Jak powszechnie wiadomo, globalna Sieć jest kopalnią wiedzy wszelakiej, tak więc przy okazji kolejnych „niezależnych badań” mogłam się znów dowiedzieć wielu ciekawych rzeczy (poniekąd o sobie).
Katolik w Internecie.
Dowiedziałam się otóż, że jako katoliczka z pewnością mieszkam w małej miejscowości (jako żywo, nie wiedziałam, że to coś złego…) oraz legitymuję się wykształceniem podstawowym (bo jakże by inaczej…). Dziw, że przy tak mizernym stanie wiedzy potrafię w ogóle jeszcze obsługiwać komputer…
Nie chciałabym być złośliwa, ale na tej samej zasadzie można byłoby stworzyć „wiarygodny portret geja polskiego”: jest on otóż młody, wykształcony i mieszka w dużym mieście. 🙂 Zgadza się? I widzicie – nie potrzeba mi było nawet do tego żadnych badań… 🙂
Młodzi katolicy szukają swojej „drugiej połówki” wyłącznie na mszach, pielgrzymkach i oazach, miłosne e-maile kończą obowiązkowo pozdrowieniem „Szczęść Boże!” – a ich jedynym autorytetem jest o. Rydzyk do spółki z Magdą Buczek. Do swoich idoli mają stosunek zgoła bałwochwalczy – ostatnio Onet przyniósł wieść o jakimś katoliku z Madrytu, który tak kochał Jana Pawła II, że… żegnał się, ilekroć ujrzał jego nazwisko na akcie własności swojego mieszkania!
Kobiety-katoliczki nienawidzą seksu (uprawiają go ponoć tylko w „jedynej dozwolonej przez Kościół” pozycji misjonarskiej, po ciemku i bez widocznej przyjemności), ale mimo to mają całe tabuny niechcianych, zaślinionych bachorów, ponieważ (jeśli w ogóle…) jako jedyną metodę antykoncepcji stosują „kalendarzyk małżeński” , bardziej naukowo zwany „watykańską ruletką.”
Mężczyźni-katolicy natomiast nałogowo nadużywają alkoholu i regularnie bijają swoje zaniedbane i zahukane żony (zwykle zaraz po powrocie z niedzielnej mszy…).
Mały katolik za to już z piersi matki wysysa swoją fanatyczną, ślepą i zabobonną wiarę (inni katolicy, niż „fanatyczni” w ogóle nie istnieją…) oraz NIENAWIŚĆ do: gejów, feministek, samotnych matek, rozwodników, naukowców, innowierców, ewolucjonistów, ateistów, Żydów i cyklistów – słowem, do wszystkich inaczej wierzących czy inaczej myślących…
Nic więc dziwnego, że tak ponure indywiduum spotyka się na ogół z zasłużonym i powszechnym potępieniem ze strony całej „cywilizowanej wirtualnej społeczności.”
Ogólna zasada jest taka, że katolika można (a nawet należy!) bezkarnie obrzucić najbardziej niewybrednymi inwektywami, nie przestając przy tym uchodzić we własnych – a zazwyczaj i cudzych – oczach za osobę ze wszech miar otwartą, nowoczesną i TOLERANCYJNĄ…
„Siejecie nienawiść, to i zbieracie nienawiść!” – jak to celnie uzasadnił mój ulubiony sieciowy Ateista. Zaprawdę, godne to i sprawiedliwe, słuszne i zbawienne: Gwałt niech się gwałtem odciska!
I co ja mogę na takie dictum? Chyba tylko powtórzyć, że w dobie powszechnie nam panującej „dyktatury poprawności politycznej”, kiedy kulturalnemu człowiekowi po prostu NIE WYPADA już mówić źle o nikim, katolicy (do spółki z pedofilami…) pozostają tu wcale wygodnym chłopcem do bicia…