Nie chciałam pisać na ten temat. Naprawdę nie. Ale czując się niejako „wywołana do tablicy” przez jeden z Waszych komentarzy, spróbuję jednak coś napisać.
Zacznijmy od tego, że dla mnie ludzki zarodek jest istotą ludzką – i jest to raczej stwierdzenie naukowe, niż kwestia mojej wiary. Jeżeli ktoś ma dwoje ludzkich rodziców i ludzki, niepowtarzalny zestaw genów, to JEST człowiekiem, nawet jeżeli ma zaledwie kilka milimetrów (zresztą klasycznej aborcji dokonuje się w znacznie późniejszym okresie). Ci, którzy sądzą inaczej, niech mi to najpierw udowodnią.
Stwierdzenia typu „to jeszcze nie człowiek!” prowadzą zwykle do wniosku, że jedni ludzie są „bardziej” ludźmi niż inni, np. starcy bardziej niż małe dzieci, geniusze bardziej, niż upośledzeni umysłowo. Zwracam przy tym uwagę na fakt, że pierwszym krokiem do ludobójstwa jest zawsze przekonanie siebie, że ci, których się zabija „tak naprawdę” nie są ludźmi.
Wątpliwości tego rodzaju dziwią mnie tym bardziej, że jednocześnie coraz głośniej mówi się o tym, że zabijanie zwierząt to zabójstwo. Czyżby więc „efekt” miłosnego zjednoczenia między mężczyzną a kobietą był w naszych oczach wart nawet mniej, niż którekolwiek ze zwierząt? Smutne…
Pytanie zatem, moim zdaniem, powinno brzmieć nie tyle CZY płód ludzki jest człowiekiem, co – czy i w jakich okolicznościach mamy prawo tego człowieka pozbawić życia.
Sądzę, że podstawową okolicznością, która mogłaby to usprawiedliwić, jest zagrożenie życia i zdrowia matki. Bo powiedzieć, że kobieta powinna w każdym przypadku urodzić dziecko, byłoby podważeniem faktu, że jej życie jest warte dokładnie tyle samo, co życie jej dziecka. Oddanie życia za innego człowieka jest zawsze aktem heroizmu – a do heroizmu, jak mnie nauczył mój spowiednik, filozof i etyk, nikogo zmuszać NIE WOLNO.
Mam natomiast pewne wątpliwości co do zasadności wykonywania aborcji, gdy ciąża jest wynikiem przestępstwa. Rozumiem (proszę mi wierzyć!) szok, ból i gniew związany z gwałtem – ale zastanawiam się (tylko się zastanawiam!) czy – zwłaszcza w przypadku bardzo młodych kobiet – do wstrząsu związanego z przestępstwem nie dochodzi tu jeszcze szok, który się wiąże z zabiegiem przerwania ciąży – i ewentualne komplikacje medyczne? Czy rzeczywiście najskuteczniejszą formą pomocy dla zgwałconej dziewczyny jest pomoc w pozbyciu się fizycznych „dowodów” gwałtu? Czy to uleczy jej psychikę, jej duszę?
Oczywiście, można powiedzieć, że urodzenie dziecka gwałciciela jest także czynem heroicznym, a do bohaterstwa…itd. Tym niemniej zastanawiam się, czy fakt, że z powodu wczesnej aborcji nie będzie mogła mieć więcej dzieci, nie będzie dotkliwiej przypominał kobiecie o tym, że została kiedyś zgwałcona, niż to, że urodzi niechciane dziecko?
I zastanawiam się również, dlaczego w tym przypadku dziecko (przeciwko któremu zwraca się cały ból, gniew i nienawiść kobiety) ponosi wyższą karę, niż przestępca seksualny? Czy jest ono jakoś winne temu, że się w niej znalazło?
Czy bardziej logicznym rozwiązaniem nie byłoby w tym wypadku zaostrzenie kar za gwałt – aż do kary śmierci włącznie? (A mój spowiednik optował tu za przymusową sterylizacją gwałcicieli).
Aha: i nie jestem wcale przekonana, że tzw. „edukacja seksualna” jakoś znacząco wpływa na obniżenie się liczby wykonywanych aborcji. Sęk w tym, że ludzie rzadko stosują się do tego, co wiedzą. Gdyby było inaczej, to w Wielkiej Brytanii, kraju, gdzie antykoncepcja jest powszechnie dostępna, a nieletnie uczennice mogą przerwać ciążę nawet bez wiedzy rodziców, nie byłoby aż tylu ciężarnych nastolatek. Zwracam także uwagę, że klientkami owej niesławnej hiszpańskiej kliniki, gdzie dokonywano zabiegów do 8. miesiąca ciąży były głównie zamożne i dobrze wyedukowane Dunki, które „u siebie” mają także bardzo liberalne prawo aborcyjne…
Nie zgadzam się także z powszechnie dziś lansowanym poglądem, że „dziecko jest wyłączną sprawą kobiety” – no, chyba, że ludzie normalnie rozmnażają się przez dzieworództwo? 🙂 Jeżeli mężczyzna był obecny przy poczęciu dziecka to ma prawo (a nawet obowiązek!) decydować także o jego życiu lub śmierci – choć zdaję sobie sprawę, że przeciwny, feministyczny pogląd jest paradoksalnie wygodniejszy dla mężczyzn. („To JEJ problem, niech ONA się martwi!)
A jakiekolwiek niezgodności w tej kwestii między partnerami należy zawsze rozstrzygać na korzyść dziecka – przecież i w sądzie wszelkie wątpliwości przemawiają na korzyść oskarżonego.
Pamiętam, jak żal mi było pewnego Anglika, którego dziewczyna zaszła w ciążę a następnie się z nim rozstała. Pech chciał, że wkrótce mężczyzna ten musiał poddać się leczeniu, które bezpowrotnie pozbawiło go możliwości posiadania dzieci – a jego była partnerka postanowiła usunąć ciążę. Sąd nie uwzględnił jego sprzeciwu i tak, w imię „wyłącznego prawa kobiety do decydowania” odmówiono chłopakowi prawa do ojcostwa.
I ja się pytam: czy to jest sprawiedliwe?!
Postscriptum: A żeby to było już zupełnie jasne – NIE POPIERAM zmian w Konstytucji, proponowanych przez LPR i Radio Maryja. Uważam, że życie i zdrowie matki i dziecka są dostatecznie chronione przez obecne zapisy. No, chyba, że ktoś nie wierzy, że płód jest istotą ludzką – i na tej podstawie obejmują go nasze ogólne przepisy, dotyczące ochrony życia ludzkiego. Roman Giertych i jego koledzy najwyraźniej mają kłopoty z tą wiarą. 😉
Postscriptum 2: Zastanawiające w tym wszystkim jest tylko to, że ci, którzy mienią się „obrańcami życia” zazawyczaj zdecydowanie opowiadają się za karą śmierci – a ci, którzy opowiadają się za aborcją na każde życzenie – są jej gwałtownie przeciwni (Tak, jakby płód ludzki był w każdym przypadku większym zagrożeniem, niż nawet największy ze zbrodniarzy…). Czy nie dostrzegacie w tym jakiejś ogromnej nielogiczności?
Postscriptum 3: Ostatnio jakoś tak „chodzi za mną” taki wiersz Andrzeja Bursy, przedwcześnie zmarłego poety z lat pięćdziesiątych ubiegłego wieku:
tylko rób tak, żeby nie było dziecka
tylko rób tak, żeby nie było dziecka –
to nieistniejące niemowlę
jest oczkiem w głowie
naszej miłości (…)
Kupujemy mu wyprawki
w aptekach
i w sklepikach z tytoniem (…)
ale i tak
płacze nam ciągle
i histeryzuje.
Wtedy trzeba mu opowiedzieć historyjkę
o precyzyjnych szczypcach
których dotknięcie nic nie boli
i nie zostawia śladu.
Wtedy się uspokaja
nie na długo
niestety.”
Pasuje?
Postscriptum 4: Właśnie przeczytałam, że we Francji dokonuje się rocznie ok. 6 tysięcy tzw. zabiegów IMG – aborcji ze wskazań medycznych, i to niekiedy nawet wtedy, gdy (jak w przypadku płodów z tzw. „zajęczą wargą”) dzieci można byłoby skutecznie leczyć już po urodzeniu…
Czy nie jest to w istocie przejaw „myślenia eugenicznego”, w myśl którego każdy człowiek, który nie jest doskonały powinien zostać wyeliminowany, aby…oszczędzić innym swojego widoku?