Kościół: widok z ostatnich ławek.

Wielu ludzi, którzy są – mniej lub bardziej – „na bakier z Kościołem” twierdzi po prostu: „Nie ma tam dla mnie miejsca!”

 

Tymczasem to miejsce zazwyczaj jest, z tym, że na ogół nie takie, jakie ja bym sobie wymarzył (a)…

 

To zrozumiałe, że ludzie na ogół nie lubią „wytykania im” ich grzechów – sama bardzo tego nie lubię. Ja nie potrzebuję, żeby ktoś mi mówił, że nie jestem całkiem w porządku – szukam raczej takiej religii i takiego Kościoła, który mi powie: „to nie twoja wina, nie martw się, Bóg i tak Cię kocha!”

 

Nigdy nie mogłam np. pojąć, czemu rozwodnicy, którzy rozeszli się z jakiegoś  błahego powodu, zżymają się potem, że „nie ma dla nich miejsca…”

 

Prawdopodobnie, kiedy się pobierali, nikt im nie tłumaczył – a nawet, jeśli tłumaczył, to nie słuchali – że małżeństwo chrześcijańskie jest zasadniczo nierozerwalne (choć ja bym tu dopuściła pewne wyjątki, np. w przypadkach skrajnego maltretowania), ponieważ obrazuje ten związek, który Bóg ma z nami. I że powinni uczynić WSZYSTKO, żeby ich miłość trwała dłużej, niż chwilowe zauroczenie…

 

A czy przed rozwodem zrobili naprawdę wszystko, co było w ich mocy? Szczerze mówiąc, bardzo wątpię…

 

Kiedyś słuchałam bardzo pięknej konferencji o duchowości kobiety i mężczyzny, gdzie było powiedziane, że zdanie: „Mężowie powinni miłować swoje żony tak, jak Chrystus umiłował swój Kościół” należałoby rozumieć tak, że każdy facet powinien być gotów w razie potrzeby UMRZEĆ za swoją żonę…Wszystko zrozumieć. I wszystko wybaczyć.

 

Drogi Czytelniku, jeżeli nie jesteś pewien, że mógłbyś to zrobić dla swojej dziewczyny, to się z nią nie żeń! Będzie mniej rozwodów…

 

(A w praktyce oznacza to np. że zdradzający współmałżonka chrześcijanin – gdyby tylko poważnie traktował swoją wiarę! – powinien pokornie błagać żonę/ męża/ o przebaczenie – a ona powinna mu wspaniałomyślnie wybaczyć… ” Jak Pan wybaczył wam – tak i wy…” Prawda, że to brzmi prawie jak bajka? :))

 

Naturalnie jestem zdania, że prawo kanoniczne nie powinno równie surowo traktować np. żony, która uciekła od męża-dręczyciela, spotkała i pokochała innego mężczyznę – jak kogoś, kto znalazł sobie kochankę i porzucił rodzinę… Nie rozumiem, dlaczego strona porzucona ma ponosić podobną karę (odsunięcie od sakramentów), jak ten, kto jest winny rozwodu?

 

A i tak ludzie żyjący w związkach niesakramentalnych są w znacznie lepszej sytuacji, niż będę ja – jako żona księdza… Oni przynajmniej są otoczeni jakąś opieką duszpasterską (trzeba tylko wykazać minimum inicjatywy i poszukać odpowiedniego ośrodka – naprawdę nie cały Kościół jest tak nieprzyjazny „rozwodnikom”, jak to się na ogół uważa…) a ja…

 

Kiedyś go zapytałam: „Co z nami będzie, kochanie? Jakie będzie nasze miejsce w Kościele?” Odpowiedział mi: „Będziemy siedzieć w ostatniej ławce…”

 

Nie uskarżam się jednak. Wiem, że był to mój wybór i moja decyzja.

 

I wierzę, że „Ten, który widzi w ukryciu”, usłyszy nas nawet wtedy, gdy będziemy się modlić szeptem… 

3 odpowiedzi na “Kościół: widok z ostatnich ławek.”

  1. Witaj. Wpadłam tu calkiem przypadkiem. Zaciekawił mnie artykuł. Powiem tak. Gdyby w naszym „katolickim” przeciez kraju ( kazdy Polak uważa się z katolika) ksiądz miał – jak powiedziano w Biblii – zonę, dzieci (rodzinę) i swoim przykładem dawałby przykład innym wtedy nie byłoby problemów z Zeniącymi się księżami, księżami-homosexualistami, księzami którzy mają kochanki i nieślubne dzieci. A przeciez w naszym Katolickim bądź co bądź kraju takie własnie praktyki odchodzą. Absolutnie nie jestem przeciwna księzom którzy odchodza od koscioła (zwróc uwage, ze nie pisze od BOGA) aby pojąc za żonę kochaną kobietę. Wszak Bóg kazał nam iść i rozmnażac się na jego hwałę. W Bibli napisano, ze przewódca duchowy MA mieć rodzine i swoim życiem i zyciem rodziny pokazywac prawa droge do Boga. Dla Boga miłośc dwojga ludzi ( przeciwnych płci) jest szczęściem i naszym darem dla niego. Życie w celibacie jest wbrew naturze i dlatego tak bardzo podobają mi sie kościoły w których księża mają żony. No i jest jeszcze jedna kwestia z tym związana. Jak ksiądz, który nie ma rodziny, może nam mówić jak mamy wychowywac dzieci itd. itp. pisac bym mogła bez końca. Pozdrawiam Cię serdecznie i życze wytrwałości na drodze która obraliście. Pamietajcie, ze tą droge krytykują tylko i wyłacznie ludzie. nie BÓG. A ludzi i BÓG to dwie rózne myśli, dwa rózne czyny i dwa różne zdania. Wystarczy przeczytac Biblie , tam są prawidłowe wskazówki. Embeja

  2. witaj,ot chwila oderwania od pracy i znalazlam sie na Twoim blogu. Wciagnal, choc dzieli nas wiele w tym swiatopoglad. Roznice szanuje. ale jedno mnie zirytowalo: piszesz, ze pr. kanoniczne nie powinno tak samo traktowac kobiety, ktora maltretowana odeszla i pozanala i pokochala i faceta, ktory znalazl sobie kochanke i porzucil rodzine…Po pierwsze blad logiczny, bo facet porzuca kobiete, a nie rodzine, tj, dzieci i jest nadal ojcem jesli kobieta na to pozwoli. Poza tym fakt znalezienia sobie kochanki dla ktorej sie odchodzi, jest kolejnym bledem logicznym. Bo jesli on (lub tez ona) pozanaje partnera z ktorym chce sie zwiazac, to oczywistym jest, ze ich zwiazku nie ma, za co wine (poza patologiami)ponosza obie strony. A poza tym, tak zupelnie na marginesie dodam, ze prawo kanoniczne jest calkiem „liberalne” i obejmuje swoim zakresem wiele przypadkow, w ktorych malzonstwo zostaje uznane za niewazne – w tym kan. 1095 n.3 (wzbudzajacy sporo kontrowersji) niezdolnosc do podjecia i wypelnienia istotnych obowiazkow malzenskich z przyczyn natury psychicznej, pod co moze sie kwalifikowac wiele sytuacji, w tym np. skrajny pracoholizm, o ile istanial przez slubem (pisze oczywiscie w duzym uproszczeniu). I co Ty na to?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *