Blaise Pascal, ten (jak go nazywają niektórzy) „geniusz wykradziony nauce przez mistykę” już w XVII wieku pisał, że:
Z braku prawdziwych obiektów muszą się czepiać fałszywych.”
I przypomniało mi się to po raz kolejny,kiedy tylko ta sprawa zaczęła być głośna.
Czasami aż nie mogę wyjść z podziwu, w co potrafią uwierzyć ludzie, uważający się skądinąd za „oświeconych” racjonalistów. Astrologia, numerologia, magia obrazów i kryształów… Właściwie wszystko tu się zmieści. Ostatnio np. zaszokowała mnie informacja, że coraz częściej wróżki i tarocistki robią karierę jako…doradcy biznesowi!
A jakiś czas temu ze zdumieniem oglądałam reportaż o pewnej właścicielce księgarni we Wrocławiu, zresztą kobiecie dość prostej i ordynarnej, która zdołała wmówić grupie zamożnych, wykształconych ludzi (w większości byli to młodzi yuppies), że jest ni mniej ni więcej tylko…panią bóg! Nie wiem, jak oni, ale ja zawsze miałam lepsze zdanie o Bogu.
I tak sobie myślę, że tej grupie odizolowanych od świata kobiet, poddawanych rozmaitym psychomanipulacjom (znanych powszechnie jako „<byłe> betanki z Kazimierza”) równie łatwo byłoby uwierzyć we wszystko, czegokolwiek by od nich zażądano, choćby to nawet było sprzeczne nie tylko z wiarą (jak założenie, że ich „ojciec Roman” i Jezus to jedna i ta sama osoba), ale nawet ze zdrowym rozsądkiem (jak chociażby zaprzeczanie śmierci Jana Pawła II).
A swoją drogą – jak zauważył mój P. – ten dziwaczny ekszakonnik nieźle się urządził między tyloma kobietami… W końcu, jeżeli jesteś „Jezusem”, to stoisz ponad prawem i wszystko, nawet bicie i molestowanie, z łatwością uchodzi ci na sucho…
I tylko czasem smutno mi trochę, że – choć mnie nigdy nie przyszłyby do głowy tak bluźniercze pomysły – pod względem formalno-prawnym znajduję się wobec mojego Kościoła w bardzo podobnej sytuacji…