Serca na rozdrożu.

Tak, ja już wybrałam. Nieodwołalnie i raz na zawsze. Jego. Mojego P. Ale…

Ten, z którym byłam wcześniej…przez trzy lata…jest ciężko chory…chory śmiertelnie. Ma dystrofię mięśniową (postępujący zanik mięśni) i…i umrze na nią…- jest chory i samotny – a ja…a ja się zakochałam – i go zostawiłam. I czy to nie oznacza, że jestem podła?

Czy ja czasem nie jestem jak ta „mała owieczka” z przypowieści proroka Natana, którą bogacz odebrał biedakowi? On miał tylko mnie…tylko mnie…a ja mu to odebrałam. Odbierając samą siebie.

I wiem, że byłby najszczęśliwszy, gdybym do niego teraz wróciła. Bo chyba dopiero wtedy, kiedy mnie utracił, zaczął doceniać tę małą, która zawsze była przy nim…Zaczął nagle mnie kochać?

Ale wiem, że kochając P. spaliłam za sobą wszystkie mosty i…”i nie chcę wracać, by gonić cienie.” Zresztą teraz, kiedy już wiem, jacy potrafią być mężczyźni i jak słodka może być miłość, taki powrót byłby dla mnie sennym koszmarem. Byłby to powrót nie tylko do jego zmiennych nastrojów (zdarzało się nader często, że wyładowywał na mnie swoje frustracje) i kąśliwych uwag, z których jasno wynikało, że nic nie potrafię, do niczego się nie nadaję i nie jestem mu potrzebna ani we dnie, ani w nocy… (Aż trzy lata czekałam, by usłyszeć z jego ust choć jedno „kocham cię.”) – ale i do jego ojca-alkoholika i matki, chorej z nienawiści do męża-dręczyciela. Brrr…

Właściwie trudno mu się nawet dziwić, że jest taki, jaki jest – gdzie miał się nauczyć kochać?  I od kogo?

A ja jemu oddałam swoje dziewictwo…naprawdę z wielkiej, ogromnej miłości. I tak trudno jest się przyznać, że być może popełniłam błąd…

I nie wiem, czy teraz powinnam do niego wrócić, aby był szczęśliwy – nawet kosztem własnego szczęścia? Czy dla niego mam wyrzec się małżeństwa (bo teraz już wiem, że on się NIGDY ze mną nie ożeni), dzieci, a nawet szacunku do samej siebie i zwykłej, ludzkiej… nadziei? Czy wreszcie mam być z nim tylko z litości?

Khail Gibran, filozof chrześcijański pochodzenia egipskiego, napisał o podobnym stanie tak:

„Długie były dni cierpień, które spędziłem w tych murach –

i długie były noce samotności –

lecz któż może bez bólu opuścić swoje cierpienie i swoją samotność?”

A swoją drogą, mój były chłopak ma osobliwego pecha – jego poprzednia sympatia, dziewczyna pracująca w sekstelefonie (dokąd, dręczony samotnością, dzwonił, żeby ktoś choćby z nim porozmawiał) także zakochała się w księdzu i uciekła z nim do Szwecji…

 

Kiedyś mnie zapytał (cytuję!) co takiego właściwie mają w sobie te „klechy”, że kobiety „dają” im chętniej, niż zwykłym facetom? I myślę, że teraz, po kilku miesiącach bycia z P., mogłabym już na to odpowiedzieć. Oni mają SERCE. 🙂

12 odpowiedzi na “Serca na rozdrożu.”

  1. Wiesz.Mam trochę podobną historię.Też przed moim x byłam w związku z innym facetem.Trwało to 6 lat.Ciagłe szarpanie się.Zdrady i picie.Teraz nie wiem czy kochałam go czy tylko chciałam zapomnieć o mojej miłości.Teraz kiedy postanowaiłam odejść on się nagle obudził.Zaczął się leczyć.Też zastanawiałam się czy powinnam zostawić go samego.Ale zdecydowałam. Miłości nie oszukasz. Trzymaj się ciepło.

    1. Masz rację, nie oszukam miłości…I nawet, gdybym do niego wróciła, nie mogłabym przecież zapomnieć o P. Ale NIE CHCĘ wracać. I chyba nawet jego choroba, moje współczucie i kilka (teraz) miłych słówek nic już tutaj nie zmienią. To wszystko przyszło za późno… Miło mi poznać kogoś, kto jest w podobnej sytuacji, jak ja. Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie.

        1. Domyślałam się tego. 🙂 Mój P. go tam umieścił. 🙂 A zauważyłaś, że właściwie każdy uważa WŁASNĄ historię za zupełnie wyjątkową?:)

          1. Miłość dla każdego jest wyjątkowa.Z jednej strony zła jestem,że mój ukochany jest x z drugiej strony gdyby nim nie był raczej nie było by nam dane się spotkać. Ciekawe jak moje zycie wtedy by wyglądało?

          2. No, to ze mną jest troszeczkę inaczej – nie tylko nie jestem zła, że mój P. jest „iksem”, ale nawet bardzo się z tego cieszę. Sądzę, że to jego „pierwsze powołanie” było mu potrzebne do tego, by móc mnie pokochać – co się wcześniej nie udało żadnemu mężczyźnie. To właśnie dzięki kapłaństwu Pan Bóg ukształtował jego serce tak, żeby mógł zobaczyć w niepełnosprawnej dziewczynie coś innego, niż widzieli wszyscy inni…

          3. Wiesz, mój spowiednik mówi nawet, że gdyby to zależało od niego, wysyłałby wszystkich chłopaków do zakonu czy seminarium na rok czy dwa, tak, jak teraz wysyła się ch do wojska. I myślę, że nie jest to głupi pomysł, bo, jak widać po moim P., dobra formacja kształtuje cudownych facetów. 🙂

  2. Nieodwołalnie i raz na zawsze? Hmm… niebezpieczne słowa… w końcu serce nie sługa, nie znasz przyszłości. I dlatego też nie uważam, że jesteś podła, czy zła – po prostu poszłaś za tym co Ci dyktowało serce, a to dobry wybór. Nie sądzę, żeby poprzedni partner nagle zaczął Cię kochać – po prostu zdał sobie sprawę z tego, co traci. Oddania dziewictwa też nie uważam za błąd – przecież oddałaś je osobie którą kochałaś. Widzisz w tym coś złego? Sama mówiłaś, że litość to okropne uczucie – dlaczego chce się mu poddawać? Bądź dobrym człowiekiem, ale równocześnie dbaj o własne szczęście – nie sądzę, żeby Twój Bóg chciał, żeby wszyscy byli męczennikami w taki czy inny sposób. A zwykli faceci też mają serce :)Pozdrawiam 🙂

    1. Niebezpieczne, ale prawdziwe. 🙂 Jak zapewne już wiesz (wiesz?), myśmy złożyli sobie wzajemne przysięgę małżeńską – a dla chrześcijan takie słowa są wiążące. Tamtemu nic podobnego nie mówiłam – przede wszystkim dlatego, że i on mi nigdy tego nie powiedział. A MIŁOŚĆ nie jest jedynie uczuciem. Uczucia przemijają – a „miłość nigdy nie ustaje”, dlatego że jest przede wszystkim DECYZJĄ („tak, chcę zostać z tym człowiekiem NIEZALEŻNIE od przyszłości, której nie znam”), a nie sprawą chwilowych emocji.

  3. I w tej kwestii się z Tobą zgadzam. Nie można być z Kimś z litości, nam na myśli małżeństwo sakramentalne…Choć litość jest sama w sobie uczuciem dobrym, odmianą miłosierdzia.

  4. Droga Autorko,
    Nie rozumiem – z jednej strony piszesz, że jesteś katoliczką, a z drugiej strony uprawiasz seks przed ślubem (pisałaś o utracie dziewictwa). Przecież czyn takowy jest złem jest grzechem (krzywdą dla obojga stron a nie dowodem miłości).
    Piszesz również, że spotykasz się z księdzem (z Twoich wpisów wynika chyba, że również współżyjecie seksualnie). Kapłan (ksiądz) ślubował natomiast życie w celibacie (czystości), ślubował wierność Panu Bogu. Więc jest tutaj grzech złamania przyrzeczeń złożonych przez tą osobę duchowną przed Panem Bogiem,, kłamstwa (oszustwa) przed ludźmi, jest również grzech zjednoczenia cielesnego poza małżeństwem. Oboje grzeszycie (nie wiem czy dalej to robicie). Żeby było jasne nie potępiam Was, tylko Wasze złe czyny.

    „(…)ale i do jego ojca-alkoholika i matki, chorej z nienawiści do męża-dręczyciela. Brrr…”
    Jeżeli wiesz o sytuacji, że maż zadaje przemoc fizyczną tej kobiecie – to powinnaś to zgłosić na Policję.

    Pozdrawiam serdecznie
    Z Panem Bogiem. Niech Cię Bóg błogosławi i strzeże.

    1. No, cóż, Tomku – jedyne, co mogę Ci odpowiedzieć, to, że popełnienie grzechu NIE SPRAWIA (o czym sam doskonale wiesz!), że się przestaje być katolikiem. Wszyscy jesteśmy grzeszni. A życie „w sytuacji nieuporządkowanej” (tak, jak my – bo żyjemy w niesakramentalnym związku małżeńskim, czekając na dyspensę) nie powoduje ekskomuniki. Tak, jestem katoliczką – i da Bóg, pozostanę nią do śmierci…

Skomentuj ~Alexandra Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *