Wielki Piątek Alby.

 

Od razu mówię, że co najmniej od czasu afery bunga-bunga z udziałem nieletnich prostytutek były włoski premier, Silvio Berlusconi, nie należy do moich idoli.

 

Jednakże niedawno wystąpił on (razem ze swoją aktualną partnerką) w reklamie społecznej, w której zachęca swoich rodaków aby „na Wielkanoc wybrali życie”-i zrezygnowali ze zwyczajowego w tym kraju jedzenia jagnięciny w te święta.

 

I muszę powiedzieć, że to w pełni popieram.Jestem głęboko przekonana, iż młode baranki NIE MUSZĄ już dziś ginąć z okazji chrześcijańskich świąt – tak, jak masowo są wciąż zabijane na święta żydowskie czy muzułmańskie.Wierzę, że Jezus, Baranek Boży, zastąpił je raz na zawsze. W pewnym sensie On wybawił je więc od śmierci, tak samo jak nas.

 

„Niemożliwe jest bowiem, by krew cielców i kozłów usuwała grzechy.” (List do Hebrajczyków 10,4).

 

POSTSCRIPTUM: Z wczorajszej homilii opata tynieckiego.”My, chrześcijanie, nie mamy się czego wstydzić.Mamy Boga, który za nas umarł.”

W Noc Szczęśliwego Rozwiązania…

  

Pomódlmy się w Noc Betlejemską,
w Noc Szczęśliwego Rozwiązania,
by wszystko się nam rozplątało,
węzły, konflikty, powikłania.

By anioł podarł każdy dramat
aż do rozdziału ostatniego,
kładąc na serce pogmatwane,
jak na osiołka - kompres śniegu.

Aby wątpiący się rozpłakał
na cud czekając w swej kolejce,
a Matka Boska - cichych, ufnych -
jak ciepły pled wzięła na ręce.

ks. Jan Twardowski

A tutaj znajdziecie fragment filmu „Jezus z Nazaretu” w reżyserii Zefirellego (1977), który jest uznawany przez wielu krytyków za najlepszy w tym gatunku – w prezencie od chwiejnej w wierze niczym słomka na wietrze autorki tego bloga. 🙂 A jednak… Niech On nas wszystkich napełni pokojem. Dobrych Świąt!

Dzieci i ryby (opowieść prawie wigilijna).

Dwa dni temu w naszej wannie zalęgły się karpie. Sztuk trzy. Żywe. Bo niestety nie mogę przekonać Rodziców, że lepiej by je było kupić już w stanie uśmierconym – a najchętniej wcale. 

Wiem, wiem, że ryba to symbol chrześcijański, że ICHTYS i tak dalej… A jednak wydaje mi się że Boże Narodzenie doskonale by się obeszło bez „krwawej jatki” tych stworzeń. (Które zresztą stały się „tradycyjną potrawą” dopiero w XVIII stuleciu). Ja w ogóle mało „rybożerna” jestem, a jeszcze na Wigilię je się tyle innych pysznych rzeczy, że w ogóle nie ma o czym mówić…

Antoś był „rybkami” zachwycony. Do tego stopnia, że próbował im umilić kąpiel w wannie przez dodanie swego szamponu o zapachu malinowym. Altruista. 🙂 Na szczęście wspólnymi siłami udaremniliśmy ten zamiar.

Niestety, nie miałam w sobie dość odwagi, by powiedzieć synkowi, co naprawdę stało się następnie z jego nowymi „przyjaciółmi.” Ostatnio sytuacja rodzinna zmusiła nas do tłumaczenia mu zjawiska śmierci LUDZI – pomyślałam sobie, że rzeczywistość świątecznej śmierci karpia mogłaby być dla niego już zbyt wstrząsająca.

I tak oto ja, która za naczelną zasadę przyjęłam sobie nigdy swego dziecka nie okłamywać – stałam się nagle „wspólniczką w zbrodni” i opowiadałam mu gładkie historyjki o wypuszczaniu karpi do przerębla…

Jedyne, co mnie usprawiedliwia, to to, że z całej duszy chciałabym, żeby to była prawda.

Tak teraz, jak i wtedy, kiedy razem ze starszym o 5 lat bratem urządzaliśmy w domu marsze protestacyjne w obronie biednych karpi („Liga Obrony Karpia” to się nazywało, czy jakoś tak:)) – i podejrzliwie patrzyliśmy na ręce wszystkim wchodzącym do łazienki dorosłym, czy aby nie dzierżą w dłoniach jakiegoś skrytobójczego narzędzia… 🙂

Większości ludzi to podobno przechodzi – mnie jakoś nie przeszło.

 

Myślicie, że ta rybka to karp? Albo śledzik?