Nie da się ukryć – jestem niepełnosprawną mamą. A jednak pierwszego stycznia urodziłam ślicznego, ZDROWEGO i wyjątkowo szybko się rozwijającego chłopczyka.
Tym bardziej więc boli mnie, że lekarze jak gdyby uparli się, że moje dziecko MUSI być na coś chore. I tak od chwili swego urodzenia mały „na wszelki wypadek” przechodzi wszelkie możliwe badania. Zdaje się, że już teraz jest najlepiej przebadanym niemowlęciem w Polsce. 😉 Audiolog, nefrolog, ortopeda, neurolog… A przy każdym z tych badań ja truchleję z niepokoju – bo zawsze chodzi mi po głowie, czy to nie jest jakaś kara za to, co zrobiliśmy… (Tuż po narodzinach sama sprawdzałam uważnie, czy aby nie ma sześciu palców albo czegoś w tym rodzaju…)To prawda, że mam porażenie mózgowe – ale czy to znaczy, że moje dziecko nie może być po prostu zdrowe? Kiedy się to wreszcie skończy?!
Ja wiem, że lekarze będą się bronić, mówiąc, że robią to wszystko po to, żeby niczego nie zaniedbać – ale robiąc tak, jednocześnie wpędzają mnie w poczucie winy, że się zdecydowałam go urodzić. Ostatnio od jednej lekarki usłyszałam, że mały miał „traumatyczny” (bo niefizjologiczny) poród. Dziwne, bo zawsze uważałam, że mniej narażam swego synka, pozwalając mu się urodzić przez cesarskie cięcie. Nie byłam pewna, czy poradzę sobie fizycznie z trudami naturalnego porodu (to jest naprawdę bardzo, bardzo cięzka praca!). I tak źle – i tak niedobrze. Co więc miałam zrobić? I czy to oznacza, że takie jak ja w ogóle nie powinny mieć dzieci?!