Smak zakazanego owocu?

Często zastanawiam się, czy kochałabym go tak samo, gdyby nie był księdzem? Czy to nie to, co nas od siebie oddziela, czyni go atrakcyjnym w moich oczach? I czy ta miłość przetrwa, gdy już przestanie być „zakazana”? Gdy opadną emocje, które teraz nas napędzają? Przecież wiem, że drugiej takiej „wiosny miłości” nie będziemy już mieli. Co nam z niej zostanie, co zostanie?

 

Może tylko moje wyrzuty sumienia i jego poczucie, że zdradził to, co najpierw wybrał? Czy ja potrafię z tym żyć, czy potrafię? Tak. POTRAFIĘ. Chyba…Choć iść za nim, to jakby wejść w ciemną, nieznaną rzekę – ale wiem, że nie pójdę tam sama. Zawsze będziemy mieli siebie… Jego ręce złapią mnie, kiedy stanę nad przepaścią. I kiedy patrzę w jego twarz, rozjaśnioną szczęściem (które jest zapewne tylko wiernym odbiciem tego, co maluje się na mojej własnej twarzy), wiem, że warto.

 

On mnie kiedyś zapytał, co widzę, kiedy na niego patrzę. I pewnie ne byłby zadowolony, gdybym mu powiedziała, że widzę księdza. Bo jego kapłaństwo jest nieodłączną częścią jego osobowości, tą „niezmywalną pieczęcią”, jak mówi teologia. On w jakimś sensie na zawsze pozostanie księdzem. I nic na to nie poradzimy. Ale widzę też mężczyznę, cudownego, wspaniałego, czułego i opiekuńczego. Mężczyznę, który mnie kocha. I który będzie ojcem moich dzieci.

 

Zanim się jeszcze spotkaliśmy (bo poznaliśmy się, oczywiście, przez Internet), drocząc się ze mną, powiedział mi, że jego usta są gorzkie. Kłamał. Są słodkie.

13 odpowiedzi na “Smak zakazanego owocu?”

  1. Mówisz, że go kochasz. Kochać kogoś to pragnąć dla kogoś dobra i szczęścia. On juz wybrał drogę idąc nią pewnie jest szczęśliwy (może jest tego mniej lu bardziej świadomy). Dla niego szczęście to tak naprawdę odprawiać Eucharystię, przebywac z Jezusem. Kiedy będzie z tobą to będzie odcięty pewnie na wiele lat w wyniku ekskomuniki od Źródła swojego szczęścia, od Jezusa. Zresztą ty też. Zapraszam do mnie http://www.deum-sequere.blog.onet.pl

    1. Moniko droga, ja o tym wszystkim wiem…I stąd się właśnie biorą wszystkie moje wątpliwości. Kochając go muszę brać pod uwagę przede wszystkim to, co będzie lepsze dla niego, nie dla mnie. Z mojego punktu widzenia kapłaństwo to wielkie szczęście, wielkie wybranie – i sama nie rozumiem, czemu on mnie pokochał. Jestem jedynie pewna, że – z racji mojej niepełnosprawności – nie jest to jedna z tych banalnych historii spod znaku „ksiądz zobaczył ładną laskę i się w niej zakochał.”

      1. „Jestem jedynie pewna, że – z racji mojej niepełnosprawności – nie jest to jedna z tych banalnych historii spod znaku „ksiądz zobaczył ładną laskę i się w niej zakochał.””Och, on CIę na pewno żywi gorący, uczuciem:)NIestety, o uczucia, nawet najpiękniejsze, potrafią zgubić duszę:(

        1. Nie wierzę, by coś, co Bóg sam wlał w nasze serca, miało zgubić nasze dusze… Czyż szatan sam ze sobą jest skłócony, by czynić dobro? Czy nasze dziecko nie jest darem Boga? Czy i za nie będę potępiona? Nie nazywaj nieczystym tego, co sam Bóg uczynił.

  2. No ale dla niego właśnie najlepsze jest być ksiedzem, bo tak obiecał Bogu,,,ja nie wiem, czy Bóg jest aż tak miłosierny, nie jestem nim, ale wierzę, że piekło to naprawdę straszna rzecz. NIkomu jej nie życzę. I piekło to jest najgordze, co możńa sobie i pośrednio komuś zafudować. A najlepszy dar dla drugiej osoby,to zaprowadzić ja prosto do nieba!:))))) Tak jak uważam.”Co nam z niej zostanie, co zostanie?” no właśnie, co?nie chcę nikogo osądzać, nie znam Was, ale nie boisz się, że skoro już raz złamał obietnicę, i to daną samemu Bogu, samemu Bogu nie był wierny, to i taki kiedyś może być dla Ciebie?Ja nie mówię, żę tak będzie, ale że tak być może.pozdrawiam zawsze ciepło

  3. Dziękuję za wizytę na moim blogu. Zajrzałam do Ciebie i właśnie zaczynam od początku poznawać Twoją historię. Naprawdę, ciężki i trudny stanął przed Tobą dylemat. Gratuluję jednocześnie odwagi, bo nie łatwo – nawet w formie internetowej anonimowości – pisać o takich kontrowersyjnych problemach. Pozdrawiam!

    1. W takim razie, dziękuję za rewizytę! Zdaję sobie sprawę, że wybrałam stromą ścieżkę – i nawet sobie nie wyobrażasz, jak czasem trudno jest o tym pisać (bo co pewien czas ktoś zgorszony, być może słusznie, czuje się w obowiązku przypomnieć mi, kim tak naprawdę jestem). Ale myślę, że jednak lepiej jest móc gdzieś „wyrzucić” z siebie te wszystkie myśli – niż milczeć i udawać, że nie istnieję. Mam nadzieję, że przynajmniej Ty się nie zgorszysz.

  4. Zaczynam dopiero poznawać Twoją opowieść. Być może jeszcze doczytam dalej, ale na razie jestem po prostu ciekawa, więc pytam: na czym polega Twoja niepełnosprawność?

    1. Piszę o tym w różnych miejscach na blogu, ale żeby Ci nie utrudniać lektury, służę uprzejmie – mam prawostronne mózgowe porażenie dziecięce, co powoduje trudności z chodzeniem i niedowład prawej ręki.:)

  5. Owszem, kapłaństwo jest niezmywalną pieczęcią, lecz MOŻNA otrzymać dyspensę. Nie myśl o nim w kategoriach zakazanego owocu.
    Raczej (co mnie tak między wierszami urzekło) trzymaj się wersji, że gdyby nie był księdzem, nie miałby tej cudownej formacji duchowej, która uczyniła go tak zdolnym do kochania.
    To jedno w głównej mierze przekonuje mnie do autentyczności Twojego uczucia.

    1. Z latami coraz bardziej utwierdzam się w tym przekonaniu: że poprzez kapłaństwo Bóg ukształtował go na takiego mężczyznę, męża i ojca naszych dzieci, jakim jest dzisiaj.:)

Skomentuj ~nieznajoma Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *