Żyjemy w takich czasach, że gdyby ktoś w rozmowie rzucił, że zamierza zostać świętym, spotkałby się (w najlepszym razie) z podobną reakcją, jak gdyby publicznie puścił bąka.
Świętość jest czymś, o czym „w dobrym towarzystwie” się nie dyskutuje – i już. Sprowadzono ją do kategorii hagiografii – albo dewocji.
Tymczasem ja uważam (o czym już wspominałam parę postów niżej w komentarzach) , że jeśli nawet ktoś jest zamiataczem ulic, ale robi dobrze to, co robi, to jest ŚWIĘTYM zamiataczem ulic. Jak to mówiła Matka Teresa z Kalkuty (zresztą święta:)) – „każda rzecz jest wielka, jeśli czynisz ją z miłością.” Także Kościół od zawsze nauczał, że oprócz świętych „oficjalnie uznanych”, z pompą i przyznaniem aureoli, są na pewno wielkie rzesze świętych ludzi, których imiona zna tylko sam Bóg. I tych wszystkich właśnie wspominamy w uroczystość Wszystkich Świętych.
Ludzi takich, jak o. Jacek (imię znane redakcji:)), przeor karmelitów w Oborach, który był zawsze gotowy podzielić się ostatnim kawałkiem chleba z potrzebującymi… (Zapraszał mnie na wakacje „w przyszłym roku” – a za rok już nie żył…) Takich, jak matki, z poświęceniem wychowujące niepełnosprawne dzieci. Takich, jak dzieci umierające na raka i martwiące się tylko o to, „żeby mamusia nie płakała.” Albo jak moja Babcia, której nigdy nie słyszałam mówiącej źle o ludziach – i po której śmierci płakało całe miasteczko. Jestem dumna, że jestem Jej wnuczką (i mam tylko nadzieję, że i Ona mogłaby być dziś dumna ze mnie, mimo że mój brat-agnostyk, gdy się dowiedział o moich planach małżeńskich, powiedział tylko: „Dobrze, że nasza Babcia tego nie dożyła…” Była Ona jednak z natury tak nieskłonna do potępiania innych, że sądzę, że nie potępiłaby również mnie – bądź co bądź, swojej ukochanej wnuczki…). Albo jak mój ukochany Stary Doktor, który uczył, żeby zamiast pławić się we własnym „nieszczęściu”, poszukać raczej kogoś biedniejszego od siebie – i pomóc mu.
Tak, tak – jestem święcie przekonana, że dane mi było spotkać w życiu bardzo wielu świętych ludzi – mimo, że niektórzy z nich nie byli nawet chrześcijanami (ale, czy myślicie, że Pan Bóg naprawdę zwraca przesadną uwagę na takie „drobiazgi”?;)) A Wy?