W związku z niedawnym jeszcze Dniem Nauczyciela naszła mnie taka oto refleksja (nawet mnie się to czasem zdarza;)) – że nauczyciele, a szerzej – niemal wszyscy współcześni „intelektualiści” („okularnicy” , jak ich trafnie nazywała Agnieszka Osiecka:)) należą do ludzi, którzy najczęściej czują się niedoceniani i nieszczęśliwi. Itepe. Itede. 🙂 Jak sądzicie, z czego wynika ta dość powszechna frustracja?
Przyznam się Wam, że szczerze NIE ZNOSZĘ filmu Marka Koterskiego „Dzień świra.” Główny bohater, choć z racji wykształcenia uważa się za kogoś lepszego od swoich sąsiadów, w rzeczywistości jest tak samo chamski i miałki, jak oni…
A przecież nawet w najtrudniejszej sytuacji zawsze można mieć tę podnoszącą na duchu świadomość własnej wyższości intelektualnej nad otaczającym nas „tłumem.”:) (Choć z drugiej strony pamiętam też, jak nieopisanie mnie irytował kolega, który jeszcze nie skończył doktoratu, a już nie mówił o sobie inaczej jak „my, naukowcy.” O wszystkich innych zaś wyrażał się per: „ten ciemny lud.”:) Prawdziwy mędrzec jest pokorny wobec swojej wiedzy.)
Jako osoba, która przez wiele, wiele miesięcy po ukończeniu studiów pozostawała bez pracy – nadal z uporem twierdzę, że osobista satysfakcja z własnej wiedzy i wewnętrznej wartości może pomóc człowiekowi przetrwać nawet najcięższe chwile. MNIE w każdym razie pomogła. No, przynajmniej trochę – reszty dokonali prawdziwi przyjaciele.
To ostatecznie oznacza powiedzenie, które wbijamy do głowy naszym dzieciom: „uczysz się DLA SIEBIE, nie dla innych!” A zdaje się, że od zawsze było aktualne to stwierdzenie z Biblii: „To nie mędrcom chleb się dostaje w udziale, ani rozumnym bogactwo – i nie waleczni w walce zwyciężają…”