Chcę wierzyć!

Zygmunt Pinkowski, dawny ksiądz katolicki, a obecnie ateistyczny racjonalista, w swojej książce „Od kapłaństwa do ateizmu” (wyd. BRANTA, Bydgoszcz 2009), którą oczywiście kupiłam (ten straszny nałóg kiedyś mnie zgubi…:)) napisał tak:
„Jak można wierzyć w Boga, który tak urządził świat, że jedno stworzenie musi zjadać drugie, aby przeżyć? Trudno też wierzyć w takiego Boga, który jako wszechmocny i – podobno – miłosierny, straszy ludzi trzęsieniami ziemi, wichurami, głodem, powodziami i chorobami, każe im się do Siebie modlić, a On wtedy może się nad nimi zlituje albo nie, czyli ich zniszczy. Wygląda na to, że Bóg lubuje się w nieszczęściach ludzkich. Najpierw ich stwarza, a potem ich morduje. To naprawdę trudno pojąć. Bóg nie może być taki zły i przewrotny. To, że z przekonania zostałem ateistą, nie znaczy [jednak], że chcę z Bogiem walczyć. Ja po prostu szukam Boga prawdziwego.”

Muszę przyznać, że choć coś mi bardzo „zgrzyta” w tym dramatycznym obrazie Boga mściwego i okrutnego (tylko błagam, nie pytajcie mnie, co to takiego – jest to coś tak ulotnego, że chyba nawet nie umiałabym tego nazwać…) to przynajmniej jedną cechę mam wspólną ze swoim „poszukującym” bratem. Jest to właśnie owo „poszukiwanie Boga prawdziwego.” Chciałabym bardzo wierzyć w Boga takiego, jakim jest, a nie takiego, jakim się WYDAJE, że jest. Moja wiara jest w rzeczywistości raczej ciągłym poszukiwaniem, miotaniem się pomiędzy „credo, quia absurdum!” (wierzę, ponieważ to jest niemożliwe), a „fides querens intellectum” (wiarą poszukującą zrozumienia) – niż zarozumiałą pewnością, że coś już znalazłam. Tak, tak – moja wiara to pytające zwierzę.

Ale Pinkowski pyta: „Jak można wierzyć?!” a ja wiem tylko że… chcę wierzyć – bo gdybym nagle straciła wiarę, straciłabym tym samym jakąś cząstkę samej siebie, mojej własnej tożsamości. Niedawno w jakimś filmie usłyszeliśmy zdanie, że „utrata wiary jest pewnym rodzajem samobójstwa” – i przynajmniej w odniesieniu DO MNIE jest to święta prawda.

A co, jeśli… rację ma raczej Michael Novak, autor świetnej książki „Boga nikt nie widzi. Noc ciemna ateistów i wierzących.” (wyd. ZNAK, Kraków 2010), który pisze m.in. tak:

„Bądźmy szczerzy. Bóg, który stworzył ten świat, ewidentnie nie jest Racjonalistą, Utopistą ani Perfekcjonistą. Sami widzimy, że większość żołędzi spada, nie rodząc żadnego dębu. Niektóre gatunki wymierają – może nawet 90 procent z tych które kiedykolwiek żyły na Ziemi, już wymarło. Niemowlęta rodzą się martwe, inne zdeformowane. Dzieci zostają sierotami, a małe dziewczynki, przerażone, łkają nocami w swoich łóżeczkach. To najbardziej niedoskonały ze światów, zaprojektowanych przez t e g o Projektanta.

Ale przyjmijmy, że… Bóg nie jest Racjonalistą, Logikiem, Geometrą liniowym niebios. Przyjmijmy, że Bóg Stwórca – niczym wielki powieściopisarz, na długo, zanim przybył na Ziemię człowiek – stworzył świat schematów prawdopodobieństwa i redundancji, marnacji i obfitości, ciężkich razów i trudu. Kwiaty opadały na ziemię, obracały się w pył. Gwiazdy, jarzące się na firmamencie przez miliony lat świetlnych, nagle się wypalały. Przyjmijmy, że ten Bóg kochał dzikie lasy nie mniej niż architektoniczny układ, statystyczne schematy uporządkowania równie mocno, jak klasyczną logikę. Przyjmijmy, że ten Bóg kochał ideę powolnej, niepełnej, niedoskonałej historii, w której większość rzeczy dobrych rodzi się z cierpienia. Taki świat mógłby być zadziwiająco piękny. A krzyż mógłby pasować do jego drzwi jak klucz.

Przyjmijmy, że Bóg pragnął świata niedookreśleń z całym jego pogmatwanym zamieszaniem, by mogła w nim rozwinąć skrzydła, eksperymentować i znaleźć swoją drogę WOLNOŚĆ.”

Takiemu Bogu z pewnością można by śpiewać za pewnym angielskim poetą:

 

„Za wszystko, co pstrokate, chwała niech będzie Panu –
Za niebo wielobarwne, za łaciate cielę;
Za grzbiety pstrągów, różem nakrapiane w cętki;
Za skrzydła zięb, żar szkarłatny rozłupanych kasztanów (…)
Wszystkiemu, co nadmierne, osobliwe, sprzeczne;
Rzeczom pstrym i pierzchliwym (któż wie, jak to się dzieje?);
Wartkim i wolnym, słonym i słodkim, mocnym i miękkim;
On początek wciąż daje, Ten, czyje piękno jest wieczne:
Jemu niech będą dzięki.”
(Gerard Manley Hopkins, Pstre piękno, w tłum. Stanisława Barańczaka)

I w takiego właśnie Boga chcę wierzyć…