Dlaczego truskawki już nie pachną?

Takie pytanie zadał niedawno na swoim blogu (www.yongpadre.blog.onet.pl) jeden z księży, których strony często odwiedzam.

No, cóż  mnie się zdaje, że to dlatego,że w dzisiejszych czasach my wszystko chcemy mieć ZA SZYBKO, „na wczoraj.” No, i te truskawki, „pędzone” przemysłowo, nie mają czasu, żeby naprawdę dojrzeć. To samo zresztą jest np. z pomarańczami (czy zauważyliście, jakie zazwyczaj są kwaśne?A kiedyś tak lubiłam pomarańcze – były takie słodkie i soczyste!) i z bananami (przywozi się je tutaj jeszcze zielone i przechowuje w dojrzewalniach – inaczej podobno nie da rady…), a także, np. z Bożym Narodzeniem (o zjawisku zanikania Adwentu już tu gdzieś pisałam… Zaraz po Wszystkich Świętych zaczyna się świecki „okres świąteczny”!) i… z seksem. („A na co niby mamy czekać?!”)

I tak jakoś przypomniało mi się to wszystko, kiedy przeczytałam artykuł o tzw. „szlaufach” – 15-16-letnich – a nawet młodszych! – „lolitkach”, które „chodzą” (i oczywiście uprawiają seks, bo jakżeby inaczej?!) ze znacznie starszymi od siebie mężczyznami. Twierdzą przy tym, że nie są prostytutkami – bo przecież robią to dla prezentów, a nie dla pieniędzy…

Zrobiło mi się bardzo smutno, kiedy czytałam, jak opowiadały o swoich „pierwszych razach” – przeżytych jeszcze wcześniej! – bez cienia uczuć czy choćby jakichkolwiek emocji. Seks to zwykły biznes, handel wymienny, a utrata cnoty to tylko sposób na pozbycie się przeszkód… (I niech mi teraz ktoś wyjaśni, czym taki „młodzieżowy sponsoring” różni się od zwykłej prostytucji z udziałem nieletnich?!)

I przypomniał mi się w tym momencie fragment bloga niejakiej „Mamuchy” (pisuje ona na portalu Fronda.pl): „Bardzo współczuję wam, młodym – powiedziała mi kiedyś moja śp. Babcia – Odzierają was z romantyzmu, z odkrywania tajemnicy, z naturalnego zawstydzenia. Nie macie pojęcia, czym jest prawdziwa miłość.”

Bo te dziewczyny to właśnie takie nowoczesne „truskawki” – może i ładnie wyglądają z wierzchu, ale już nie mają smaku ani zapachu. Zwiędły, nim zdołały naprawdę dojrzeć…

Smutny Adwent?

Wielu ludzi (zwłaszcza młodych, choć nie tylko), postrzega chrześcijaństwo tylko przez pryzmat tego, czego „KOŚCIÓŁ NAM ZABRANIA!” ? Czy więc należy dokładać im jeszcze jeden ciężar -„w Adwencie nie wypada się bawić!”? (Miałam w Ruchu Światło-Życie moderatora który – na pewno w dobrej wierze – nauczał młodzież, że „poza narzeczeństwem”nawet tak niewinne gesty, jak trzymanie się za ręce są grzechem. I czy myślicie, że potem mogli słuchać go z powagą, gdy im mówił o seksie przedmałżeńskim? Bo skoro „wszystko jest zakazane!” to co za różnica, czy zgrzeszę tym, czy tamtym?;)).

Jak wiadomo, jestem niepełnosprawna, więc nigdy nie chodziłam na „imprezy” (a po prawdzie, to nawet niespecjalnie mnie tam ciągnęło…) – i nie wiem, czy rzeczywiście przynoszą one ludziom prawdziwą radość, rozrywkę i odprężenie, czy tylko chwilowe ZAPOMNIENIE o rzeczywistości, nierzadko w oparach alkoholu i narkotyków, albo w objęciach zupełnie obcych osób?).

Ale jest prawdą, że w ciągu wieków Adwent, ten „RADOSNY czas oczekiwania” dziwnie nam się upodobnił do Wielkiego Postu, okresu pokuty. Jeszcze w nieodległych przecież czasach mojej pierwszej młodości należał do owych „czasów zakazanych”, kiedy to „zabaw hucznych” nie należało urządzać.

I choć po Soborze Kościół oficjalnie od tego odszedł, to czy widać to w naszych kościołach, w naszej liturgii, w przeżywaniu tego okresu? Jakaś SMUTNA ta nasza radość! Mówimy młodzieży – nie szukajcie radości w pubie! Ale czy naprawdę pokazujemy ludziom, że można ją znaleźć również  w Kościele, w służbie dla innych, w byciu razem, w rodzinie? (Czasami te przymusowe rodzinne spędy to dla młodych istny koszmar…)

„Chrześcijaństwo jest po prostu SMUTNE.” – napisał mi jeden z moich Czytelników. Czyżby miał rację?

***

Niewątpliwie najradośniejsze okresy Adwentu przeżywałam będąc jeszcze uczennicą szkoły Nazaretanek.

Wcześniej słowo „adwent” oznaczało dla mnie, z grubsza rzecz biorąc, tylko tyle, że wkrótce będą Święta.

Tymczasem bezpiecznie ukryta przed wszechobecną komercją (czy zauważyliście, że obecnie „sezon świąteczny” w sklepach zaczyna się praktycznie zaraz po Wszystkich Świętych? Zatem żaden „adwent” nie istnieje!) za wysokim, szkolnym murem, nauczyłam się delektować tym czasem oczekiwania na Zbawiciela, z jego porannymi mszami, których mrok rozświetlają „roratne” świece, z piękną liturgią, w której mówi się o tym „Dziecku, którego Dziewica Matka oczekiwała z wielką miłością”, ze śpiewami, które wyrażają całą naszą tęsknotę za Tym, który do nas przychodzi, z nocnymi czuwaniami, głębokimi spowiedziami i rekolekcjami…

Ale także z dorocznym pieczeniem przez Siostry orzechowych ciasteczek, których zapach rozchodził się po całym budynku, obwieszczając nam, że to już niedługo – i z zupełnie niepowtarzalną atmosferą „nazareckiej” Wigilii, organizowanej w internacie na kilka dni przed wyjazdem do domu na Święta – zawsze z prawdziwą kutią (mniam!), opłatkiem, choinką i kolędami, po której nieodmiennie śpiewałam z głębokim przekonaniem:

„Wszystko stworzenie,
śpiewaj Panu swemu!
Pomóż w radości
wielkiej memu!” 

Ech… Wydaje się, że to było tak dawno – a przecież tak niedawno…

Przytulić się i zasnąć…

A więc znów czekamy na tatusia, Okruszku. Czekamy… Jestem napięta jak struna i bardzo zmęczona…tym czekaniem. Pamiętasz, mała Lisa z Bullerbyn (kiedyś przeczytam Ci tę książkę, kochanie…) mawiała, że takie czekanie to jest coś, od czego się siwieje – i chyba miała rację.

 

Jestem taka zmęczona, dziecinko… Chciałabym się wtulić w Twojego tatusia i już tak zostać. Zasnąć. Chociaż na jedną, krótką chwilę, wiesz? Wydaje mi się teraz, że dla tej jednej chwili mogłabym nawet umrzeć – ale Twoje rytmiczne stukanie z prawej strony brzucha przypomina mi, że nie jestem sama. Wiem, dziecinko, wiem. Należy Ci się ode mnie więcej spokoju, niż go miałaś (-eś) ostatnio. Nie, nie będziemy się denerwować.

 

Ale wiesz, co zrobimy? Posprzątamy tu. Weźmiemy ciepłą kąpiel z pianką. Napijemy się dobrej, malinowej herbatki. I może posłuchamy sobie muzyki. Dobrej, miłej, łagodnej muzyki. Mamusia bardzo lubi muzykę.

 

” Pod twym głosem znajomym

przy którym ręce grzeję

spadną nagle ze mnie

te dni, które nas dzielą.

Wszystkie dni bez ciebie. (…)

Pod twą ręką wprawną

wszystkie zmilkną słowa.

Wszystkie suknie spadną…”

(Małgorzata Gołąbek, Maja naga)