Całkiem niedawno pewien bloger – snadź amator „ostrej jazdy”- udowadniał, że prawdziwym zagrożeniem na jezdni nie są wcale piraci drogowi czy nietrzeźwi kierowcy, lecz zbyt restrykcyjne przepisy, „czepiająca się” wiecznie policja, oraz cała rzesza „dobrodusznych kretynów” zachowujących się przepisowo. (Ot, na przykład taka babcia z balkonikiem, która niespodziewanie wtargnie na pasy przy zielonym świetle…).
Wszystko to zapewne w jakimś stopniu prawda – staruszek 80-letni ze względu na stan zdrowia raczej nie powinien już się porywać na dalekie podróże samochodem, absolutnie NIE NALEŻY poprawiać fryzury patrząc we wsteczne lusterko na ruchliwym skrzyżowaniu w godzinach szczytu, a jazda autostradą z prędkością 50 km nie jest jazdą bezpieczną.
Szkoda tylko, że Autor nie miał okazji zobaczyć tego młodego i pełnego fantazji człowieka, którego mózg w mojej obecności zbierano z przejścia dla pieszych (bo wiadomo, że kaski motocyklowe są dla tchórzliwych frajerów – prawdziwy facet się nimi nie zhańbi…).
Albo że nie słyszał o tych bogatych chłopakach , którzy urządzali sobie wyścig z Mokobód do katedry w Siedlcach – cóż za niewinna, męska rozrywka – a nie po to tatuś kupił extra furkę, żeby nią jeździć jakieś głupie osiemdziesiąt. Jeden z ostatnich rekordzistów, który poprawił wynik poprzednika o 1 (słownie: JEDNĄ) minutę zdobył już sobie zasłużone miejsce…na cmentarzu. Warto było! Albo o tych, którzy zabili dwie PRAWIDŁOWO jadące studentki, a sami wyszli z tego bez szwanku (cóż, podobno głupi ma zawsze szczęście…).
Same były sobie winne, idiotki jedne! Ba, to one mogłyby być potencjalnymi „morderczyniami” – a więc słusznie zostały wyeliminowane z ruchu raz na zawsze. Bo kto to słyszał, żeby w granicach miasta jeździć 50 na godzinę… Ale wiadomo, że baby za kierownicą wiozą śmierć… Własną.:/