Wieści z pogranicza.

Józef Piłsudski (który zresztą potem zrobił to samo, więc nie wiem, na ile anegdotka ta jest historycznie wiarygodna), kiedy usłyszał, że jeden z jego podkomendnych zmienił wiarę, miał podobno powiedzieć:„Wiarę zmienił? Raczej żonę!”

Małżeństwo to tak silny związek (a w przypadku związków osób niepełnosprawnych trzeba to jeszcze pomnożyć przez dwa), że w końcu, chcąc nie chcąc, przesiąkasz sposobem myślenia swego współmałżonka i jego otoczenia, nawet, gdybyś się zarzekał, że tak nie będzie. I nie byłabym sobą, gdybym przy tej okazji nie pytała samej siebie, ile mogłabym poświęcić dla P.? Czy mogłabym, np. „zmienić wiarę”, gdyby o to poprosił (czasami, przyznam się, mam takie pokusy – pomyślcie tylko, ślub w innym Kościele!;)- ale wtedy to on mnie strofuje)? Ostatecznie,
gdzie są te granice, których w żadnym razie przekroczyć nie wolno? A może, wyrzekając się sakramentów, już dawno je przekroczyłam i nie wiem o tym?

Istnieje pewien typ podejścia do Kościoła częsty u byłych duchownych (i ich żon!). Jest to coś, co mój były spowiednik, o. Bartoś (który odszedł od kapłaństwa, ale nie od katolicyzmu) kiedyś wyjaśniał nam, uczennicom, jako „resentyment”: jeżeli nie mogę dosięgnąć winogron (czyli pewnego ideału), to zawsze mogę sobie wmówić, że i tak były kwaśne! Taki sposób myślenia reprezentuje np. Roman Kotliński („Jonasz”), redaktor naczelny „Faktów i Mitów”, pisemka, które bez przesady mogę określić jako „brukowiec” (przeczytałam parę numerów i więcej nie mogę). Na szczęście – ale o tym dowiedziałam się już będąc z P. – nie wszyscy są tacy.

Niektórzy (podobnie jak my) z całych sił starają się zachować wierność Kościołowi – chociaż wiem, że to słowo może zabrzmieć fałszywie w naszym przypadku – mimo, że skazują się w ten sposób na pozostawanie na jego „peryferiach.”

Jest to niezrozumiałe i irytujące dla tych wojujących – ale ja, chociaż wyruszyłam w ryzykowną podróż za swoją miłością, zawsze mogę sobie chociaż popatrzeć wstecz, na „ojczyznę” (Kościół) który musiałam pozostawić za sobą. I mogę ją kochać i tęsknić, patrząc przez „granicę.” I mogę marzyć o powrocie.

To jest wielka wartość, chociaż jednocześnie to pozostawanie zarazem „poza” i „wewnątrz” daje mi większą swobodę wypowiadania niezależnych sądów, co zawsze bardzo sobie ceniłam. To ja jestem obywatelką dwóch światów, nie tacy, jak „Jonasz.” 

14 odpowiedzi na “Wieści z pogranicza.”

  1. Czytam i rozważam. Niewiele wiem o Tobie i o P. więc zabieranie głosu na ten temat jest tylko „filozofowaniem”. Niemniej bardzo szanuje Cię za to, że mimo wszystko trwasz w Kościele – w Kościele Chrystusowym. Jeśli nawet nie masz dostępu do jakiegoś sakramentu to przecież jest jeszcze coś takiego jak „komunia duchowa”. Każdy z nas popełnia różne błędy w życiu i dokonuje różnych błędnych decyzji czy wyborów, ale mając oparcie w Kościele zawsze można trwać w Jezusie i kurczowo trzymać się Jego ręki. Nie takim grzesznikom, jak my, Jezus przebaczał więc nadzieja w Jego miłosiernej miłości. pozdrawiam

  2. A ja właściwie to nie wiem co pisać. Bo dla mnie te tematy są całkiem obce. Jestem katoliczką ale nie uczęśzczam do kościoła. Boga mam wszędzie. I niestety na takich tematach o jakich tu wspominasz poprostu się nie bardzo znam.

    1. A czy myślisz, że ci, którzy uczęszczają, zamykają Boga tylko w kościołach? 🙂 Jeżeli rzeczywiście wygląda to w ten sposób (jakby Bóg miał tylko „dni i godziny przyjęć”) to naprawdę źle jest z naszą wiarą? A co do tematów – to zawsze starałam się, żeby każdy mógł tu znaleźć coś dla siebie. Może i Ty znajdziesz.

      1. Oczywiscie, że zamykaja go tylko w kościele. Chodzą tam bo wydaje im się, że tak trzeba. Że tylko tam spełniają swój katolicki obowiazek. Znam takich ludzi wiele. Nie rozumieją, że Bój jest wszędzie. A co do innych tematów – wszystkie dotyczą wiary, kościoła i Boga – a dla mnie to chyba zbyt osobisty temat. Ale czytam Twoje notki mimo wszystko bo dają do myślenia.

  3. Oczywiście rozpoznałem ten tekst – wtedy napisałem Ci tylko jedno zdanie „Bardzo mądre są Twoje słowa (jak zawsze zresztą).”; teraz może napiszę coś więcej. W moim odczuciu absolutnie nie jest tak, by wasze pragnienie pozostania w Kościele, brzmiało fałszywie. Na początku był fałszywy krok (który wbrew pozorom nie był spełnieniem miłości), ale ten krok od miłości was nie zwalniał – i tę miłość doskonale wypełniacie. Wasza droga stała się bardzo trudną drogą – łatwiej byłoby wam wyrzec się tej miłości, ale wy się jej nie wyrzekliście i tym pokazaliście, że Wola Boża jest dla was najważniejsza. Jestem pewien, że kroczycie dokładnie tą drogą, którą wskazuje wam ON.I wierzę w to, że przyjdzie taki czas, gdy nie będziecie już „na zewnątrz”.

    1. Dziękuję Ci za te słowa, Leszku – a uznałam, że dobrze będzie zamieścić tu ten list do Ciebie (nieco go wcześniej uogólniając, aby nikt nie poczuł się urażony) bo takie przemyślenia są też częścią mojego życia jako „żony księdza.” Mam nadzieję, że się nie gniewasz?

      1. A za co tu się gniewać? To mnie jest miło, że wtedy napisałaś coś do mnie na tyle ważnego, że uznałaś, iż warto się tym podzielić z szerszym gronem! Absolutnie nie widzę w tym niczego niestosownego. Sam też nie raz pisząc coś do kogoś formułuję jakieś myśli, które uważam później za ważne i godne powielania.

  4. Ty nie jesteś obywatelką dwóch światów, Albo. Jesteś obywatelką jednego, uporządkowanego świata, który sama niepotrzebnie, wbrew sobie, czynisz schizofrenicznym. Żyjesz i kochasz zgodnie z Bożym zamysłem, podobnie jak Twój mąż. A że kościół, którego zupełnie niepotrzenie tak ślepo bronisz, wypaczył wiele spraw – to nie Twoja wina. Nie rozumiem, jak przy swojej widocznej inteligencji możesz obstawać tak uparcie (czytam powoli Twój blog od początku) przy rozmaitych kościelnych absurdach. Aż takie masz poczucie winy? Za to, że ktoś wynaturzył odwieczne Boże prawa i wciska ludowi ciemnotę?! Z miłości będziecie sądzeni, a nie z celibatu. Życzę Wam z całego serca, aby nigdy nie opuściło Was to najpiękniejsze, co macie: wzajemna miłość.

    1. Droga Wkurzona! Obrażasz moją inteligencję (którą rzekomo wychwalasz:)) kiedy twierdzisz, że „ślepo” bronię czegokolwiek. NIGDY na tym blogu nie napisałam niczego, co nie byłoby zgodne z moim najgłębszym przekonaniem – i nie obchodzi mnie, czy to się (nie) spodoba katolikożercom czy fanom Radia Maryja. Zawsze uważałam, że ślepa wiara jest gorsza od niewiary. A cały luksus mojego niełatwego w sumie położenia polega na tym, że mogę pisać dokładnie to, co myślę. I kropka.

  5. To chyba normalne że jeśli ktos Cię wytrzuca to najpierw przychodzi oburzenie i odrzucenie – dopiero po pewnym czasie gdy emocje opadną można powrócić i zerknąć. Ja kiedyś po przemyśleniu spraw doszedłem do wniosku że cokolwiek by sie nei działo będę wyznawać Dobro, potem doszełem do wniosku że Dobro to Ewangelia (ale niekoniecznie Hierarchia), a obecnie uwaza poza granica trudniej czynic dobro.

    1. Pewnie masz rację, że to jest naturalna reakcja – ale w takim razie ja jestem „nienormalna”, bo NIGDY w związku z naszym „odejściem” nie czułam się „wyrzucona”, ani, tym bardziej, oburzona. Czuję tylko wielki smutek, jak ktoś, kto musiał opuścić swoją ojczyznę, żeby wyruszyć w podróż, do której wzywało go serce. A hierarchia? No, cóż, to wszystko tylko ludzie, tacy sami jak Ty czy ja. Nie tylko oni są Kościołem – my także. Przeczytaj, proszę, mój post pt. „Księża i szamani.”

Skomentuj ~Wkurzona Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *