Pomiędzy ziemią a niebem…

Jest taka pieśń Wspólnot Drogi Neokatechumenalnej:


„Weź mnie do nieba, o, mój Panie,
albowiem umrzeć, albowiem umrzeć
jest dla mnie na pewno lepiej –
przebywać z Tobą, przebywać z Tobą!”


– i przyznam się, że zawsze miałam ogromne trudności z tym, żeby to zaśpiewać szczerze. Bo wcale nie uważałam, aby „umrzeć było dla mnie na pewno lepiej.” Kiedyś zresztą gdzieś usłyszałam, że chrześcijaństwo nie jest religią dla ludzi zachłannych na życie – ono jest dla BARDZO zachłannych. W końcu obiecuje nam ŻYCIE i to WIECZNE.


A dlaczego jeszcze jakoś nam niespieszno do raju? Ano, dlatego, że – częściowo pod wpływem naszej kultury – wyobrażamy sobie, że jest tam smutno i…nudno. 🙂

Nigdy nie zapomnę własnej reakcji na widok kościelnego malowidła, przedstawiającego Maryję w otoczeniu małych cherubinków:

„- Mamo, a kto to, ta Pani? – zapytałam z trzyletnią ciekawością.
 – To jest Mama Pana Jezusa, córeczko…
 – Aha. A te dzieci przy Niej, to kto?
 – A to są małe aniołki – żeby Jej nie było smutno w niebie.
 – Mamo…ale Ona się wcale nie cieszy!”

Dużo, dużo później, kiedy przeczytałam „Boską Komedię”, odkryłam, że również Dante dużo ciekawiej pisał o mękach piekielnych, niż o radościach nieba…


I nawet RADOSNA w swoim założeniu uroczystość Wszystkich Świętych (tj. wszystkich tych, którzy już są „w niebie”) jakoś tak dziwnie w naszej tradycji zlała się w jedno z następującym po niej Dniem Zadusznym… I czy to naprawdę tylko wina czasów „komuny”, kiedy to chciano z obydwu świąt zrobić jeden „świecki” Dzień Zmarłych?


Cały „problem” z chrześcijaństwem leży w tym, że znajduje się ono w stałym „rozkroku” pomiędzy ziemią a niebem. 

Jesteśmy wprawdzie tylko „przechodniami” na tej ziemi, a nasza ojczyzna jest w niebie, ale przecież Jezus modlił się za swoich uczniów: „Nie proszę, abyś ich zabrał ze świata, ale abyś ich ustrzegł od złego” (J 17,15). W tej samej Ewangelii mówi się także, że „Bóg nie posłał swego Syna na świat po to, aby świat potępił, ale po to, by świat został przez niego ZBAWIONY…” (J 3,17).

Jeden z moich spowiedników powiedział kiedyś, że chrześcijanin powinien mieć głowę „w chmurach” ale nogami twardo stać na ziemi.

Co do mnie, to chciałabym oczywiście iść „do nieba” (także i dlatego, że ufam, że przy zmartwychwstaniu Pan Bóg zechce naprawić pewne „drobne niedoskonałości” w moim ciele:)) – ale kocham także moje życie tu, na ziemi.

Ostatecznie przecież „i w życiu i w śmierci należymy do Pana (…) tak więc zawsze będziemy z Panem” – prawda? (Rz 14,8; 1 Tes 4,17) Bo czy Bóg „zamieszkuje” tylko „w niebie”?:) Nie wydaje mi się. A czy jestem „dobrą chrześcijanką”? Nie wiem – pewnie nie…


12 odpowiedzi na “Pomiędzy ziemią a niebem…”

  1. Bóg zamieszkuje tylko w niebie, ale niebo jest wszędzie. Zawsze podkreślam, że niebo określa tak na prawdę stan jedności z Bogiem. Ale na niebo można spojrzeć jako na miejsce. Tyle tylko, że rzeczywiste pojęcie przestrzeni przekracza nasze wyobrażenia o niej.

    1. No, tak – Jezus przecież powiedział: „Królestwo Boże w was jest.” 🙂 Ale, przy pewnej nieostrożności, mogłoby to prowadzić do pewnego niebezpiecznego „panteizmu” (bo skoro „Bóg jest wszędzie” to może „wszystko jest Bogiem”? Może i my sami „bogami jesteśmy”? 😉 Niektórzy zresztą mają tendencję do traktowania świętych jako takich „pomniejszych bogów” od spraw codziennych – kiedy Najwyższy jest zajęty ;)). Zgadzam się, że NIEBO to raczej pewien STAN niż konkretne MIEJSCE – choć mam też w pamięci starą katechizmową definicję, która mówi, że „Pan Bóg jest w niebie, na ziemi i na każdym innym MIEJSCU.” 🙂 A co do tego „stanu” to w świetnej książce Szymona Hołowni „Tabletki z krzyżykiem” znalazłam uwagę, że niektórzy dzisiaj wyobrażają sobie niebo jako niekończący się…orgazm. No, cóż, jeśli nie znają innego „szczęścia”… 🙁 Masz rację, że wszystkie nasze próby odmalowania tego stanu (pędzlem czy piórem) wypadają blado z powodu ubóstwa naszej wyobraźni. Pismo Święte nie na próżno przecież mówi, że „ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało.”

      1. Oczywiście w żadnym wypadku z tego, że niebo jest wszędzie, nie można wyciągać wniosku, że my jesteśmy bogami – to jest już kompletne nadużycie. Mnie tu chodziło o to, na co od czasu do czasu zwracam uwagę – Chrystus po zmartwychwstaniu jadł rybę, a z drugiej strony wszedł przez zamknięte drzwi. I to dowodzi, że niewiele wiemy o tym, czym jest materia.

  2. Czytając to pytanie – czy Bóg zamieszkuje tylko w Niebie ? nasunęły mi się słowa kolędy – „cóż masz niebo nad ziemiany, Bóg opuścił szczęście swoje i wszedł między lud ukochany dzieląc z nim trudy i znoje…”wobec tego czy winniśmy tęsknić za szczęściem wiecznym ? a może już to swoje życie ofiarować Bogu ? pozdrawiam

    1. Wiesz, coś w tym jest – bo przecież wierzymy, że Bóg zstąpił na ziemię i stał się człowiekiem, a nie aniołem (w pewnej książce Gaardenera – tego od „Świata Zofii” – znalazłam uwagę, że jest to coś, czego aniołowie nam „zazdroszczą” – o ile jest to właściwe słowo w odniesieniu do aniołow:)). Nasunęła mi się tu też znana historyjka o tym, jak to katechetka pytała dzieci – „kto chce iść do nieba?” Wszystkie grzecznie podniosły rączki, oprócz Jasia. „Jasiu, a ty co?! Nie chcesz pójść z nami do nieba?” „Ja to bym może i chciał, proszę pani, ale mama mi kazała zaraz po szkole wracać do domu!”

  3. A jeżeli tam później tak naprawdę nic nie ma? Przecież to co przedstawiają Nam obrazy, zapisy to tylko czyjaś wyobraźnia. Ja nie myślę, że tam jest smutno czy nudno ale tu na ziemi mam swoich najbliższych i ciężko byłoby odejść od nich.

    1. Jeżeli tam nic nie ma…to się o tym nigdy nie dowiemy, bo nas także nie będzie – taką odpowiedź dał już kilka wieków przed Chrystusem pewien filozof.:) Ale moją wiarę w to, że jednak „coś jest” wspiera zdanie pewnego neurologa (zdaje się, ateisty), który stwierdził, że wydaje mu się niemożliwe, aby Bóg, natura czy ewolucja stworzyły coś tak zdumiewającego, jak ludzka świadomość (dusza?) tylko po to, by to tak po prostu unicestwić po relatywnie krótkim czasie. Z tym, że, oczywiście, wiara nie zależy od naukowców.

  4. A mnie jest bardzo smutno teraz bo wróciłam od grobów moich bliskich i tęsknota za nimi wyiska łzy z moich oczu; pozdrawiam

    1. Rozumiem Cię – nawet, jeżeli się wierzy, że śmierć to tylko czasowa rozłąka, to zawsze jednak rozstanie. Zawsze towarzyszy mu smutek i tęsknota. Pamiętaj, że nawet Jezus płakał nad grobem Łazarza, mimo że miał moc, aby go wskrzesić. Bardzo pięknie to ujął ks. Twardowski w wierszu o „zaśnięciu Matki Bożej”: „Nie śmierć, ale MIŁOŚĆ całą Cię zabrała/ Pan uchronił do końca i zdrową zostawił (…) Tylko kiedy pukano, Ciebie już nie było (…) Tylko ta sama cisza, to straszne milczenie – choćby się razem z ciałem opuszczało ziemię.”

    1. O, nie zgadzam się! Przecież Ewangelia to „Dobra Nowina” – tylko to wina naszego nauczania, że po 2000 lat chrześcijaństwa to już ani „dobra” ani „nowina”…

Skomentuj ~Leszek Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *