Dobre rady ciotki Ady…

czyli o czym zazwyczaj mówię dziewczynom, które zwierzają mi się z problemu p.t. „Kocham księdza!” – oczywiście zakładając, że zechcą mnie w ogóle słuchać, bo wiadomo, że na tym świecie”rada jest najtańszym towarem.” 🙂

  1. Czy „on” odwzajemnia Twoje uczucia? Jeżeli nie jesteś tego w 100% pewna, to dobrze się zastanów, czy należy go koniecznie „uświadamiać” w tej kwestii. Czasami na pewno lepiej wiedzieć, „na czym stoimy” ale… nie zawsze. Z drugiej jednak strony – między przyjaciółmi szczerość jest najważniejsza, prawda?

  2. Niezwykle często bywa tak, że „miłość do księdza” rodzi się przy okazji jakichś wspólnie rozwiązywanych problemów. Św. Teresa z Lisieux mawiała, że uczucie, jakim darzymy naszego spowiednika, jest czymś naturalnym, ponieważ przez niego otrzymujemy wielkie dobro. Ale…

  3. Nie każda autentyczna miłość między księdzem a dziewczyną musi się zaraz przekształcić w relację damsko-męską. Pamiętaj, że są różne rodzaje miłości. Zastanów się, którego z nich pragniesz w odniesieniu do tego kapłana?

  4. Nigdy nie pozwól sobie wmówić, że grzechem jest sama „miłość do księdza” – miłość nigdy nie jest grzechem… ważne jest natomiast, co się z tą miłością zrobi.
  5. Bardzo często się zdarza że kochamy księży właśnie za to, że są… księżmi a kiedy przestają nimi być, to nagle okazuje się że wcale nie są tacy wspaniali…kiedy przychodzi ta „szara codzienność. ” To dlatego na samym początku P. mnie pytał: „Kochasz MNIE czy tego KSIĘDZA, którym jestem?” To jest bardzo, ale to bardzo ważne pytanie!

  6. Przykazanie uczy, że mamy kochać innych „tak jak siebie samego” czyli – że nie jesteśmy w stanie naprawdę pokochać nikogo, dopóki nie kochamy siebie. Nie możemy wymagać, by inni nas kochali, jeśli sami siebie nie kochamy. Zastanów się, czy nie zakochałaś się w księdzu tylko dlatego, że czujesz że komuś w końcu naprawdę na Tobie zależy – i pamiętaj, że powołaniem dobrych księży jest kochać właśnie wszystkich tych, których nikt nie kocha (albo którzy sami czują się niekochani).
  7. Daj mu tyle czasu do namysłu, ile on potrzebuje – i sama też postaraj się dobrze rozeznać, czego pragniesz i dlaczego. Zanim podjęliśmy tę ostateczną decyzję, pojechałam… na rekolekcje i P. też.:) Bądź przygotowana na to, że on powie Ci: „Bóg dał mi inną drogę, taką, na której nie ma dla Ciebie miejsca.” Uszanuj to.

  8. Nie myśl o „nim” bez przerwy – postaraj się nawiązywać relacje z innymi ludźmi, z „normalnymi” chłopakami. Jeżeli naprawdę jesteście sobie „przeznaczeni” to i tak będziecie razem, bez względu na wszystko. Ja miałam jakieś siedem lat, kiedy „przepowiedziałam” sobie, że się ze mną ożeni jakiś ksiądz – i potem przez całe moje życie starałam się usilnie, żeby jednak do tego nie doszło. 🙂

  9. Rozejrzyj się, czy w Twoim otoczeniu nie ma czasem kogoś innego, komu zależy na Twoim szczęściu? Kto wie, może Cię w końcu „przekona”swoją miłością? Nie zamykaj się na miłość, która może przyjść z miejsca, z którego byś się jej wcale nie spodziewała.
  10. Spróbuj go traktować po prostu jako przyjaciela – wbrew pozorom „oni” BARDZO potrzebują przyjaciół. Miałam w życiu wielu spowiedników, a w pierwszym z nich byłam mocno zakochana. Miałam wtedy 16 lat i uważałam się za bardzo zbuntowaną nastolatkę. Marzyłam, że on dla mnie „zrzuci sutannę” (dziś już wiem, że to była dziecinada…:)) – ale ostatecznie wyszło mi to tylko na dobre, ponieważ patrząc na niego (był naprawdę mądrym i prawym człowiekiem!) zaczęłam wierzyć w Boga a jego nauczyłam się w końcu traktować jak „starszego brata” i przyjaciela (podobnie jak kilku innych) – a niektórych znów traktowałam jak ojców i mądrych przewodników.

  11. Jeżeli nie możesz inaczej, to kochaj go nadal, ale – SPRÓBUJ KOCHAĆ GO TAK JAKBY BYŁ TWOIM BRATEM A TY JEGO SIOSTRĄ.
  12. Myślę że to naprawdę jest tak, jak pisał ks. Twardowski „Miłości się nie szuka – jest albo jej nie ma”;”Kto miłości nie znalazł – już jej nie odnajdzie – a kto na nią wciąż czeka – nikogo nie kocha. Jeśli jest miłość, to po prostu jest…wie się o tym. Tak więc w miłości zawsze musi zaistnieć ta „informacja zwrotna” bo bez niej…nic z tego nie będzie… Miłość nieodwzajemniona to tylko wieczna tęsknota.

  13. Od każdego można oczekiwać tylko tyle miłości, ile on jest w stanie Ci dać – nie chciej więc od niego więcej, niż on może.

  14. Nie próbuj na siłę skracać dystansu między wami – pozostaw wasze relacje tak, jak są. Z czasem powinien się ustalić charakter związku, jaki was łączy.

  15. Pamiętaj,że decyzja o „byciu z księdzem” na stałe powoduje pozbawienie dostępu do sakramentów. I to jest trudne. Bardzo. Pamiętam jak dziś, jak P. napisał mi: „No, właśnie –sakramenty. Musimy o tym porozmawiać. O tym, że kiedy się pobierzemy, będziemy ich pozbawieni. Czy jesteś w stanie tyle dla mnie poświęcić?” A ja… ja się rozpłakałam… Jeżeli jesteś wierząca, to zastanów się, czy jest w Tobie gotowość do tak wielkiej ofiary. Kiedy już poznałam P., a jeszcze przed„ostateczną decyzją” często przystępowałam do komunii i do spowiedzi z takim strasznym uczuciem, że to może już ostatni raz w moim życiu.
  16. Korzystaj z sakramentów tak często, jak tylko możesz. Co ja bym za to dała!

  17. Przeczytaj sobie historię Moniki i Marka! Ona miała 17 lat, kiedy się spotkali, a on chyba 27 i był młodym wikarym. Potem była szybka decyzja o odejściu z kapłaństwa, chyba ślub, poszukiwanie pracy,wyrzuty sumienia, kłótnie, sceny zazdrości… Ostatnio chyba znowu wrócili do siebie, ale nie wiem na jak długo bo w pewnym momencie on się wyprowadził od niej do matki. Nie ma co, burzliwy mają związek! Odnośnik do bloga Moniki znajduje się w moich linkach (ku przestrodze że i tak bywa). Mam wrażenie, że z nich dwojga to Monika „starała się” bardziej, a Marek ją tylko obwiniał… 

  18. Zdaję sobie sprawę z tego, że – szczególnie po pobieżnej lekturze mojego bloga – nasza historia może się wydawać idealna, ale… Prawdziwe życie jednak zaczyna się dopiero po „happy endzie.” P. jest na ogół bardzo dobry i cierpliwy, ale czasami jednak puszczają mu nerwy i wtedy go prawie nie poznaję. A potem on mnie przeprasza, ach, przeprasza… 😉 A ja znów potrafię się na niego gniewać i złościć o byle co…a potem go przepraszam… (Choć ja się zwykle złoszczę niezasłużenie…bo on i tak robi o 200% więcej, niż inni mężczyźni – i jest mi posłuszny niczym wierny sługa jaśniepani 😉 – a ja czasem zachowuję się jak obrażona księżniczka…jakby nie wiem jakie cudo ze mnie było. ;)) Ale jestem absolutnie pewna , że on mnie kocha POMIMO wszystkich moich wad i wrednego charakteru – a ja kocham jego, mimo że mnie czasem denerwuje – i zawsze jesteśmy gotowi sobie wybaczyć i porozmawiać. 

  19. Osobnym problemem jest zawsze rodzina (a właściwie dwie rodziny). Wiem, że wszyscy moi bliscy byliby bardzo zadowoleni, gdybym „to” zakończyła w odpowiednim momencie. Do dzisiaj jeszcze niecała nasza rodzina i wcale nie wszyscy znajomi wiedzą, kim P. jest naprawdę. Nie ukrywamy tego specjalnie,ale i nie rozpowiadamy. (Po prawdzie, to i nie za bardzo jest się czym chwalić, a to jest bardzo małe miasteczko…). Wszyscy zresztą na pewno chcieli DOBRZE – pewnie myśleli, że on mnie tylko „wykorzysta”i porzuci.

  20. Przygotuj się na to, że prawdopodobnie odniesieniu do JEGO rodziny czekają Cię jeszcze większe wyrzuty sumienia. Dla niektórych rodziców „syn-ksiądz” jest jedynym powodem do dumy. Jako ci, którzy „wychowali kapłana” są podziwiani, szanowani, etc. Zastanów się, czy naprawdę chcesz im to „odebrać.” W każdym razie ja się długo czułam jak ten bogacz z przypowieści, co to zabrał biedakowi jego jedyną owieczkę…

  21. A najgorsze w tym wszystkim jest to, że nie możesz o tym nikomu opowiedziećdlatego właśnie zaczęłam pisać bloga. Widocznie człowiek zawsze ma potrzebę wyrzucenia z tego co w nim siedzi… Mam wrażenie, że ja nie udźwignęłam tej „tajemnicy.”

  22. Z drugiej jednak strony nie chciałabym, abyś myślała, że jak się już jest tą „żoną eksa”to jest taka „czarna dziura”, zupełnie inny świat i wielka tragedia. Ja tak właśnie myślałam – a to jest PRAWIE normalne życie – przy czym to „prawie” czyni wielką różnicę – a w każdym razie nie jest aż tak „strasznie”, jak się spodziewałam. 🙂
  23. Przypuszczam, że zawsze będziesz go kochała w jakiś sposób – bo tego się nigdy nie zapomina – prawdziwa miłość nigdy (do końca) „nie przemija.” Z czasem jednak ta miłość się zmieni i będzie (najprawdopodobniej) tylko pięknym wspomnieniem, czymś , do czego będziesz wracać z sentymentem.
  24. Pozwól Panu Bogu wypełnić w Twoim życiu to, do czego Cię przeznaczył – bo może takie życie, jak moje, to jednak nie jest Twoje”powołanie”? Ludzie często niepotrzebnie boją się tego, co przyszłość ma im do zaoferowania…

25 odpowiedzi na “Dobre rady ciotki Ady…”

  1. Powinnaś to wysłać do Benka XVI.To jest chore.To ludzie ludziom zgotowali taki los.Jestem zszokowana.A do dziewczyn ,którym się wydaje ,że są zakochane w księdzu tu najpierw niech on się zastanowi czego chce, potem jak już będzie wiedział czego chce, niech zrzuci sutannę i zamknijcie ten temat raz na zawsze bo wasz związek będzie „chory”.To nie jest normalne ,żeby tak ciągle wałkować ten temat.Poza tym ksiądz to normalny facet, który co prawda przeszedł pranie mózgu w seminarium ale to da się odkręcić jak będzie tego chciał.To zależy od motywacji.Wolę faceta „który ma jaja” i gdy kogoś pokocha zrzuca sukienkę i zaczyna bez obciążeń nowe życie niż hipokrytów ,do których ich własne dzieci mowią per wujku.Jakie to wszystko chore jest..

    1. Izo, Twoje rozumienie kapłaństwa mnie przeraża. 🙂 Mogę Cię jedynie zapewnić, że mój P. z pewnością nie przeszedł „prania mózgu” – ani w seminarium, ani nigdzie indziej. Powiedziałabym nawet, że to jego rzetelna „formacja osobowa” sprawiła, że jest dziś takim facetem, jakim jest.

      1. Iza ma rację. Jeżeli komuś kapłaństwo przestało odpowiadac, do czego ma prawo to niech najpierw „pozamiata swoje podwórko”, wystapi a potem szuka sobie kobiety – juz jako wolny człowiek. Przecież taki ksiądz mający usta pełne frazesów, mówiący o grzechu i pouczający a sam po zdjęciu ornatu biegnący do kochanki i dziecka to jest szczyt zakłamania i taki człowiek jak dla mnie nie jest godzien żadnego szacunku.Sama miałam wujka, co prawda nie był jeszcze wyświęcony ale wystapił, potem znalazł żonę, miał dwoje dzieci i był super mężem no ale nigdy nie pracował na dwa fronty.

  2. Ciekawe….poruszające i jak bardzo prawdziwe.Takie jest nasze życie,ciągle dokonujemy wyborów nie zawsze słusznych i dobrych,ale w czyich oczach mają być dobre lub złe?Co jest dobrem a co złem?I kto to rozsądzi?Powodzenia

    1. Jako osoba wierząca, mam nadzieję, że to Bóg, który sam jest miłością, będzie ostatecznie osądzał nasze czyny i wybory…:) Tutaj na Ziemi jesteśmy zdani na osąd własnego sumienia, który tak często bywa niedoskonały…

  3. Życie jest bardzo skomplikowane i bywa brutalne; jeśli do tego jeszcze dorzuci się miłość będącą owocem „zakazanym” [z powodu celibatu] to osoby, które podejmują się ten owoc spożyć muszą być nie tylko bardzo odważne, ale jeszcze wyjątkowo odporne psychicznie na ludzkie języki. Ja bym temu nie sprostała. Mam słabość do księży, ale nie widzę w nich mężczyzn, patrzę na nich jedynie przez pryzmat powinności jakiej poświęcili swoje życie.

    1. Też starałam się tak na nich patrzeć – i myślę, że nadal patrzę (z tym jednym, jedynym wyjątkiem, którym jest mój mąż) – w każdym razie mój szacunek do kapłaństwa na tym nie ucierpiał. Przeciwnie – bardzo bym chciała, żeby mój P. bardziej doceniał te wszystkie ważne i piękne rzeczy, które robił jako ksiądz. 🙂 A co do tej „odwagi” i „odporności” to myślę, że wcale taka nie jestem…

      1. Pytanie może niedyskretne, czy on jest faktycznie twoim mężem czy tylko tak go nazywasz z racji wspólnego łóżka i wspólnego dziecka?

  4. Moi zdaniem sam fakt, że facet jest księdzem dyskwalifikuje go w moich oczach do bycia obiektem westchnień. Jak młoda dziewczyna chodziłam na pielgrzymki i na jednej z nich adorował mnie wyraźnie powinien… kleryk. Ba, podobał mi się bardzo… ale fakt, iż szedł w sutannie nie pozwalał mi dać zgody na to! Został księdzem… ale potem zrezygnował, porzucił kapłaństwo a ja cieszę się z jednego: że nie z mojej winy.

    1. Wigo, z klerykami sprawa jest trochę inna – jak to mawiał mój spowiednik „nie powinno być w Twoich oczach wadą zawodnika, że jest – czy był – klerykiem.” Ten okres można porównać do „chodzenia” z kimś czy też „narzeczeństwa” – przecież nie mamy nikomu za złe, że zmienił zdanie jeszcze przed ślubem, prawda? Lepiej „przed”, niż „po”. A co do reszty…mogę Cię tylko zapewnić, że to nie było tak, że obudziłam się pewnego dnia rano i pomyślałam: „A, poderwę sobie jakiegoś księdza!” Długo myślałam, że P. będzie „tylko” moim przyjacielem, jakich wielu mam wśród duchownych różnych wyznań. Po prostu rozmawialiśmy, rozmawialiśmy i rozmawialiśmy, a nasza więź zacieśniała się tak stopniowo, że nawet chyba tego nie zauważyliśmy. Nie wydaje mi się także, by on odszedł z kapłaństwa „przeze mnie” – sądzę, że coś w jego powołaniu wypaliło się już dużo wcześniej, a ja myślałam, że zdołam to wskrzesić. Z tym jest podobnie jak z rozpadem małżeństwa – powiedzieć, że wszystkiemu jest winna „ta trzecia” to trochę za mało…

      1. Cóż… nie wiem kto winien… dla nie kapłan to już nie mężczyzna w znaczeniu „przyszły chłopak czy mąż” A ten kleryk został księdzem… i porzucił kapłaństwo…

  5. Mogę? Mogę? Bo inaczej mi nerwy puszczą… ;)Za przeproszeniem, z punktu widzenia takiej załóżmy dziewczyny w moim wieku (mam osiemnaście lat), zakochanej w księdzu, to te rady można sobie o kant d**y obić. Takiej nie przetłumaczysz, znam z autopsji. http://www.sparksiasta.blog.onet.pl

  6. Ja nie widze w tym zadnego problemu.Po prostu kochasz tego,kto Ci sie podoba a jesli oboje tego chcecie,bierzcie slub.Ani apostol Piotr,ani Pawel nie wspomina,zeby sie nie zenic.Pawel mowi o tym,ze latwiej jest niezonatemu mezczyznie,bowiem zajety jest tylko sprawami duchowymi,ale jesli uwaza,ze nie jest wstanie wytrwac,to niech zawrze zwiazwk malzenski.Natomiast Piotr podaje wzor „boskupa”,”powinien byc mezem jednej zony ,nienaganny,dobrze przewodzcy swemu domowi,maz wielkiej wiary’.Biblia nie mowi o celibacie.On zostal wprowadzony dla pewnych wygod duchownych,lecz nie wzieto pod uwage,ze rozni lidzie poslugujacy ,maja rozne potrzeby emocjonalne[chociazby chec posiadania rodziny,kochania kogos,otaczania opieka].Owszem sprawy Boze na pierwszym miejscu,ale bardzo wiele ludzi ma inne potrzby i to jest piekne i szlachetne.

    1. A jednak ja bym tu zwróciła uwagę, pani Tereso, na złamanie przyrzeczeń – Biblia wiele razy przestrzega, aby nie przysięgać Bogu pochopnie i, jeśli się to już zrobiło, żeby starać się wypełnić to, co się ślubowało (Ps 50,14). Wierzę jednak, że On jest miłosierny dla tych, którym to nie wychodzi…

  7. Nie rozumiem jednego twierdzenia…kochamy bo są księżmi. Brzmi to tak jakby ktoś kochał lekarzy czy architeków. Przecież nikt nikogo nie kocha za zawód a ksiądz taki sam zawód jak kazdy inny

    1. Nie, Gosiu, właśnie o to chodzi, że nie taki sam! Ksiądz, który traktuje to tylko jak zawód powinien natychmiast rzucić tę „robotę” bo swoją pracą może zrobić ludziom więcej złego niż dobrego…

      1. Cos ty, podobnież lekarz jest z powołania, nauczyciel z powołania, ksiądz z powołania tylko że przewaznie gdzies to powołanie po drodze umyka.A ksiądz – byc może część z powołania, część z chęci dobrego zycia i zapewnionej pracy, część że mamusia tak sobie zawinszowała. Mam po sąsiedzku chłopaka, rodzice bardzo pobozni gnali do do kościoła na potęgę. Dzieci się bawiły a Michał jak nie na różańcu to na gorzkich żalach, lata był ministrantem. Po maturze chodziły słuchy że idzie do seminarium no i nawet nikt się nie dziwił. Jednak poszedł na normalne studia (AP), podobnież ostro baluje, ma dziewczynę i nawet jak przyjedzie jakoś nie widać by szedł do kościoła.

        1. No, cóż – mogłabym Ci teraz odpowiedzieć, że skoro tylu ludzi pobiera się (podobno) „z wielkiej i prawdziwej miłości” – to czemu jest tyle rozwodów i innych rodzinnych tragedii? Widzisz, powołanie – tak samo jak miłość – to nie jest coś, co zostało nam dane raz na zawsze. Trzeba je w sobie pielęgnować, bo inaczej (tak, jak u mojego P.) więdnie i usycha. A jeśli kogoś mamusia „gwałtem pcha na księdza” to jego kapłaństwo jest – w świetle prawa kanonicznego – nieważne od samego początku. Dokładnie tak samo, jak wtedy, gdy chłopaka ZMUSZAJĄ do ślubu z dziewczyną, bo ona jest już w ciąży… (A on inaczej za Boga by się z nią nie ożenił).

  8. dobry tekst choć niełatwy. eh, zgrywam często mądralę a sama potykam się na podstawowych rzeczach. jak to jest właściwie, czy Pan Bóg wybrał mi męża – księdza czy nie – już dawno temu? bo jeśli coś mnie przerasta albo mówiąc kolokwialnie ten „przeznaczony” mi po prostu nie odpowiada 😉 to czy jest jakiś plan B? szanuje naszą wolną wolę. jeśli jakiś wybór, decyzja nie jest zgodna z Jego to musi oznaczać nieszczęście i porażkę czy dzięki łasce i miłosierdziu może stać się nową szansą? gubię się we wszystkim, nie umiem odczytywać znaków.. teraz wydają się sprzeczne. i znowu wracam do postawy Jakuba…

    1. Napisałam Ci taką „mądrą” odpowiedź, niestety, wczoraj Onet miał awarię serwerów i szlag ją trafił. Tym sposobem „wszystkowiedząca” Alba dostała prztyczka w nos. 🙂 Spróbuję jednak ją odtworzyć, przynajmniej w ogólnych zarysach. Wiesz, moi przyjaciele opowiadali mi o pewnym bardzo pobożnym chłopaku, który wmówił pewnej dziewczynie, że „wolą Bożą” jest, żeby się pobrali. Dziewczyna, „zaszantażowana” w ten sposób Bogiem, w końcu uległa jego namowom, chociaż niczego szczególnego do niego nie czuła. „Przeznaczeni sobie” rozstali się po dwóch latach. A morał z tej opowiastki jest taki, że jeśli „po ludzku” nic dwojga ku sobie nie ciągnie, to nic nie pomoże, choćby wzywali na pomoc wszystkie chóry anielskie. Jednocześnie jestem przekonana, że Bóg potrafi nawet z naszej pomyłki wyprowadzić jakieś dobro (o ile nie przestajemy Go o to prosić). Mam ciotkę, która wyznała mi kiedyś, że w młodości bardzo pragnęła zostać zakonnicą, zrezygnowała jednak, bojąc się sprzeciwu swojej matki. Otóż ona była przeświadczona, że „zmarnowała” swoje powołanie – a jednak, mimo wszystko, jest dziś szczęśliwą żoną i matką. Jak to napisał ks. Twardowski: „Kiedy Bóg drzwi zamyka – to otwiera okno.” Ja mocno wierzę w to, że Pan Bóg ma dla każdego człowieka „plan”, którego celem jest nasze szczęście i (ostatecznie) zbawienie – jednak realizacja tego planu może przebiegać najróżniejszymi drogami, w zależności od naszych własnych wyborów. Sądzę, że prędzej czy później „wola Boża” wypełni się wobec każdego człowieka – no, chyba, żeby zupełnie sobie tego nie życzył (bo pamiętaj, że Bóg nikogo nie będzie „uszczęśliwiał na siłę”). Czy to jeszcze w tym życiu, czy w przyszłym. Natomiast jeśli chodzi o problem „sprzecznych znaków” – mądrzejsi ode mnie wypracowali metodę, z której chętnie korzystam w takich sytuacjach. Zastanów się, co poradziłabyś bliskiej osobie (siostrze, przyjaciółce) gdyby przyszła do Ciebie z podobnymi wątpliwościami – a następnie zastosuj się do własnej rady!:) Uprzedzam, że to może nie być łatwe.

      1. dziękuję za odpowiedź Albo. bardzo cenne to co mi napisałaś. przemyślałam sobie to, trochę mi się może rozjaśniło. zatem – plan jest gotowy „w ogólnych zarysach” a bardziej konkretnie i po chrześcijańsku chodzi po prostu zbawienie. natomiast nie ma – cały czas patrząc z perspektywy konkretnej osoby – jednej drogi. czasem może się ona rozdzielić.”a ja wybrałam tą mniej uczęszczaną i to odmieniło wszystko…”dziwne to i tajemnicze. i tak sobie myślę, że dobrze, że nie wszystko rozumiem bo bez względu na to jak wszystko się dalej potoczy już samo to trudne doświadczenie jest dobre. piękne, cenne i ośmielę się nawet stwierdzić, że jest próbą wiary. bo tak patrząc czysto po ludzku, szaleństwem jest teraz oczekiwać, że obietnica się spełni. (nie mogę mieć pewności ale mam głębokie poczucie, że to JEST obietnica. nic nie poradzę nawet jeśli wygląda to irracjonalnie) Ale czym jest wiara, czym jest chrześcijaństwo jeśli nie szaleństwem? logika to dobra rzecz ale jest coś, Ktoś większy. jest światło, które oślepia. nie pytam dlaczego, nie pytam jak. chcę wierzyć, chcę kochać. On zna pragnienia mojego serca i wierzę, że je spełni.dziękuję Ci droga Albo, bo także w ten sposób sobie pewne rzeczy porządkuję 🙂 modlę się za Twoją Rodzinę i także o to proszę. mam nadzieję, że wszystko u Ciebie ok. dobrej niedzieli!

        1. Wzajemnie, Estel – jutro Niedziela Trójcy Przenajświętszej…Święto, które przypomina nam, że nasz Bóg sam jest Tajemnicą (Trzy Płomienie w Jeden Ogień…) – czemu nasza droga, nasze życie miałoby być zawsze jasne i zrozumiałe? Widzisz, ja znałam bardzo wielu księży, z wieloma bardzo blisko się przyjaźniłam – a tylko jeden zakochał się we mnie z wzajemnością, choć (Bóg to wie!) nie zrobiłam niczego, żeby go „uwieść.” Dlaczego właśnie on? Nie wiem! Ostatnio często chodzą mi po głowie słowa Jezusa do Piotra: „Tego, co Ja czynię, ty teraz nie rozumiesz – ale później będziesz to wiedział.” Nie wiem, jak Ciebie, ale mnie to jakoś pociesza.

Skomentuj Alba Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *