Nie wiem , czy u niektórych z Was nie zasłużę sobie tym postem na epitet „faszystki” (zresztą, to na pewno nie jest jeszcze najgorsze, co można by o mnie powiedzieć ;)), ale powiem Wam coś – wg mnie JEST pewna znacząca różnica, czy ktoś choruje niejako „na własne życzenie” czy też z przyczyn (bezpośrednio) nie zawinionych przez siebie.
Jako osoba niepełnosprawna od urodzenia nigdy np. nie mogłam pojąć, czemu młodzi, zdrowi ludzie (w przeważającej części są to mężczyźni) sami robią sobie krzywdę, chociażby skacząc na główkę do wody, a POTEM wielkim głosem wołają o prawo do eutanazji, bo (bardzo w to wierzę!) nagle cały świat im się zawalił… Można by jednak powiedzieć, że ich godny współczucia stan jest konsekwencją ich własnej głupoty, a za głupotę – jak ktoś powiedział – się płaci. Czasami bardzo wysoką cenę…
(Oczywiście, możecie mi teraz powiedzieć, że także pewne moje „cierpienia duchowe” są wyłącznie konsekwencją moich wcześniejszych wyborów – i to też będzie…prawda!)
Natomiast człowiek dorosły charakteryzuje się tym, że potrafi z godnością przyjąć KONSEKWENCJE własnego postępowania. Jak mawiali starożytni: Volenti non fit iniuria, co się wykłada: chcącemu nie dzieje się krzywda. I jeśli jest pewna znacząca grupa ludzi (wg szacunków jest ich na całym świecie ok 2%) dla których „podniecająca” jest sama perspektywa zarażenia się wirusem HIV, to czemu potem całe społeczeństwo ma płacić za skutki tego bardzo specyficznego hobby? Czy osoby takie nie powinny raczej ze spokojem przyjąć swego „daru” (tak to właśnie nazywają – the gift!)? Ale nie – one się potem grzecznie ustawiają w kolejce do lekarza… Widać perspektywa umierania na AIDS już ich tak bardzo nie rajcuje…
I trochę podobnie jest z paleniem. Choć „dymek” który wypuszcza palacz, jest na pewno bardziej szkodliwy dla niego samego, niż dla osób trzecich, to jednak NIE DA SIĘ ZAPRZECZYĆ istnieniu chorób spowodowanych jego wdychaniem przez osoby, które same nigdy nie paliły. I piszę to wszystko jako żona kogoś, kto pali bardzo dużo – i kiedy słyszę jego poranny kaszel, nie mogę jakoś uwierzyć, że jest to tylko jego „prywatna sprawa.”
Mam małe dziecko – i oboje z synkiem bardzo go potrzebujemy. Prawda jest taka, że palenie zabija – wcześniej czy później (a ci, którzy, tak jak prof. Religa, w to „nie wierzyli” z reguły dawno już nie żyją) chociaż palacze, podobnie jak wszyscy inni nałogowcy, z pewnością znajdą teraz 1001 argumentów, żeby usprawiedliwić swój nałóg.
Nie jest jednak prawdą, że coś automatycznie staje się DOBRE tylko z tej racji, że (niewątpliwie) sprawia nam przyjemność…
Postscriptum: Pewien król miał zwyczaj, że na każdą okrągłą rocznicę swego panowania uwalniał jednego więźnia. W oznaczonym dniu udał się więc do głównego więzienia, aby porozmawiać ze skazanymi. Natychmiast otoczył go tłum nieszczęśników, błagających o łaskę.
– Za co tu trafiłeś? – zapytał jednego.
– Ja? Ja jestem niewinny, najjaśniejszy panie, to sędzia był przekupiony!
– A ty? – zagadnął innego
– Ja też jestem niewinnym człowiekiem, wasza wysokość! Mój brat wydał mnie z zazdrości!
– A ty, człowieku? – zwrócił się monarcha do jednego z więźniów, który cicho stał pod ścianą – Co masz na swoją obronę?
– No, cóż, wasza królewska mość… – uśmiechnął się tamten smutno – Wygląda na to, że w całym twoim królestwie ja jestem jedynym słusznie skazanym… Kiedy miałem 17 lat, z głupoty zabiłem człowieka…
Jak sądzicie, który z nich doczekał się amnestii?:)