Mężczyźni, których nie ma…

Nie ma go tu. Nie ma go. Nie ma. Wyjechał… na rekolekcje.

 

Sama mu to doradzałam. Chciałam, by się raz jeszcze zastanowił, przemyślał to, co zamierza zrobić, zapytał Pana Boga, czy aby na pewno się nie mylimy…

 

Ale niedawno mu powiedziałam, że choć jestem wolną kobietą, niekiedy czuję się przy nim jak „niewolnica” – bo mogę tylko na niego czekać… i czekać… i czekać i…  nie mam (na razie) właściwie żadnej możliwości, aby go tu przywołać. Ani tym bardziej zatrzymać przy sobie na dłużej (nawet tydzień nieprzerwanego bycia razem to obecnie dla nas rzecz praktycznie niewykonalna…).

 

I wiem, że na razie tak być musi…a nawet – tak być powinno. Bo przecież te sprawy i ludzie, wśród których on teraz przebywa, są co najmniej równie ważne, jak ja. Jeżeli nie o wiele ważniejsze. Przecież nie wolno mi być taką egoistką!

 

I buntuję się przeciwko temu, bo przecież jestem w ciąży i mam prawo do tego, aby on był tutaj ze mną… Mam prawo? Prawo? Czy może tylko potrzebę? Nieprzezwyciężalną, biologiczną, atawistyczną potrzebę, żeby ojciec mojego dziecka stał za moimi plecami. Nawet, jeśli nie dzieje się ze mną nic takiego, co by racjonalnie uzasadniało taką chęć…

 

Ale… do jasnej Anielki, jestem w 10. tygodniu ciąży – i czy ja muszę być zawsze taka racjonalna?!

P. pojechał na rekolekcje – i ja też chyba powinnam…w każdym razie bardzo bym tego pragnęła. Jestem dziwnie smutna i zmęczona. Czyżby to był jakiś „kryzys powołania”? 🙂

 

Dziesiąty tydzień…Czy wiesz, Fasolko, że to już jedna czwarta naszej wspólnej podróży? To nie do wiary, prawda, dziecinko?

 

A co ma zranić – do krwi zrani…

Dostałam ostatnio taki list…od kogoś, kogo uważałam za przyjaciela…

 

(A może to i dobrze, że są i takie listy, takie słowa? Może właśnie one nie pozwalają mi zgnuśnieć i zakłamać się do reszty? Żebym nie czuła się nazbyt szczęśliwa…Grzesznice muszą cierpieć – czyż nie?)

 

„Myślałem sporo na temat tego, co się u Ciebie ostatnio wydarzyło. I nie będę ukrywał, że czuję rozgoryczenie. Zastanawiałem się, skąd u Ciebie  wzięła się taka decyzja? Młody zagubiony zakonnik i młoda zagubiona kobieta… Już raz przez to przechodziłem, kiedy to bardzo bliska mi osoba zdecydowała się żyć w związku z żonatym mężczyzną…

 

Miałem głęboką nadzieję, że Ty jednak obudzisz się i zrezygnujesz z tej znajomości. Ale może jestem idealistą, a w tych czasach to niepopularne podejście do sprawy. Często mówiłaś mi o tym, że chcesz mieć dziecko i być z mężczyzną, który Cię pokocha. Naprawdę bardzo Ci tego życzyłem. Każdy ma prawo być kochany i kochać, ale…

 

Tamten zakonnik przechodził trudne chwile, być może dane mu od Boga? Może próbował szukać pocieszenia, ale nie tam, gdzie trzeba. Z takimi problemami należy zwracać się do przełożonych, albo do spowiednika! Kapłaństwo to niezwykle poważna sprawa i niezwykle poważna droga! Być może czuł się nierozumiany, być może poczuł, że źle wybrał.

 

Z mojego punktu widzenia jedynym wyjaśnieniem takiej właśnie waszej wspólnej decyzji jest jakieś niepoukładanie wewnętrzne, może jakieś niewłaściwe wychowanie ze strony rodziców? Ale nawet takie rzeczy nie powinny popychać ludzi do takich decyzji! To jest egoistyczne i bardzo nieodpowiedzialne. Ubolewam nad tym i nie będę tego ukrywał.

 

Mam nadzieję, że nigdy nie otrzymacie dyspensy od biskupa, bo biskupi też ostatnio na zbyt wiele sobie pozwalają. Kościół powinien solidnie popracować nad tą tematyką i ostrzej podchodzić do tych spraw. Każdy człowiek musi ponosić konsekwencje swoich wyborów. A najbardziej ucierpi na tym dziecko. Mam nadzieję, że będzie zdrowo rosło i zdrowe się urodzi.” (sic!)

 

Postscriptum: A dziś jest piąta rocznica jego święceń kapłańskich…