Sterylizacja jako zbawienie ludzkości…

Coraz częściej podnoszą się głosy, że – za przykładem Wielkiej Brytanii – sterylizacja powinna być w Polsce legalna, dostępna „na każde życzenie” i refundowana z budżetu państwa.

Pominę na razie fakt, że to zakrawa na paradoks, iż – wobec postępującego kryzysu demograficznego – ludzie wciąż myślą tylko o tym, jak by tu NIE MIEĆ dzieci…

Ale coraz większa popularność tego zabiegu świadczy chyba o fiasku tradycyjnych metod antykoncepcji, nawet tych rzekomo „stuprocentowo skutecznych” jak implant czy plaster antykoncepcyjny. Wszystkie one przecież były reklamowane jako niezawodny sposób na wyzwolenie z horroru nieplanowanej ciąży (przecież wiadomo, że nic gorszego, niż „niechciane dziecko” nie może się człowiekowi w życiu przytrafić…) – a jednak, po latach takiej polityki, coraz więcej kobiet jest rozczarowanych tym, co miało im przynieść upragnioną „wolność” – i nie chcą się po prostu dłużej męczyć z tymi wszystkimi hormonami, plastrami i globulkami…

Jak by na to nie spojrzeć, wydaje się, że ludzka płodność jest tak straszliwą i nieopanowaną siłą, że jedynym naprawdę skutecznym sposobem, aby nią kierować, jest…pozbyć się jej raz na zawsze.

Idąc tym tropem, należałoby też powiedzieć, że obcinanie rąk złodziejom (stosowane do dziś w krajach muzułmańskich) jest skuteczną i właściwą metodą walki z kradzieżami, wycięcie łechtaczki zapewnia wierność kobiety w małżeństwie, a zabieg zmniejszania żołądka może z powodzeniem zastąpić dietę odchudzającą i zdrowy tryb życia…

Sęk w tym, proszę państwa, że w każdym z wymienionych przeze mnie przykładów chodzi o bardzo poważne okaleczenie. A sterylizacja, z uwagi na swoją nieodwracalność (i możliwe konsekwencje)  NIE MOŻE być polecaną powszechnie metodą antykoncepcji. 

Sądzę, że powinna być stosowana jedynie w wyjątkowych przypadkach (np. jeśli zajście w kolejną ciążę poważnie zagrażałoby życiu lub zdrowiu kobiety, a inne środki okazały się nieskuteczne), zawsze dobrowolnie (bo obawiam się, że ludzkość wkrótce zacznie tak „uszczęśliwiać” osoby niepełnosprawne lub ubogie) i na pewno nie „na każde żądanie.” (Przecież nikt przy zdrowych zmysłach nie domaga się od lekarzy prawa do obcięcia sobie palca na każde życzenie, prawda?) Sprawa to nazbyt poważna.


A niedawno w materiale TVN24 stwierdzono, że nawet jeśli ktoś po takim zabiegu zmieni zdanie i zapragnie jednak mieć jeszcze dzieci, to w zasadzie… żaden problem, bo zawsze przecież można poddać się zabiegowi…in vitro! Ja najmocniej przepraszam, ale to już chyba jest lekka (?) przesada?

Ale z drugiej strony… Na upartego nawet w Ewangelii można by się dopatrzeć (tak, jak zrobił to m.in Orygenes) swoistej „pochwały” sterylizacji jako swego rodzaju „mniejszego zła”. 😉 Przecież Jezus mówi:


Jeśli twoja ręka lub noga jest dla ciebie powodem grzechu, odetnij ją i odrzuć od siebie! Lepiej jest dla ciebie wejść do życia ułomnym lub chromym, niż z dwiema rękami lub dwiema nogami być wrzuconym w ogień wieczny. I jeśli twoje oko jest dla ciebie powodem grzechu, wyłup je i odrzuć od siebie! Lepiej jest dla ciebie jednookim wejść do życia, niż z dwojgiem oczu być wrzuconym do piekła ognistego.” <Mt 18, 8-9>

I tak sobie myślę, że gdyby np. pani Alicja Tysiąc w swoim czasie – zamiast domagać się aborcji – poddała się raczej sterylizacji, oszczędziłaby sobie wielu cierpień i upokorzeń, nad którymi teraz tak ubolewa… Przynajmniej WTEDY dyskusja dotyczyłaby rzeczywiście tylko jej prawa do dysponowania własnym ciałem…