- Jeśli pierwszego dnia po porodzie, po naciśnięciu piersi pokarm nie „sika”, to znaczy, że jest go za mało i trzeba dokarmiać.W rzeczywistości noworodki w pierwszych dniach życia potrzebują bardzo niewiele pokarmu – zaledwie kilka łyżeczek od herbaty.
- Jak się ma nawał mleczny w 3-5 dobie, to trzeba ściągać, ile się da, bo inaczej trzeba będzie ciąć pierś. (Brrr!)
- Jeśli pokarm ma niebieski odcień, to znaczy, że nie ma żadnych wartości odżywczych i dziecko się nie najada.(?!)
- Dziecko karmione piersią musi być dopajane, bo inaczej się odwodni i rozchoruje. No, proszę, a mój mały do 6. miesiąca życia nie znał innych płynów poza mlekiem z piersi – a odwodnienia nie znać po nim ani-ani…
- Noworodek karmiony piersią jest głodny co 3 godziny, jeśli płacze po drodze, to z innego powodu. Mogłabym zeznać pod przysięgą, że mój synek NIGDY nie wytrzymał bez piersi dłużej niż 2,5 godziny. I nic w tym dziwnego: pokarm matki jest przecież łatwo przyswajalny – dziecko szybciej go trawi, a więc i częściej bywa głodne.
- Jak się ma gorączkę, to nie wolno karmić. A jak się jest przeziębionym, to, oczywiście, należy… przerwać karmienie! Karmiłam w obu sytuacjach – przeciwciała w mleku matki w takich przypadkach najskuteczniej chronią dziecko przed zarażeniem. Wyjątek stanowią, o ile mi wiadomo, wirus HIV oraz gruźlica.
- A teraz chyba jeden z najlepszych: Jak dziecko skończy 9 miesięcy, to pokarm matki staje się trujący! Jakie to szczęście, że mój syn jeszcze nic o tym nie wie… 😉
- Jak mama ma ropień piersi, to trzeba odciągnąć cały pokarm i spalić, bo jest rakotwórczy. Odciągnąć to odciągnąć – ale dlaczego zaraz „spalić”? Tego raka?;)
- Długie karmienie piersią prowadzi do grzybicy układu pokarmowego. Taaak? 🙂 A ja myślałam, że to raczej brudne smoczki i niedomyte butelki powodują „pleśniawki” u dzieci!
- W piersi jest tylko tyle mleka, ile się da wyciągnąć laktatorem. Z tymi laktatorami to jest w ogóle sto pociech. Wkrótce po porodzie lekarz prowadzący powiedział mi, że powinnam ściągać pokarm po każdym karmieniu, tak, aby – cytuję – „nic nie zostawało w piersi.” Zapytana o to samo położna tłumaczyła, że powinnam robić to tylko wtedy, kiedy czuję ból i „ciężkość” piersi. A pediatra mojego syna stwierdziła, że najlepiej w ogóle laktatora nie używać! I bądź tu, kobieto, mądra! 🙂 Ostatecznie posłuchałam tej ostatniej rady – i chyba dobrze zrobiłam, bo obecnie nie mam żadnych problemów z nadmiarem pokarmu.
- Po szóstym miesiącu życia dziecka pokarm matki nie ma już żadnych wartości odżywczych. Nieprawda – skład i jakość pokarmu zmieniają się wraz z rozwojem dziecka.
- Jak się ma małe piersi, to się ma mało pokarmu.
- Jeśli dziecko lubi „wisieć na piersi”, to oznacza, że jest głodne i trzeba je dokarmić. Niekoniecznie. Karmienie piersią zaspokaja nie tylko głód i pragnienie niemowlęcia, ale także szereg jego potrzeb emocjonalnych, jak potrzeba bliskości czy poczucie bezpieczeństwa.
- Karmienie na żądanie oznacza, że dziecko zrobi się jeszcze bardziej wymagające.Nic takiego nie zauważyłam. Przeciwnie raczej – wydaje mi się, że moje dziecko jest spokojniejsze i mniej „marudne” niż inne niemowlęta.
- Wiele matek nie ma pokarmu i musi dokarmiać. Sądzę, że przynajmniej w części takich przypadków pomogłaby zwykła cierpliwość i jak najczęstsze przystawianie dziecka do piersi. Podobnie, jak maluch musi się nauczyć prawidłowego ssania, tak też organizm kobiety musi się przystosować do jego potrzeb. Nie od razu Kraków zbudowano!
- Dziecko trzeba dopajać soczkami (np. tygodniowe – grejpfrutowym!). O, Matko Boska…
- Dzieci na mleku matki wolniej się rozwijają. Skądże znowu – jedynie rzadziej miewają kolki i nadwagę.
- Żeby mieć więcej pokarmu, należy pić duuużo mleka (przecież to oczywiste, że krowa daje mleko tylko dlatego, że go dużo pije;)).
- Jak się kobieta zdenerwuje, to będzie miała „wściekłe” mleko.
- Hormony w mleku matki powodują zaburzenia płciowe lub homoseksualizm u chłopców. A chłopcy długo karmieni piersią częściej zostają samobójcami, niż ci szybko od niej odstawieni. Biedny ten mój mały synek: nie dość, że na pewno gej, to jeszcze przyszły samobójca! 😉
- Matka karmiąca musi non stop jeść. Nic bardziej błędnego – w rzeczywistości potrzeba jej zaledwie ok. 500 kcal więcej, niż normalnie. To mniej więcej tyle, ile zawiera jedna tabliczka czekolady. A z drugiej strony…
- Matka karmiąca powinna głodować, bo nie można jeść: surowych owoców, a oprócz tego… pestkowych, cytrusów, truskawek, bananów, smażonego, strączkowych warzyw, kapusty, kalafiora, ciemnego pieczywa, jasnego, soków, czekolady, mleka, kiszonego, kwaśnego, gorzkiego, pieprznego, cebuli, czosnku, papryki, pomidorów, ogórków, itd., itd. Jeśli o mnie chodzi, to zaczynałam rzeczywiście bardzo ostrożnie (gotowana marchewka i bułeczka z masłem:)) – a potem stopniowo rozszerzałam dietę, cały czas obserwując dziecko. I teraz, po przeszło pół roku karmienia, mogę powiedzieć, że jem już właściwie wszystko, co jadłam przed porodem.
- Nie wolno karmić mlekiem z piersi, jeśli była kilkudniowa przerwa, bo ono jest zepsute i zaszkodzi dziecku. Cały wic polega na tym, że MLEKO W PIERSI SIĘ NIE PSUJE. Nigdy. Nawet przy czterdziestostopniowym upale. Tak to już Pan Bóg, czy, jak kto woli, matka natura mądrze urządziła.
- Nie da się wychować dziecka bez smoczka. Och, ile ja już spotkałam tych „życzliwych cioć”, które mi tłumaczyły, że – dla dobra własnego i dziecka – powinnam przymusić synka do smoczka, choćby po to, żeby nie „wisiał” mi na piersi tak (w ich pojęciu) często. Jakby komuś to przeszkadzało…
- Mleko może się przepalić w piersiach. Oboje z P. zgodnie uznaliśmy, że to raczej autorowi tej „światłej” tezy coś się gdzieś…przepaliło.
- Przed każdym karmieniem trzeba myć piersi. Można też, dla wszelkiej pewności, przecierać je…spirytusem! 😉
- Nie można spać z dzieckiem i karmić w łóżku, bo się udusi dziecko piersią. No, tak…Chyba po każdym szpitalu krąży hiobowa wieść o jakiejś pani Kowalskiej, co to – leniuszka! – nie chciała wstawać w nocy do dziecka, karmiła je na leżąco i skutkiem tego „przygniotła” lub „udusiła.” (Zob. też: 1 Krl 3,19). Sama ten strach przypłaciłam pięcioma nieprzespanymi nocami i…halucynacjami z przemęczenia. Po powrocie do domu poszłam jednak po rozum do głowy i zaczęliśmy spać z synkiem (we trójkę). Jemu oczywiście nic się nie stało – a moje rzekome „objawy psychotyczne” natychmiast w cudowny sposób ustały.:) Bardzo pocieszające w tej kwestii stało się dla mnie pewne zdanie z pewnej książki na temat NPR: „RODZICE ŚPIĄCY Z NIEMOWLĘCIEM INSTYNKTOWNIE JE CHRONIĄ.” I po kilku miesiącach praktyki mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że jest to święta prawda. Spanie z dzieckiem – i nocne karmienie – ma też kapitalne znaczenie w podtrzymywaniu (wydłużaniu) naturalnej niepłodności po porodzie.
- Długie karmienie ma fatalny wpływ na piersi. Ostatnie odkrycia naukowe mówią raczej, że większe znaczenie ma tutaj liczba przebytych porodów – a także, np. palenie papierosów. Zauważono również, że kobiety karmiące naturalnie rzadziej zapadają na nowotwory piersi. To mnie akurat nie dziwi – wiadomo przecież, że najlepiej (i najzdrowiej!) jest „używać” różnych części swego ciała zgodnie z ich przeznaczeniem…
- Żeby stracić pokarm, trzeba odciągnąć ciut mleka na łyżeczkę, dodać odrobinę spirytusu i zapalić. Co oni z tym „spalaniem”? To chyba jakaś obsesja…
- Mówi się dużo o pozytywach karmienia, ale celowo przemilcza się negatywy. Tak? A mnie się zdaje, że wszystkie te „mądre rady” i ostrzeżenia mają prowadzić raczej do tego, aby kobiety karmiły piersią jak najrzadziej i jak najkrócej… Bo to, panie, jakieś takie…nienaturalne, prawda?:)
Bardzo dobrze napisane . Ja swojego syna karmiłam 3 lata piersią oczywiście że jest to za długi czas , ale ile dobrych stron żadnych chorób infekcyjnych wspólna bliskość , zrozumienie , zadowolenie . Kobiety odpada wam wyparzanie butelek smoków , kolki , niepokój dziecka , jaka to wygoda w podróży czy wyjściu gdziekolwiek . Jak karmiłam małego piersią jadłam orzeszki ziemne i okazało się że mały jest uczulony na orzeszki i teraz wiemy że nie wolno mu ich jeść .
Dziękuję, sami zauważyliśmy, że mały jest spokojniejszy, mniej płaczliwy i lepiej śpi, niż dzieci w naszej rodzinie, które były od małego przyzwyczajane do smoczka i butelki…No, i w ogóle nie choruje! (Przez 16 miesięcy życia RAZ jeden miał katar!) A kolka? Nawet nie wiem, co to jest…;) Ps. Na starożytnym Wschodzie czas karmienia dziecka piersią wynosił 3 lata (na zakończenie tego okresu wydawano ucztę na cześć malucha:)) – i myślę, że tamte kobiety wiedziały, co robią…
niektórzy to są zdrowo pieprznięci i zboczona to jest ta osoba która to pisze i niech idzie do psychologa a nawet psychiatry,:-D
Miło mi Cię gościć w moich skromnych progach, ale na przyszłość prosiłabym jednak o bardziej kulturalne komentarze.:)
punkt 5. Autorowi głebokiej mysli o odległościach czasowych w karmieniu chyba krążyło w głowie cos związanego z regulacja płodności. Bo regularne karmienie (w równych odstepach czasowych, nie dłuzszych niz 4 godziny, właczając w to równiez noc) powoduje zatrzymanie owulacji czyli jest jedną z najprostszych metod regulacji poczęć po porodzie. Oczywiście metoda ta działa tak długo, jak długo w równych odstepach czasu pobudzamy laktacje. Kilka godzin przerwy i niestety mozemy liczyc sie z wpadką
Mogę to potwierdzić – jak długo karmiłam Antosia wyłącznie piersią (czyli przez 6 miesięcy i zaręczam, że częściej niż co 4 godziny, także w nocy) – nie miałam ani miesiączki, ani owulacji.
Odnośnie punktu 12 – Hmm. Moje piersi były takie, że najmniejszy stanik był zawsze ciut za duży. Potem zaszłam w ciąże, urodziłam dziecko- i zaczęłam karmić piersią i tak karmię już 4 lata, przez 2 lata mały był tylko i wyłącznie na piersi ze względu na swoje problemy jelitowe. I mleczka jakoś wystarczało i wystarcza nadal. A ilość pokarmu w żadem sposób nie zależy od wielkości piersi.
4 lata idz do psychologa z dziecka robisz kaleke ,to bynajmniej jest juz zboczeniem
Co mogę odpowiedzieć na tak „kulturalne” stwierdzenie?:) Chyba tylko, że słowo „bynajmniej” BYNAJMNIEJ nie oznacza tego, co myślisz, że znaczy… 🙂