Dawid i Batszeba: DOJRZEWANIE DO MIŁOŚCI.

Wiesz, kochanie, ostatnio fascynuje mnie historia Dawida i Batszeby. Taka jest podobna do NASZEJ historii…

 

Pismo św. mówi, że Dawid, przechadzając się po tarasach swego pałacu, ujrzał stamtąd kąpiącą się kobietę. Zauważył również, że była ona „bardzo piękna.” (No, to się akurat nie zgadza… ;))

 

W tamtej chwili nie było w nim jeszcze miłości, było jedynie zwykłe, ludzkie pragnienie, aby z nią obcować. Teraz, zaraz, już, natychmiast.

 

Dawid jest w  tym momencie tylko mężczyzną – ale jest również królem, może więc mieć wszystko, czego zapragnie. Posyła zatem po Batszebę, a ona, jak mówi Pismo, „przyszła do niego.” I zapłonął pomiędzy nimi „płomień Pański”… (Pamiętasz to, kochanie? Pamiętasz ten pierwszy moment, kiedy zrozumiałeś, że…? Ja pamiętam – bo było to dokładnie w tej samej chwili. Ależ byłam wtedy nieszczęśliwa!:))

 

W tej iście ekspresowej historii miłosnej od początku tkwi jednak pewna bardzo poważna przeszkoda – Batszeba nie jest wolna, jest mężatką, „żoną Uriasza Chetyty”, jednego z oficerów w armii Dawida.

 

Kiedy więc, po upływie niedługiego czasu, okazuje się, że jednodniowy romans władcy będzie miał poważne skutki ( „Batszeba posłała do Dawida [posłańca] z wiadomością: „Jestem brzemienna.””) król znowu reaguje jak typowy mężczyzna: wpada w panikę. I najpierw próbuje obarczyć rywala ojcostwem swego dziecka – żołnierz jednak, powołując się na starożytne prawa wojenne, odmawia współżycia z żoną – a następnie podstępem doprowadza do jego śmierci.

 

Czyn to oczywiście grzeszny i moralnie odrażający – Dawid czyni to jednak już nie tylko po to, aby ratować swój honor, lecz także honor (a być może i życie…) Batszeby – aby ją legalnie poślubić.

 

Jahwe posyła do Dawida proroka Natana, aby uzmysłowić mu ogrom jego grzechu i jego konsekwencje („Dziecko, które ci się urodzi, na pewno umrze…”) – a król pokornie uznaje swoją winę. I oto kiedy przepowiednia proroka wypełnia się, widzimy króla Dawida, jak „okazuje współczucie dla swej żony.” Wydaje się, że obliczu wspólnego nieszczęścia ich wzajemna więź pogłębia się –  a w miejsce tylko zmysłowego pożądania rodzi się prawdziwa MIŁOŚĆ.  

 

I tej miłości Bóg błogosławi – dając „grzesznej” parze drugiego syna, wielkiego Salomona, który zasiądzie po ojcu na tronie Izraela, mimo, że kronikarze biblijni stale będą wspominać, że jego matką była „dawna żona Uriasza.”

 

Ludzie nigdy nie zapomnieli im grzechu – ale Bóg zapomniał i przebaczył…