„ZAKOCHANA KOLORATKA” – szkic do recenzji.

Przyznam się, że kiedy po raz pierwszy usłyszałam (niedawno) o tej książce, miałam mocno mieszane uczucia.

Pretensjonalny wydawał mi się zarówno sam tytuł, jak i okładka, na której tytułowa „koloratka” została przemodelowana na kształt serduszka. Pomyślałam – cóż to za pomysł, zakochany bywa człowiek, ksiądz, a nie jego „koloratka” (i przecież nikt nie zatytułowałby historii miłosnej chirurga – „Zakochany skalpel”, prawda?:)).

Kolejne wątpliwości wzbudzał we mnie fakt, że Kryspin Krystek opisuje, bądź co bądź, trwający 10000 dni „romans” z zamężną parafianką. „Facet podeptał aż DWAsakramenty – myślałam sobie, czując się od niego lepsza – i jeszcze się tym chwali!”

Obawiałam się ponadto, że może to być jedna z wielu tzw. „książek na odejście” (jak je nazywam), w których byli księża próbują obronić własne decyzje, często ponad  wszelką miarę deprecjonując Kościół.

No, cóż – można powiedzieć, że po raz kolejny zostałam pouczona, by, jak to się mówi, „nie oceniać książki po okładce.” I to w tym wypadku nawet dosłownie.:)

Opowieść zaczyna się pełnym czułości opisem agonii Małżonki autora, zmarłej dwa lata temu na chorobę nowotworową, potem zaś wraz z narratorem cofamy się w czasie, aż do lat 80-tych XX wieku, do małego miasteczka w Wielkopolsce, gdzie zaczęła się ich znajomość.

I nagle okazuje się, że nic tu nie jest takie, jak się na początku wydawało.

Oto sympatyczny z pozoru mąż głównej bohaterki okazuje się „kolekcjonerem zabawek” i zadufanym w sobie playboyem, który bez żenady umawia się z innymi kobietami na oczach młodej żony; prócz tego upokarza ją na każdym kroku, bije, a w końcu posuwa się nawet do gwałtu, gdy zauważa, że „zdobycz” wymyka mu się z rąk na korzyść młodego księdza.

W takiej perspektywie nawet kulminacyjna scena, w której Kryspin symbolicznie „wykupuje” Romę od jej męża, dając mu w zamian prawo użytkowania swojego samochodu (sic!), nie wydaje się już aż tak szokująca. Chociaż w dalszym ciągu uważam, że każda w miarę zdrowo myśląca kobieta miałaby pełne prawo uznać się za poniżoną, gdyby wiedziała, że stała się przedmiotem tego rodzaju specyficznej „transakcji” pomiędzy dwoma mężczyznami. Nawet, gdyby jeden z nich utrzymywał przy tym, że ją bardzo kocha.

W ogóle uważam, że jest to historia zupełnie niezwykłej (to prawda) miłości księdza do „zupełnie zwyczajnej” (o ile o kimkolwiek wolno tak powiedzieć) kobiety, którą dopiero ta jego miłość uczyniła kimś niezwykłym. Choć przyznaję, że fotografia na wewnętrznej stronie okładki przekazuje nam obraz atrakcyjnej, delikatnej blondynki. Ale może na tym właśnie polega „cud miłości”? Że wydobywa z osoby kochanej to, co w niej najpiękniejsze – a dla innych często niedostrzegalne? Sama przecież doświadczam od lat czegoś podobnego w moim związku z P…

Spodobało mi się natomiast podejście autora do jego własnych (kapłańskich) i jego żony (małżeńskich) zobowiązań.

„Najłatwiej byłoby powiedzieć: „Twoje małżeństwo było pomyłką, a moje kapłaństwo błędem” – i sprawa załatwiona, prawda? – pisze – Myślę jednak inaczej, nawet wiem to na pewno: musiałaś być żoną Krzysztofa, doznać upokorzenia z jego strony, byśmy mogli się spotkać, aby spełniło się Boże zamierzenie, by zrealizował się jego plan w stosunku do nas.

Podobnie odbieram sens mojego kapłaństwa, którego też nie uważam za pomyłkę. Tak po prostu musiało być. Kiedyś usłyszałem dziwne stwierdzenie: „Gdyby kapłan odprawił tylko jedną mszę i gdyby tylko jednemu grzesznikowi pomógł wrócić na drogę przyjaźni z Bogiem i udzielił mu rozgrzeszenia, to już same te zdarzenia dają odpowiedź, czy warto było przyjąć sakrament kapłaństwa.””

Sama zawsze właśnie tak pojmowałam sens powołania P. – i dlatego zwyczajnie cieszę się, że ktoś jeszcze myśli podobnie…

Kryspin Krystek, Zakochana koloratka.10 000 dni. Wyd. SORUS, Poznań 2014, dodruk 2015.

koloratka-2-150x150