A bliźniego swego…

Zawsze uważałam, że wszystko ma swoją cenę – nawet „szczęście i postęp ludzkości”, jeśli trzeba za niego zapłacić śmiercią lub nędzą iluś tam mniej obrotnych i zaradnych osób.

Z punktu widzenia globalnej ekonomii ich los jest przecież zupełnie nieistotny – mówi się nawet o nich „ludzie zbędni”, „ludzie-śmieci.”

Natomiast zgadzam się, że „szczęście” daje człowiekowi dążenie do jakiegoś jego własnego CELU (to dlatego ludzie, którzy w powszechnej opinii „wszystko już mają” i „wszystko osiągnęli” są tak często głęboko nieszczęśliwi – nie mają już nic, do czego warto byłoby dążyć).

Bill Gates, kiedy już wspiął się na szczyt drabiny najbogatszych ludzi na świecie, zaczął pomagać biednym dzieciom w Afryce. Powie ktoś, że jest już tak bogaty, że stać go na „fanaberię” altruizmu.

A ja twierdzę, że on i to robi także DLA SIEBIE (chociaż zawsze mnie trochę złoszczą a trochę śmieszą te wszystkie „bale charytatywne” na których kreacje i potrawy kosztują więcej, niż całość zbiórki na szlachetny cel. I zastanawiam się, po co ludzie to robią?Chyba po to, by poczuć się lepiej. „No, przecież nie jestem egoistą -jednak COŚ robię dla świata!”).po prostu potrzebował nowego życiowego CELU – no, i znalazł go. To jest ten rodzaj „zdrowego egoizmu” który w pełni popieram i akceptuję. Nawet Pismo mówi, że należy „kochać bliźniego JAK SIEBIE SAMEGO.” Ale chyba nie bardziej? 🙂

Wszyscy znamy te kobiety, które aż do tego stopnia „poświęcają się” dla innych, że nie mają czasu nawet pomyśleć przez chwilę o sobie. Coś takiego musi chyba w końcu zrodzić zgorzknienie i poczucie krzywdy („Bo ja tyle dla nich zrobiłam, a oni tego nie doceniają!”).

A gdzie, Waszym zdaniem, leży granica pomiędzy „zdrowym egoizmem” a po prostu egoizmem?

Przestępca mimo woli.

Czekałam na niego. I żeby nieco popędzić zbyt wolno upływający czas, weszłam na jeden z „wap-czatów” w moim telefonie. Nie powinnam była tego robić nigdy.

 

Otóż, gdy tylko weszłam, moją uwagę zwrócił mężczyzna, który twierdził, że jest mu bardzo smutno. Ponieważ zaś z natury jestem współczująca, zaczęłam się z miejsca dopytywać, co się stało. I dowiedziałam się, że facet jest policjantem, który niedawno utracił bliską sobie osobę – a wraz z nią i sens życia. Zaczęłam go więc pocieszać jak umiałam, na co on, ni stąd ni zowąd, zaczął mi deklarować ogniste uczucia (wszystko pod hasłem „bo tylko Ty jedna mnie rozumiesz!”), po czym dał mi swój numer telefonu, coraz bardziej histerycznie domagając się także mojego (jest zastrzeżony).  Zadzwoniłam więc pod podany numer i kontynuowałam działalność psychologiczną, jednak facet był coraz bardziej rozedrgany, mówił nieskładnie, bełkotał. Wreszcie stwierdził, że i tak jest już na wszystko „za późno” ponieważ właśnie podciął sobie żyły. Po czym przestał odpowiadać na moje telefony.

 

Śmiertelnie przerażona, nie wiedząc, czy „pacjent” uległ mojej perswazji i zadzwonił po lekarza, albo czy to wszystko nie jest tylko jakimś makabrycznym „żartem” i wygłupem szaleńca, zadzwoniłam na policję, opowiedziałam o całym zajściu i podałam znane mi dane faceta. Naiwnie sądziłam przy tym, że na tym mój udział w całej sprawie się skończy. Myliłam się. On się dopiero zaczął.

 

W ciągu kolejnych godzin dwa razy przesłuchiwali mnie „smutni panowie”, przy czym drugi raz w towarzystwie mizernego osobnika, który jako żywo wyglądał na policyjnego psychologa. Jestem przekonana, że władza w ten sposób sprawdzała MOJĄ poczytalność – tak jakbym to JA próbowała się pozbawić życia.

 

Przeżyłam również niebotyczną awanturę ze strony moich współlokatorek pod hasłem „policję do domu spowadzasz!”, a na dźwięk dzwonka do drzwi po prostu martwiałam ze strachu.

 

I tej goryczy nie jest w stanie mi osłodzić fakt, że ostatecznie „mój nieboszczyk” znalazł się bezpiecznie w szpitalu. Nigdy nie miałam specjalnej ochoty zostać „bohaterką” ale w tamtej sytuacji wydawało mi się, że robię po prostu to, co należy (tak na wszelki wypadek).

 

Teraz jednak zastanowię się dobrze trzy razy, zanim zechcę udzielić jakiejkolwiek pomocy komuś poznanemu w Internecie. A Wy – co byście zrobili na moim miejscu?