…z dziurką w sercu.
Pamiętam, że w tej samej chwili, kiedy dłonie lekarza wyciągnęły się, by wyjąć córeczkę z mojego brzucha, poczułam bardzo silny ucisk, niemal ból, w okolicy własnego serca.
– No, i jest nasza dziewunia! – zawołała radośnie siedząca przy mnie pani anestezjolog, a ja odetchnęłam z ulgą. Udało się. Urodziłam życie – i przeżyłam. Znowu.
Jest taka śliczna i silna – dokładnie taka, jaką sobie wymarzyłam.
Trzeciego dnia jej życia pediatra „wysłuchuje” jakiś niewielki szmerek w jej serduszku podczas codziennego badania. Skierowanie – echo serca. Musimy jeszcze zostać w szpitalu.
Bagatelizuję to. Przecież WIEM, że dodatkowe tony w sercu w 90% przypadków nie świadczą zupełnie o niczym. Przecież to niemożliwe, żeby…
Diagnoza: „ubytek okołobłoniasty przegrody międzykomorowej.” Mówiąc w dużym uproszczeniu , nasza dziewczynka ma przeciekającą dziurkę w sercu. Niewielką, niezagrażającą (na razie) jej życiu ani zdrowiu. W przyszłości, być może (jeśli nie zarośnie się samo, bo i tak się czasem zdarza) – czeka ją zabieg operacyjny. (…”ubytki okołobłoniaste stanowią największą grupę wśród wrodzonych wad serca” – czytam.)
Urodziłam dziecko z wadą serca…
To wprost nie do uwierzenia – przecież wygląda tak zdrowo… Bo JEST zdrowa. Na razie.
Pytania, pytania, pytania. Może gdybym była młodsza, nie miała cukrzycy… Może gdybym usunęła ciążę… (Badania prenatalne niczego nie wykazały!!!!). Może kusiliśmy los, bo przecież urodziłam już jedno ZDROWE dziecko?
Przynoszą nam do wypełnienia taką straszną ankietę „dla rodziców dzieci z wadami wrodzonymi.” (Nigdy nie sądziłam, że takie określenie będzie nas dotyczyć!) Medycyna bywa potwornie bezduszna.
Liczba dzieci żywo urodzonych – dwoje. Liczba dzieci martwo urodzonych – zero…
Dla niej nasza córeczka to tylko statystyka – a my jesteśmy winowajcami.
Wiek ojca… wiek matki…Przyjmowanie kwasu foliowego… przebyte infekcje… Nałogi i używki – brak.
A więc urodziłam „dziecko z wadą wrodzoną…” Co zrobiłam źle, że mnie to spotkało? Może z naszą miłością jest coś nie tak, skoro daje „uszkodzone” dzieci?
Opanowuję się jednak zaraz. Bo co to, tak naprawdę, zmienia? Aniela, obojętnie, z dziurką w sercu czy nie, jest wciąż tą samą małą dziewczynką, którą pragnęliśmy mieć. I nadal jest prześliczna. Jak mogłabym, jak moglibyśmy ją odrzucić z tego powodu?
Nasza mała księżniczka ma dziurkę w sercu… I co z tego?