wstrzymują się od bicia dopiero pod koniec ciąży, ale nie ze względu na potencjalną szkodliwość dla płodu tylko… żeby w szpitalu nie było widać śladów, bo jeszcze ktoś z personelu gotów pomyśleć, że w domu kobiety odbywa się przemoc.

          36. O, rany…”żeby tylko ktoś sobie nie pomyślał…” 🙁 Ciekawe, co z innymi badaniami, wymagającymi rozebrania się…

          37. No właśnie!Gdzie w tym wszystkim logika?Katować żonę można, ale żeby ,broń Boże,nikt nie pomyślał,że mąż sadysta!Czyżby żona nie umiała przekonać,że zawiniła i sama prosi się o karę, a biedny mąż w tym czasie ma zakrwawione serce?No, chyba,że się akurat pomylił!Ale to przecież nie problem -przeprosi i postara się na przyszłość poprawić!Albo!Gratuluję cierpliwości , taktu i łagodności!Buziaki serdeczne

          38. Wiesz, Miśko, ja jestem historykiem kobiet i w toku moich studiów zdążyłam się naczytać o różnych rzeczach, które na świecie robi się „dla dobra kobiet” (przecież nikt, nigdy, broń Boże, nie przyzna się, że robi to po to, by je skrzywdzić…). ALE nawet w tych kulturach, gdzie bicie kobiet za różne przewinienia jest uważane za rzecz zupełnie naturalną, ciężarne zawsze były „pod specjalną ochroną” – niektóre nawet odczuwały ulgę z tego powodu, że zaszły w ciążę, bo oznaczało to kilka miesięcy bez bicia czy ciężkiej pracy. Ale skoro w filozofii DD kara jest TAKIM SAMYM (a może nawet większym, bo wymagającym „poświęcenia” ze strony mężczyzny…) wyrazem miłości jak np. pocałunek, to zapewne nie można dopuścić, by ciężarna została go pozbawiona… Jeszcze by pomyślała, że mąż przestał ją kochać…

          39. Już ja widzę (a ocenić to można chociażby po komentarzach jakie pojawiły się tu na tym blogu) jak wszyscy by chcieli słuchać i wierzyć kobiecie mówiącej, że uważa, że zasłużyła i chętnie poniosła karę! Już widzę jak daliby się przekonać! Przecież nawet tu pisała choćby Czykita, że jej w takim układzie bardzo dobrze. Ilu osób próbowało jej tłumaczyć, że sama nie wie, że naprawdę to jest jej źle?

          40. Dziwisz się? Wszystkie – a przynajmniej większość – maltretowane kobiety KOCHAJĄ swoich dręczycieli (przynajmniej do jakiegoś momentu) i będą próbowały tłumaczyć, że „tak naprawdę, to on przecież nie chciał”; „ja sama go sprowokowałam”; „mój mąż to dobry człowiek i bardzo mnie kocha, tylko…ma ostatnio zbyt wiele stresów w pracy” – i jak w tym wszystkim lekarz, który jest osobą postronną, ma wyłapać te, które z własnej woli żyją w satyfakcjonujących związkach DD? NAWET dla mnie (co czasami błędnie bierzecie za wyraz mojej nietolerancji i ograniczonych horyzontów – te dwie rzeczy są czasami trudne do rozróżnienia). Spróbuj zresztą postawić się w mojej (i innych „oponentów”) sytuacji – wyobraź sobie (hipotetyczny, oczywiście) związek, oparty na zasadzie, że mężczyzna ma prawo trwale unieruchomić (np. przywiązać do łóżka, albo połamać nogi) swoją partnerkę z miłości i szlachetnej chęci opiekowania się nią i zaspokajania jej wszystkich potrzeb (coś podobnego, poprzez „tuczenie z miłości” robią w moim odczuciu „feedersi” – wypasacze). I teraz wyobraź sobie, że jesteś lekarzem i trafia do Ciebie taka kobieta – z zanikami mięśni („które nie są jej potrzebne, przecież ma cudownego męża, który troszczy się o wszystko”), itd. Kobieta zapewnia, że jej mąż jest wspaniałym człowiekiem, a wszystko działo się za jej zgodą. Przyznaj uczciwie – w co byłoby Ci łatwiej uwierzyć: w wielką miłość, czy w maltretowanie? Potrafiłbyś bez oporów zaakceptować taki styl życia jako alternatywny?

          41. Zważ, że są to prywatne opinie komentujących (nota bene kobiet). Natomiast umknęła Ci moja opinia, pozwól więc, że się sam zacytuję: Odpowiedź wydaje mi się prosta – można to robić tak długo, jak długo nie ma najmniejszego podejrzenia, że mogłoby to zaszkodzić kobiecie i dziecku. Wzgląd na bezpieczeństwo jest tutaj absolutnie rozstrzygający. Oczywiście nie jest dobrze, by kobieta czuła się zupełnie bezkarnie, dlatego również w tym okresie należy ją karcić – za pomocą kar alternatywnych, nie fizycznych. Przy tym należy brać pod uwagę wagę psychicznego przeżycia jakim jest ciąża dla kobiety. Łatwo sprawdzić czy i kiedy tak napisałem: http://domowa-dyscyplina.blog.onet.pl/7177044,397493985,1,200,200,82732573,397782406,8554286,0,forum.html

          42. To, co napisałeś – że to kobiety chcą, by to robić niemalże do chwili porodu – wydaje mi się cokolwiek przerażające. Wygląda na to, że karcenie (fizyczne) wydaje im się tak nieodzownym elementem związku, że nie potrafią się bez niego obejść. (Wniosek: musi im to chyba sprawiać swoistą przyjemność). Bo gdyby tak nie było, starałaby się raczej – zamiast rozważać „do kiedy jeszcze można” zachowywać w tym czasie na tyle ulegle, by – dla dobra swego i dziecka – unikać kar… Ja bym tak właśnie postąpiła…

          43. hm, szczerze mówiąc mnie samą trochę zdziwiły rozmowy na blogu adwokata_dd na temat bicia w ciąży. Uważam to za wysoce ryzykowne, nawet jeśli ciąża jest super. Ja miałam bardzo silną i zdrową ciążę od początku do końca, a mimo to w pierwszym momencie, w którym wiedzieliśmy o niej, zawiesiliśmy kary cielesne. Było to dla nas oczywiste. Mąż również inaczej reagował na moje pewne zachowania powodowane …..hormonami, jakieś wachnięcia nastrojów, nie był nadmiernie surowy, wręcz przeciwnie..Tak jak w każdym związku, również w dd, zasady są w dużej mierze zindywidualizowane przez poszczególne pary.Dla mojego poczucia bezpieczeństwa i zaufania wobec Niego ciąża musiała być pod szczególną ochroną

          44. No, i tutaj, Czykito, zgadzam się z Tobą w 100%. Mężczyzna i kobieta mogą układać sobie swoje stosunki na dowolnych zasadach (co nie znaczy, że wszyscy muszą te zasady w pełni rozumieć i akceptować – patrz moje uwagi o „feedersach”) – ALE jeśli wchodzi w grę dobro trzeciego człowieka (ich dziecka) to już jest ZUPEŁNIE inna sprawa.

          45. Albo, zraża mnie Twój zaskakujący sposób reagowania na moją opinię. Mam wrażenie, że „odplywasz” w jakieś histeryczne dygresje i porównania, w jakieś fantazje a nawet fantasmagorie, które nie mają zakotwiczenia w realności poruszanej kwestii. Nie chcę sugerować, broń Boże, neurotyczności, ale jakieś emocjonalno-ideologiczne impulsy drgają w Tobie MOCNO(sic!). Jakby ból całego świata nie dawał Ci spać ani żyć.Cokolwiek się powie wracamy do jedynie słusznej wersji świata, jak u św. Jehowy. Zaczynają od pytania” Co pani sądzi o dzisiejszej pogodzie”, a kończą na końcu świata. Populizm i demagogia. Podlane emocjami.DD nie jest PRZEMOCĄ. Nie jest chorym szaleństwem. To, ze kobiety wypowiadające się na blogu adwokata wyrażają jakieś poglądy, do których mam dystans, nie świadczy o tym, że są ofiarami przemocy. Jak również i ja nią nie jestem. Zdarza mi się wręcz udzielać pomocy ofiarom rzeczywistej przemocy. Kiedy kobieta z dwójką małych dzieci, pobita, bez grosza ucieka z domu ciemną nocą. A w naszym katolickim kraju nie bardzo ma jej kto pomóc. Mój bijący mnie Mąż nigdy nie naraził mnie na żaden dramat, odrzucenie, dyskomfort życia.

          46. Czykito, zdziwił mnie Twój zaskakujący sposób reagowania na mój komentarz (myślę zresztą, że chodziło o ten skierowany do Adwokata) – czemu we WSZYSTKIM co napiszę dopatrujesz się jakiegoś ataku na Ciebie, Twego męża czy idee DD. A już myślałam,że się zrozumiałyśmy… 🙁 Pisząc o owych – to ślicznie nazwałaś „fantasmagoriach” chciałam JEDYNIE zwrócić uwagę na fakt, że istnieją również inne alternatywne sposoby układania sobie życia (i WSZYSTKIE można umotywować miłością) – i PROSIĆ Was byście – na bezpiecznym, bo „neutralnym” gruncie (nie dotyczącym DD!) spróbowali zrozumieć, czemu czasami innym ludziom jest tak trudno zrozumieć WAS. Nic więcej.

          47. okay, może to ja przesadzam, może jestem trochę porażona 'ogniem’ dyskusji o czymś, co mnie jako domyślnej ofierze takiego związku, nie niszczy, nie rani, nie boli, ani nie pozbawia mięśni;)ale wydaje mi się, że Twoje argumenty i nawiązania są celowo szokującefantasmagoria – rzeczywiscie fajne słowo, cnie;)?

          48. Szokujący (dla obu stron) przykład po prostu łatwiej pokazuje o co chodzi. 🙂 Mnie np. (a z reakcji sądzę że i Tobie) nie mieści się w głowie, że mąż może celowo tuczyć swoją kobietę tak, żeby nie mogła nic zrobić bez jego pomocy – a jednak TAKŻE feedersi i ich partnerki twierdzą, że to wszystko to tylko z miłości… NIEKTÓRZY ludzie mogą na to jednak zareagować szokiem a nawet odrazą – prawda? Tak samo, jak na DD (choć zaznaczam, że dla mnie różnica polega na tym, że w związku DD – praktykowanym według UMIARKOWANYCH zasad Adwokata, a nie niektórych jego Czytelników – kobiecie nie dzieje się tak wielka krzywda, jak w związku z „wypasaczem”. Najwyżej pupa ją boli…)…

          49. Adwokacie!Moim zdaniem żaden człowiek nie jest w stanie stwierdzić,że w jakimś momencie ciąży stosowanie kary nie jest niebezpieczne dla kobiety i dziecka!I tak wiele jest w dzisiejszych czasach poronień, mimo wielkiej troskliwości o nienarodzone dziecko,że Twoje opinie są po prostu…żałosne i (to najdelikatniejsze określenie jakie ciśnie mi się na usta!) Chyba już wszystko zostało powiedziane -wolałabym nie dowiadywać się więcej rewelacji!!Już nawet nie oczekuję odpowiedzi na moje poprzednie pytania (pewnie niewygodne),bo te tłumaczenia, które już usłyszałam z ust sympatyków DD sprawiają,że włosy stają dęba!

          50. Zasady to nie ulegają zawieszeniu nigdy póki związek trwa. Natomiast zawieszeniu mogą ulec kary cielesne (lanie). Kiedy? Wtedy, gdy ich wymierzanie mogłoby być w jakikolwiek sposób niebezpieczne dla kobiety. Moim zdaniem ciąża definitywnie zalicza się do okresu „podwyższonego ryzyka”. Nawet więc gdyby nie rezygnować z kar cielesnych od samego początku jej trwania, to na pewno już od tego momentu trzeba zachowywać szczególną ostrożność i rozwagę. Oczywiste też jest, że w bardziej zaawansowanej ciąży bić nie można.

          51. Myślę, że masz rację – niestety, jak widać, nie wszyscy Twoi Czytelnicy podzielają to wyważone stanowisko. Czy mogę zatem wysnuć ostrożny wniosek, że „dyscyplina dyscyplinie nierówna” i że są RÓŻNE związki DD? Bo inaczej skąd by się w czyjeś głowie zrodził pomysł, że jeżeli należy zaprzestać bicia na czas ciąży, to TYLKO po to, „żeby ktoś nie wyciągnął fałszywych wniosków”? Wybacz – bo już wiem, że CIEBIE to nie dotyczy – ale tego typu podejście do związku przypomina mi sytuację z Chin Mao. Tam hierarchia społeczna była tak ściśle przestrzegana, że nawet, jeśli mąż-urzędnik wyższej rangi miał prawo np. do kąpieli w ciepłej wodzie, ustąpienie tego przywileju ciężarnej żonie (która była rangi niższej) uchodziło już za wykroczenie… Zasady przede wszystkim… 🙁

          52. Ten „ostrożny wniosek” ja sam zawarłem już we wstępie do mojego bloga, zaznaczając, że ja piszę o tym jak według mnie powinno być, o tym co ja rekomenduję. Różnice to niekoniecznie jednak (tylko) rzecz negatywna. DD to nie kodeks przepisów. Zasadniczy zrąb zasad DD, ich duch zawsze jest wspólny (czy też bardzo zbliżony), natomiast szczegóły różnią się w zależności od odmiany (jedną z nich jest np. CDD), ale także w przypadku konkretnych par – w końcu wszyscy ludzie są różni, mają różne osobowości, konstrukcje psychiczne, potrzeby itp. itd.

          53. bo przeciez wieksza radosc bedzie na gorze z jednej nawroconej niz z dziesieciu sprawiedliwych. Ciekawe, ze jak chcesz to potrafisz do ludzi napisac po ludzku. Ciesze sie…

          54. Masz rację, Elizo – ten punkt również budzi moje wątpliwości, choć Adwokat zapewne powiedziałby, że kobieta, odczuwając naturalny strach przed karą, nie może podjąć w pełni świadomej decyzji o porzuceniu DD – tak, jak świadomie w ten świat weszła…. Mam nadzieję, że tym razem się nie mylę.

          55. Tym razem nie. Prawdopodobnie tak właśnie bym napisał. Zgadzając się na początku na taki, a nie inny układ kobieta zgodziła się, że będzie bita kiedy trzeba, a nie kiedy ona zechce – wyraziła a priori zgodę na bicie. Nielogiczne więc byłoby godzenie się na to, żeby pod pretekstem zerwania układu takiego bicia uniknęła (a potem np. do niego wróciła – już z czystą kartą).

          56. A nie przyszło ci do głowy ze na poczatku związku zakochana kobieta może sie godzic na różne rzeczy co wcale nie oznacza że kiedys jej to bokiem nie zaczyna wyłazic i bardzo chętnie by taki układ zerwała? Podobnie jak z zazdrością – z poczatku wielka euforia (zazdrosny bo przecież szaleńczo kocha) a potem papiery do sadu bo z zazdrosnikiem nie mozna zyć.

          57. Tylko nie wydaje mi się, żeby to był problem. Jeśli zacznie jej to „bokiem wychodzić”, to po prostu takiego mężczyznę zostawi, tak jak to się dzieje we wszystkich związkach w sytuacji, gdy partnerzy przestają sobie odpowiadać. Kobieta w DD może odejść, jedyne obostrzenie dotyczy tego, że odejście to nie może mieć miejsca w tym akurat jednym momencie – tuż przed wykonaniem wcześniej zasłużonej kary. W każdym innym czasie – droga wolna.

          58. A bezpośrednio PO karze też?:) Bo wydaje mi się, że tu zachodzi ta sama sytuacja co i „przed”: można powiedzieć, że „kobiecie tylko wydaje się, że chce odejść, podczas gdy w rzeczywistości jest tylko rozżalona na męża – na pewno przejdzie jej to z czasem.”

          59. Szczerze mówiąc to głębiej się nad tym nie zastanawiałem – problem jakoś nieczęsto wypływa w praktyce. Myślę jednak, że rozwaga w zrywaniu uczuciowych relacji jest zawsze wskazana, więc powstrzymanie się (być może tylko chwilowe) od zerwania także bezpośrednio po karze nie zaszkodziłoby.Nie zmienia to faktu, że w prawidłowo funkcjonującym związku DD bardzo rzadko występuje sytuacja, w której kobieta jest po ukaraniu rozżalona na swego mężczyznę.

          60. za to, na szczescie, w DD tak nie mowia. Zyja sobie szczesliwie i ciesza sie soba, no przynajmniej ja tak mam 🙂

          61. Adwokat CDD??? Adwokat_DD odpowie Ci pewnie jutro Olu, szkoda moich slow. dobranoc

          62. Nie rób wody z mózgu, poczytaj wypowiedz Adwokata 2010-01-18 01:07 . A może ty jestes wyznawca -amator ze tej zasady nie znasz

          63. jestes zalosna 🙁 .Wiec jak mezczyzna w zwiazku DD ma uczucia to musi byc amatorem, tak? Dlaczego, bo to nie pasuje do Twojego schematycznego myslenia?A prawda, Ty juz masz swoja opinie o DD…szkoda slow

          64. Zanim coś napiszesz to sie najpierw zastanów a potem pisz bo chyba z logicznym mysleniem masz kłopoty. Jeżeli adwokat pisze że PRZED nie mozna odejść a ty piszesz ze nie znasz takiej zasady to chyba sam jestes jakis niedouczony a tym samym załosny.

          65. A dlaczego nie może byc przed wykonaniem kary , czyzby kara była obowiazkowa? Męzczyzna będzie się żle czuł – zaplanował kare a tu nici z kary więc jego ego ucierpi? plan bicia nie zostanie wykonany?

          66. nie jestem adwokatem ani Adwokatem_DD ale wiem, ze mezczyzna w zwiazku DD nie planuje kary. Kara wynika ze zlego zachowania kobiety, zachowania ktore wnosi zamet w ich zwiazek i powoduje konflikty. Kochajacy mezczyzna nie planuje kar, to byloby bez sensu. Jesli zas mezczyzna kocha a kobieta „narozrabia” to dlaczego mialaby sie rozmyslac i mialoby jej to „wyjsc bokiem” wlasnie wtedy, przed kara?meskie „ego” nie ma tu nic do tego

          67. Nadal uważam, że kobieta będąc wolnym człowiekiem ma prawo w każdym momencie (również przed karą) nie wyrazić zgody na bycie bitą. Jeśli mężczyzna tego nie uszanuje to mamy do czynienie z przemocą. Każdy człowiek ma prawo zmienić poglądy. Jeśli mężczyzna obawia się, że kobieta będzie na zmianę zgadzać się na DD i z niego rezygnować, to może uprzedzić ją, że jeśli zrezygnuje z DD, to potem nie może do niego wrócić.

          68. w szczesliwym zwiazku DD kobieta nie musi odchodzic bo nie czuje sie zagrozona. Jesli natomiast facetowi zaczeloby odbijac, to powinna uciekac jak najszybciej. Masz racje, wymierzenie kary przemoca to przemoc domowa, godna potepienia. Nigdy nie twierdzilem inaczej

          69. Dokładnie o to mi chodziło, że kara nie może być wymierzona przemocą. Czytałam opinie osób żyjących w związkach DD i wiem, że zwykle są szczęśliwi, jak również, że często to kobieta proponuje taki styl życia. Więc jakkolwiek głęboko nie zgadzam się z ideologią DD, to życzę tym osobom szczęścia (w tym Tobie i Adwokatowi) i uważam, że to prywatna sprawa każdej pary w jaki sposób stara się zbudować udaną rodzinę (Oczywiście pod warunkiem, że wszystko odbywa się za zgodą obu stron).Pozdrawiam wszystkich uczestników dyskusji

          70. Elizo, z serca dziekuje za wywazony komentarz. Dziekuje za to, ze potrafisz dostrzec czlowieka w czlowieku i odroznic normalnosc od patologii. Normalnosc, z ktora masz prawo nie utozsamiac sie lub nie zgadzac sie, ale ktora umiesz zaakceptowac jako zjawisko. Zycze Ci wszystkiego dobrego w zyciu…

          71. Mężczyźni są jednak wrażliwi na prośby i trzepotanie rzęsami kobiet, które kochają. Obawiam się, że mało który pozostałby obojętny na prośby kobiety o kolejną szansę, mimo że wcześniej zapowiedział jej, że po kolejnym zerwaniu z DD nie będzie już powrotu.

          72. „Po kolejnym zerwaniu z DD nie będzie już powrotu…”Przepraszam, bo jednak czegoś tu nie rozumiem: to kobieta w takim związku zrywa z mężczyzną, czy z DD? Ma kochać JEGO, czy dyscyplinę, której jest poddawana? A on – kocha ją dla niej samej, czy dlatego, że ona pozwala mu się karcić?:) Ps. Myślę, że rozumiem istnienie DD w świecie, w którym mężczyźni (nad czym ubolewam zresztą) są coraz bardziej spychani na margines. Skoro nie jesteście już „panami świata”, niektórzy z Was pragną nimi być choćby we własnym domu…Mężczyzna, który (o zgrozo :)) w przestrzeni publicznej coraz częściej podlega „mocy decyzyjnej” kobiet, przynajmniej w czterech ścianach chce mieć taką, która podporządkuje się we wszystkim jego woli. A że bywają i takie kobiety, którym zmęczenie własną odpowiedzialnością karze w życiu prywatnym poszukać „silnego męskiego ramienia” – to i powstają takie związki, szczęśliwe tak długo, jak długo ludzie spełniają nawzajem swoje oczekiwania. I tyle.

          73. Albo, ja się odnosiłem do wypowiedzi Elizy, że:”Jeśli mężczyzna obawia się, że kobieta będzie na zmianę zgadzać się na DD i z niego rezygnować, to może uprzedzić ją, że jeśli zrezygnuje z DD, to potem nie może do niego wrócić.”Natomiast co do zrywania w ogóle to przyznaj, iż logicznym jest, że jeśli kobieta chce zerwać z samym DD bez zrywania z mężczyzną, to do tego potrzebna jest jeszcze zgoda i chęć tegoż mężczyzny 🙂

          74. No, ale załóżmy, że kobieta rozważa odejście od tego mężczyzny. Zgodnie z zasadami podda się po raz ostatni „karzącej dłoni sprawiedliwości” w postaci swego męża – a potem powie: „A teraz mam Cię w…nosie, Ciebie i Twoje zasady, nigdy więcej już mnie nie ukarzesz – żegnaj!” To coś zmienia?

          75. No zmienia, bo jednak wskazuje, że zrobiła to świadomie, a nie np. wyłącznie ze strachu przed czekającą ją karą. Z tym zastrzeżeniem, że ja – choć uważam, że tak jest jednak lepiej – nie przywiązywałbym do tej kwestii jakiejś niesamowitej wagi. W tym aspekcie nie jestem dogmatykiem, bo, po pierwsze, w praktyce nieczęsto się to zdarza, po drugie co się ma rozpaść to się rozpadnie i czy w lepszy czy w gorszy sposób, to końcowego efektu niestety nie zmienia.

          76. Olu, czy Ty jestes ta sama Ola od poczatku??? Bo teraz to az milo sie czyta…

          77. To na pewno jest ta dobra, bardziej tolerancyjna dla ludzi o innych pogladach. Ta druga pewnie wstydzi sie juz odezwac 😛

          78. Proszę nie pacyfikować mi Czytelników – na to nigdy się nie zgodzę. 😛 Zasadą tego bloga jest, że KAŻDY może powiedzieć, co myśli. Tak więc jeśli nawet ktoś za chwilę napisze: „Dla mnie to absolutnie nie do zaakceptowania!” to ja – jako właścicielka tego miejsca – nie zamierzam go „nawracać” na pogląd, że wszyscy praktykujący DD to kandydaci do rychłej kanonizacji. (Tym bardziej, że sama tak NIE MYŚLĘ :)).

          79. absolutnie, nawet o tym nie myslalem. Jestem czlowiekiem spokojnym i…anonimowym. Dostrzeglem po prostu, ze poprzednia Ola i obecna Ola, z ostatnich wpisow, to jakby dwie rozne osoby. Co do kanonizacji… oczekujemy raczej tolerancji, bo nie jestesmy tacy zli na jakich nas sie kreuje. Z drugiej strony, nie wiadomo jak to bedzie „ostatecznie”, wiec moze przygotuje sobie jakas aureolke…tak na wszelki wypadek 😛

          80. Tobie się chyba coś poprzestawiało bo póki co wypowiedzi „drugiej Oli” jakos nie widze. Raz wystąpiła i tyle

          81. szczerze Cie przepraszam, pomylilem sie. Ostatnie posty napisalas tak „po ludzku” ze sie zdezorientowalem. Teraz juz wiem, ze to Ty jedna i ta sama. Normalnie szkoda slow, przepraszam

          82. Nie ma sprawy a swoją droga „szkoda słów” nie musisz wiecznie powtarzac. Jak ci szkoda słów poprostu nie pisz i tyle

          83. ze smutkiem stwierdzam, ze cofnalem sie dwie strony do tylu i popatrzylem na wpisy(godziny wpisow) i wyszlo mi, ze to ta sama Ola tylko w dwoch osobowosciach. Taki dr Jekyll i mr Hyde tyle tylko, ze w wersji female. Normalnie szkoda slow, ide spac…anonimowo

  36. Być może, Adwokacie, jedyna różnica pomiędzy nami polega na tym, że DLA MNIE „moc decyzyjna” mężczyzny nie jest równoznaczna z jego prawem karania tych, którzy mu się nie podporządkowali – a przeprosiny mogą zakończyć każdy spór równie skutecznie, jak kara. TY masz prawo uważać inaczej. Ale jeśli wolisz uważać mnie za winną rozpętania „polowania na czarownice” – trudno, niechaj i tak będzie. Skończyłam.

  37. Z przyjemnością przeczytałam post i WSZYSTKIE komentarze. Niestety, dawno nie zaglądałam, a warto było 🙂 Po ostatnich dniach mogę całą wspaniałą dyskusję skomentować tym, że każdy ma trochę racji broniąc swojego stylu życia. I bardzo chciałabym usłyszeć, co adwokat_dd sądziłby o modelu rodziny, w której „przewodnikiem stada” jest żona – za obopólną zgodą i z dobrymi rezultatami (kary fizyczne to już mniej istotna sprawa). Mamy przecież na codzień mnóstwo przykładów – partnerskich, lub z jedną stroną dominującą, mamy też rodziców wychowujących dziecko w pojedynkę (jak ja). I myślę, że to nie taki czy inny model jest zły, tylko trafiają się wszędzie złe jednostki.A jedyną siłą wyższą od nas jest Bóg (natura, wszechświat, czy jak kto ją nazwie) – kto nie wierzy niech teraz spróbuje żyć trzy dni bez prądu, ze śniegiem i mrozem na dworze 😉 Kto spróbuje – doceni urok szklanki herbaty, doceni ciepło kaloryfera, doceni męża lub żonę (lub siłę własnych rąk), które śnieg odwalą 😉 Wiem co piszę :):):)

    1. Barbaro, myślę, że masz sporo racji – z tym, że myślę, że KAŻDY model życia rodzinnego ma swoje zalety i wady. Z tym, że broniąc własnego stylu życia łatwo możemy dostrzec „u siebie” tylko te pierwsze – a u innych – wyłącznie te drugie. Żeby już nie urazić nikogo z tu obecnych, odwołam się do przykładu z mojego postu o „dwóch mamach” – sądzę, że takie „rodziny alternatywne” czasami z przesadną satysfakcją podkreślają, jak to żyją w zgodzie, szczęściu i w miłości – za to „u heteryków”, panie, to ino przemoc domowa, pijaństwo i patologia… Tutaj chyba działa podobny mechanizm.

      1. Nie kazdy model zycia ma swoje zalety. Jak mąż przychodzi naprany, leje zonę i dzieci – ona nic nie robi zeby sytuację zmienić czyli niejako wyraża zgode na ten stan rzeczy to chyba takiego zwiazku nie mozna uznać za związek posiadajacy zalety. A zwiazek ojca z córką (ostatnio o tym trąbiły gazety i pokazywała telewizja) – jemu odpowiadało, ona też nic nie miała przeciwko (ani jej nie gwałcił ani nie zmuszał), nawet mu urodziła 3 dzieci . Co więcej pozostałe jego dzieci (a było bodajże 9 czy 10) uważały to za rzecz normalna. Jakby w końcu jedna z córek nie pognała do prokuratora to zyliby tak długo i szczęśliwie, a wszyscy mieli pretensje….do tej własnie córki, broń Boże nie do ojca.A bicie zony nawet za jej zgodą to też patologia bo takiej kobiecie chyba przydałby się psycholog. A swoja droga to całe CDD chyba wogóle nie ma sensu. Jak zona dostaje lanie przez ileś tam lat to widocznie to lanie nie daje żadnych efektów i do lania mozna się przyzwyczaić a swoje i tak robić.To bicie ma taki sam skutek jak dawanie klapsa mojej córce jak była mała. Nabroiła, dostała klapsa, podrapała sie w pupę i….dalej to samo robiła więc w sumie taki klaps to była tylko sztuka dla sztuki.

        1. Ho, ho, ho…Ola wrocila !!! 🙁 Oluuu…heelllooo…tu sie porownuje zwiazki partnerskie i DD a nie rozmawia sie o patologii.Przetrzyj dobrze oczka i uszka, prosze i daj zyc spokojnie innym. Czy Ty mialas jakies zle doswiadczenia w dziecinstwie, ze tak nie potrafisz zaakceptowac innych? Pytam serio, bo twoje komentarze sa obsesyjnie smutne i tendencyjne, zastanawiam sie dlaczego?

          1. > Ho, ho, ho…Ola wrocila !!! 🙁 A Ty – czy potrafisz coś wnieść do dyskusji – coś sensownego? Oprócz śledzenia wpisów Oli czy Alby?Zapomniałeś dodać” „szkoda słów”. Kiedy będziesz mi odpowiadał – nie zapomnij, byłoby szkoda.

          2. Partnerko, jak – mam nadzieję – zauważyłaś – nie zgadzam się w wielu punktach z Gallem Anonimem oraz z Adwokatem, ale – „znając” Olę z jej wpisów dłużej niż Ty wiem, że często bywa…hmmm…sceptyczna wobec wielu idei (mimo wszystko ją lubię i nie chciałabym użyć wyrażenia, że „najczęściej jest na nie” – bo to też nieprawda). Powiem tylko, że przez ten jej wrodzony (chyba) sceptycyzm często sama jestem miło zaskoczona, gdy zdarzy się tak, że Ola zgadza się ze mną w jakiejś kwestii – bo nie zdarza się to zbyt często. Niemniej jednak cieszę się z jej obecności na tym blogu, bo dzięki takim ludziom, jak ona nasze dyskusje nabierają rumieńców.

          3. A czy ja tobie zabraniam , mozesz nawet żonę „karać” i trzy razy dziennie, skoro jej to odpowiada to jej sprawa ale nie wymagaj żebym była tą metodą zachwycona bo tak sie składa że nie jestem. I jeszcze jedna uwaga – to jest dyskusja a nie obrzucanie się inwektywami. Wyznawcy DD sami o sobie pisza jacy to sa madrzy, uwazający i w ogóle super a z twojego sposobu pisania wychodzi zupełnie coś innego.

    2. Witaj Barbaro, chętnie zaspokoję Twoją ciekawość. Taka sytuacja o jakiej mówisz („kobieta-przewodnik stada”) to nie jest oczywiście DD w klasycznym rozumieniu i dlatego dotąd się takimi przypadkami nie zajmowałem, nie mam o nich praktycznej wiedzy. W teorii układ jasno precyzujący role partnerów zawsze powinien być lepszy od takiego, w którym owego sprecyzowania brak. Nie jestem jednak pewien czy kobieta jest w stanie dobrze się sprawdzić w pełnieniu roli przewodniej. Zapewne (bo żadna reguła nie jest pozbawiona wyjątków) w jakiejś ilości przypadków tak. Wszelako dla zdecydowanej większości kobiet naturalnymi, wrodzonymi skłonnościami i predyspozycjami są skłonności i predyspozycje do uległości. Z tego względu dla owej większości lepsze będą związki, w których to dominuje mężczyzna. Jak mówię jednak, nie wyklucza to wyjątków. Chciałbym się jeszcze odnieść do Twojego zdania, iż nie jest tak, że „taki czy inny model jest zły, tylko że wszędzie trafiają się złe jednostki”. Co do drugiej części tezy pełna zgoda, natomiast ja jednak rozróżniam modele lepsze i gorsze czy mówiąc może precyzyjniej – posiadające więcej i mniej zalet. I – co nie dziwne – za posiadający zdecydowanie najwięcej zalet uważam model oparty na zasadach DD.

      1. Adwokacie, zaspokój proszę też moją ciekawość. Nie wiem czy przeoczyłeś moje pytanie ze str. 6 dyskusji (prawdopodobnie tak, nie chcę Cię podejrzewać o celowe wykręcanie się od odpowiedzi), pozwolę sobie jednak przekleić mój post tutaj (mam nadzieję Albo, że się nie gniewasz- jeśli się gniewasz, to usuń ten wpis):Adwokacie, powiedz proszę, dlaczego zakładasz (również na swoim blogu), że WIĘKSZOŚĆ kobiet jest z natury uległa a WIĘKSZOŚĆ mężczyzn ma w sobie cechy przywódcze, tylko i kobiety i mężczyźni nie zdają sobie z tego sprawy (bo pozostają pod silnymi wpływami „hiperpoprawnych politycznie wzorców” tudzież nie chcą odstawać od większości i powielają hasła, nie mając do końca świadomości tego co mówią). Czy są gdzieś dostępne statystyki na ten temat? W jaki sposób jest to badane? Pytam się poważnie bo powiem szczerze najbardziej zaintrygowało mnie to w tym wszystkim, skąd takie przekonanie.

        1. Nie gniewam się, p-z, skądże – tym bardziej, że i ja dorzuciłam w tym miejscu swoje trzy grosze – że też nigdy nie umiem ugryźć się w język, jak na prawdziwą kobietę przystało ;). Takie założenie – że WSZYSTKIE kobiety są z natury predystynowane do uległości, a mężczyźni do przewodzenia silną ręką – przypomina mi mianowicie dyskusję z pewnym gejem, który mi udowadniał, że „z natury” wszyscy mężczyźni wolą facetów, muszą to sobie jedynie „uświadomić.” Tak więc, panowie, uważajcie – jeśli nawet wydaje Wam się, że jesteście heteroseksualni, to jedynie znaczy, że jeszcze tego nie „odkryliście.”:P

        2. Tak, musiałem przeoczyć, przepraszam. Od odpowiedzi się nie wykręcam. Szczegółowych badań psychologicznych na ten właśnie temat zapewne nie ma (w dzisiejszym hiperpoprawnym świecie nikomu nie byłyby potrzebne), ja zresztą nie jestem psychologiem. Tym niemniej uważam, że do wyrażania takiego poglądu istnieją mocne postawy (a wyrażam go przecież nie tylko ja, ale bardzo wiele osób, w tym spoza kręgów DD). Podstawowy argument brzmi na pozór banalnie: taka jest konstrukcja świata. Przyjrzyjmy się mu jednak dokładniej. Ludzie biologicznie są zwierzętami. Niemal u wszystkich zwierząt funkcję przewodnika stada pełnią samce; młode samce dążą do osiągnięcia dominacji w stadzie, wykazują inicjatywę w poszukiwaniu samic i walczą o nie. Dalej, mężczyzna jest silniejszy fizycznie. Wiążą się z tym ważkie konsekwencje. Otóż od samego początku rozwoju ludzkości wkładem mężczyzny w przedłużenie gatunku (poza oczywistym – zapłodnieniem) było zapewnienie partnerce warunków do powicia i wychowania potomstwa: zapewnienie pożywienia (polowanie), schronienia oraz obrona przed niebezpieczeństwami z zewnątrz oraz wewnątrz (przed innymi ludźmi, a językiem biologii mówiąc – przed innymi samcami). Wpłynęło to na odpowiednie ukształtowanie także męskiej psychiki. By mężczyzna-samiec mógł te zadania skutecznie wykonywać (a dla przetrwania ludzkości było to niezbędne) musiał mieć cechy dominujące. Z uwagi właśnie na przetrwanie gatunku musiały się stać one dziedziczne, przekazywane następnym pokoleniom mężczyzn wraz z urodzeniem. I mimo, że od czasów prehistorycznych warunki życia się zmieniły te cechy (i wiążąca się z nimi potrzeba takiego postępowania) tkwią w mężczyznach nadal. Analogicznie wyglądało ukształtowanie się uległych cech, tendencji i w efekcie potrzeb kobiet i tak samo tkwią one w nich do dzisiaj. Kolejny argument to perspektywa historyczna – przez tysiąclecia mężczyźni naturalnie przewodzili, przez tysiąclecia taki porządek rzeczy był naturalny i przyjmowany za jedynie możliwy. Nie da się tak ogromnego doświadczenia tak po prostu przekreślić, zaprzeczyć ukształtowanemu i utrwalonemu w tak długim procesie elementowi natury ludzkiej. Dziś sporo się mówi i pisze o psychicznych i emocjonalnych różnicach między mężczyznami i kobietami. Jeśliby się w te głosy i teksty wczytać to pośrednio (bo powiedzieć wprost nikt się nie odważy – to niepoprawne politycznie) taki właśnie wniosek z nich płynie. Co więcej wzorzec kobiecej uległości ciągle mocno tkwi w naszej kulturze, tyle tylko, że aby go dzisiaj dostrzec trzeba umieć czytać między wierszami. Na koniec wreszcie argument subiektywny: własne odczucia, własne obserwacje i własne doświadczenia dające dowody na prawdziwość owego instynktownego poczucia. No i logiczna analiza rzeczywistości, wyciąganie wniosków. Przyglądanie się mechanizmom hiperpoprawnej propagandy i sugestii – one we wszystkich sferach życia działają na podobnej zasadzie.

          1. Wszystko to pięknie brzmi ale teoria mija sie z praktyką. Jakby twoja teoria miała rację bytu to jedynie małżeństwa CDD byłyby wzorcowe a reszta byłaby nic nie warta. A sam przyznasz że takich małżeństw jakie gloryfikujesz jest moze ułamek procentu (osobiście nie znam zadnego) czyli wcale nie musi mąż żone karac żeby w małżenstiw sie układało.A w takie teorie ze mąż zone bije z miłości i serce mu krwawi to nikt nie uwierzy, bicie to jest przemoc a temu komu przyjdzie do głowy żeby zyć w takim związku chyba przemoc pasuje bo jakby nie pasowała to by nigdy w zyciu partnerce czegos takiego nie proponował (normalnie by nawet nie przyszło przez mysl)

          2. Przykro mi to mówić, ale Twoja odporność na wszelkie argumenty jest zadziwiająca. Powtarzasz tylko swoje tezy, które schodzą wciąż bardziej i bardziej do poziomu hasełka, frazesu („bicie to jest przemoc”, „ten co tak żyje to chory wariat albo dziwak co lubi przemoc” itp. itd.) Teoria nie mija się z praktyką. Te związki DD, które istnieją (a jest ich coraz więcej – poczytaj sobie anglojęzyczny internet) zwykle są wzorcowe. A że ludzie w bezpośrednich kontaktach się tym nie chwalą (co może być przyczyną, że nikogo nie znasz)? Przecież w politpoprawnym społeczeństwie zaraz zostaliby oskarżeni o Bóg wie co – sama jesteś na to najlepszym dowodem!O tym zaś jak to się „układa” w małżeństwach „normalnych” to najlepiej świadczy odsetek rozwodów, separacji, postępowań o podział majątku itd.

          3. Bo niestety twoje argumenty sa zupełnie nieprzekonywujące. A skąd wiesz ze takich małżeństw jest coraz więcej skoro sam piszesz że nikt się nie chce przyznać? Jakby ta metoda była faktycznie dobra to byłaby propagowana a nie wstydliwie ukrywana.

          4. O tym, że jest ich coraz więcej można dowiedzieć się z internetu – anonimowo ludzie nie mają takich obaw i dzielą się tym, że są szczęśliwi. Zwłaszcza w USA ruch ten przybiera na sile. W Georgia State University powstała nawet praca naukowa na temat DD „Orchestrating and Perpetuating a Power Paradox: The Couples and Communities of Domestic Discipline Relationships” autorstwa Melissy Travis – kolejny dowód, że zjawisko istnieje i również w kręgach akademickich jest dostrzegane. Gdyby ktoś był zainteresowany: http://www.allacademic.com//meta/p_mla_apa_research_citation/0/2/0/2/9/pages20295/p20295-1.phpZaś stwierdzenie „jakby ta metoda była faktycznie dobra to byłaby propagowana a nie wstydliwie ukrywana” to już absurd w najczystszej postaci. Rozejrzyj się wokół siebie i zobacz co jest w społeczeństwie współczesnym propagowane (we wszystkich sferach życia) – przecież tylko to co odpowiada wydumanym zasadom poprawności politycznej. Przecież nawet przyznawanie się do religii katolickiej, o której traktuje również ten blog staje się powoli (coraz szybciej) rzeczą wstydliwą!

          5. A ja myślę że właśnie „poprawność polityczna” staje się wstydliwa, sądząc po tym co czytamy nie tylko tu na blogu, ale we wszystkich komentarzach internetowych. Geje – be, hetero – be, ateiści – be, katolicy – be, feministki – be, faceci – be!!!!!!! Kononowicz na prezydenta i nie będzie niczego!!!!! 😉 Jakoś nigdzie nie widać tej osławionej tolerancji i poprawności, kolejne puste hasło, którym można straszyć obie strony dyskusji :):):)

          6. Masz rację, Barbaro – najbardziej lubię stwierdzenie, które pojawia się (nie zawsze tylko w podtekście) w niektórych dyskusjach: „Ponieważ nie chcesz bez zastrzeżeń przyjąć mojego punktu widzenia, to znaczy, że po prostu jesteś NIETOLERANCYJNY/A!” Koniec. Kropka. Dyskusja skończona. 🙂

          7. Właśnie, właśnie… chociaż napisałam to o poprawności głównie dla śmiechu, a jednak coś w tym jest. Jak mawiała moja babcia: „jednemu pachną fiołki, a drugiemu żółty ser…” i jeszcze „każda potwora znajdzie swego amatora”… trzeba doceniać bogactwo form życia na naszej pięknej ziemi 😉

          8. Po pierwsze to my nie zyjemy póki co w Stanach, po drugie nie musimy ich naśladowac (moze zaczniemy naśladować Mormonów – też zyją w Stanach i się praktycznie nie rozwodzą) a po trzecie sam sobie przeczysz. Masz bloga, jest anonimowośc więc dlaczego nie ma takiego tłoku jak nawet na tym blogu?Przeciez twój blog to jest niepowtarzalna okazja do podzielenia się swoim stylem zycia

          9. Tak z ciekawości poczytałam twoje „pseudonaukowe opracowania” jak bic, za co karac i takie tam inne wytyczne i powiem ci szczerze, zawiodłam sie i to bardzo. Skoro ta metoda jest super, ma coraz wiecej zwolenników a działa jakos tak wstydliwie, z ukrycia to miałam nadzieje że i popierajacych ciebie będzie multum (wypowiedzieć swobodnie się mozna, pełna anonimowość więc nie ma co ukrywać, mozna podzielić sie doświadczeniami) – a tu kicha. Jakas Czykita, jakas Ewa i to wszystko. Trochę to dziwne, gdzie zwolennicy twoich teorii?

          10. Po pierwsze mój blog to w polskim internecie inicjatywa nowa, tak jak i idee DD w takiej postaci są stosunkową nowością w naszym kraju (który z pasją nuworysza pławi się w poprawności politycznej). Nie każdy ze zwolenników czy praktyków DD tam trafia. Poza tym czy każdy musi komentować? Spójrz raczej na ilość wejść na blog. Zresztą jesteś tendencyjna, bo istnieją artykuły znacznie szerzej komentowane – w miarę jak blog zdobył sobie popularność. A przecież zabranie głosu na taki temat wymaga jednak pewnej śmiałości. Ludzie mogą czuć się niepewnie, zwłaszcza, że dotąd nie mieli miejsca, w którym mogliby się wypowiadać.

          11. > Przykro mi to mówić, ale Twoja odporność na wszelkie> argumenty jest zadziwiająca.Odnoszę wrażenie, że trudno jest Ci stanąć wobec faktu, że ktoś może nie przyznawać Ci racji nie tyle dlatego, że albo ich nie przeczytał albo że przeczytał bez zrozumienia albo też że jest odporny na wszelkie argumenty, ale po prostu dlatego że te argumenty nie są przekonujące.Tutaj nie możesz nikomu wbić swojej racji przez pupę i to Cię frustruje, więc na przykład w kółko zarzucasz swoim dyskutantom, że nie przeczytali Twych światłych artykułów (przykro mi – z góry uprzedzam, że przeczytałam od deski do deski łącznie z komentarzami) albo obrażasz się na autorkę bloga, bo Cię rozczarowała swoimi komentarzami, a na dodatek nie chce przyznać Ci racji.> Powtarzasz tylko swoje tezy,> które schodzą wciąż bardziej i bardziej do poziomu> hasełka, frazesu („bicie to jest przemoc”, „ten co tak> żyje to chory wariat albo dziwak co lubi przemoc” itp.> itd.)Nie gorsze hasełka od tych, które prezentowane są na Twoim blogu. Niżej podaję tylko przykładowe.hasełko nr 1 „kobiecość to uległość. czym bardziej kobieta uległa, tym bardziej kobieca”Nieuprawnione utożsamienie. Trywialnym będzie stwierdzenie, że każdy człowiek nosi w sobie różne, również przeciwstawne cechy i sposoby przeżywania – zarówno uległość jak i skłonność do przewodzenia i rywalizacji tkwią i w kobietach i w mężczyznach. Jeśli kobiety jako grupa mają większą skłonność do reagowania uległością, oznacza to jedynie to, że mają taką skłonność będącą częściowo atawizmem, ale nie implikuje to utożsamienia kobiecości z uległością a dążenie do wyrugania jednych cech kosztem innych jako ideał nie jest wcale kuszące (choć wierzę, że może być takie – dla niektórych), jest za to ubożeniem ludzi – i to nie tylko kobiet ale i mężczyzn będących w związkach DD – o całą gamę różnorodnych doświadczeń psychicznych.(A na marginesie – choć jedną z cech śniegu jest biel (a ściślej: postrzegamy go jako biały), to nie oznacza to, że czym bielszy śnieg tym bardziej jest śniegiem).hasełko nr 2 „w związkach partnerskich spory rozwiązuje się za pomocą kłótni, które skutkują wzajemnymi urazami i rozpadem związku”Szyte bardzo grubymi nićmi i ja oraz inni nie dajemy się na to złapać. Generalizujesz, wyolbrzymiasz, zakładasz istnienie implikacji kłótnia -> wzajemne urazy. Dodatkowo – mimo, że deklarujesz tutaj, że chodzi Ci tylko o tolerancję dla sposobu życia w DD (a zatem nie mamy prawa źle o tym pisać) – już tylko na tym przykładzie widać, że czynisz dokładnie to, co zarzucasz innym: nieuprawnienie pokazujesz w bardzo złym świetle związki partnerskie.Na podstawie obrazu, jaki wytworzyłeś za pomocą swoich artykułów odnoszę wrażenie, że mężczyźni z DD (albo tylko Ty sam) boją się bardzo zaistnienia sporów oraz wchodzenia w sytuację zdrowej rywalizacji i próbują sobie radzić ze swoją nieumiejętnością rozwiązywania w sposób dojrzały tychże sporów, uciekając w rozwiązanie nieskomplikowane i dziecinne – za pomocą bicia. Może trudno Ci w to uwierzyć – tylko, że to wyłącznie Twój problem – ale naprawdę ludzie częściej niż rzadziej potrafią rozwiązywać spory w sposób sensowny, a jeśli dochodzi do kłótni – to naprawdę nie jest to koniec świata. Na jakiej podstawie zakładasz, że skutki kłótni są opłakane a skutki lania są wspaniałe? Idealizacja czegokolwiek to wyraz postrzegania świata w sposób skrajny i niedojrzały, a Ty model DD i sposób jego realizacji bardzo wyraźnie idealizujesz.hasełko nr 3 „uwaga, wszyscy kryć się – hiperpoprawność nadciąga!”Nie da się z Tobą dyskutować, skoro używasz tego hasełka jako kontrargument na wszystko, co nie zgadza się z Twoimi poglądami, na wszelkie argumenty opierające się na współczesnej myśli psychologicznej czy socjologicznej.hasełka nr 4 „w związku jest jak na statku”, „w związku jest jak w firmie”, „w związku jest jak w świecie zwierząt”Trywialne i nieuzasadnione porównania, które może mają robić wrażenie ale na mnie – żadnego. Nieuzasadnione są, bo związek kochających się kobiety i mężczyzny to ani nie statek, ani nie firma ani para zwierząt ani żaden inny twór czy instytucja – to jest zupełnie coś innego. I choć niektóre cechy może mieć podobne do tych sposobów organizacji to różni się czymś niebagatelnym – to związek dwojga dorosłych istot ludzkich. Kluczowe – dorosłych. Kluczowe – ludzkich. Nie spotkali się i nie podjęli decyzji o wspólnym życiu po to, żeby wyprodukować traktor, opracować świetną strategię PR dla firmy X albo przewieźć towar z punktu A do punktu B. Nie spotkali się też i nie podjęli decyzji o wspólnym życiu po to, aby potem drżeć na myśl o jakimkolwiek zakłóceniu idealizowanej przez Ciebie harmonii związku. Decydując się na bycie ze sobą stali się w pewnym sensie jednością, ale też nie zrezygnowali z odrębności i równości wobec siebie. Piszesz, że to, że kobieta nie ma prawa podejmowania decyzji i jest karana nie oznacza, że jest w gorszej pozycji i powtarzasz to ciągle, ale przez sam fakt ciągłego powtarzania wcale Twoje stwierdzenie nie staje się prawdą, w żaden sposób nie jest przekonujące. Generalnie – artykuły z Twojego bloga nie są zbyt logiczne, zawierają kilka nieuzasadnionych i raczej błędnych założeń oraz masę niepowalających argumentów typu „w kółko macieju to samo”. Poza tym – przykład dorobienia ideologii do osobistych preferencji.Sama idea DD – jeśli już nie rozpatrywać tego z punktu widzenia logiki – mnie absolutnie nie zachwyca, ale też mnie ani ziębi ani grzeje, jak sobie ktoś organizuje życie albo w jaki sposób sam siebie oszukuje, żeby czuć większy spokój ducha, dopóki nie krzywdzi w ten sposób innego człowieka (ewentualnie zwierzęcia albo społeczeństwo jako ogół) i dopóki nie jest natrętny w propagowaniu swojego sposobu (advocatusie).Odniosę się na koniec jeszcze do jednej kwestii: mam pytanie – skoro kobieta nie może nie zgodzić się na karę tuż przed jej wymierzeniem – to co się dzieje, gdy się jednak nie zgadza? Co znaczy: nie może? Nie może – bo co? Bo zostanie przymuszona siłą?

          12. Może innych sformułowań i argumentów używamy w dyskusji z adwokatem_dd to jednak sens ten sam – każdy ma prawo poszukiwać i realizować swój ideał (rodziny, partnera, sposobu życia), ale złe jest generalizowanie i narzucanie swojej wizji innym, mającym zgoła różne marzenia i cele. Pozdrawiam i gratuluję zdrowego podejścia do rzeczy 🙂 A tak na marginesie, to adwokat jakoś dziwnie przestał się odzywać, kiedy zaczęły padać logiczne kontrargumenty dla jego wykładów.

          13. Porównujesz ludzi do zwierząt – i słusznie. Ludzie są zwierzętami. Tylko, że w przyrodzie mamy TAKŻE wszelkie różnorakie modele rodzinne – psowate tworzą stada, kotowate są samotnymi matkami (wyjątek lwy), ptaki bardzo często realizują model partnerski, słoniom przewodzi najstarsza i najbardziej doświadczona SAMICA 🙂 U ludzi w ciągu wieków przewodzili mężczyźni, ale w wielu przypadkach działo się tak nie tylko za obopólną zgoda ale – PRZEMOCĄ. Czasy się zmieniają i modele rodziny też, każdy ma prawo szukać swego ideału i dobrze jeśli jest w tym szczery, ale uogólnienia i twierdzenie o WIĘKSZOŚCI prowadzi do wypaczeń – tak samo jak i w modelach politycznych. Komunizm, faszyzm – też dorabiały wybujałe ideologie twierdząc o „naturalnych” predestynacjach człowieka. Czym się to skończyło dobrze wiemy. I podobna analogia z systemem feudalnym… czy był lepszy od naszej demokracji? Czy chciałbyś, aby istniał nadal, bo istniał przez wieki? Czy tak pokornie zgodziłbyś się być czyjąś własnością dlatego, że dane Ci się było urodzić w wiosce a nie na zamku?

          14. PS. kilka słów o zwierzętach. Choćby tylko psowate… 1. Wilki – tworzą stado o ścisłej hierarchii, na czele którego stoi dominująca PARA (tylko ta para się rozmnaża, reszta stada pracuje na dobro dzieci przywódców) 2. Lisy – na czas godów i wychowania potomstwa tworzą rodzinę złożoną z samca i samicy, mniej więcej po równo dzieląc się obciążeniami i „pracą”. 3. Likaony – tworzą duże stado, powiedzielibyśmy po ludzku „komunę”, przykładowo – rozmnażają się zdolne do tego samice, a kiedy nadchodzi czas polowania, z dziećmi wszystkich matek zostaje jedna „opiekunka”, żeby reszta mogła zapewnić pożywienie… 4. Kojoty, jenoty – są raczej samotnikami, podobnymi kotom. W dodatku mamy wiele zwierzęcych przykładów na to, że właśnie samice są jedynymi żywicielkami i obrończyniami swojego potomstwa. Nie trzeba dodawać, że jak słusznie zauważył p-z w całym rzędzie ptaków to samce raczej starają się przypodobać samicom i do zupełnej mniejszości należą przypadki „ustawiania” samicy z pomocą siły. A zapominamy całkowicie o świecie owadów, gdzie często samice są większe, silniejsze i nawet pożerają swoich partnerów stworzonych tylko w celu zapłodnienia. Adwokat_dd ma chyba dość blade pojęcie o świecie zwierząt i nie powinien tym argumentem popierać swojej teorii.

          15. Do tego, co napisałaś o zwierzętach, Barbaro, dodałabym jeszcze kilka uwag natury ogólnej: w świecie zwierząt zupełnie „naturalne” są również takie zachowania, jak zjadanie własnego partnera w akcie kopulacji czy własnego potomstwa. Czy z faktu, że takie zjawiska występują w przyrodzie należy wyciągnąć wniosek, że można je dopuścić także wśród ludzi jako jeszcze „jeden z alternatywnych stylów życia”? No, bo jeśli ktoś GODZI SIĘ być zjedzony przez innego, to w czym problem?:) (I nie jest to, wbrew pozorom, przykład abstrakcyjny – nie tak dawno sędziowie w Niemczech mieli ogromny problem z zakwalifikowaniem czynu pewnego kanibala, który przez Internet znalazł chętnego, po czym zabił go i zjadł…). Problem, moim zdaniem, leży w samej koncepcji człowieczeństwa – jesteśmy, owszem, zwierzętami, ale NIE TAKIMI SAMYMI jak inne; oraz w pytaniu o granice wolności: czy WOLNO mi się zgodzić absolutnie na wszystko, co ktoś chciałby ze mną zrobić? A jeśli nawet przyszłoby mi to do głowy, to czy druga strona (pozostając w zgodzie ze swoim człowieczeństwem) MOŻE ode mnie taki dar przyjąć? Moim zdaniem, odpowiedź na obydwa pytania brzmi: nie.

          16. Tak, masz rację bycie człowiekiem zobowiązuje. Tym się od zwierząt różnimy, że oprócz swoich instynktów i preferencji mamy jeszcze SUMIENIE 🙂 I jeśli jest ono zdrowe powinno nam stawiać rozsądne granice. A swoją drogą, adwokat_dd jakoś dziwnie mi się kojarzy z Jego Królewską Mością… wiadomo… tym, który na przykładzie szachistów i astronomów udowadnia jak to kobiety są „niższą formą człowieka”. Te same argumenty o ewolucji, stadach i historii, naturalnych rolach itd.

          17. Wiesz co, Barbaro – znów będę „niepoprawna politycznie” (ale nie dbam o to – dla mnie to często synonim braku poglądów) i powiem tak – kobiety nie są „niższą” formą człowieka, ale są formą INNĄ (choć może niekoniecznie w kierunku, który sugeruje Adwokat). Czytałam kiedyś artykuł, z którego wynikało, że być może obie płci różnią się od siebie bardziej, niż ludzie od szympansów. „Inność” należy jednak wzajemnie szanować a nie zacierać różnice (jak to czynią radykalne feministki) albo myśleć o nich w kategoriach „wyższości” i „niższości.” (Właśnie czytam fascynującą książkę Anny Sobolewskiej o jej niezwykłej córce z zespołem Downa – i aż dziw bierze, że współczesny świat uważa takich ludzi za „gorszych” – podczas gdy oni są tylko INNI…). Dlatego – jako świadomą swojej wartości kobietę – boli mnie także obecne spychanie mężczyzn na „gorsze” pozycje.

          18. A ja myślę, że nie można przesadzać z tym „spychaniem mężczyzn na gorsze pozycje”, może tylko co poniektórzy twardo zlądowali z piedestałów 😉 Hm, z pewnością płcie są inne, różnią się nie tylko fizycznie. Tylko, że albo ja jestem jakąś pomyłka biologiczną, albo jednak stereotypowe różnice są sporo przesadzone (przykład – nigdy nie miałam kłopotów z orientacją przestrzenną lub czytaniem mapy, gadam jednak więcej niż przeciętny facet ;)) Nie zgadzam się z teorią, że różnice są większe niż międzygatunkowe…. dla mnie podobnym byłoby twierdzenie, że kocur bardziej się różni od kocicy niż od psa 😛

          19. No, to ja także jestem jakąś „pomyłką”, Barbaro – bo choć dobrze się czuję „w kobiecej skórze” zawsze łatwiej przychodziło mi dogadać się z mężczyznami, niż z innymi kobietami, a zamiast wypraw „na ciuchy” wolę wybrać się… do księgarni. Niektórzy czytelnicy zresztą zakładali, że jestem…facetem – choć wydaje mi się, że moja rozbuchana emocjonalność powinna wskazywać jasno na coś wręcz przeciwnego. 🙂 Ale silne tendencje do uległości jednak posiadam (odsyłam do postu o cyberseksie…) – i pokonałam je jedynie wielkim wysiłkiem woli (właśnie wmawiając sobie, że „nie mam prawa” na coś się zgadzać – nawet, jeśli chwilowo wydaje mi się to przyjemne – dlatego, że im bardziej dominujący mężczyzna stawałby się „wielki” dzięki mnie, tym bardziej ja stawałabym się „mała.” Bałam się, że w końcu wcale mnie nie będzie…

          20. post o cyberseksie czytałam oczywiście. i to już dawno 🙂 co więcej, sama miałam tuż po studiach okres fascynacji bdsm – tylko, że w modelu switch :):) co jeszcze więcej – nic nie mam przeciwko zabawie w lanie w sypialni, ale zupełnie nie jestem typem uległym w zwykłym życiu. od chwili pójścia do szkoły średniej – internat, akademik… uczyłam się samodzielnego decydowania o sobie ze wszystkimi tego konsekwencjami, a stary pies już nawyków nie zmieni. O własne racje gotowa jestem walczyć wszelkimi argumentami i przekonać mnie może tylko trafny, logiczny konkret poparty dobrymi przykładami, a nigdy zdanie „bo ja tak chcę i zdecydowałem” 🙂

          21. No, to ja jednak jestem BARDZIEJ uległa niż Ty – i dlatego wiem, że powinnam uciekać od dominujących facetów jak najdalej – bo znając siebie wiem, że mogłabym się poddać komuś, kto wcale na to nie zasłużył i…zniknąć. Co do wersji switch moi znajomi ze środowiska bdsm twierdzili, że najlepszymi dominującymi są ci, którzy kiedyś byli uległymi – dlatego pytałam Adwokata, czy w imię MIŁOŚCI mógłby się „poddać” żonie. 🙂

          22. Ciekawe na ile jest to kwestia „procentu kobiecości” – bo ja myślę, że jednak nic do uległości nie ma kobiecość – to wypadkowa temperamentu i kolei życiowych. W moim przypadku – 6 przeprowadzek (nie licząc akademików), po raz trzeci, nie już czwarty „zaczynanie od początku”, analityczny umysł i trochę furiacki charakterek nigdy by nie dopuściły do uległości w zwyczajnym życiu (pomijając eksperymenty w sypialni). Skoro nici wyszły z próby zapanowania nad moją naturą w domu wybitnie despotycznej i dominującej babci, to tym bardziej nie ma na to szans żaden facet teraz, kiedy już jestem przysłowiowym „starym psem”… Co więcej zaczynam widzieć w swoim synku podobnego diabełka – włóczykija… i pamiętając o swoich dawnych wyczynach boję się szybkiego osiwienia :):) A przez próby narzucenia męskiego „przewodnictwa” rozpadł się mój jedyny związek…czego wcale teraz nie żałuję 🙂

          23. Wiesz, ja myślę, że dużo zależy od sposobu sprawowania tej „władzy” – wiadomo, że można być królem-mędrcem (przy którym żona jest równoprawną „królową”) lub królem-despotą, przy którym kobieta łatwo staje się jego „niewolnicą”. Najlepszy władca to taki, który potrafi „zniżyć się” do poziomu sługi (tak twierdził Jezus:)). Już tu gdzieś pisałam, ale powtórzę: moim zdaniem idealny mężczyzna to taki, który potrafi być JEDNOCZEŚNIE Lwem i Barankiem (znowu tak, jak Jezus…). Niestety (i teologia twierdzi, że jest to wynik tej „skazy” w naszej naturze, którą religia nazywa „grzechem pierworodnym”) w dzisiejszych czasach albo za dużo w nich „lwa” – i wtedy łatwo stają się okrutni i porywczy, albo „baranka” – i to jest typ znany jako „synek mamusi.” Nie mogę powiedzieć, że P. już jest „lwem i barankiem” ale w każdym razie bardzo się stara. Trafił mi się rzadki typ mężczyzny, który jest zarazem mądry i silny…

          24. Odważne założenie z tym światem zwierząt i poniekąd muszę się z tym zgodzić, aczkolwiek wypowiedź Barbary poniżej pokazuje, że nie jest to regułą. Ja ze swojej strony dorzucę jeszcze, że w świecie zwierząt, w większości przypadków samce są „płcią piękniejszą”, to samce stroszą kolorowe piórka czy prężą bujne ogony, by w tańcu godowym zdobyć uznanie małych, niepozornych, najczęściej brzydkich samiczek. Dokładnie odwrotnie niż w świecie ludzi, gdzie to samice „ubierają piórka”, „czeszą grzywy” i kręcąc biodrami w swoistym tańcu godowym próbują zwrócić na siebie uwagę samców.No i różnica najważniejsza-zwierzęta posługują się instynktem a ludzie instynktem+rozumem.Weź jeszcze pod uwagę, że samce owszem, są waleczne i odważne, ale walczą po pierwsze z innymi samcami, po drugie z osobnikami spoza swojego stada. Żaden samiec nie „koryguje” swojej partnerki bo ta najzwyczajniej w świecie by go pogryzła.

          25. Dodam jeszcze, że nie można moim zdaniem przeceniać roli genów- czy to „wojownika” czy „nieśmiałej panienki” bo sporo zależy od wychowania. Może być dziewczyna wychowywana na osobę odważną, radzącą sobie z przeciwnościami i może być chłopiec nieśmiały, wychowywany na niesamodzielnego niedorajdę. Mogą być też dzieci wychowywane „pośrodku” i z takich dzieci wyrastają moim zdaniem najlepsi ludzie – jednocześnie czuli i troskliwi, empatyczni i delikatni, z drugiej strony stanowczy i zaradni, nie pozwalający „wejść sobie na głowę”. Uważam, że najlepszym sposobem na „tworzenie” idealnych ludzi jest rozsądne wychowywanie następnych pokoleń. I nie można wmawiać dziewczynkom, że bez silnego mężczyzny sobie nie poradzą. Bo jeśli wskutek różnych przyczyn losowych dziewczynka taka (już w dorosłości) zostanie takiego mężczyzny pozbawiona (choroba, śmierć, wojna-przymusowy pobór do wojska) to nie zdając sobie sprawy z tego, że może sobie sama poradzić, nie słysząc w dzieciństwie, że jest dzielna i odważna, nie mając przykładów, w których kobiety potrafią załatwić ważne sprawy, będzie dziewczynka owa nadal niesamodzielna i się po prostu załamie. Podobnie chłopiec wychowywany na herosa – w przypadku np. śmierci żony podczas porodu nie będzie umiał troskliwie zająć się dzieckiem, nie będzie potrafił prowadzić domu ani przekazać temu dziecku właściwych wzorców (bo skąd miałby je czerpać, skoro jemu przekazano tylko „jedyny słuszny” wzorzec). I nie chodzi o to, żeby unifikować płcie, tylko mając na uwadze, że dzieci będą w przyszłości kobietami lub mężczyznami, szanować te różnice, jednocześnie ich nie wyolbrzymiając.

          26. P.S. Argument, że „tak było przez wieki” absolutnie mnie nie przekonuje. Przez wieki (do dziś zresztą w niektórych częściach świata) dobrze się miało niewolnictwo, czy to znaczy, że było słuszne?

          27. Trafiasz w samo sedno i masz rację. Jest miejsce na świecie dla słabych i silnych kobiet, dla silnych i słabych mężczyzn, a dobrze jest jeśli człowiek bez względu na płeć posiada umiejętności do samodzielnego przeżycia. Tak się przedstawia również sytuacja w świecie zwierząt – w godzinie klęski (pożary, powodzie, trzęsienia ziemi, polowania) przetrwają te osobniki, które potrafią radzić sobie także pozbawione przewodnictwa. I to zarówno samce jak i samice – inaczej (bez jednej – słabszej płci) gatunek przestałby istnieć. Według mnie każdy model rodziny ma swoją „niszę ekologiczną”, a niebezpieczne jest jedynie twierdzenie, że mój czy twój typ jest „najlepszy”, „najsłuszniejszy”, „większościowy” itp. bo to trąci już narzucaniem swojego zdania na siłę innym ludziom.

          28. Muszę tu przytoczyć kilka kontrargumentów. O zwierzętach pisałam poniżej więc się już nie będę powtarzać. Co do biologicznej ewolucji człowieka – faktycznie, w dawnych wiekach panowały takie warunki, że w większości dobrze się sprawdzał model dominującego samca i uległej samicy. Ale to my sami – ludzie zmieniamy swoje warunki życia i za zmianą warunków idzie dostosowanie funkcji społecznych. Technika zastąpiła już w większości pracę mięśni, więc siła fizyczna mężczyzn przestaje być cechą niezbędnie potrzebną. Przypatrzmy się nowemu „homo computericus” 😉 Mamy prawie odrębny już gatunek informatyczny – jakimi cechami fizycznymi się wyróżniający (w znacznej ilości przypadków) nie muszę chyba opisywać 🙂 Mamy z drugiej strony kobiety – spotsmenki, także w dyscyplinach siłowych… Dalej też pozostały typy „tradycyjne”. Wyszły z ukrycia typy homoseksualne. Nie wstydzą się siebie typy indywidualne (zwane potocznie singlami). Więc cóż, mamy teraz wszystkie możliwe modele komórki rodzinnej i nie „lepsze” lub „gorsze” tylko po prostu różne – ukształtowane przez tą samą naturalną ewolucję, co model dominującego samca 🙂 A co zostanie w przyszłości modelem najbardziej odpowiednim do warunków możemy tylko przypuszczać… Jednak rozpęd techniki raczej źle wróży „silnym fizycznie, nastawionym na walkę samcom dominatorom”.

      2. Nie dziwi mnie to, że za najlepszy uważasz model własny. Ja tak samo – za najlepszy uważam model partnerski, bo jest tym czego sama dla siebie pragnę. Co do pełnienia roli przewodnika „stada” rodzinnego uważam, że równie dobrze może ją pełnić i mężczyzna i kobieta – to zależy właśnie od tego jakie jednostki dobiorą się w parę. A Ty masz bezsporną rację w tym, że zasady powinny być ustalone na początku żeby uniknąć zbędnych „walk”. Tylko, że jakoś nie chcesz zobaczyć faktu, że związek partnerski też może być oparty na solidnych i trwałych zasadach – np. jeśli kobieta jest inżynierem budownictwa, a facet lekarzem – to niech lepiej ona ustala zasady remontu domu, a on dba o wyposażenie apteczki i zasady higieny – nieprawdaż? Nie zgadzam się z tezą, że WIĘKSZOŚĆ kobiet ma naturę uległą i powinna wybierać związki DD – bo przecież teraz kobiety są równie dobrze wykształcone i często mają równie dobre zarobki jak mężczyźni – a to oznacza, że posiadają wiedzę w swoich dziedzinach nieraz lepszą niż ich partner (który jest lepszy na innym poletku). Stąd moje poparcie dla partnerstwa. I jeszcze jedno – za jedno niewątpliwie cenię Twoje poglądy – za szczerość, bo mówisz otwarcie „jestem dominujący i moja kobieta musi być uległa” – więc te, które chcą partnera lub same chcą rządzić automatycznie nie będą pchać się w związek, w którym byłyby nieszczęśliwe.

        1. Dodam jeszcze sprostowanie – pisząc NAJLEPSZY, wielu z nas pomija dodatek „dla mnie” (mnie też się to często zdarza i za to przepraszam). W każdym razie mówiąc lub pisząc, że związek partnerski uważam za najlepszy – mam na myśli jak najbardziej „najlepszy dla mnie”, bo adwokat_dd z pewnością nie czułby się w takim najlepiej :), a co do „większości” wypowiadać się nie mogę, bo nie przeprowadzałam żadnych badań i sondaży w tym temacie 😉

          1. Mnie nadal intryguje jedno pytanie związane z DD. Czy na pewno chodzi o to, żeby kobieta stawała się lepsza, czy raczej coraz bardziej podporządkowana mężczyźnie? Myślę też o tym co napisała Alba, że bicie może pomóc pozbyć się złych emocji. Na blogu Adwokata wiele kobiet pisze, że po biciu czują się oczyszczone ze złych emocji i szczęśliwe. Odniosłam jednak wrażenie, że (przynajmniej w niektórych z tych związków) kobieta nawet jakby stała się prawie idealna to i tak nie uniknie bicia. Na bloku Adwokata czytałam wypowiedzi pewnej kobiety (Kasi), którą mąż bije praktycznie codziennie np. po przyjściu z pracy uderza ją dziesięć razy dyscypliną, a co tydzień dostaje „wielkie lanie”. Z kontekstu zrozumiałam, że zawsze jest jakiś powód żeby ją ukarać. Oczywiście w zachowaniu każdego człowieka można praktycznie codziennie dopatrzeć się jakichś uchybień. Dlatego nie przemawiaja do mnie porównania do kodeksu karnego, dyscypliny w pracy, czy nawet wychowania dziecka. Większość z ludzi nigdy w życiu nie jest ukarana dyscyplinarnie, ani nie wchodzi w konflikt z prawem. Dzieci też raczej nikt nie karze (niezleżnie od rodzaju tej kary) codziennie czy regularnie raz w tygodniu.Nie wiem na czym naprawdę polega DD, ale odnoszę wrażenie, że w praktyce niezależnie od tego jak bardzo starałaby się kobieta to i tak nie uniknie kar (i to bardzo częstych). Dlatego wątpie, czy bicie na pewno ma na celu „pomoc w stawaniu się lepszym człowiekiem”.

          2. A mnie się zdaje, że w takich związkach bicie występuje dlatego, że obie strony po prostu to LUBIĄ 🙂 W czym zresztą zgadzam się z Albą i niektórymi komentatorami… tylko po co cała dodatkowa ideologia? Powinni być po prostu szczęśliwi, że odnaleźli swojego idealnego partnera, niech się swoim szczęściem dzielą, niech się nie wstydzą powiedzieć, że w takim układzie im dobrze. Tylko – niech nie wmawiają mi, Tobie, Oli, Albie i innym, że i dla nas taki model rodziny jest „wskazany” i „najlepszy” 🙂

          3. Mnie również się wydaje, Elizo, że „idealnie wychowana” (dopasowana) żona w DD to pewien „nieosiągalny horyzont” – bo gdyby mąż już nie miał za co jej ukarać, to cały układ straciłby sens – skoro właśnie przez prawo do stosowania kar mężczyzna stale potwierdza swoją przewodnią rolę w związku. Tak więc, myślę, że jakiś powód do ukarania „niesfornej” zawsze się znajdzie, po prostu dlatego, że oboje to LUBIĄ – całkiem jak w innych formach dominacji i uległości.

          4. Zupełna nieprawda. Lanie to nie cel, to środek do celu. Nie wiem skąd można było wyciągnąć wniosek odwrotny. Przewodnia rola mężczyzny przejawia się w jego decyzjach i opiece nad kobietą oraz w jej posłuszeństwie i pokorze.

          5. Ale przyznasz, że STOPIEŃ tego posłuszeństwa i pokory ocenia zawsze MĘŻCZYZNA – tak więc ZAWSZE może on uznać, że jest on jeszcze „niewystarczający”, prawda? Poza tym myślę, że DD odróżnia się od innych tzw. „tradycyjnych modeli rodziny” (to jest takich, w których to mężczyzna jest „głową domu” i ma głos decydujący, a kobieta – doradczy) WŁAŚNIE owym uprawnieniem mężczyzny do stosowania kar fizycznych w razie „niesubordynacji”. Gdyby – co oczywiście w praktyce jest niemożliwe – kobiecie udało się uzyskać taki stopień doskonałości w oczach męża, że doprawdy nie miałby on jej za co ukarać, to model DD straciłby swoją „wyjątkowość” a więc zapewne i atrakcyjność. Dla obu stron. 🙂

  38. Nikogo się nie da uszczęśliwić na siłę. I nie ma to sensu. DD to tylko pewna propozycja (w moim najgłębszym przekonaniu dobra i prowadząca do wspaniałych skutków dla wspólnego życia) – tym nie mniej jedynie propozycja. Ja owszem, na swoim blogu namawiam do jej rozważenia, ale czy ktoś ją przyjmie czy odrzuci to już jego rzecz. Powtórzę co już tu mówiłem: nie chcę nikogo siłą przeciągać na swoją stronę. Chodzi mi tylko o pokazanie, że DD to jedna z wielu propozycji sposobu ułożenia wspólnego życia mężczyzny i kobiety – nie występna, zbrodnicza, ale taka jak wszystkie inne, posiadająca przy tym (jakieś, nie wszystkich przekonujące, ale jednak) uzasadnienie. Wydaje mi się, że na koniec przynajmniej w części udało mi się to osiągnąć. Jest to już sukces, którym się zadowalam.

    1. I tu się zgadzam całkowicie – od początku, nie trzeba było akurat mnie do tego przekonywać. Na marginesie – ja też jestem uważana przez niektórych za dziwaka, co nie zmienia faktu, że mam prawo żyć po swojemu i swego sposobu życia bronić. I małe p.s. – próbowałam zamieścić komentarz na Twoim blogu adwokacie i NIC, czyżby wielki brat działał????

      1. Absolutnie nie, ja dotąd nie stosowałem żadnej cenzury. Jeśli występują problemy to muszą leżeć po stronie (ł)onetu. Powiedz natomiast, czy czasem nie było tak, że komentarz miałaś najpierw napisany w Wordzie, a potem próbowałaś go wkleić na blog? Bowiem z jakiegoś powodu taka właśnie opcja nie działa – komentarz się wówczas nie ukazuje.

        1. A skądże, żaden Word, komentarze piszę na bieżąco 🙂 Może nie tyle wina onetu, co mojego superłącza. Linki do bloga podane przez Ciebie w komentarzach tutaj też się nie wczytywały po kliknięciu.No cóż jedynie skomentować tam chciałam nie z punktu widzenia teorii „zwierzęcych” lub „ewolucyjnych” (bo czyniłam to tutaj) ale z punktu własnych doświadczeń, które przynajmniej w moim przypadku zupełnie przeczą tezie o „naturalnej skłonności kobiet do uległości”.

      1. Misiu zapewne tylko przeoczył – mnie samej coraz trudniej ogarnąć tę wielowątkową dyskusję – i chyba nie tylko mnie, skoro Czykita znowu się do mnie „zraziła” (oraz zaczęła mnie podejrzewać o poważne problemy osobowościowe;)) z powodu postu, który W OGÓLE nie był do niej kierowany…i to właśnie w chwili gdy już myślałam, że złapałyśmy jakąś nić porozumienia (w sprawie bicia ciężarnych kobiet).

      2. Nie, nie zignorowałem. Po prostu wydało mi się, że już na nie odpowiedziałem w innych komentarzach – pytanie takie powtarzało się wszak w wielu wypowiedziach różnych osób.Powtórzę jednak: koncepcja związku DD i zasad w nim panujących nie jest prosta. Trudność z jej pojęciem mają niejednokrotnie i ludzie dorośli, mylący DD z przemocą domową bądź perwersyjnymi grami erotycznymi z zakresu bdsm. Tym bardziej więc idei DD nie jest w stanie pojąć małe dziecko. Naturalnym jest, że widząc wymierzanie kobiecie lania zakwalifikuje to jako przemoc, pomyśli, że tata krzywdzi mamę. Doświadczenie zaś przez dziecko, nawet w roli świadka, przemocy domowej jest przeżyciem traumatycznym, które może odcisnąć na jego psychice negatywne piętno. Tłumaczenie na niewiele się tutaj zda, gdyż dziecko tak złożonej problematyki nie jest w stanie zrozumieć, ocenia ją intuicyjnie i słowa nie zdołają zmienić jego odczuć. Zamiast tego wprowadzą w głowie dziecka jeszcze większy zamęt i niepewność.Jedynym rozwiązaniem jest więc oszczędzenie dziecku takich widoków. Nie jest to żadne życie w fałszu. Podobnie rozsądni rodzice w tzw. związkach partnerskich starają się, by dziecko nie było świadkiem ich gwałtownych kłótni. Nie tylko zresztą tego. W zależności od stopnia rozwoju dziecka różnorakie kwestie się przed nim tai. Przykłady też już tu podawałem: seks rodziców, kłopoty ze zdrowiem, rozmowy na tematy finansowe i wiele innych (np. nie pozwala się dziecku na oglądania brutalnych filmów, ogranicza dostęp do takiego typu gier komputerowych itd.)Odnosząc się do zaś do „przyuczania do sprawdzającego się modelu”, wydaje mi się, że zbyt nachalne propagowanie go przez rodziców nie jest właściwie. Starczyć powinien sam ich przykład – ludzi żyjących w harmonii i bliskości, gdzie głową rodziny jest ojciec, a matka zawsze odnosi się do niego z szacunkiem i jest mu posłuszna. Myślę, że dla dzieci to wystarczający wzorzec. Natomiast już konkretna decyzja o przyjęciu przez dziecko już w swym dorosłym życiu zasad DD dla własnego związku powinna być podjęta także na podstawie intelektualnej analizy – powinna to być decyzja świadoma pod każdym względem, nie zaś podjęta tylko w oparciu o wpojone w dzieciństwie wzorce. Wychowanie córek na kobiety uległe i posłuszne oraz mężczyzn na dominujących i opiekuńczych nie musi oznaczać stosowania wobec dzieci tych samych metod i zasad jakie stosowane są między rodzicami.

        1. W tym się zgadzam z tobą adwokacie, bo wielu ludzi, którzy tu krytykują model DD ze względu na „spaczenie” dzieci, równocześnie jest w stanie bronić związków np. homoseksualnych twierdząc, że nie wpłyną one na preferencje potomstwa. Osobiście jednak uważam, że harmonijna może równie dobrze być rodzina partnerska i także taka, gdzie „głową” jest kobieta (tak było u moich dziadków – a małżeństwo szczęśliwie przetrwało do śmierci w podeszłym wieku). Temperament i charakter to cechy osobnicze, z furiata uległego/uległej sie nie zrobi 🙂 I znowu na marginesie – kłótnia dwóch rozsądnych furiatów nie musi być niczym złym – bo często burzliwa forma kończy się rzeczowym kompromisem (miałam kiedyś szefa furiata, który potrafił ciskać czapką albo długopisem i tupać jak stado słoni – wspominam go z niekłamaną sympatią, a fachowcem też był jak się patrzy).

  39. Adwokacie – pozdrawiam Cię i chcę dodać, że podziwiam Twój zapał i siłę do tłumaczenia niewytłumaczalnego :),dużo tutaj zostało napisane na temat DD, ale jak sami przyznajecie to tylko teoria, bowiem przecież takie związki nie istnieją, jak twierdzicie (co niektórzy), albo są marginesem, a ja nie tylko 'tkwię’ w takim związku, ale uważam go również za doświadczenie metafizyczne dające niezwykłe i niespodziewane poczucie więzi z tym jednym mężczyzną. A ból fizyczny odkryłam jako formę katharsis. Nie jestem masochistką wielbiącą tortury, ale ból i towarzyszące mu łzy mają moc uwalniania głębokich emocji. DD to nie jest przepis na funkcjonowanie całego świata. To jest „spotkanie” się jakiejś konkretnej pary,która w tych zasadach odkrywa coś szczególnego dla siebie – dla tych konkretnych niepowtarzalnych jednostek, którymi jestesmy i które mają prawo do posiadania swoich nawet dziwacznych preferencji.pozdrawiam wszystkich wciągniętych do dyskusji

    1. Odpuść troszeczkę, Czykito, tym, którzy krytykują Wasz sposób życia. Myślę, że nie z nienawiści to czynią, a tylko z głębokiego poczucia iż sami w takiej sytuacji byliby głęboko nieszczęśliwi. I może im się nie podobać (jak i mnie) usilne implikowanie obcych im skłonności tylko dlatego, że są kobietami. Rację masz zupełną w kwestii dobrania odpowiedniej pary i prawa do realizowania swojego szczęścia.

      1. Myślę, że jedną z przyczyn bardzo wrogich reakcji kobiet w stosunku do DD może być fakt, że w nie tak znowu odległej przeszłości kobiety były podporządkowane mężczyznom przymusowo. Nie mogły decydować o sobie, zarządzać swoimi pieniędzmi, praktycznie rzecz biorąc były ubezwłasnowolnione. Oczywiście układ taki nie był dobrowolny i kobieta nie mogła z niego zrezygnować. Nic dziwnego, że cokolwiek przypominającego taką sytuację źle się wielu kobietom kojarzy. Również dzisiaj można się spotkać z opiniami mężczyzn, że żona jest jego własnością, ona ma prawo ją bić (bez pytania jej o zgodę oczywiście), że kobiety są głupsze od mężczyzn itd. Trudno się dziwić, iż stykające się z takimi poglądami kobiety nerwowo reagują na każdą filozofię kojarzącą się z powyższymi opiniami.

        1. Tak, Elizo – „przeciętnemu człowiekowi” trudno zrozumieć, że ktoś może DOBROWOLNIE wejść w taki układ, a nawet go pragnąć…

      2. nie żywię urazy do Alby, bo mam ją za otwartą i wrażliwą osobę – czego najlepszym dowodem jest choćby ta tutaj dyskusja, nikogo też nie chcę namawiać do niczego, bo sama o sobie kiedyś nie pomyślałabym, że mogę być w takim związkuuważam natomiast, że pozornie niefajne/dziwne/obmierzłe rzeczy ludzie czy systuacje mogą kryć w sobie wiele dobroci i powodować ważne doświadczenia. dzisiaj rzeczywistość ma smak popkulturowej plastikowej papki, w której fajne jest to, co jest zabawne( najlepiej w stylu głupiej amerykańskiej komedii), bezbolesne i nie wymagające myślenia/zaangażowania ect., dlatego ból czy posłuszeństwo uchodzą za dziwactwacieszę się Albo, że coś tam odkryłaś czy jesteś w stanie zrozumieć, ale nie mam siły(jestem teraz dość zmęczona) na śledzenie wszystkich postów i ten o katharsis chyba ominęłam,miłej nocy

        1. I nawzajem miłych nocy, dni i lat 🙂 Powody wrogości chyba najtrafniej ujęła teraz Eliza 🙂 Osobiście mogę zaproponować jako antidotum na pop-papkę górskie wycieczki – również dają poczucie rzeczywistego tu i teraz, prawdziwego wyzwania, doskonalenia, pokonywania własnych słabości i ograniczeń, w dodatku potrafią zbliżyć do Boga (czy też inaczej pojmowanej „siły wyższej”). A dla amatorów fizycznego bólu mają kilka miłych niespodzianek w postaci otarć, zmęczenia, zakwasów ;););) przepraszam – nie potrafię zbyt długo zachować właściwej powagi… Niemniej jestem tak gorliwą wyznawczynią integracji z naturą przez piesze wycieczki, że prawie gotowa dorabiać do tego tematu teorie filozoficzno-społeczne :):):)

          1. Spokojnie – do każdego (prawie) tematu jakąś filozofię da się dorobić… 🙂

      3. Podpisuję się pod tym obiema rękami – bo to wypisz-wymaluj jak ten gej, który „wpierał” wszystkim mężczyznom ukryty homoseksualizm, zapewne dlatego, że jemu samemu szczęśliwy związek z kobietą nie mógł się pomieścić w głowie. Wysnuł więc z tego osobistego poczucia wniosek, że jeśli mężczyźni w takich związkach żyją, to tylko dlatego, że ich do tego zmusza „norma społeczna.” 🙂

Skomentuj ~Ola Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *