Mieszane uczucia.

„Cały postępowy świat” ostatnio pieje z zachwytu nad „odważnym czynem” jakiego dokonały dziewczyny z rosyjskiej grupy Pussy Riot, gdy wtargnęły do cerkwi, by odśpiewać tam dość wulgarną antyputinowską piosenkę.

A ja, jak zazwyczaj – nie wiem, co mam o tym myśleć.
Z jednej strony – doceniam szlachetne motywy i rozumiem, że być może sprawczynie liczyły w tym wypadku na święte prawo azylu, zgodnie z którym w Domu Bożym każdy człowiek, nawet najgorszy, powinien czuć się bezpiecznie. Na pewno bezpieczniej jest coś takiego odśpiewać w cerkwi, niż na Kremlu…
NIE UWAŻAM także, by dwa lata kolonii karnej były sprawiedliwą karą za ów występ(ek). Moim zdaniem zupełnie wystarczyłoby tu zwykłe „przepraszamy.”
Jednakże… zastanawiam się poważnie, czy aby na pewno świątynia (jakiegokolwiek bądź wyznania!) jest najwłaściwszym miejscem na tego typu polityczne demonstracje? Tym bardziej, jeśli się weźmie pod uwagę, że ta sama lewicowa opinia publiczna, która teraz wynosi czyn rosyjskich feministek pod niebiosa, we wszystkich innych wypadkach ostro protestuje przeciwko wszelkim, domniemanym nawet,  związkom religii z polityką. Interesujące, prawda?
Szczególnie rozbawiła mnie reakcja pewnej pani, manifestującej swe święte oburzenie bodaj gdzieś w Hiszpanii, która stwierdziła, ni mniej ni więcej, tylko, że „każdy ma prawo śpiewać, co chce i gdzie chce.” Ciekawam wobec tego, czy w przedszkolu także?:)
I nie jestem pewna, czy przysłowiowe wejście z butami do czyjegoś sanktuarium i naplucie tam – w ramach świętego prawa do artystycznej ekspresji, oczywiście! – ma być naprawdę najwyższym przejawem ludzkiej wolności?
Kiedyś było na to takie ładne, zapomniane już dziś słowo… profanacja?
A już zupełnie, proszę mi wybaczyć, nie pojmuję reakcji ukraińskich „półnagich feministek” na niewątpliwą niesprawiedliwość, jaka spotkała ich rosyjskie siostrzyce. Na znak protestu ścięły one mianowicie krzyż, stojący w centrum Kijowa! Rozumiem, że to zrobić dużo łatwiej, niż np. spalić kukłę Putina? Bo co komu może zrobić figura ukrzyżowanego Człowieka? Nic zgoła… Grunt, to na czymś wyładować swoją frustrację!
A najzabawniejsze jest to, że ów symbol religijny, na którym dokonano przykładnej egzekucji, upamiętniać miał ukraińskie ofiary NKWD. Rzeczywiście, całkiem stosownie – wszak Putin to też stary KGB-ista… :(

Rocznicowa refleksja.

Jakkolwiek NIE POPIERAM religijnych prowokacji Madonny, uważając je za niepotrzebne i tanie (w końcu cóż prostszego w dzisiejszych czasach, niż dać się „przybić” do krzyża? Jezus to zrobił naprawdę, inni robią dla zgrywy…) – to jednak wydaje mi się, że cały szum wokół tej sprawy także jest przesadzony.

Pomijając już to, że nie podoba mi się, że COKOLWIEK by teraz Madonna w Polsce nie zrobiła, dla niektórych „prawdziwych Polaków” pozostanie już na zawsze główną nieprzyjaciółką Narodu i Kościoła (na miłość boską, nie róbmy z tej kobiety żeńskiego wcielenia Antychrysta – ona z pewnością na to nie zasłużyła…) – nie  po chrześcijańsku to, oj, nie…
Myślę sobie, że młodzi powstańcy warszawscy 68 lat temu walczyli również i to, by Warszawa (ich Warszawa!) była w przyszłości NORMALNYM, żyjącym miastem. Normalnym, to znaczy takim, gdzie każdy może (nie czując się przymuszonym!) iść na koncert, do kina czy na mszę.
Czego sobie i Państwu życzę z okazji dzisiejszej rocznicy.