Wiara tym się różni od WIEDZY, że nigdy nie jest pewnością – tak więc często bywam rozbawiona treścią niektórych blogów, w których co rusz jakiś autor (sądząc z tonu, bardzo młody) ogłasza, że jest absolutnie PEWIEN że Boga nie ma, zaświatów nie ma, piekła nie ma… No, żeby zacytować „klasyka” Kononowicza: że nie ma NICZEGO. 🙂
Tymczasem wiara jest swego rodzaju „balansowaniem” pomiędzy pewnością a niepewnością, poszukiwaniem odpowiedzi raczej, niż przekonaniem, że się ją już znalazło.
Już Pascal stwierdził, że w otaczającym świecie istnieje tyle samo rzeczy i zjawisk, które skłaniają nas do wiary, jak i takich, które zdają się nas od niej odstręczać. Bardzo odpowiada mi koncepcja, w myśl której Bóg się „ukrywa” po to, aby uszanować naszą wolność – i aby ateizm uczynić równie realną możliwością. Bo gdyby rzeczywiście (jak chcą muzułmanie) Bóg był „widoczny jak słońce na niebie”, to jakaż trudność byłaby w tym, żeby w Niego uwierzyć? Wtedy dopiero (śmiem twierdzić) wiara stałaby się wiedzą…
Dlatego też równie sceptycznie podchodzę do tych, którzy twierdzą, że zawsze wierzyli i nigdy nie zwątpili. Jeżeli ktoś mi mówi, że nigdy nie wątpił, mam też poważne wątpliwości, czy w ogóle wierzył…
A sama wiara…no, cóż, opiera się na ZAUFANIU w to, że mimo wszystko gdzieś jest Ktoś, kto nad nami czuwa w każdej sytuacji.
A lepiej od wszystkich teologicznych rozważań, do których zresztą nie mam właściwego przygotowania, ilustruje to taka urocza anegdotka:
W Nowym Jorku występował linoskoczek, którego specjalnością było przechodzenie z tyczką po linie, rozpiętej między dwoma wieżowcami. Skończywszy swój zwykły pokaz, akrobata zszedł na dół i zapytał zgromadzonych: „Czy WIERZYCIE, że mogę zrobić to samo także bez tyczki?” „Wierzymy, wierzymy!” Cyrkowiec wjechał więc na górę i powtórzył występ bez tyczki. „A czy wierzycie, że zdołam to zrobić także pchając przed sobą niewielką taczkę?” „Oczywiście!” „Tak? No, to kto z was wejdzie do tej taczki?!” Zapadła niezręczna cisza. Nagle z tłumu wysunęła się mała dziewczynka: „Ja pojadę!” I facet przewiózł ją na taczce pomiędzy budynkami. Na dole dziewczynkę otoczył tłum zaciekawionych dziennikarzy: „No, i co, nie bałaś się?!” „Eeee, tam! – mała wzruszyła ramionami – Przecież to jest mój tatuś i my co tydzień robimy taki numer…” 🙂