Naprawdę sądziłam, że nie będę się już musiała wypowiadać na temat eutanazji vel zabójstwa z litości – bo właściwie wszystko, co miałam na ten temat do powiedzenia, napisałam już w wielu poprzednich postach.
Ale rozgorzała na nowo dyskusja wokół sprawy nieprzytomnego od 24 lat Krzysztofa Jackiewicza zmusiła mnie do ponownych przemyśleń w tej sprawie.
Przewidując z góry niektóre Wasze argumenty (bo czyż nie są one ZAWSZE takie same?) chciałabym na wstępie powiedzieć, że w żadnym razie NIE POTĘPIAM tej zdesperowanej, starszej kobiety, która znękana do ostateczności wieloletnią opieką nad śmiertelnie chorym synem – i pełna lęku o jego przyszłość – chciałaby wreszcie zakończyć jego (i swoje!) cierpienia. Czasami po prostu umieranie trwa bardzo długo…
Wiem też, że większość z Was patrzy na takie sprawy przez pryzmat „szlachetnej litości” dla takich chorych i ich rodzin – ja jednak, jako osoba potencjalnie zagrożona takim „miłosierdziem” ze strony innych ludzi, MUSZĘ na to patrzeć także od drugiej strony.
Jestem zdania, że Barbara Jackiewicz powinna była otrzymać wszechstronną pomoc i wsparcie już na długo przedtem, nim podjęła tę dramatyczną decyzję. Bo bez tego to całe współczucie wydaje mi się nie tylko spóźnione, ale i obłudne. Przecież wiadomo, że zawsze łatwiej (i taniej!) jest moralizować (lub ZABIĆ), niż pomóc…
„Masz w rodzinie kogoś, kto wymaga stałej opieki? To wyłącznie Twój problem! – zdają się nam mówić „eutanaziści” – A jeśli nie chcesz się z tym dłużej męczyć, no to go uśpij i cześć!” I to wszystko w świecie, gdzie coraz głośniej mówi się o tym, że „niehumanitarne” jest pochopne uśmiercanie chorych zwierząt – i gdzie tworzy się dla nich „azyle”, w których mogą spokojnie dożyć starości…
I myślę, że nigdy dosyć mojego wołania: nie róbcie nam tego! Nie róbcie, ponieważ prędzej czy później takie prawo obróci się także przeciw wam. Każdy z nas może przecież kiedyś, z tej czy innej przyczyny, stać się „ciężarem” dla swoich najbliższych czy dla społeczeństwa. Prawda?
Może więc – jak w starożytnej Sparcie – wprowadzić cały system kompleksowej oceny stanu zdrowia noworodków i od razu „utylizować” te, które nie rokują dobrze na przyszłość?
Oczywiście, odpowiedniej procedurze należałoby poddać także wszystkich żyjących obecnie ludzi niepełnosprawnych, nosicieli chorób zakaźnych i genetycznych, ofiary nieszczęśliwych wypadków itd. – a następnie sukcesywnie ową zbawienną procedurę powtarzać, np. przy okazji badań okresowych. (Pomyślcie, cóż to byłaby za ulga dla budżetu: jedynie medyczne punkty eutanazyjno-kontrolne zamiast tych wszystkich szpitali, hospicjów i domów opieki…) Sądzę, że w ten sposób w dość krótkim czasie uzyskalibyśmy wreszcie społeczeństwo „doskonałe” pod względem biologicznym – tylko…czy zasługiwałoby ono jeszcze na miano LUDZKIEGO?
I, jak zawsze w takich razach, nasuwa mi się nieśmiertelne pytanie o GRANICE. No, bo jeśli przyjmiemy, że rodzina ma prawo ZAWSZE zadecydować o życiu lub śmierci któregoś ze swoich bliskich, to za co właściwie każemy dzieciobójców? Przecież i oni, w większości przypadków, uwalniają się tylko od „kłopotu” jaki stanowi dla nich ten nieznośny bachor…
I czy możecie mi zagwarantować, że i mnie ktoś kiedyś nie zechce tak „uszczęśliwić”?
Postscriptum: Niedawno oglądałam poruszający film (mam nadzieję, że nie był oparty na faktach!) o rodzinie, w której urodziło się dziecko z zespołem Downa. A ponieważ – jak to często przy tym schorzeniu bywa – niemowlę miało też pewne deformacje narządów wewnętrznych, ojciec dziecka zdecydował, żeby nie przeprowadzać koniecznej operacji korekcyjnej, lecz „pozwolić działać naturze.” Pewna pielęgniarka jednak, nie mogąc już słuchać krzyków chorego dziecka – inne położne zamykały chłopczyka w schowku na brudną bieliznę, ażeby swoim płaczem nie denerwował innych matek i ich dzieci – wykradła dziecko ze szpitala i w tajemnicy przeprowadziła potrzebny zabieg. Postawiono ją za to przed sądem, pod zarzutem działania „wbrew woli lekarzy i opiekunów.” Ale moje pytanie brzmi: czy rodzice mieli PRAWO skazać własne dziecko na śmierć w męczarniach, dlatego tylko, że było poważnie chore?