Wokół tzw. „naturalnego planowania rodziny” narosło już tyle mitów i półprawd, że czasami zastanawiam się, kto sponsoruje te wszystkie brednie – producenci pigułek antykoncepcyjnych?
Poniżej przedstawiam tylko kilka najczęściej spotykanych.
„Metody naturalne” = „kalendarzyk małżeński”.NIE. Kalendarzyk małżeński, inaczej metoda kalendarzowa albo Ognio-Knaussa, jest metodą HISTORYCZNĄ (była stosowana począwszy od lat trzydziestych XX wieku) i, z uwagi na znaczną zawodność, już dziś nie polecaną. To mniej więcej tak, jakby sądzić, że zwolennicy NPR z niezrozumiałym uporem nadal używają liczydeł zamiast komputerów. ZASADY tej metody opierały się na założeniu, że u każdej kobiety owulacja poprzedza miesiączkę o mniej więcej 14 dni. Początek i koniec okresu płodnego wyznaczano przy pomocy prostych matematycznych wyliczeń: najkrótszy cykl danej kobiety minus 21 dni (początek) /cykl najdłuższy minus 10 dni (koniec).
Tak więc, przykładowo, dla kobiety, która ma WSZYSTKIE cykle w danym roku o długości 28 dni (choć, co prawda, nigdy nie spotkałam takiej!) – początek „dni płodnych” MOŻE (ale nie musi!) nastąpić już w 7. dniu cyklu (licząc od początku miesiączki, a koniec, PRAWDOPODOBNIE (ale nie na pewno!) w 18. dniu.
Należy ona do metod najbardziej nieskutecznych, ponieważ nie uwzględnia żadnych nieregularności cyklu. No, i wymaga wielu, z reguły 11-13 dni „abstynencji” w cyklu.
2. Metody naturalne sprawdzają się tylko przy idealnie regularnych cyklach, w idealnym świecie. NIE. Ten zarzut był prawdziwy w odniesieniu do metody kalendarzowej (patrz wyżej). Obecnie stosowane metody nie opierają się jednak na „wyliczaniu bezpiecznych dni”, tylko na OBSERWACJI CYKLU, co pozwala w każdym momencie stwierdzić, czy kobieta jest płodna, czy też nie. Sama mam bardzo nieregularne cykle, a jednak od lat z powodzeniem stosuję NPR. Warto też wiedzieć, że naturalne różnice w długości poszczególnych cykli (w granicach 5 dni) to jeszcze za mało, aby mówić o „nieregularności.”
3. „Po porodzie to nie działa.” (Powiedział to zresztą ginekolog, u którego byłam po połogu). NIEPRAWDA. Po porodzie objawy płodności/niepłodności mogą jedynie ulec zmianie. Pierwsza owulacja po porodzie to jednak nie jest coś, co spada na kobietę zupełnie niespodziewanie niczym grom z jasnego nieba – ZAWSZE poprzedzają ją pewne sygnały.
4. „U mnie to nie zadziała” (bo np. stosowałam pigułkę, albo nie mam wcale „suchych” dni). NIEPRAWDA. W nowoczesnych metodach NPR wypracowano sposoby radzenia sobie z wieloma nietypowymi sytuacjami – chociaż nie wykluczam, że przy bardzo poważnych problemach zdrowotnych może się okazać, że stosowanie tych metod jest niemożliwe. Ale w takich przypadkach i inne bywają zawodne, prawda? (Patrz casus Alicji Tysiąc)
5. Metody naturalne są nieskuteczne. NIEPRAWDA. Przy prawidłowym stosowaniu ich niezawodność dorównuje innym metodom antykoncepcji (poza pigułką dwuskładnikową). Najskuteczniejsze są metody wielowskaźnikowe, np. objawowo-termiczna. (Ja w razie wątpliwości stosuję jeszcze dodatkowo wysoce wiarygodny tester płodności.) Metod tych, jak i wszystkich innych, trzeba się po prostu NAUCZYĆ – i najlepiej zacząć tę naukę na tyle wcześnie, żeby można było to robić bez stresu związanego z ewentualną pomyłką. Przecież nikt, co ciekawe, nie twierdzi, że „prezerwatywy nie są skuteczne” tylko dlatego, że się nie umie ich zakładać, prawda?
6. Metody naturalne są kłopotliwe w stosowaniu. Wcale NIE. A w każdym razie nie bardziej, niż np. minipigułka, którą trzeba zażywać codziennie o tej samej porze. Początkowo (przechodząc z metody objawowej- Billingsów na pewniejszą objawowo-termiczną) sądziłam, że to „nie dla mnie” ponieważ zaleca się mierzenie temperatury codziennie bladym świtem- a ja jestem typowym nocnym markiem. Zaczęłam więc robić pomiary każdego dnia o 10 rano (dla mnie to jest poranna godzina!:)) i…otrzymałam całkiem typowy wykres, łatwy do interpretacji. Stosowanie NPR jest możliwe nawet przy pracy na zmiany – należy się tylko konsekwentnie trzymać pewnych zasad.
7. Metody naturalne opierają się na założeniu, że najlepszą antykoncepcją jest „szklanka wody zamiast.” NIE. Nawet dni płodne nie muszą być dniami „bez miłości”, pod warunkiem, że ktoś nie ogranicza tego pojęcia do stosunku w pozycji klasycznej. 🙂
8. „To są takie katolickie metody.” NIE. Najlepszy podręcznik NPR, jaki w życiu widziałam (i z którego chętnie korzystam) napisała para amerykańskich protestantów. Oczywiście, ktoś może nabrać takiego przekonania, jeśli jego jedyny kontakt z metodami naturalnymi to kilka konferencji przedślubnych, „odbębnionych” w salce parafialnej, podczas gdy dziewczyna zazwyczaj już jest w ciąży. Wtedy jednak jest już trochę za późno na naukę…
9. „Moja sąsiadka (kuzynka przyjaciółki itp.) to stosowała i dorobiła się gromady dzieciaków.” Przede wszystkim trzeba sobie uświadomić, że każda kobieta jest inna – i skąd pewność, że to, co nie zadziałało u niej, jest nieodpowiednie także dla Ciebie? I skąd wiadomo, że stosując metody naturalne stosowała je PRAWIDŁOWO? (Patrz pkt 5.) Mit ten występuje także w postaci: „Moja znajoma znała się na tym bardzo dobrze, ale potem pojechała na urlop (zestresowała się, miała gorączkę, itd.,itd.) i coś tam jej się PRZESUNĘŁO.” Zawsze, kiedy słyszę takie stwierdzenie, w moim umyśle zapala się czerwona lampka z napisem: „Uwaga – kalendarzyk!” Oznacza to bowiem, że zakładamy, że wszystkie cykle danej kobiety muszą być idealnie takie same (co nie jest prawdą) – i jeżeli poprzednio np. 12 dzień był „jeszcze bezpieczny” to tak będzie i tym razem. Nie tyle prowadzimy więc na bieżąco obserwacje, co raczej przeprowadzamy obliczenia (przypuszczenia?) oparte na historii dotychczasowych cykli. To i nie dziwota, że potem jest wielka rozpacz, „bo się przesunęło.” W każdym razie, gdyby to mnie „się przesunęło”, wiedziałabym o tym odpowiednio wcześniej.
10. „BEZPIECZNE DNI nie istnieją!” Ależ istnieją – i jest ich nawet całkiem sporo. Z mojego doświadczenia wynika, że w każdym cyklu jest 7-11 dni potencjalnie płodnych (biorąc pod uwagę najdłuższy możliwy okres przeżywalności plemników w organizmie kobiety). Mit ten odbieram jako wyraz zabobonnego przekonania, że dzieci właściwie biorą się „z powietrza” i że wystarczy tylko dmuchnąć, żeby dziewczyna zaszła w ciążę…
owszem nie każdy ma naturalne cykle. Ale czasem zaburzenia są tak poważne że środki hormonalne trzeba brać leczniczo a NPR raczej nie pomoże. Badania poziomu hormonów pokazują że mój organizm nie radzi sobie z utrzymaniem wszystkiego. Aby mieć jako takie cykle, w ogóle mieć co miesięczne przyjemności, nie mieć co drugi dzień migreny czy koszmarnych bólów brzucha muszę brać te środki. Kobiety jak ja nie bardzo mogą stosować opisane przez Ciebie metody bo muszą się leczyć. Ale zgadzam się że w normalnej sytuacji NPR jest dobre bo to naturalne metody i bezinwazyjne. Co rozumiesz jako nieregularny cykl? Czy parudniowe różnice długości cyklu? Czy parutygodniowe opóźnienia? Wtedy okres wywołuje się farmakologicznie. Poród wbrew pozorom często reguluje cykle i to lepiej niż farmakologia. Ale oczywiście nie można traktować dziecka jako środka leczniczego. Dobrze że napisałaś że kalendarzyk to przeszłość!! A co do świadomości seksualnej młodzieży to jest źle. Dodam tylko że nastolatce nie polecę NPR- bo ma niezłą burzę hormonalną. Inna rzecz że to nie wiek na seks, ale wiem że ze swoimi poglądami jestem wymierającym gatunkiem i chyba do muzeum mnie dadząpozdrawiam
Droga Erinti, to nie miejsce, żeby tak się zwierzać, ale skoro już zostałam wywołana do odpowiedzi, to:1) Mam cykle o rozpiętości od 30 do 63 dni a oprócz tego nieco podwyższony poziom androgenów – czy to Ci wystarczy jako opis „nieregularności”?:) I, jak napisałam w tekście, KILKUDNIOWE OPÓŹNIENIA TO NIE JEST ŻADNA NIEREGULARNOŚĆ – powinniśmy skończyć nareszcie z myśleniem, że „idealnie zdrowa” kobieta to taka, która miesiączkuje jak w zegarku, równiutko co 28 dni. Tymczasem nawet w Internecie strony poświęcone NPR mają takie nazwy (28dni.pl albo podobnie), a wszystkie „kalkulatory” czy też „kalendarzyki” płodności w Sieci są ustawione na maksimum 30-dniowe cykle – mnie według nich wychodzi, że nie powinnam w ogóle NIGDY uprawiać seksu :)).Warto dodać, że są one, oczywiście, oparte na metodzie kalendarzowej.2) Sama brałam pigułki hormonalne dla „wyregulowania cyklu”oraz poziomu hormonów i wcale nie pomogły – miałam tylko bardzo niemiłe skutki uboczne. Widać taka już moja uroda. 🙂 Nie ma nic złego w stosowaniu takich leków, kiedy są konieczne – i zgadzam się, że wówczas praktykowanie NPR jest niemożliwe (ale już NIE w cyklach po ich odstawieniu). Natomiast zapisywanie ich nastolatkom po to, „żeby się wyrównało” uważam za błąd medyczny. Co z tego, że dopóki brałam tabletki, miałam równiuteńkie cykle, skoro to nigdy nie był mój naturalny rytm? 3)Niektóre badania medyczne mówią, że organizm młodej dziewczyny potrzebuje ok.3-4 lat od czasu pierwszej miesiączki, żeby w pełni „dorosnąć.” Wynikałoby z tego, że jeżeli w naszym klimacie wiek pierwszej menstruacji wynosi ok. 13-14 lat, to „ten pierwszy raz” powinien następować gdzieś około 17 roku życia. Ten czas warto byłoby wykorzystać na rzetelną edukację i poznanie własnego organizmu – ja miałam to szczęście, że mogłam długo trenować „na sucho” zanim rozpoczęłam współżycie. Natomiast rozpowszechnienie pigułek, moim zdaniem, sprawiło, że odpowiedzialna mamusia prowadzi córkę do lekarza, żeby ją „zabezpieczył” gdy tymczasem ona nawet nie wie, w jaki sposób funkcjonuje jej ciało i nie wie także, DLACZEGO te tabletki działają. I nie musi wiedzieć – pigułka „myśli” za nią.
to ja mam tak samo nieregularne, moja rozpiętość to 13-63 dni. Pytałam bo ludzie różnie rozumieją regularność. Masz całkowitą rację, że nastolatki potrzebują czasu by ich hormony się ustabilizowały. Nie wiem czy są kobiety mające idealne, 28 dniowe cykle. Na pewno jest ich mało. Poznanie swojego organizmu jest ważne w ogóle nie tylko z racji NPR ale dla swojego dobra.
Masz rację – wiedza o własnym ciele jest zawsze potrzebna, a jej poziom bywa zatrważająco niski. Kiedyś weszłam na forum skupiające kobiety, które nie mogą się doczekać na własne dziecko – i te panie z rozbrajającą szczerością pisały, że jeśli chodzi o płodne dni w cyklu, to nawet nie wiedzą, kiedy to jest. Wobec tego dziwiłabym się, gdyby im się udało zajść w ciążę w sposób naturalny nawet przy normalnej płodności – a kiedy jest zaburzona, to tym bardziej trzeba wybierać na współżycie czas najwyższej płodności i tym dokładniej prowadzić obserwacje. Nauczyciele NPR zalecają, aby ZANIM para zgłosi się do lekarza prowadzić je starannie przez 12 miesięcy/12 kolejnych cykli. Dopiero brak poczęcia po takim czasie (przy współżyciu w okresie najbardziej płodnym) świadczy o problemach zdrowotnych.
masz całkowitą rację Albo. Pusty śmiech mnie ogarnia jak czytam że kobieta przez 2 m-ce nie może zajść w ciążę żali się na bezpłodność. A przecież wbrew temu co się niektórym wydaje aby doszło do poczęcia wcale nie jest łatwo. Ja się z pewnością zajmę obserwacją (dla swego dobra) jak odstawię leki. Co do samej antykoncepcji uważam, że należy zapoznać się z różnymi metodami aby móc wybrać. pozdrawiam
Tak dla równowagi, po tej beczce miodu, pora na łyżeczkę dziegciu.Proponuję lekturę wątku „NPR a obraz Boga” na forum http://www.naturalnemetody.fora.pl w dziale „Inne problemy z NPR”http://www.naturalnemetody.fora.pl/inne-problemy-z-npr,11/npr-a-obraz-boga,2049.html
Dzięki, chętnie poczytam, chociaż chciałabym zauważyć, że nigdy nie twierdziłam, że NPR jest „zupełnie bezproblemowe.” A Ty znasz jakąkolwiek metodę antykoncepcyjną, która jest?
Całkiem bezproblemowej nie znam, bo samo życie jako choroba przenoszona drogą płciową, cytując klasyka, nie jest bezproblemowe. Ale moim zdaniem najmniej skutków ubocznych, w sferze fizycznej i psychicznej, niesie FAM – czyli NPR wspomagany prezerwatywami.
Mogłabym się z tym zgodzić („kiedy nie jesteśmy pewni wyników obserwacji, nie współżyjemy wcale lub tylko w prezerwatywie”), gdyby nie to, że tak wiele miejsca na różnych forach antykoncepcyjnych zajmują wątki typu „prezerwatywa spadła/pękła” (Alicję Tysiąc, według jej własnych słów, także „zawiodła prezerwatywa”). Istnieje również wcale niemała grupa kobiet, które są uczulone na lateks. Osobiście uważam, że najskuteczniejsza byłaby metoda objawowa (śluzowa, Billingsów) korzystaniem z komputera cyklu do pomiaru temperatury. Takie komputery mają zwykle wbudowaną pamięć różnych cykli i na bieżąco porównują je z wykresem temperatury użytkowniczki, więc ich skuteczność sięga nawet 99% (co oznacza 1 nieplanowaną ciążę na 100 stosujących kobiet). Niestety, istnieją tu dwa ograniczenia. Po pierwsze, metody oparte wyłącznie na obserwacji temperatury są do kitu, kiedy dziewczyna, na przykład, jest przeziębiona.Dlatego radziłabym mimo wszystko zawsze obserwować śluz. (Sama stosuję też test płodności „ze śliny.”) A drugim ograniczeniem jest horrendalnie wysoka cena takich urządzeń. Natomiast FAM ma niewątpliwie tę zaletę, że może chronić przed chorobami przenoszonymi drogą płciową te osoby, które mają mniej unormowane życie seksualne. Kiedyś w Radiu Józef usłyszałam wzmiankę o nowojorskiej prostytutce, która rzekomo stosowała NPR – i sądzę, że to była raczej właśnie FAM.
Czy mozesz podac tytul i autorow tego podrecznika o NPR o ktorym wspomnialas? Z gory dziekuje 🙂
Oczywiście. John i Sheila Kippley „Sztuka naturalnego planowania rodziny.” -Do dostania np. w Księgarni Mateusza (www.kmt.pl) – tam kupiłam swój egzemplarz.
Prezerwatywy pękają? Próbowałaś kiedyś rozedrzeć Durexa … Prezerwatywy pękają? Próbowałaś kiedyś rozedrzeć Durexa Extra Safe? Albo sprawdzałaś ile wody można do niej wlać? Prezerwatywa niezleżała, nieuszkodzona (np. paznokciem), nie wciskana na sucho, nie pęka. „Zawodzi” gdy jest źle używana, np. kontynuuje się współżycie po ejakulacji. Objaw śluzu o którym piszesz, ma to do siebie, że nie zawsze, a raczej rzadko kiedy, występuje w sposób czytelny. Na wszystkich forach NPR-owych problemy z interpretacją śluzu stanowią taką never ending story. Natomiast Twoja wiara w możliwości komputerów mnie zadziwia. Gdy cykle są „normalne” to nie potrzeba komputera, wystarczy kartka i ołówek. Ale po ciąży, w premenopauzie, w różnych schorzeniach, komputer nic nie da, co najwyżej złudne poczucie bezpieczeństwa, gdy zapali zieloną lampkę. No chyba że to jest jakiś wypasiony model ze zintegrowaną szklaną kulą i abonamentem na przewidywanie owulacji wykupionym u wróżki 🙂 Tak naprawdę dyskusja o zaletach i wadach różnych metod przy wysokim stopniu ogólności nie ma sensu. Zawsze trzeba taką dyskusję sprowadzić do poziomu konkretnej pary, i specyficznych dla niej okoliczności. Trochę jestem starszy od Ciebie, czterdziecha minęła, z czego połowa czasu w małżeństwie. Nie obraź się, ale coś wam obojgu poradzę. Kochajcie się jak najczęściej. Okazujcie sobie miłość, czułość. Rozmawiajcie, przytulajcie, dotykajcie i pieśćcie się jak najwięcej. To najlepsza inwestycja w małżeństwo. Nie dajcie sobie wmówić, że seksualność w małżeństwie to coś niebezpiecznego, co trzeba trzymać na krótkim łańcuchu, z czego trzeba się spowiadać. Nie dajcie sobie wmówić, że współżycie musi łączyć się (przynajmniej potencjalnie) z prokreacją. Nie dajcie sobie wmówi, że okresowa wstrzemięźliwość jest niezbędna. Celem małżeństwa nie jest poczęcie dzieci, ale ich wychowanie i przekazanie im wiary. Wiary w Boga kochającego i miłosiernego. Gdy dzieci nie widzą wzajemnej miłości rodziców, nie widzą że mama z tatą się całują, przytulają, że wzajemna bliskość daje im wiele szczęścia, to wyrastają na ludzi zgorzkniałych, nieszczęśliwych, pełnych pretensji i sądów. Coś o tym niestety wiem 🙁 Nie pozwól, aby ortodoksyjny, ideologiczny NPR stanął pomiędzy wami. Znasz ks. Pierzchalskiego? On potrafi pięknie pokazać rolę seksualności w małżeństwie z perspektywy miłości Boga i bliźniego. Bez tych wszystkich dogmatów jakich musi trzymać się Knotz.
No, cóż, drogi Emilu, może ci wszyscy ludzie, którzy piszą te wątki o „zawodzących” prezerwatywach (oraz Alicja Tysiac), po prostu źle ich używali, albo mieli nieszczęście zastosować markę mniej „super extra strong” – nie wiem, nie siedzę im pod łóżkiem. Sama mam jednak niezbyt sprawne ręce (a długie paznokcie), więc już przez to samo mogłabym stanowić zagrożenie dla tej wysoce skutecznej metody. 🙂 A co do naszego życia intymnego, to (choć co prawda nie muszę Ci się z tego tłumaczyć!;)) możesz być spokojny, jako żona „eksa” a więc osoba pozostająca już i tak w pewnym sensie „poza nawiasem Kościoła” , mam ten luksus, że mogę się w tej kwestii kierować bardziej własnym sumieniem, niż jakąś szczególnie rygorystyczną wersją jego nauczania. Nigdy zresztą nie uważałam, żeby jakiekolwiek pieszczoty (także te, które nie prowadzą bezpośrednio do poczęcia) mogły być (w ramach małżeństwa) naprawdę złe, pod warunkiem, że sprzyjają umacnianiu więzi między małżonkami. Tak więc nawet dni płodne nie są w naszym domu dniami „bez miłości.”
A od kiedy to NPR lub KK nakazuja jakakolwiek wstrzemiexliwosc, albo brak okazywania czulosci a juz tego tekstu o spowiadaniu sie nie rozumiem wcale …. ech moze sie czegos najpierw trzeba dowiedziec??Zreszta sprawdz sobie wyniki porowniujace stosowanie roznych metod antykoncepcji i ktore maja najwyzsza skutecznosc (tylko nie na takich sponsorowanych przez durex czy inne tabletki czy przez NPR)
Ender, ja zawsze uważałam, że SEX niejedno ma imię…:)
Emilu, nie wiem, czy jeszcze to czytasz, ale właśnie Durex (przy stosowaniu metody FAM) pękł nam dwa razy w ciągu jednego roku. Bardzo się wtedy denerwowałam. Nie polecam.
Moze jako jud doswiadczona kobieta,matka i babcia powiem,iz metoda antykoncepcji,jest potrzebna dla tych osob,ktore nie potrafia sie powstrzymac w trudnych dniach od milosci,albo maja zaburzenia cyklu.Tak takie sytuacje istnieja,sa to moze sytuacje wywolane stresem lub nierownowaga hormonalna.Wszystkie srodki antykoncepcyjne maja swoje uboczne skutki i raczej nalezy ich unikac,zwlaszcza osoby obciazone chorobami ukladu krazenia.Najbezpieczniejszym srodkiem jest jednak uzywanie prezerwatyw.Uzywanie nawet w bezpiecznych,jak by sie nam wydawalo dniach,gdyz nie wszystkie kobiety maja cykl miesiaczkowy staly,a dni plodne trudno wychwycic z uwagi na stala podwyzszona temperature ciala.Radzic sobie mozna na rozne sposoby,aby czuc zadowolenie ,milosc i spelnienie sie w malzenstwie.Trzeba tylko odrobine zrozumienia i wyobrazni i czynic tak,by nie przekroczyc pewnych barier,by milosc nie przerodzila sie w wyuzdanie.
Akurat teraz mam taki nietypowy cykl ze stale podwyższoną temperaturą (to na pewno wina moich zaburzeń hormonalnych), a więc próbujemy sobie radzić obserwując inne objawy cyklu (śluz) albo wybierając inne niż „tradycyjne” sposoby okazywania sobie miłości. 🙂 Niestety, prezerwatywa również nie jest środkiem odpowiednim dla wszystkich kobiet – coraz więcej z nich ma uczulenie na lateks albo używane do ich produkcji środki chemiczne (nawilżające, plemnikobójcze lub zapachowe). Przypomnę raz jeszcze, że Alicja Tysiąc, która procesowała się z państwem polskim o prawo do aborcji, jest jedną z licznych „zawiedzionych” przez prezerwatywę. A dla mnie samej współżycie „w towarzystwie” gumy jest zwyczajnie nieprzyjemne…
Chyba jestem feministką, choć nigdy się o to nie podejrzewałam 😉 Każdy stosuje taką metodę, jaką chce, jaką może, jaka jest zgodna z jego przekonaniami itd., więc nie krytykuje. Ja biorę tabletki, jestem pod stałą kontrolą lekarza, robię badania (badałam się też na samym początku i na tej podstawie zostały dobrane tabletki). Póki co jest ok i nie narzekam, nie stresuję się niechcianą ciążą, moje libido eksploduje, mam w końcu normalne miesiączki (wykrwawiałam się w prawie dosłownym tego słowa znaczeniu, plus ogromne bóle, PMS itd.). Jeśli ta metoda się u Ciebie sprawdza, to tylko pogratulować, moja też jest bez zarzutu. Jaki ten świat prosty 😉 I po co te kłótnie o metody?Pozdrawiam
Ja się nie kłócę – ja tylko próbowałam pokazać, że często ludzie krytykują coś, czego zupełnie nie znają (już nie mówiąc o praktykowaniu!) na zasadzie „nie – bo nie – i już!” A to nie jest zbyt mądre.
Propaganda leci i z jednej i zdrugiej strony a chodzi oczywiscie o $ …
Poza tym npr może być użyty też jako metoda antykoncepcyjna bez otwartości na nowe życie (aby zpobiec poczęciu). Nie jest też zbyt naturalne (o dziwo?). Nie naturalne jest współżycie w czasie miesiaczki, ale i w dni niepłodne – kobieta w te dni nie jest przystosowana do współżycia! Mija się to z planem Bożym – rozmnażajcie sie i czyńcie sobie Ziemie poddana … NPR może zaserwować całą gamę problemów, frustracji itp. a w dodatku wcale nie koniecznie jest to zgodne z zamysłem stwórcy. Oczywiście doktryna kk mówi swoje – a z doktrynami sie nie polemizuje, moża je albo przyjac albo odrzucic …. Na szczęscie pozostaje jeszcze biblia, sumienie, przykazania wyryte w sercach każdego no i umiejętność myślenia.
O, też mam podobny artykuł u siebie 😀 Widzę, że denerwują nas podobne rzeczy w kwestii postrzegania NPR. Ja próbuję trochę odczarować tę rzeczywistość. Obserwuję się od 10 lat, trochę uczyłam innych na własną rękę, później zrobiłam dyplom instruktora. Piszę, uczę, konsultuję, wyjaśniam, prostuję. No i mam własne kursy online 🙂 Fajna sprawa, moje kursantki są bardzo zadowolone 😉 Pozwolę sobie wrzucić odnośnik do siebie: https://jakzrozumieckobiete.pl/
i idę buszować dalej po Twojej stronie 😀
Dziękuję za odnośnik, miło Cię tu widzieć. Zajrzę na pewno. Ale żeby tak słodko nie było, opowiem Ci, jak wyglądało moje pierwsze zetknięcie z tematem. Otóż miałam 10 lat, byłam w sanatorium i pewna pielęgniarka, korzystając z tego, że miała odprowadzić mnie na jakieś badania, postanowiła przy okazji wpaść na plotki do swojej koleżanki, zatrudnionej w sekretariacie. Jak się zdołałam zorientować, półgłosem, jakby zdradzała jej jakiś tajny przepis na broń biologiczną, tłumaczyła jej na czym polegają „te” metody. Przypuszczam, że chodziło jej o jakąś wersję metody objawowo-termicznej. Robiła to jednak tak zawile i tak skomplikowanym językiem, że przysłuchująca się im bystra dziewczynka, czyli ja (o której obecności obie panie natychmiast zapomniały:)) pomyślała sobie: „O Boże, o czym one mówią? Nic z tego nie rozumiem!” Niestety, obawiam się, że jeszcze do dzisiaj wiele kursów z tego zakresu tak właśnie wygląda. Pamiętam tylko, że było tam coś o obowiązku wkładania sobie codziennie termometru do pochwy… Brrr!
@wrógpubliczny: Zgadzam się, że miłość, odpowiedzialność i osąd własnego sumienia powinny być zawsze na pierwszym miejscu. A doktrynę zawsze można zmienić lub złagodzić, jak się to już dzieje (choć powoli) w odniesieniu do kwestii antykoncepcji w KK. Spotykam się z opiniami spowiedników (z którymi się zasadniczo zgadzam) że LEPIEJ już współżyć z prezerwatywą, niż nie współżyć wcale i doprowadzić przez to do osłabienia więzi i rozpadu małżeństwa. Z drugiej strony, zawsze warto badać własne motywacje. Jeżeli np. chłopak mówi dziewczynie: „Musisz brać pigułki, żebym mógł Cię mieć, kiedy tylko zechcę!” – to ja bym się poważnie zastanowiła nad ich związkiem.