„Chcesz być piękna? No, to cierp!”

Katalog fizycznych tortur, jakie kobiety są w stanie zadawać sobie lub innym kobietom (nawet własnym córkom) w imię „urody”, prawdziwej czy wyimaginowanej atrakcyjności, z pewnością zadowoliłby niejedną masochistkę…

Bo czegóż tu nie ma! Jest i „zmniejszanie” siłą piersi (jak w siedemnastowiecznej Hiszpanii, gdzie nieszczęsnym dzieweczkom zakładano na szyję ciężkie płyty, ażeby spłaszczyć ten wielce „nieprzyzwoity” szczegół ich budowy) i krępowanie stóp (Chiny), co powodowało deformacje kości i ścięgien i niewyobrażalne wprost cierpienia. W ostatnich zresztą czasach „krzykiem mody” jest w krajach azjatyckich zabieg odwrotny – łamanie kości nóg, celem ich wydłużenia…

Mamy tu i wydłużanie szyi przy pomocy specjalnych obręczy (Tajlandia), noszenie dużych, glinianych krążków w rozciętej dolnej wardze; maksymalne rozciąganie płatków uszu i skaryfikację – nakłuwanie, nacinanie bądź przypalanie skóry tak, by powstały „efektowne” wzory (różne plemiona afrykańskie) – czy wreszcie najbrutalniejsze chyba z nich: „kobiece obrzezanie” polegające na wycięciu łechtaczki, a niekiedy także dużych i małych warg sromowych i ewentualnie zeszyciu razem tego, co z nich pozostało.

W niektórych krajach afrykańskich i arabskich dopiero tak „oczyszczoną” dziewczynę uważa się za przygotowaną do małżeństwa. Co ciekawe, w tych okolicach praktykują to prawie wszyscy, bez różnicy wyznania – zarówno muzułmanie jak i chrześcijanie oraz animiści – po prostu w przekonaniu, że „tak trzeba” (a co gorsza wielu imigrantów przenosi ten barbarzyński obyczaj także do swoich rodzin w Europie…).  Jedna z afrykańskich aktywistek, zajmujących się zwalczaniem tego zwyczaju, powiedziała kiedyś, że ta praktyka nie przetrwałaby ani minuty, gdyby miała dotyczyć mężczyzn…

Że już o takich „drobiazgach” jak kolczykowanie uszu, nosa, języka, pępka, okolic intymnych i sutków nawet nie wspomnę…

W krajach „cywilizowanych” wcale nie jest pod tym względem o wiele lepiej, niż gdzie indziej – i nie chodzi mi tu tylko o przykłady „drastyczne” typu ból i cierpienie, towarzyszące operacjom plastycznym czy zabiegom odsysania tłuszczu, ani nawet o tatuaż i piercing. 

Wierzcie mi (panowie!), że dla kobiety nawet zwykła wizyta u fryzjera czy kosmetyczki może być bardzo nieprzyjemnym doświadczeniem…

Paradoksalne jest przy tym, że sporą część owych „kanonów urody” wymyślają same kobiety (jak modelka Twiggy, która wylansowała tę nieszczęsną modę na przeraźliwą chudość…) a potem usilnie wmawiają mężczyznom, że to właśnie POWINNO im się podobać.

Tymczasem w jakimś „kobiecym” piśmie znalazłam taką oto radę: „Jeśli chcesz wiedzieć, jakie kobiety podobają się Twemu mężczyźnie, wyobraź sobie taką, która jest piękna według Ciebie, po czym… dodaj jej tak z 10 kilo!” 🙂