Dostałam ostatnio taki list…od kogoś, kogo uważałam za przyjaciela…
(A może to i dobrze, że są i takie listy, takie słowa? Może właśnie one nie pozwalają mi zgnuśnieć i zakłamać się do reszty? Żebym nie czuła się nazbyt szczęśliwa…Grzesznice muszą cierpieć – czyż nie?)
„Myślałem sporo na temat tego, co się u Ciebie ostatnio wydarzyło. I nie będę ukrywał, że czuję rozgoryczenie. Zastanawiałem się, skąd u Ciebie wzięła się taka decyzja? Młody zagubiony zakonnik i młoda zagubiona kobieta… Już raz przez to przechodziłem, kiedy to bardzo bliska mi osoba zdecydowała się żyć w związku z żonatym mężczyzną…
Miałem głęboką nadzieję, że Ty jednak obudzisz się i zrezygnujesz z tej znajomości. Ale może jestem idealistą, a w tych czasach to niepopularne podejście do sprawy. Często mówiłaś mi o tym, że chcesz mieć dziecko i być z mężczyzną, który Cię pokocha. Naprawdę bardzo Ci tego życzyłem. Każdy ma prawo być kochany i kochać, ale…
Tamten zakonnik przechodził trudne chwile, być może dane mu od Boga? Może próbował szukać pocieszenia, ale nie tam, gdzie trzeba. Z takimi problemami należy zwracać się do przełożonych, albo do spowiednika! Kapłaństwo to niezwykle poważna sprawa i niezwykle poważna droga! Być może czuł się nierozumiany, być może poczuł, że źle wybrał.
Z mojego punktu widzenia jedynym wyjaśnieniem takiej właśnie waszej wspólnej decyzji jest jakieś niepoukładanie wewnętrzne, może jakieś niewłaściwe wychowanie ze strony rodziców? Ale nawet takie rzeczy nie powinny popychać ludzi do takich decyzji! To jest egoistyczne i bardzo nieodpowiedzialne. Ubolewam nad tym i nie będę tego ukrywał.
Mam nadzieję, że nigdy nie otrzymacie dyspensy od biskupa, bo biskupi też ostatnio na zbyt wiele sobie pozwalają. Kościół powinien solidnie popracować nad tą tematyką i ostrzej podchodzić do tych spraw. Każdy człowiek musi ponosić konsekwencje swoich wyborów. A najbardziej ucierpi na tym dziecko. Mam nadzieję, że będzie zdrowo rosło i zdrowe się urodzi.” (sic!)
Postscriptum: A dziś jest piąta rocznica jego święceń kapłańskich…