Podróż czyli…tam i z powrotem.

P. nie widział się ze swoją rodziną od ponad roku – odkąd ja im go „zabrałam.” A więc teraz nie mogłam odmówić naleganiom jego matki, byśmy (całą trójką) do niej przyjechali.

 

„Nigdy nie stawaj pomiędzy mężczyzną a jego matką, bo przegrasz.” – perswadowałam sama sobie w myślach, po raz pierwszy w życiu naprawdę rozżalona na P., pełna obaw i niepokojów. Bo przecież wszystko to było „nie tak”, jak się wcześniej umawialiśmy. Mieliśmy przecież jechać dopiero we wrześniu, a teraz… no cóż, czy moje dzieko nie jest jeszcze zbyt małe na taką podróż – bądź co bądź tysiąckilometrową w obie strony?

 

Ale czy ja mogłam odmówić prośbie matki – zwłaszcza teraz, gdy już sama jestem matką i trudno mi nawet wyobrazić sobie, że ktoś mógłby zabrać mi Antosia na calutki rok? Oczywiście, że nie mogłam. Tym bardziej, że widziałam, jakie to ważne dla P. – a ja mu przecież ślubowałam… „Gdzie ty, Kajus, tam ja – Kaja…” No, i pojechaliśmy…

 

Maluszek na szczęscie zniósł tę eskapadę bardzo dzielnie (cały czas spał!), a ja pocieszałam się myślą, że przecież ludzie podróżują po świecie z o wiele młodszymi niemowlętami i że zapewne mój brzdąc jest taki „malutki” jedynie w moich oczach nadopiekuńczej matki.

 

A sama wizyta…no, cóż. Wiem, że rodzice P. bardzo starali się być dla mnie mili (zostałam nawet powitana jako „córcia”, na co, jak sądzę, nie zasłużyłam), a ja z całej duszy starałam się być powściągliwa i skromna (nie żadna tam wyzywająca „paniusia” jakiej się, być może, spodziewali).

 

Bardzo chciałam powiedzieć im…wytłumaczyć…przeprosić może – ale nie umiałam znaleźć odpowiednich słów, a oni nie pytali. Tak więc ten temat – kapłaństwo P. – niewypowiedziany zawisł między nami w powietrzu, mimo że przecież ciągle był jakoś obecny.

 

Ci biedni ludzie do dziś przechowują nie tylko jego książki liturgiczne, ale nawet (niczym relikwie) stroje, w których byli na jego prymicjach…

 

Czyż można się wobec tego dziwić, że nigdy w życiu nie czułam się aż tak bardzo WINNA? Przez cały czas, aż do udręczenia, chodziła mi po głowie ta przypowieść, którą niegdyś prorok Natan „poczęstował” grzesznego Dawida. To P. był dla nich „jedyną owieczką”, byli z niego tacy dumni – a ja im to odebrałam…

Szukałam więc samotności i popłakiwałam po kątach – a P., jak zawsze jakimś cudem wyczuwający moje nastroje, całował mnie, gdy byliśmy sami, pytając: „Cholernie… to jest, przepraszam – SZALENIE cię kocham, wiesz?”

Mogłam – w imię przyzwoitości – opierać się jego pieszczotom, ale jak miałam oprzeć się TAKIM słowom?!

WRÓCILIŚMY – do punktu wyjścia?

  

30 przesądów na temat karmienia piersią.

  1. Jeśli pierwszego dnia po porodzie, po naciśnięciu piersi pokarm nie „sika”, to znaczy, że jest go za mało i trzeba dokarmiać.W rzeczywistości noworodki w pierwszych dniach życia potrzebują bardzo niewiele pokarmu – zaledwie kilka łyżeczek od herbaty.
  2. Jak się ma nawał mleczny w 3-5 dobie, to trzeba ściągać, ile się da, bo inaczej trzeba będzie ciąć pierś. (Brrr!)
  3. Jeśli pokarm ma niebieski odcień, to znaczy, że nie ma żadnych wartości odżywczych i dziecko się nie najada.(?!)
  4. Dziecko karmione piersią musi być dopajane, bo inaczej się odwodni i rozchoruje. No, proszę, a mój mały do 6. miesiąca życia nie znał innych płynów poza mlekiem z piersi – a odwodnienia nie znać po nim ani-ani…
  5. Noworodek karmiony piersią jest głodny co 3 godziny, jeśli płacze po drodze, to z innego powodu. Mogłabym zeznać pod przysięgą, że mój synek NIGDY nie wytrzymał bez piersi dłużej niż 2,5 godziny. I nic w tym dziwnego: pokarm matki jest przecież łatwo przyswajalny – dziecko szybciej go trawi, a więc i częściej bywa głodne.
  6. Jak się ma gorączkę, to nie wolno karmić. A jak się jest  przeziębionym, to, oczywiście, należy… przerwać karmienie! Karmiłam w obu sytuacjach – przeciwciała w mleku matki w takich przypadkach najskuteczniej chronią dziecko przed zarażeniem. Wyjątek stanowią, o ile mi wiadomo, wirus HIV oraz gruźlica.
  7. A teraz chyba jeden z najlepszych: Jak dziecko skończy 9 miesięcy, to pokarm matki staje się trujący! Jakie to szczęście, że mój syn jeszcze nic o tym nie wie… 😉
  8. Jak mama ma ropień piersi, to trzeba odciągnąć cały pokarm i spalić, bo jest rakotwórczy. Odciągnąć to odciągnąć – ale dlaczego zaraz „spalić”? Tego raka?;) 
  9. Długie karmienie piersią prowadzi do grzybicy układu pokarmowego. Taaak? 🙂 A ja myślałam, że to raczej brudne smoczki i niedomyte butelki powodują „pleśniawki” u dzieci!
  10. W piersi jest tylko tyle mleka, ile się da wyciągnąć laktatorem.  Z tymi laktatorami to jest w ogóle sto pociech. Wkrótce po porodzie lekarz prowadzący powiedział mi, że powinnam ściągać pokarm po każdym karmieniu, tak, aby – cytuję – „nic nie zostawało w piersi.” Zapytana o to samo położna tłumaczyła, że powinnam robić to tylko wtedy, kiedy czuję ból i „ciężkość” piersi. A pediatra mojego syna stwierdziła, że najlepiej w ogóle laktatora nie używać! I bądź tu, kobieto, mądra! 🙂 Ostatecznie posłuchałam tej ostatniej rady – i chyba dobrze zrobiłam, bo obecnie nie mam żadnych problemów z nadmiarem pokarmu.
  11. Po szóstym miesiącu życia dziecka pokarm matki nie ma już żadnych wartości odżywczych. Nieprawda – skład i jakość pokarmu zmieniają się wraz z rozwojem dziecka.
  12. Jak się ma małe piersi, to się ma mało pokarmu.
  13. Jeśli dziecko lubi „wisieć na piersi”, to oznacza, że jest głodne i trzeba je dokarmić. Niekoniecznie. Karmienie piersią zaspokaja nie tylko głód i pragnienie niemowlęcia, ale także szereg jego potrzeb emocjonalnych, jak potrzeba bliskości czy poczucie bezpieczeństwa.
  14. Karmienie na żądanie oznacza, że dziecko zrobi się jeszcze bardziej wymagające.Nic takiego nie zauważyłam. Przeciwnie raczej – wydaje mi się, że moje dziecko jest spokojniejsze i mniej „marudne” niż inne niemowlęta.
  15. Wiele matek nie ma pokarmu i musi dokarmiać. Sądzę, że przynajmniej w części takich przypadków pomogłaby zwykła cierpliwość i jak najczęstsze przystawianie dziecka do piersi. Podobnie, jak maluch musi się nauczyć prawidłowego ssania, tak też organizm kobiety musi się przystosować do jego potrzeb. Nie od razu Kraków zbudowano!  
  16. Dziecko trzeba dopajać soczkami (np. tygodniowe – grejpfrutowym!). O, Matko Boska…
  17. Dzieci na mleku matki wolniej się rozwijają. Skądże znowu – jedynie rzadziej miewają kolki i nadwagę.
  18. Żeby mieć więcej pokarmu, należy pić duuużo mleka (przecież to oczywiste, że krowa daje mleko tylko dlatego, że go dużo pije;)).
  19. Jak się kobieta zdenerwuje, to będzie miała „wściekłe” mleko.
  20. Hormony w mleku matki powodują zaburzenia płciowe lub homoseksualizm u chłopców. A chłopcy długo karmieni piersią częściej zostają samobójcami, niż ci szybko od niej odstawieni. Biedny ten mój mały synek: nie dość, że na pewno gej, to jeszcze przyszły samobójca! 😉
  21. Matka karmiąca musi non stop jeść. Nic bardziej błędnego – w rzeczywistości potrzeba jej zaledwie ok. 500 kcal więcej, niż normalnie. To mniej więcej tyle, ile zawiera jedna tabliczka czekolady. A z drugiej strony…
  22. Matka karmiąca powinna głodować, bo nie można jeść: surowych owoców, a oprócz tego… pestkowych, cytrusów, truskawek, bananów, smażonego, strączkowych warzyw, kapusty, kalafiora, ciemnego pieczywa, jasnego, soków, czekolady, mleka, kiszonego, kwaśnego, gorzkiego, pieprznego, cebuli, czosnku, papryki, pomidorów, ogórków, itd., itd. Jeśli o mnie chodzi, to zaczynałam rzeczywiście bardzo ostrożnie (gotowana marchewka i bułeczka z masłem:)) – a potem stopniowo rozszerzałam dietę, cały czas obserwując dziecko. I teraz, po przeszło pół roku karmienia, mogę powiedzieć, że jem już właściwie wszystko, co jadłam przed porodem.
  23. Nie wolno karmić mlekiem z piersi, jeśli była kilkudniowa przerwa, bo ono jest zepsute i zaszkodzi dziecku. Cały wic polega na tym, że MLEKO W PIERSI SIĘ NIE PSUJE. Nigdy. Nawet przy czterdziestostopniowym upale. Tak to już Pan Bóg, czy, jak kto woli, matka natura mądrze urządziła.
  24. Nie da się wychować dziecka bez smoczka. Och, ile ja już spotkałam tych „życzliwych cioć”, które mi tłumaczyły, że – dla dobra własnego i dziecka – powinnam przymusić synka do smoczka, choćby po to, żeby nie „wisiał” mi na piersi tak (w ich pojęciu) często. Jakby komuś to przeszkadzało…
  25. Mleko może się przepalić w piersiach. Oboje z P. zgodnie uznaliśmy, że to raczej autorowi tej „światłej” tezy coś się gdzieś…przepaliło.
  26. Przed każdym karmieniem trzeba myć piersi. Można też, dla wszelkiej pewności, przecierać je…spirytusem! 😉
  27. Nie można spać z dzieckiem i karmić w łóżku, bo się udusi dziecko piersią. No, tak…Chyba po każdym szpitalu krąży hiobowa wieść o jakiejś pani Kowalskiej, co to – leniuszka! – nie chciała wstawać w nocy do dziecka, karmiła je na leżąco i skutkiem tego „przygniotła” lub „udusiła.” (Zob. też: 1 Krl 3,19). Sama ten strach przypłaciłam pięcioma nieprzespanymi nocami i…halucynacjami z przemęczenia. Po powrocie do domu poszłam jednak po rozum do głowy i zaczęliśmy spać z synkiem (we trójkę). Jemu oczywiście nic się nie stało – a moje rzekome „objawy psychotyczne” natychmiast w cudowny sposób ustały.:) Bardzo pocieszające w tej kwestii stało się dla mnie pewne zdanie z pewnej książki na temat NPR: „RODZICE ŚPIĄCY Z NIEMOWLĘCIEM INSTYNKTOWNIE JE CHRONIĄ.” I po kilku miesiącach praktyki mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że jest to święta prawda. Spanie z dzieckiem – i nocne karmienie – ma też kapitalne znaczenie w podtrzymywaniu (wydłużaniu) naturalnej niepłodności po porodzie.  
  28. Długie karmienie ma fatalny wpływ na piersi. Ostatnie odkrycia naukowe mówią raczej, że większe znaczenie ma tutaj liczba przebytych porodów – a także, np. palenie papierosów. Zauważono również, że kobiety karmiące naturalnie rzadziej zapadają na nowotwory piersi. To mnie akurat nie dziwi – wiadomo przecież, że najlepiej (i najzdrowiej!) jest „używać” różnych części swego ciała zgodnie z ich przeznaczeniem…
  29. Żeby stracić pokarm, trzeba odciągnąć ciut mleka na łyżeczkę, dodać odrobinę spirytusu i zapalić. Co oni z tym „spalaniem”? To chyba jakaś obsesja…
  30. Mówi się dużo o pozytywach karmienia, ale celowo przemilcza się negatywy. Tak? A mnie się zdaje, że wszystkie te „mądre rady” i ostrzeżenia mają prowadzić raczej do tego, aby kobiety karmiły piersią jak najrzadziej i jak najkrócej… Bo to, panie, jakieś takie…nienaturalne, prawda?:)

[Z cyklu: Moja Biblia.]

(„Jeśliby kto oddał za miłość całe bogactwo swego domu, pogardzą nim tylko.” Pieśń nad Pieśniami” 8,7)

Gdy MIŁOŚĆ podała mi swą cenę
nie próbowałam nawet się targować –
za życie dziecka, które mam przy piersi
zbawienie mojej nieśmiertelnej duszy…

Tak mi się jakoś ostatnio pomyślało… Nawiasem mówiąc – jest to pierwszy wiersz, który napisałam od baaardzo długiego czasu…