Benedykta powrót do przeszłości?

Chyba po raz pierwszy w życiu nie zgadzam się z opinią mego ulubionego Szymona Hołowni, wyrażoną tu:

http://www.newsweek.pl/blogi/szymon-holownia/czip-czip-czip-czip—-,53031,1

Autor bowiem dostrzega w ostatnich projektach „reformy liturgicznej” Benedykta XVI (przewidujących wprowadzenie do mszy św. na powrót łaciny w większych dawkach) jedynie uzasadnione pragnienie dowartościowania języka, który wciąż pozostaje „językiem angielskim Kościoła.”

A moim zdaniem MOŻNA widzieć w chęci powrotu do świątobliwej „staruszki łaciny” również chęć cofnięcia (choćby o pół kroku, choćby o milimetr…) soborowych reform – bo przecież (podobno) najlepiej jest „jak ojce i praojce wierzyli, my takoż.” Trudno mi sobie np. za obecnego pontyfikatu wyobrazić takie spotkanie międzyreligijne, jakie Jan Paweł II zorganizował w Asyżu.

Obawiam się, że coraz starszy papież odczuwa z wiekiem coraz większą nostalgię za „uporządkowanym” światem swego dzieciństwa (w którym to bogobojny ojciec dzierżył ster domu, a jeszcze bardziej bogobojna matka doglądała „trzech K.”).  A w konsekwencji bardziej niż „reformatorem” Kościoła czuje się jedynie „kustoszem świętych prawd wiary” które trzeba za wszelką cenę przechować dla przyszłych pokoleń. Nawet za cenę uczynienia z tych prawd relikwii – czcigodnych, lecz…martwych.

Tak samo z tym- popularnym w pewnych środowiskach katolickich – nawoływaniem do „nie czytania Biblii w tłumaczeniach.”Z całym szacunkiem dla dociekliwości tych, którzy w ten sposób próbują dotrzeć do samych nieskażonych 'korzeni’ swojej wiary (od łacińskiego wyrazu oznaczającego korzeń – radix – wywodzimy przecież słowo radykalizm…:)) – Biblia to jednak nie Koran, który miał zostać zesłany tylko po arabsku – i tylko taki jest uznawany za prawdziwy…

Obym się myliła – ale wydaje mi się, że w Kościele katolickim doby Benedykta istnieje o wiele więcej „niepokojących tendencji” niż tylko spadek liczby powołań na Zachodzie (bo myślę że mimo wszystko nie o „ilość” kapłanów powinno nam chodzić, ale o ich „jakość”- zresztą, co ciekawe, ich liczba poza Europą raczej wzrasta:)) czy nawet mnożące się ostatnio doniesienia o seksskandalach…   A jedną z nich jest właśnie ten powolny, aczkolwiek już zauważalny, odwrót od postanowień Soboru Watykańskiego II…

Czyżby zatem cały niegdysiejszy proreformatorski zapał dawnego ks. Josepha Ratzingera został już nawet przez niego samego uznany tylko za „błąd młodości”? Mam nadzieję, że jednak nie.


Gwoli sprawiedliwości, trzeba też dodać, że w historii Kościoła zawsze byli papieże, którzy za swoją misję uznawali reformowanie Kościoła – i tacy, którzy uważali, że ich rolą jest jedynie ochrona otrzymanego po przodkach dziedzictwa. I, co ciekawe, zazwyczaj następowali oni „na przemian” po sobie – tak więc nie lękałabym się z tego powodu przesadnie o przyszłość chrześcijaństwa.

Jedność warta mszy.

Dziś w radiu usłyszałam sensacyjnie brzmiącą wiadomość: „Msza znowu po łacinie!” Tymczasem najpewniej chodziło o to, że znowu będzie można sprawować Eucharystię i inne katolickie obrzędy (np. pogrzeb) nie tylko w językach narodowych, ale TAKŻE po łacinie, wg dawnego (?) mszału.

 

Warto tu zresztą przypomnieć, że – wbrew temu, co sądzi wielu ludzi – łacina nigdy nie została całkowicie „usunięta” z Kościoła – po Soborze Watykańskim II dopuszczono po prostu inne języki do użytku liturgicznego.

 

A obecna decyzja Benedykta XVI jest po prostu ukłonem w stronę mniej radykalnego skrzydła tzw. „lefebrystów” – którzy nie uznali reform soborowych, a z którymi ten właśnie papież szukał porozumienia od początku swojego pontyfikatu.

 

Niemniej jednak wątpić należy, czy gest ten doprowadzi do całkowitego zakończenia schizmy bpa Lefebre’a – ponieważ część jego najbardziej radykalnych zwalenników uważa wszystkich papieży poczynając od Jana XXIII za heretyków i głosi doktrynę tzw. „sedewakantyzmu” tj. wakatu na tronie papieskim.