Opowieści dla Okruszka.

Na razie jesteś maleńki, kochanie, więc kiedy do Ciebie mówię (a mówię prawie bez przerwy, mimo że specjaliści twierdzą, że nie możesz jeszcze usłyszeć mojego głosu – ale któż to wie na pewno, jakie jest nasze życie przed narodzeniem? Więc mówię tak na wszelki wypadek… A Ty, kochanie, mógłbyś się też czasem odezwać i powiedzieć mamusi, na przykład, czy jesteś chłopcem czy dziewczynką. To by nam wiele ułatwiło, nie sądzisz?;)) opowiadam Ci jakieś baśniowe historyjki o słonecznych łąkach i krainach pełnych szczęśliwych dzieci. Bo co można opowiadać komuś, kto ma 14 centymetrów długości?:)

Na razie jesteś maleńki, kochanie, ale kiedyś urośniesz i zapytasz mnie o mnie i o tatusia. I co ja Ci wówczas odpowiem, dziecinko? Nie wiem. Jeszcze nie wiem.

Za to wiem na pewno, że opowieść zacznie się od: „Mamusia i tatuś bardzo się kochali…” Chcę, żebyś wiedział (a), że jesteś dzieckiem wielkiej, ogromnej miłości – i że my oboje także bardzo Cię kochamy. Niezależnie od tego, co, być może, usłyszysz na ten temat od innych ludzi.

I myślę, że tak samo postąpiłabym, gdybyś, na przykład, był dzieckiem adoptowanym, albo „dzieckiem z próbówki.” Chociaż w tym drugim przypadku – nie jestem pewna, czy koniecznie należy wtajemniczać dziecko w okoliczności poczęcia. Choć pewnie w każdym otoczeniu znajdzie się jakiś „życzliwy”, który zechce nam dziecko uświadomić…

Irytuje mnie już nawet samo określenie „dzieci z próbówki” – tak samo, jak pojęcie „ludzki klon” w odniesieniu do przyszłego klonowania człowieka. Co to znaczy „klon”?! – to CZŁOWIEK będzie! Tyle, że byłby to człowiek jakoś tam przez nas okaleczony, bo pozbawiony naturalnego prawa do własnej niepowtarzalności…

Wiem, że kiedyś urośniesz i zaczniesz nam stawiać trudne pytania, chociażby o homoseksualizm, albo o to, czemu na świecie są różne religie.

I mam nadzieję, że wtedy znajdę w sobie tyle mądrości, żeby Ci odpowiedzieć zgodnie z prawdą i z własnym sumieniem: że jest tajemnicą Pana Boga, dlaczego niektórych ludzi stwarza „niezdolnymi do małżeństwa” (podobnie, jak jest Jego tajemnicą, dlaczego sprawił, że mam porażenie mózgowe) – i że na całym świecie ludzie w różny sposób oddają cześć jedynemu Bogu…

Kochanie, jeszcze się nawet nie urodziłeś (aś) – a już tyle związanych z Tobą pytań i niepokojów! Choćby to – kto Cię nam ochrzci, skarbie? Tak bardzo się boję, że będziemy musieli zrobić to sami… I czy nasza słaba wiara wystarczy, żeby nauczyć Cię kochać Boga?

POSTSCRIPTUM: Czy istota przedstawiona na zdjęciu powyżej to: A) człowiek (w wieku 17. tygodni od poczęcia – a więc mniej więcej rówieśnik Okruszka), B) ryba, C) płaz, D) dowolny inny kręgowiec?

Decyzję prosimy podejmować jedynie na podstawie tego, co widać, a nie na podstawie jakiejkolwiek ideologii.

22 odpowiedzi na “Opowieści dla Okruszka.”

  1. Droga Albo po raz kolejny zadajesz mi pytania dlaczego tutaj Cię odwiedzam, a raczej dlaczego czytam Twojego bloga. Pamiętam, kiedy czytając Twojego bloga i również komentarze – to samo pytanie zadawałaś „Ktosiowi”, kiedy Cię krytykowała Osoba podpisujacą się tym Nickiem. Czytam dlatego, ponieważ masz blog dostępny dla wszystkich w tym również dla mnie. A wypowiadam, bo mam takie samo prawo wyrazić swoje zdanie, jak inne Osoby, zarówno te które bronią Twojej postawy oraz te które Cię krytukują. I nie jestem NIEPOKALANA, ani nigdy tak o sobie nie myślałam, zapominasz chyba, że niepokalana była tylko Matka Boża. To, że napisałam, iż mnie smieszysz, nie ma nic wspólnego z radością, radość się czuje, oddycha się nią i rozpiera nas także od srodka, to niestety w Twoim przypadku nie ma nic wspólnego z radością. Powtarzam, że chciałam Ci tylko pokazać jak to wygląda od strony Osób wierzących, np sam fakt, zastanawiałam się jak P odprawiał Mszę Sw, po nocach spędzanych z Tobą i zastanawiałam się również nad tym, czy np (bo tak mogło być), ja nie uczestniczyłam w sprawowaniu Mszy przez Niego. Niestety nie doczekałam się odpowiedzi, bo Ty skretnie omijasz, to na co nie chcesz odpowiadać, albo to na co nie znasz odpowiedzi, albo to co wydaję się za trudne, by w jakikolwiek sposób wytłumaczyć. Wg mnie nie jesteś sama wobec siebie w porządku, bo jeśli naprawdę kierowałabyś się miłością i przemyślała to wiele wiele wiele razy, jak sama pisałaś i wymodliła to wiele wiele wiele razy, jak również sama podkreślałaś, to przynajmniej poczekalibyście z decyzją o współżyciu do czasu kiedy P, uporządkuje swoje życie. Takie jest moje zdanie a Ty tylko dlatego, że ja odważam się je wyrażać, już palisz sama siebie na stosie, wkładając w moje usta słowa, których ja sama nie wypowiadałam.Pozdrawiam wzajemnie i dziękuję za pozdrowinia od Księdza Obserwatora ;-).Ps. Na zdjęciu to istotka ludzka w 17 tygodniu życia.

    1. Droga Obserwatorko, mimo że mam wrażenie, że już kiedyś odpowiadałam na podobne Twoje pytania – odpowiem jeszcze raz i mam nadzieję, że tym razem nie uznasz, że unikam odpowiedzi na trudne pytania. Powtarzam zatem (a na wszelki wypadek jeszcze raz zapytałam o to P.) że nigdy nie zdarzyło się, aby odprawiał mszę po nocy spędzonej ze mną – i myślę, że powinno to uspokoić Twoje wrażliwe sumienie. Nawiasem mówiąc, to, w jakim stanie duszy jest kapłan, sprawujący sakramenty, nie ma znaczenia dla dla ich ważności – dzieją się one bowiem „ex opera operato” tzn. niezalależnie od osoby sprawującego je kapłana a nawet od jego własnej wiary, o ile ma ważne święcenia. Toteż ja nigdy się nie zastanawiałam, czy ksiądz, który mi udziela rozgrzeszenia czy komunii nie ma przypadkiem ciężkiego grzechu na sumieniu, bo z punktu widzenia przyjmującego sakrament nie ma to znaczenia (sakrament jest ważny, nawet jeśli szafarz jest „niegodny”). A żeby Cię uspokić jeszcze bardziej, dodam, że P. ostatnio nie pracował na parafii lecz w Ośrodku Szkolno-Wychowczym dla chłopców, jest więc prawie niemożliwe, abyś mogła uczestniczyć w eucharystii sprawowanej przez niego. Nie, nie zapomniałam, że Niepokalana jest tylko Matka Boża – za to ostatnio często myślę o tym, czy Ona rzuciłaby kamieniem, gdy Jezus mówił „kto z was jest bez grzechu…” Ona jedna miałaby przecież prawo! A jednak nie sądzę, by chciała to zrobić. Myślę, że Jej była obca nasza ludzka skłonność do osądzania i potępiania (chociaż mogę się mylić).Nie mam do Ciebie żalu o to, że mnie krytykujesz, tylko o tę nutkę wyższości i pogardy, jaką wyczułam w niektórych Twoich wypowiedziach (te wszystkie „marna kobieto” i „nawet dobry psycholog już Ci nie pomoże”). Jeżeli źle to odczytałam, to najserdeczniej przepraszam. I skąd wniosek, że ja nie jestem „osobą wierzącą” -? Na perwno byłoby mi dużo łatwiej, gdyby rzeczywiście tak było. Co do współżycia- masz rację, powinniśmy byli zaczekać. Ale pomyśl, ilu młodych ludzi ulega chwili słabości – a jednak Bóg im przebacza. Czemu dla nas miałoby nigdy nie być przebaczenia?Ps. A moje „audiotele” było oczywiście żartobliwe, skierowane do zwolenników aborcji, którzy – wbrew faktom – twierdzą, że „to jeszcze nie człowiek.”

      1. Albo przeczytaj sobie swoją Notkę „kiedy mój chłopak udziela ślubu” z chyba 7 kwietnia tego roku. Pytasz mnie skąd wniosek, że nie jesteś osobą wierzącą, gdzie ja tak stwierdziłam? Dlaczego skoro mam odmienne zdanie od niektórych Osób tutaj Cię popierajacych, od razu twierdzisz Ty i reszta Twoich zwolenników, że ja Cię kamieniuję bądź już tak zrobiałam. Wyrażam podkreślam tylko swoje zdanie i prowadzę z Tobą dialog, zadając pytania, dlatego, że w Twoich postach w moich podkreslam w moich oczach widzę wiele sprzeczności stąd dyskusja.

        1. Obserwatorko, napisałaś dzisiaj, że tak jak Ty oceniają moje postępowanie „osoby wierzące” – stąd wniosek, że nie uważasz, źżebym ja nią była. Nie wydaje mi się również, abym na tym blogu miała jakichś swoich „zwolenników” czy też „osoby popierające mnie” (tylko błagam, nie zacznij mi ich teraz wymieniać z imienia – i z podejrzejniem, że „ona tak myśli, bo na pewno sama ma romans z księdzem”!:)). Może są to po prostu osoby, które próbują zrozumieć moją sytuację, a nie tylko ją osądzać? (do czego Ty masz oczywiście prawo, ale nie dziw się, że to mnie boli – nikiedy czuję się wręcz tak, jakbyś mi dała po buzi…). Co do notki o ślubie, to znowu spieszę Cię uspokoić – w tamtym okresie żyliśmy z dala od siebie, więc nie było najmniejszych szans na to, by „P. sprawował mszę po nocy spędzonej ze mną.” A nawet GDYBY (podkreślam, gdyby!) jakiemukolwiek księdzu zdarzyła się taka sytuacja, to przecież mógłby iść do spowiedzi i sprawować mszę już w czystości. Co zresztą nie ma wpływu na jej ważność. Sprzeczności w moich wypowiedziach…No, cóż, ten blog powstaje w ciągu długiego czasu – i może się oczywiście zdarzyć, źe teraz patrzę już na pewne sprawy inaczej, niż patrzyłam kilka miesięcy temu. Często dzieje się to pod Waszym wpływem.

          1. Albo napisałam „Powtarzam, że chciałam Ci tylko pokazać jak to wygląda od strony Osób wierzących…” i jest ciąg dalszy. Wprawdzie może źlę określiłam, ponieważ miałam na myśli samą siebie jako „Osobę wierzaca” i niepotrzebnie użyłam liczby mnogiej, a TY znów wyrywasz moje zdanie z kontekstu i przeinaczasz je na swój sposób myślenia, bym była tą która Cię kamieniuje. Nie jest tak Albo.

          2. „Nie jest tak”, Obserwatorko?:) I teraz ja Ci muszę uwierzyć na słowo – jak Ty nigdy nie chcesz wierzyć mnie? I, rzecz dziwna, zauważasz w moich wypowiedziach TYLKO to, co pasuje ci do obrazu „złej, cynicznej dziewczny’, jaki sobie stworzyłaś, a nie zauważasz we mnie absolutnie nic dobrego. Przykład? Zauważyłaś, oczywiście, że odpisałam Niewolnicy, że 'dziecko kocha się zwłaszcza ze względu na tego, z którym się je ma’ (miałam na myśli że jest to OWOC ich miłości!!!!) ale tego, że napisałam, że jest to jednicześnie „najpiękniejsza i najcudowniejsza istotka na świecie” już jakoś nie dostrzegłaś? Bo „złe i cyniczne dziewczyny, które przestałyby kochać swoje dzieci, gdyby tylko zostały same” nie mogą przecież czuć w ten sposób, prawda? Niestety, Obserwatorko, świat nie jest taki czarno-biały, jak Ci się wydaje – i ja również nie jestem takim potworem, za jakiego mnie uważasz. Gdybyś mnie poznała, mogłabyś nawet może mnie polubić. A może nawet (o zgrozo!) zrozumieć. I mi przebaczyć.

  2. Uwielbiam czytać komentarze Obserwatorki…Są takie czyste, niepodważalne, pełne patetycznego uniesienia, aż kipi z nich prawością, są wręcz idealnym meritum ludzkich przemyśleń… 😀 Nie, nie wcale nie kpię :)Czy Wy do cholery tego nie widzicie?! Dziewczynie (myślę tu o Albie) jest ciężko, próbuje jakoś poukładac swoje życie, wpasować się w rzeczywistość, w której świadomie bądź nie, dobrowolnie bądź nie się znalazła, a Wy jeszcze mocniej, z czystą premedydacją obrzucacie Ją kamieniami (tu zaś mam na myśli Obserwatorkę i inne wypowiedzi na tym poziomie). „A kto sam jest bez winy, niech pierwszy rzuci w nią kamień”… Już nie pamiętacie…to chyba najbardziej przykre i żałosne zarazem…Stało się jak się stało, trzeba dać czasowi czas, a życiu pozwolić płynąć dalej.Czytając wypowiedzi Obserwatorki (m.in.) mam wrażenie, że wydaje Jej się, że jest w stanie wpłynać na życie Alby, zmienić je, odwrócić jego bieg. A tego, co się stało nie cofnie się (stety bądź niestety), więc nie wiem, nie rozumiem, czemu mają służyć komentarze Obserwatorki (m.in.)…!? Co jesteś w stanie zmienić!? Nic, zupełnie nic. Jest dwoje ludzi, jest miłość, jest Dzieciątko, jej trudna sytuacja, jest grzech. Masz na to wpływ!? Nie, bo to stan faktyczny!!!A DOBRA RADA (krytyczna bądź nie) to nie jest to samo, co OSĄD, a Ty Obserwatorko tylko potrafisz osądzać. Uważaj, bo niedługo zabraknie Ci kamieni dla twoich własnych win…P.S. Śliczne maleństwo na zdjęciu. Nasze pewnie też tak wyglądało, dawno dawno temu. Lada dzień po raz pierwszy Je ujrzymy i mocno przytulimy. Szalejemy ze szczęścia, ale i niecierpliwie oczekujemy Jego przyjścia. Bo tam, gdzie rodzi się Dzieciątko, tam rodzi się Nowe Życie, tam rodzi się Nadzieja, tam dzieją się „rzeczy wielkie”, tam działa sam Pan Bóg! Życzę każdej kobiecie, by doświadczyła tego CUDU!Albo trzymaj się mocno! I ze wszystkich sił dbaj o swój Skarb, który nosisz pod sercem. Okruszek jest teraz najważniejszy! Głowa do góry! I pamiętaj, że celem życia kobiety jest macierzyństwo :)Pozdrawiam wszystkich komentujących! :*

    1. Figielku Figielko wcale nie kpisz wogóle. Jedziesz z Alba na tym samym wózku ( w końcu też jesteś z Księdzem) i cieszy mnie, że ma w Tobie powiernika. Nie nie jesetm bez winy i może podkreśl, gdzie tak o sobie pisałam bądź myślałam. Ja nie rzucam w Albę kamieniami, nie palę Jej na stosie ani nie obwiniam, przedstawiam swój sposób patrzenia i mam prawo to pisać, co czuję i myślę. A ty Figielku – prawda? bezkrytycznie i bez szyderstwa i bez kpiny podchodzisz do tego co ja piszę. CZy dziecko usprawiedliwia poczynania Albo to nie moja sprawa, niech sama sobie na to odpowie. Jedno jest pewne Ona nie kochałaby tego dziecka, Ona przelałaby na Niego całą swoją złość i rozpacz, gdyby P ją opuścił, pisała o swoich obawach, czytałaś Figielko?

      1. Obserwatorko, Obserwatorko, nie generalizuj! Na pewno nie każdy, kto nie osądza mnie mnie na tym blogu tak surowo, jak Ty, nie czyni tego tylko dlatego, że „sam na pewno ma coś podobnego na sumieniu.” (Nie wiem, czy Figielek akurat ma – i szczerze mówiąc, nie interesuje mnie to). A Twój wniosek, że „na pewno” nie kochałabym tego dziecka, gdyby mnie P. porzucił, jest znowu pochopny i niesprawiedliwy. Czy ja gdziekolwiek napisałam coś w rodzaju „jak ja nie cierpię tego bachora!” ? Czy nie pisałam raczej, że zawsze bardzo pragnęłam mieć dziecko i że jest ono w moich oczach znakiem Bożego daru i błogosławieństwa? A w okresie o którym mówisz, byłam sama w domu i nie mogłam chodzić – czy to mało, aby czuć rozżalenie i złość? Kiedyś weszłam po coś na górę po schodach – tylko że potem nie byłam już w stanie zejść. Wpadłam w histerię ze strachu. Gdybym wtedy, na przykład, poroniła, nikt by się o tym nawet nie dowiedział i nie przyszedł mi z pomocą. To po tym, jak (dosłownie) zczołgałam się po tych schodach, napisałam ten post pełen zlości na P. Dziwisz się? Ale zauważ, że moja złość zawsze zwacała się przeciwko mnie samej albo przeciw P., NIGDY przeciwko dziecku. Ono nie jest niczemu winne – i kochałabym je nawet gdyby P. mnie opuścił – jako owoc pięknej miłości i jako „pamiątkę” po niej. Możesz mi wierzyć albo nie – przecież nie mam na to wpływu. Ale czy nigdy, nawet przez moment, nie pomyślałaś, że może naprawdę nie jestem takim „diabłem wcielonym” za jakiego mnie uważasz? Może sama wymyśliłaś sobie taki mój obraz – i teraz w niego wierzysz?

        1. Szukałam szukałam i znalazłam, bo wiem, że czytałam na Twoim blogu i znalazłam w komentarzach. Wywiązała się nawet z tego spora dyskusja, taka, że wygoniłaś nawet ze swojego bloga Osobę, które wg mnie życzyła Ci dobrze. Poniżej cytat. Można róznie interpretować Twoje słowa zwłaszcza”DZIECKO KOCHA SIĘ RACZEJ ZE WZGLĘDU NA MĘŻCZYZNĘ”. A poniżej cały cytat (Twojej wypowiedzi)”Ale, wbrew pozorom, nie chodzi tu tylko o miłość do dziecka – już Ci kiedyś napisałam, że dziecko kocha się raczej ze względu na mężczyznę, z którym się je ma – i dlatego, że jest owocem naszej miłości – najpiękniejszą, najdoskonalszą istotką, jaką sobie można wyobrazić. I, pomimo wszystkich trudnych dni, wiem, że nie jestem sama (chociaż chwilowo jestem!) – moje dziecko nie jest „panieńskie”, ma ojca, który je kocha tak samo, jak ja (a może nawet trochę bardziej…:))”

          1. Nikogo nigdy nie wygoniłam z mojego bloga. To już jest Twoja naiderpretacja. Poprosiłam tylko, by przestała już komentować, bo mnie męczą jej komentarze. i wiem, że mi dobrze życzy. A mimo to, że napisałam, że kocham Okruszka szczególlnie dlatego, że jest cząstką mnie i cząstką mężczyzny, którego kocham, to napisałam także, że jest „najpiękniejszą i najcudowniejszą istotką na świecie” – chyba Ci to umknęło? Czy naprawdę tak pisze dziewczyna, która nie kocha swego dziecka i która mogłaby je kiedykolwiek znienawidzić? Doprawdy, Obserwatorko, jesteś mistrzynią w wyrywaniu moich słów z kontekstu – a w ten sposób mogłabyś udowodnić każdemu wszystko. Zastanów się nad tym, czy na pewno nikogo nie ranisz swoimi komentarzami – wiem, wiem, Ty zapewne uważasz, że „takie jak ja” zasługują na wszystko, co najgorsze. Niemniej jednak, powtarzam: zastanów się, czy to ja jestem takim potworem, czy może Ty sobie tego potwora sama wymyśliłaś?

        2. Dyskusja na temat miłości i wyrażenia swojej refleksji odnośnie tego co napisałam, a co Ciebie uraziło w notce pt” Którzy we łzach sieją” z 18 czerwca. Nie napisałaś, że nie chcesz tego…. ale napisałaś co napisałaś, stąd moje wnioski.

          1. A Ty oczywiście nie bierzesz pod uwagę, że Twoje wnioski mogą być pochopne, Obserwatorko. Bo przecież Ty się nigdy nie mylisz. (Powiedziałaś mi kiedyś „przepraszam, myliłam się, nie miałam racji, pochopnie cię oceniłam?” Nie, nigdy – bo uważasz, że to się nigdy nie zdarzyło, prawda? Teraz, cokolwiek bym zrobiła czy napisała, nic już nie zmieni twojej opinii na mój temat.) I czemu mają służyć te „wypominki” na temat notki z 18 czerwca (mój Boże, biorąc pod uwagę tempo mojego obecnego życia to już jest prawie cała wieczność!), jeżeli nie temu, by znów wyrywać jakieś moje zdania z ówczesnego kontekstu i w nich szukać uzasadnienia swoich opinii na mój temat? Wiesz, jest takie chińskie przysłowie: „Jeżeli nie możesz zwyciężyć – nie podejmuj walki.” I chyba się do tego zastosuję, bo nie zamierzam z tobą walczyć. Myśl sobie na mój temat, co chcesz – być może naprawdę na to zasłużyłam. I myśl przy tym o sobie, że jesteś dobrym, porządnym człowiekiem. Jeśli tak jest, to masz szczęście.

          2. Oj Albo drażni Cię bardzo i irytuje moje zdanie, na poczatku, kiedy zaczęłam się wypowiadać, a czytam Twojego bloga od dośc dawna, chciałam podkreślić w moich wypowiedziach, jak bardzo próbujesz pokazać, że to ręka Boga i Jego Opatrzność pchnęły Cię w ramiona P. Wywiązała się z tego dość nieprzyjemna atmosfera dla Ciebie samej również. Powtarzam Ci tak jak Ty mnie, nie jestem bez winy, mam swoje słabości i grzechy jak każdy z Nas, ale świadomie staram się omijać zło, grzech i przykazania Boże. Ty jednak przynajmniej jedno przykazanie złamałaś świadomie i tak nie ja będę Cię oceniała, nie ja będę Ci wybaczała, ale sam Bóg, ale mając świadomość grzechu (Kto świadomie licząc na miłosierdzie Boże grzeszy) i tego, że źle postępujesz brniesz w to dalej chociażby dlatego, że obecnie mieszkasz z Kapłanem, nadal mieszkasz z Kapłanem, bo P nadal Nim jest, chyba, że ja czegośc tutaj nie rozumiem. A czym różni się od to uwiedzenia żonatego czy męzatki? Licząc na miłosierdzie Boże nadal grzeszysz. Czy to kiedy ja wyrażam swoje zdanie, u Ciebie, bo to Twój blog, świadczy od razu, że uważam Cię za czarownicę, że trzeba Cię kamieniować?Nie ja tak nie uważam, ja WYRAŻAM swoje zdanie i je Tobie przedstawiam. A Tobie ono się nie podoba, zresztą co naturalnie rozumiem, stąd w Tobie złość. I widzisz znów po raz kolejny zauważasz co chcesz i wyciagasz zbyt pochopne wniosku, ponieważ ja w jednym komentarzu napisałam, że należy Ci się szacunek. I nadal tak twierdzę, bo jesteś człowiekiem i też Matką, która nosi pod sercem dziecko. A Dziecko nie jest niczemu winne. Zresztą, chyba po to stworzyłaś bloga, by poznać też rację i zdanie innych Osób może patrzacych nie przez emocje, ale z boku i niekoniecznie wywyższające się.

          3. Wiem, że Ci to wyszło niechcący, ale napisałaś, że starasz się „świadomie OMIJAĆ zło, grzech i przykazania Boże” 🙂 Nie drażni mnie i nie irytuje Twoje zdanie, ale to, w jaki sposób je czasami wyrażasz. Za to Ciebie, mam wrażenie, irytują nie tyle moje grzechy (o których nieustannie piszesz i mi je wypominasz) – ile JA sama, jako osoba. A na to na pewno sobie nie zasłużyłam. Ale, może, uspokoi Twoje wzburzone emocje, kiedy przestanę odpowiadać na Twoje zarzuty? Przyjmij, jeżeli chcesz, że WSZYSTKO, cokolwiek o mnie piszesz, jest prawdą – postaram się już więcej nie bronić. Tak, jestem matką – matką, o której w jednym zdaniu piszesz, że należy mi się szacunek – a znów w następnym wywodzie tłumaczysz moim czytelnikom, że taak naprawdę znienawidziłabym własne dziecko, gdyby mnie P. zostawił (co nie tylko jest nieprawdą, ale jest także okrutne i niesprawiedliwe). P. już nie jest księdzem – złożył rezygnację – a samo MIESZKANIE z kimś nie jest jeszcze grzechem (poczytaj o związkach niesakramentalnych). P. mieszka ze mną, gdyż naprawdę potrzebuję jego pomocy. I tylko tyle. Co do Miłosierdzia Bożego, nie wydaje mi się, aby miłość Boża, która ogarnia największych zbrodniarzy (nie wiem, czy wiesz, ale przed śmiercią Rudolf Hoess, komentant obozu w Oświęcimiu, przyjął sakramenty święte – i jest tajemnicą Boga, czy nie poszedł czasem do nieba), pozostawała głucha na prośby jednej zakochanej dziewczyny. Jezus mówił do pobożnych Żydów, że „celnicy i nierządnice wchodzą przed nimi do Królestwa Niebieskiego” – a „dobry łotr” zawołał z krzyża: „Panie Jezu, wspomnij na mnie!” – i to wystarczyło, żeby został zbawiony. Czy jestem kimś gorszym od niego, że mi nie pozwalasz nawet tak się modlić? Ja mocno wierzę w to, że Bóg patrzy na nasze serca i wie, ile w tym wszystkim było grzechu, a ile autentycznej miłości, która (nie mogę sądzić inaczej, ponieważ tak jest naprawdę – i nic na to nie poradzę) jest Jego darem, podobnie jak nasze dziecko. Sądzę, że lepiej byś zrobiła modląc się za mnie… Ps. Gdybym naprawdę nie chciała tego dziecka, wystarczyło przestać brać lekarstwa w początkowej fazie ciąży – miałabym samoistne poronienie i nikt by się o tym nawet nie dowiedział (niektórzy „życzliwi” tak mi właśnie doradzali). Ale JA bym wiedziała – i Pan Bóg by wiedział, że zabiłam własne dziecko…A ja, wbrew pozorom, nie jestem wcale tak cyniczna, wyrachowana i bezduszna jak sądzisz.

          4. Akurat to zdanie które cytujesz pisałam świadomie. I masz rację nie ma sensu z Toba prowadzić dyskusji, ponieważ Ty po prostu Albo nie przyjmujesz zdania Osób inaczej myślących niż Ty. Mnie jedynie co drażniło i o czym pisałam od początku moich wypowiedzi to powtarzam Ci znów, to, to, że podkreślałaś „rękę Boga” w miłości do P. Tyle chyba bo widzę, że nie ma sensu pisać czegokolwiek. Ty masz swoje zdanie, ja mam inne. Cytujesz cytaty z Bibilii tylko te które psują do Twojego stylu zycia i jak ktoś mądry tutaj napisał – podobnie można kraśc zabijać i żałować a potem robić to samo.Pozdrawiam

          5. Świadomie OMIJASZ przykazania Boże?:) Omijasz? 🙂 Naprawdę?:) O to mogłabym posądzać samą siebie, ale przecież chyba nie Ciebie? A Ty, Obserwatorko, czy przyjmujesz zdanie osób inaczej myślących? Czy raczej doszukujesz się u nich zawsze drugiego dna? („aha, ona ją popiera dlatego, że ma podobny grzech na sumieniu” „Piszesz o wierze tylko po to, by wydać się lepszą w naszych oczach” – i tym podobne wypowiedzi). A ja naprawdę staram się zrozumieć Twój punkt widzenia – tym bardziej, że być może sama miałabym podobny jeszcze trzy-cztery lata temu. Chociaż mam taki charakter, że bardziej surowa jestem dla samej siebie, niż dla innych. I kto wie, może Bóg dopuszcza pewne sytuacje w naszym życiu także po to, byśmy się stali bardziej wyrozumiali dla innych? Kiedyś, bardzo dawno temu, przeczytałam książkę o Abrahamie, z której wynikało, że – uniesiony gniewem na grzech swego bratanka Lota – z pewnością by go zabił, gdyby nie to, że jemu samemu przydarzył się wcześniej związek z Hagar…

          6. Aha, zdaję sobie sprawę, że moje głębokie przekonanie, że to wszystko zdarzyło się z „woli Bożej” może być szokujące dla wielu osób – ale nic nie poradzę na to, że tak właśnie myślę. Rozumiem Cię i nie mam do Ciebie o to pretensji. Ale gdybym kiedykolwiek myślała inaczej, natychmiast zakończyłabym związek z P. Czy nigdy nie brałaś pod uwagę, że jest szansa, cień szansy, że mogę mieć rację? Bo ja się zastanawiam prawie bez przerwy, czy się nie mylę…

    2. A i jeszcze jedno Figielko:Kolejnośc jest taka:Jest grzech. trudna sytuacja, dwoje ludzi, dzieciatko i miłość – jeśli jest miłość w tym wszystkim. I to jest stan faktyczny. I mieli na to wpływ!!!!

Skomentuj ~Figielek Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *