Przygody Alby w świecie konsumpcji.

Kiedyś lubiłam sobie pochlebiać, że – jak Sokrates – chodząc po sklepach potrafię sobie powiedzieć: „Ileż tu jest rzeczy…których mi zupełnie nie potrzeba!”

I że tak jak św. Paweł mogę powiedzieć o sobie, że „umiem cierpieć biedę, umiem i obfitować.” Niestety…

Chciwość jest podstępna i przybiera najróżniejsze oblicza. Od tych dzieciaków, które mają pełne szafy zabawek, a wciąż tylko myślą o tym, co to by jeszcze chciały MIEĆ, MIEĆ, MIEĆ…;  poprzez panią, która ma w domu 40 par butów a i tak nigdy „nie ma co na siebie włożyć”, aż do ludzi, którzy dokonują sklepowych kradzieży (podobno jest ich u nas najwięcej w Europie), bo ich żądza posiadania nigdy nie jest nasycona.

Myślę, że nasza kultura, która w dużej mierze utożsamia „szczęście” z posiadaniem jak największej ilości rzeczy, też się jakoś do tego przyczyniła.

I nikt nie może powiedzieć, że jest wolny od tej słabości – od kapłana, który twierdzi, że „musi” (ale to absolutnie musi!:)) jeździć najnowszym modelem mercedesa, przez klientów kasyn i totolotka, aż do piszącej te słowa.

Moja własna chciwość przybiera subtelniejszą (co nie znaczy, że mniej groźną!) formę niepohamowanego kupowania książek. Wszystkich, jakie tylko chciałabym przeczytać.

O ile umiem ze stoickim spokojem omijać sklepy z ciuszkami, butami czy biżuterią, o tyle w zetknięciu ze zwykłą księgarnią czy antykwariatem łatwo tracę tę powściągliwość.

No cóż, nie na darmo Jezus powiedział, że powinniśmy się wystrzegać WSZELKIEJ chciwości… (Łk 12,15)

6 odpowiedzi na “Przygody Alby w świecie konsumpcji.”

    1. Powiedz to mojej mamie, która od pewnego czasu narzeka, że niezadługo nie będzie już gdzie trzymać tych wszystkich książek…;) Ale kiedy widzę coś ciekawego, po prostu nie jestem w stanie się opanować. A teraz dochodzą do tego jeszcze książki kupowane dla i przez P. oraz książeczki Antosia, bo nasze niemowlę jest dziedzicznie obciążone tym szaleństwem. 😉 No, ale cóż – każdy musi mieć jakiegoś bzika, to jest, tego…chciałam powiedzieć „hobby”.

      1. Kiedyś pewien ksiądz chodzący po kolędzie po wejściu n=do naszego mieszkania powiedział, że nareszcie dobrze się czuje, bo tu wszędzie są książki. Rzeczywiście tak jest – każdy wolny skrawek ściany jest wypełniony kolejnym regałem. Dla mnie dom bez książek, to coś nienaturalnego. Niestety żona nie podziela moich poglądów i już zabroniła mi kupowania książek:(

        1. Ja też nie umiałabym żyć w domu bez książek, więc świetnie Cię rozumiem – a P., na szczęście podziela moje poglądy (zresztą ciekawą książką zawsze może mnie „przekupić”;)). Natomiast moja mama niepotrzebnie zżyma się na nas – po pierwsze sama ma mnóstwo książek (przypuszczam, że grubo ponad 4 tysiące) – tak więc to jest zaraźliwe i dziedziczne 🙂 – a po drugie, np. mój starszy brat, elektronik, z pasją przywraca do życia stare radioodbiorniki, które potem także stoją porozstawiane po całym domu. Dlaczego więc ja nie miałabym, dla odmiany, zawalać go (oczywiście domu, nie brata) moimi książkami?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *