Kłopoty z Janem Pawłem II – ANEKS.

„[Papież-Polak] choć w dialogu ze światem, odwrócony od tych, którzy byli najbliżej: braci w kapłaństwie. Jakby nieczuły na ich problemy, wzywał raczej do dyscypliny, karcił, upominał. (…) Lista tematów tabu nie była krótka: ewolucja teologii (nowe prądy i idee), reforma Kościoła, teologia wyzwolenia, wolność w Kościele, antykoncepcja, wychowanie duchownych (tj. destrukcyjne elementy ich życia), celibat, rozumienie prawdy, rozumienie wolności. (…) Nie podejmował dialogu ze swoimi krytykami, z których niejeden był poważnym teologiem, rzetelnie przygotowanym do profesjonalnej debaty. Wolał raczej – piszę to z pewną dozą ironii – brać dzieci na ramiona, błogosławić, rozdawać różańce. Ojciec i jego dziatwa – taką relację ustanawiał z otoczeniem. Potrzebował więc dzieci, dużo dużych dzieci.(…) Był Jan Paweł II wielkim człowiekiem. Może zbyt wielkim? Ostatecznie pozostał tylko człowiekiem.” – pisze w swojej ostatniej książce Tadeusz Bartoś, były dominikanin i…mój były spowiednik.

 

Zgadzając się w zasadzie z głównymi punktami wywodu autora, chciałabym jednak zwrócić uwagę na dwie kwestie, które najwyraźniej mu umknęły.

 

Po pierwsze, ów nieco „paternalistyczny” stosunek zmarłego papieża do świata mógł wynikać po części z jego doświadczeń osobistych. Wojtyła, który bardzo wcześnie utracił matkę i wychowywał się pod opieką surowego, choć sprawiedliwego ojca, miał wszelkie dane ku temu, by widzieć swoją późniejszą posługę właśnie w kategoriach tak rozumianego ojcostwa. Mógł po prostu zapomnieć, że – jak to powiedział któryś z wielkich świętych – „Bóg jest Ojcem, ale Ojcem, który kocha nas tak, jak matka.” Pisałam tu już zresztą trochę o tym.

 

A po drugie, wszyscy ci, którzy się teraz tak gromko – i często słusznie – domagają reformy papiestwa (albo szerzej – całego Kościoła) niejednokrotnie nie zdają sobie sprawy z tego, że dogmat o nieomylności papieża, wprowadzony w roku 1870 pod bagnetami Garibaldiego (podczas nigdy nie dokończonego Soboru Watykańskiego I) czyni tę reformę prawie niemożliwą.

 

Chociaż bowiem rozumiem historyczne okoliczności, uzasadniające sformułowania tegoż dogmatu (w stanie zagrożenia – już nie tylko bytu politycznego Państwa Kościelnego, ale nawet życia samego papieża – ojcom soborowym istotnie mogło się wydawać, że tylko takie kategoryczne stwierdzenie zdoła ocalić Kościół dla nowych czasów), to jednak sam dogmat wydaje mi się nie tylko niebiblijny (w Dziejach Apostolskich widzimy bowiem Wielkiego Rybaka, który nie tylko upomina chcącego przed nim uklęknąć Korneliusza wielce znamiennymi słowami: Wstań, ja też jestem człowiekiem.”  (Dz 10,26) – ale i sam bywa „upominany” przez współbraci w wierze, jeśli w ich opinii w czymś pobłądzi. Na pewno nie jest więc „nieomylny” – ani nawet nie pragnie za takiego uchodzić.), ale i wielce kłopotliwy dla tych, których w założeniu miał chronić.

 

Praktyczne konsekwencje dogmatu o nieomylności są bowiem m.in. takie, że żaden papież NIE MOŻE zmienić nauczania innego papieża (np. w takich sprawach, jak antykoncepcja czy celibat), choćby nawet rozwój nauk (także teologicznych) i własne sumienie stanowczo mu to nakazywały. Musiałby bowiem wóczas przyznać, że króryś z jego czcigodnych poprzedników mylił się w tej czy innej kwestii – a to przecież, w myśl omawianego dogmatu, jest…niemożliwe.

 

Zob. też: „Kłopoty z Janem Pawłem II.”

Książka Tadeusza Bartosia „Jan Paweł II – analiza krytyczna” ukazała się nakładem wydawnictwa Sic! i jest dostępna w księgarniach od 7. lutego br. Cytowane fragmenty pochodzą z portalu Onet.pl


Postscriptum:

Kilka dni temu stacja TVN24 wyemitowała dyskusję z udziałem autora. Najbardziej uderzyło mnie jego stwierdzenie, że choć papież spotkał się nawet z Alim Agcą, to jednak nigdy nie znalazł czasu na rozmowę np. z Hansem Küngiem, jednym z teologów, którzy go krytykowali. I muszę przyznać, że pozostali księża w programie – ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski (który skądinąd sam ma na pieńku z hierarchią, aczkowiek z zupełnie innego powodu…) oraz ks. Jan Sikorski – którzy starali się bronić Ojca Świętego, wypadli na tym tle jakoś bardzo nieprzekonująco…